Jak_to_jest_z_ta_darmowa_energia.pdf
(
130 KB
)
Pobierz
556122 UNPDF
JAK TO JEST Z DARMOWĄ ENERGIĄ?
Istnieje wiele rozwiązań technicznych pozwalających czerpać bez ograniczeń energię
z naszego otoczenia, jednak wszystkie te wynalazki są skutecznie blokowane przez
sektor finansowy i energetyczny, oraz rządy państw bojące się utraty kontroli nad
społeczeństwami.
Nie jestem przesadnym zwolennikiem teorii spiskowych - ani w nauce i zastosowaniu badań
w przemyśle, ani w polityce. Każdy czytelnik po przeczytaniu tego zdania pomyśli zapewne:
„Twierdzi, że nie wierzy w spiski, ale coś jest na rzeczy, bo inaczej by o tym nie pisał..." - i w
zasadzie będzie miał rację! Bo choć nie należy mnożyć bytów ponad miarę i potrzebę (teoria
Williama z Ockham, angielskiego franciszkanina żyjącego w latach 1300-1349, z którą
zresztą się zgadzam), to jednak trudno nie zadać sobie prostego pytania: Dlaczego do dziś
korzystamy ze sposobów wytwarzania (i przetwarzania) energii, które należą właściwie do
XIX wieku i wcześniejszych (z jednym niechlubnym wyjątkiem - energetyką jądrową)?
Pytanie jest proste i odpowiedź dla osób w miarę uważnie obserwujących środowisko
obecnego homo sapiens w jest zasadzie również prosta - bo ludzie są chciwi. Przy czym
temat ten wymaga rozwinięcia.
WYTWARZANIE ENERGII DZISIAJ
Może to się wydać dziwne, ale w zasadzie nie odeszliśmy daleko od ogniska wędrownego
łowcy - energię uzyskujemy w większości ze spalania różnego typu mediów. Od tego
schematu odbiega trochę wykorzystanie energii wody (elektrownie wodne) i wiatru.
Niewątpliwie daleko od naszego ogniska plasuje się energetyka jądrowa. Ale trudno mi ją
nazwać wielkim osiągnięciem, bo nie jest taka tania w rachunku ciągnionym, a po drugie
niesie ze sobą trudne do oszacowania zagrożenie ekologiczne. Wystarczy jakiś duży,
aczkolwiek z punktu widzenia przetrwania naszego gatunku niegroźny, kataklizm, który w
przypadku uszkodzenia kilku elektrowni atomowych może zmienić się w kataklizm
ostatecznie kładący kres panowaniu człowieka na Ziemi. Być może dla tej ostatniej wyszłoby
to na dobre. Na przykład solidne trzęsienie ziemi w terenie „sejsmicznie bezpiecznym" i
bum... nawet strach myśleć o konsekwencjach.
W rzeczy samej wszystkich wielbicieli energetyki jądrowej należałoby moim zdaniem
przymusowo kwaterować w osiedlach mieszkalnych gdzieś w pobliżu składów zużytego
paliwa. Choć nie, nawet najgorszemu wrogowi nie należy tego życzyć, W końcu oni mają
jedynie ograniczoną wyobraźnię. Cóż, taki defekt psychiczny i nie wypada znęcać się nad
inwalidami.
Inne metody (wykorzystujące energię wiatru, słońca) stanowią mniejszość.
Oczywiście nie można nie doceniać postępu w poszczególnych segmentach (na przykład
spalanie fluidalne), oraz innych znakomitych rozwiązań, takich jak pompy ciepła lub pompy
kawitacyjne, jednak należy zwrócić uwagę na to, że wszystkie te metody wymagają
pośredniego lub bezpośredniego zasilania paliwami (surowce!) lub energią elektryczną (w
większości surowce!).
Niewątpliwie krokiem w dobrym kierunku jest poszukiwanie energii z tak zwanych źródeł
odtwarzalnych (metan uzyskiwany z odpadów organicznych, rośliny szybko rosnące
przeznaczone do opalania, wykorzystywanie słomy zbóż), lecz są to metody mające ścisłe
powiązanie z konkretnym miejscem i nie zawsze możliwe do zaadaptowania w innych.
A co więcej, każda z nich może być reglamentowana bądź koncesjonowana przez państwo
i... opodatkowana.
GDZIE TEN POSTĘP?
Prawdziwy postęp w jakiejkolwiek dziedzinie związany z odkryciami nowych zjawisk
tworzony przez jednostki (Tesla, Marconi) bądź zespoły badawcze tworzone przez te
jednostki (Edison) zostaje wtłoczony w ramy badań finansowanych przez państwo albo
prywatne i bogate firmy lub korporacje. To jest już „postęp sterowany i ukierunkowany", w
którym nie ma miejsca dla osób negujących obowiązujące teorie, nie mówiąc o
„podstawowych prawach nauki". Przynajmniej w sferze jawnej.
Wszyscy indywidualnie i nieszablonowo myślący odszczepieńcy mogą co najwyżej zejść do
piwnicy, a niektórym pozwoli się, ewentualnie, podziałać piętro wyżej, czyli w garażu. Te
działania obecnej nauki pięknie pokazuje książka Zakazana archeologia Michaela Cremo i
Richarda Thompsona.
KRÓTKA WYCIECZKA OBJAZDOWA PO GARAŻACH
Zajrzyjmy do tych garaży i zobaczmy, jakie to bezeceństwa tam się wyprawia. Pierwszy etap
podróży to Australia.
To właśnie tam garażowy wynalazca zbudował silnik napędzający kosiarkę, który działał
na... wodę.
(1)
Któregoś dnia wrócił do domu, rzucił rodzinie na stół milion dolarów, czy coś
koło tego, a potem stwierdził, że nie chce już więcej gadać ani słyszeć o swoich
maszynkach. Kilka miesięcy później ktoś odstrzelił mu głowę z dubeltówki w drzwiach
wejściowych jego własnego domu.
Pozostańmy w kraju z Krzyżem Południa na fladze. W czasopiśmie
Melbourne Age
z 13
lipca 1993 roku na 5 stronie opisano „system bezpiecznej produkcji ozonu" - małe czarne
pudełeczko zmniejszało spalanie paliwa w samochodach o dwie trzecie. Pracownicy Agencji
Ochrony Środowiska wspólnie z naukowcami z Uniwersytetu Swinburn potwierdzili w
prywatnych (sic!) rozmowach z wynalazcą, że jest to najlepsze rozwiązanie tego typu, z
jakim się spotkali. Wynalazcą był niejaki Mike Holland, który założył firmę „Oz Smart
Technologies".
Mamy rok 2005. I co? Było dość czasu. Czy mamy jakiś przewrót technologiczny? Czy
poprawił się slan naszych kieszeni (dla tych, którzy jeszcze nic nałapali, wyjaśniam, że
zamiast płacić przy tankowaniu baku - przy obecnych cenach - 160 zł, płaciliby o 100 zł
mniej)? Czy ma to wpływ na ekonomię naszego kraju. Odpowiedź wpisuje się wspaniale w
tradycję odpowiedzi ekspedientek sklepów mięsnych z czasów stanu wojennego: NIE MA.
„Oz Smart Technologies" nie istnieje, a Mikę Holland rozpłynął się w upalnym, falującym
powietrzu australijskich pustkowi.
(2)
Przenieśmy się teraz na inny kontynent, cofając się kilkadziesiąt lat wstecz. Najpierw
frustrujący przykład mieszanki niekompetencji i thrillera. W latach trzydziestych ubiegłego
stulecia niejakiemu Henry'emu T. Morayowi odmówiono udzielenia patentu na “zimną
katodę półprzewodnikową", ponieważ urzędnik udzielający patentu nie potrafi! zrozumieć
(sic!), w jaki sposób może ona emitować elektrony (to była niekompetencja). Wynalezienie
dwadzieścia lat później tranzystora udowodniło, że urządzenie Moraya mogło działać.
Naiwny i prostoduszny wynalazca nie poddał się i w roku 1940 zaprezentował przed
członkami Komisji ds. Użyteczności Publicznej (Public Utilities Commission) generator
„darmowej" energii, który wytwarzał na wyjściu napięcie 250 000 V (dwieście pięćdziesiąt
tysięcy V). Ot, taka energia z niczego. Następnego dnia ktoś go zastrzelił w laboratorium i
zabrał wszystkie notatki oraz rzeczony generator (a to był właśnie wspomniany thriller).
(3)
Powędrujemy w czasie nieco do przodu. Chemik John Andrews zaprezentował w roku 1974
przedstawicielom marynarki wojennej USA dodatek do wody, który zamieniał ją w paliwo.
Według jego szacunków pozwoliłby on na obniżenie ceny 1 litra benzyny do pół centa. Kiedy
przedstawiciele marynarki wojennej wybrali się do niego w celu wynegocjowania zakupu
technologii i receptury, zastali w laboratorium ogromny bałagan, zaś chemik zaginał. O tym
wynalazku
Nexus
wspominał parę lat temu.
W lipcu tego samego roku prokurator okręgowy z Los Angeles. działając na “polecenie z
góry", najechał warsztat Eda Graya i skonfiskował prototyp generatora wytwarzającego
darmową energię (free energy) wraz z całą dokumentacją. Wysunął przy okazji różne
bezpodstawne zarzuty przeciw Grayowi i skutecznie utrącał wszelkie usiłowania jego
adwokatów dążących do odzyskania skonfiskowanych rzeczy. W wyniku tych działań Ed
Gray został w końcu zmuszony do ogłoszenia bankructwa.
Można tak bez końca... ot, choćby Howard Johnson (USA) walczył sześć lat z Urzędem
Patentowym o przyznanie patentu na silnik oparty na stałych magnesach
(4)
Kohei Minato
(Japonia), który opracował silnik działający na podobnych zasadach, musiał wprowadzić
zmiany w swoim patencie dodając elektromagnesy zasilane niewielkim prądem, bo przecież
silnik bez zasilania, to nie silnik!
(5)
Długo by opowiadać o urządzeniach zmniejszających znacznie zużycia paliwa, o
generatorach darmowej energii tworzonych w garażach i innych fascynujących
rozwiązaniach, których twórcy boją się je ujawniać, a jeśli już to zrobią, to są zastraszani,
doprowadzani do bankructwa, pomieszania zmysłów bądź wymazywani z naszej
rzeczywistości przy pomocy lupary (sycylijska nazwa “obrzyna”).
Można by wiele o wynalazkach mogących zmienić nasze życie na łatwiejsze i spowodować,
że energia byłaby dostępna w każdym miejscu i w każdej ilości, bez potrzeby przesyłania jej
na znaczne odległości.
Nasuwa mi się również na myśl patent Josepha Pappa, Węgra, uciekiniera z
komunistycznego raju po gwałtownej erupcji uczuć Armii Radzieckiej wobec Węgrów w roku
1956. Ówże Papp skomponował sprytną mieszankę gazów szlachetnych, która po
potraktowaniu jej impulsem elektrycznym zmieniała swoją objętość, po czym wracała do
stanu wyjściowego. Papp opracował rozwiązanie, w którym pojemniki z tą mieszanką zostały
umieszczone w cylindrach silnika samochodowego. Według słów wynalazcy pojemniki z
gazem wymagały regeneracji co 90 tysięcy kilometrów.
(6)
Wyobraźcie sobie samochód, który
jeździ bez tankowania! Szacunkowe obliczenia pozwalają sądzić, że w mojej kieszeni
pozostałoby 36 tysięcy złotych. Jaka szkoda, że Papp już umarł.
Jak zapewne wszyscy już się domyślili, to, że samochody nie musiałyby podjeżdżać do stacji
benzynowych, było wystarczającym powodem, żeby rozwiązanie Pappa nie zostało, jak to
się teraz ładnie mówi, skomercjalizowane.
TAJNE PATENTY l KNEBLE
Biorąc pod uwagę to, że Stany Zjednoczone przodują, tak w rozwoju przemysłowym, jak i w
demokracji, oraz ostatnio w usilnym dbaniu o bezpieczeństwo obywateli, pozostańmy u nich
i rozejrzyjmy się uważnie.
We wszystkich wymienionych tu przykładach można zaobserwować pewien schemat: ktoś
wymyśla urządzenie, które może sprawić, że ludziom będzie żyło się taniej, zdrowiej i
ogólnie lepiej, i z miejsca pojawiają się jakieś nieczyste siły usiłujące takiego niepoprawnego
wynalazcę przywołać do porządku, nierzadko - ostatecznego.
Jak twierdzi Gary Vesperman w swoim artykule “Działania na rzecz odtajnienia patentów
związanych z energią”
(7)
, w Urzędzie Patentowym USA działa dziewięcioosobowy komitet
oceniający nadsyłane patenty z punktu widzenia skutków, jakie niosą one dla
bezpieczeństwa narodowego. Ponieważ „bezpieczeństwo narodowe" jest bardzo pojemnym
pojęciem,
wszystkie wynalazki dotyczące metod wytwarzania taniej energii są
utajniane, a wynalazcę obowiązuje zakaz dalszej pracy nad wynalazkiem, publikacji
oraz rozmów na jego temat pod groźbą kary 20 lat więzienia
. Jeśli się nie
podporządkujesz, to jesteś wrogiem narodu i idziesz siedzieć. Taki zakaz znany jest pod
pojęciem „gag orders", co w wolnym tłumaczeniu znaczy „ordynacja kneblowa".
Dotyczy on zresztą nie tylko wynalazków związanych z energią, ale wszelkich, które mogłyby
w jakiś sposób uniezależnić członków społeczeństwa od nadzoru władz. Spotkało to na
przykład twórców urządzenia zabezpieczającego przed podsłuchiwaniem rozmów
prowadzonych za pomocą radiostacji CB
(8)
oraz telefonów autorstwa Carla Kicolaia, Williama
Raike'a, Carla Quale'a i Davida Millera z Seattle w stanie Washington. Agencja
Bezpieczeństwa Narodowego (NSA) utajniła patent po sześciu miesiącach od jego wydania
motywując to względami bezpieczeństwa państwa.
Podobne przepisy i działania są na porządku dziennym we wszystkich krajach świata. W
Polsce również
(9)
. Wszędzie na świecie służby specjalne, wywiad wojskowy przejmują
prawem kaduka dorobek badawczy, modele i dokumentacje wynalazczą. W Polsce stało się
tak z Lucjanem Łągiewką i profesorem Gumułą.
Czy rzeczywiście jest to działanie na korzyść narodu, społeczeństwa? Wydaje się, że nie.
Zresztą każdy czytelnik Nexusa ma już zapewne wyrobiony pogląd na ten temat.
Wróćmy na razie do Najwspanialszego Kraju Wzorcowej Demokracji (nie będę używa!
akronimu, bo źle się kojarzy), czyli USA. Jak poda! kilka lat temu Don Kelly w Space Energ?
Journalu, ilość utajnionych patentów „energetycznych" można szacować na około trzy
tysiące. Z kolei Thomas Valone z „In-tegrity Research Instilute", byty rzecznik patentowy,
ocenia, że ich liczba przekracza nawet cztery tysiące. Zgłaszający nie otrzymują numeru
patentu, a wynalazcy (wynalazca nie koniecznie musi być zgłaszającym aplikację
patentową) prawie nigdy nie otrzymują rekompensaty z tytułu używania ich wynalazków.
I znów na usta ciśnie się pytanie:
„W jakiż to sposób wynalazek pozwalający na domowe wytwarzanie energii elektrycznej
może zagrozić bezpieczeństwu państwa?”
BENEFICJENCI
A może tu nie chodzi tylko o bezpieczeństwo państwa? Zadajmy więc inne pytanie: „Qui
bono?" - kto na tym korzysta? Lub raczej - kto może stracić na rozwoju tego typu nowych
technologii indywidualnej produkcji energii? Odpowiedź jest prosta: przede wszystkim
producenci energii i surowców energetycznych. No, bo, po cholerę, komu benzyna, jeśli
wszyscy będą korzystali z silnika Pappa lub silnika na magnesy stałe? Po co komu
okręgowe Zakłady Energetyczne i sieci przesyłowe, jeśli w garażu będzie mu się kręcić
gustowny generator darmowej energii?
A że współpraca polityków i lobby energetycznego jest zjawiskiem trwałym i opartym na
szafowaniu publicznym pieniądzem lekką ręką, to przecież wiadomo nie od dzisiaj. Jeśli ktoś
myśli, że na Kapitolu siedzą wyłącznie reprezemanci narodu bez skazy na honorze, to jesi
bardziej naiwny niż niemowlę. Już pierwsze słowa projektu ustawy energetycznej są
wzorcowym przykładem hipokryzji : „Aby zwiększyć oszczędność energii, badania i rozwój..."
Jaka oszczędność, jakie badania? Macie przecież ponad 4000 utajnionych patentów, które
pozwalają na dostarczenie całej ludzkości energii za darmo! Cała ta ustawa zresztą to jeden
gigantyczny podarunek społecznych środków dla przemysłu energetycznego.
Ta „współpraca" przemysłu energetycznego z politykami jest, nota bene, zawsze bardzo
intratna. Zjawisko to jest globalne, a w samych Stanach Zjednoczonych związek między
dotacjami na kampanię wyborczą a późniejszymi zwolnieniami podatkowymi i subwencjami
jest prosty „jak drzewce dzidy", jak powiada Yarpen Zigrin, bohater powieści Andrzeja
Sapkowskiego: oto 69,5 miliona dolarów przeznaczonych na kampanię zaowocowało 36
miliardami dolarów w postaci zwolnień i subwencji. To dopiero interes - ponad 52000
procent zysku. Handel narkotykami przy tym to jak zabawa w piaskownicy. I taka skuteczna
ssawka z budżetu do prywatnych kieszeni ma przestać działać tylko dlatego, że ktoś sobie w
garażu wymyślił jakiś generator punktu zerowego lub coś innego? Wolne żarty.
(10)
A TAK WŁAŚCIWIE, O CO TU CHODZI?
To wszystko nie jesi takie proste i oczywiste, jak by się mogło zdawać. Dlatego proponuję
teraz przyjrzenie się tym wzajemnym powiązaniom władzy, kapitału i interesów, które nie
pozwalają nam żyć w lepszym, tańszym świecie. Jasno i prostymi słowami wyłożył to Peter
Lindeman w swoim artykule „The World of Free Energy”
(11)
. Pozwolę sobie teraz na krótkie
zaprezentowanie jego poglądów.
Współdziałają razem cztery, potężne siły, które tę niemoc powodują. Twierdzenie, że istnieje
jakiś “generalny spisek”, by ukrywać i blokować te wynalazki, prowadzi do powierzchownego
rozumienia świata i powoduje, że wcale nie czujemy się za ten stan odpowiedzialni. Nasz
brak reakcji i obawa przed zmianami wywołujące pragnienie pozostawania w
nieświadomości zawsze były interpretowane przez dwie z tych czterech sił jako „ciche
przyzwolenie".
Parę słów wprowadzenia. Podstawy ekonomii wyróżniają trzy klasy przemysłu: kapitał,
towary i usługi. Pierwszy, kapitał, ma trzy podklasy. Są to:
- dobra naturalne (wszelkiego rodzaju surowce, np. rudy żelaza, oraz źródła energii, np.
energetyka wodna lub szyby naftowe);
- pieniądz (druk pieniędzy papierowych, oraz bicie monet - ta funkcja leży zazwyczaj w
gestii rządu);
- kredyt (pożyczanie pieniędzy na procent oraz wzrost wartości złożonych depozytów).
Wyraźnie z tego widać, że energia funkcjonuje w ekonomii w taki sam sposób, jak złoto,
żela/o, drukowanie pieniędzy czy udzielanie kredytów przez bank.
W większości krajów istnieje „monopol pieniężny". Wolno mi zarabiać tyle pieniędzy, ile
chcę. ale tylko w banknotach emitowanych przez państwo. Nie mogę „mieć życzenia" być
wynagradzanym w złocie, certyfikatach albo innych rodzajach „pieniędzy". Ten „pieniężny
monopol" znajduje się w rękach niewielkiej liczby banków, które należą do kilkunastu
Najbogatszych Rodzin (np. w USA Rezerwa Federalna, mimo mylącej nazwy, jest bankiem
prywatnym). W Polsce tak jeszcze nie jest, ale nie martw się. czytelniku, już niedługo
będziemy cieszyć się niezależnością NBP, wszak za kilka lat wejdziemy do strefy euro. Owe
NR (Najbogatsze Rodziny) mają w swoich planach przejęcie 100 procent zasobów
kapitałowych świata, by móc kontrolować każdego poprzez umożliwianie (lub nie) dostępu
do dóbr i usług.
Gdyby każdy obywatel Ziemi mógł mieć dostęp do niezależnego źródła bogactwa (w naszym
przypadku są to urządzenia do wytwarzania taniej, darmowej energii), to te plany ległyby w
gruzach raz na zawsze. Dlaczego? To proste - obecnie przyspieszenie lub zwolnienie
gospodarki można wywołać manipulując stopa, procentową. Jeśli jednak w ekonomii
pojawiłoby się niezależne źródło kapitału (tu: energia) i każde przedsiębiorstwo lub osoba
prywatna mogłaby zwiększać swój kapitał bez pożyczania go w banku, manipulacje stopami
procentowymi nie dawałyby spodziewanych efektów.
Technologie wytwarzania darmowej energii zmieniają wartość pieniądza.
Najbogatsi
(wraz Kredytodawcami) nie chcą mieć konkurencji. Oni chcą nadal dzierżyć wytyczną
kontrole nad podażą pieniądza. Dla nich darmowa energia to nie jest coś, co należy tępić lub
utajniać - takie coś powinno być zakazane raz na zawsze!
Tak wiec, uogólniając, pierwszą sita nie dopuszczającą do rozprzestrzeniania się technologii
darmowej energii są Najbogatsze Rodziny Świata wraz z swoimi bankami motywowane
przez wyimaginowaną „władzę z boskiego nadania", chciwość i pazerną potrzebę
kontrolowania wszystkiego (poza sobą, oczywiście). Używają zastraszania, podpaleń,
zabójstw. Ośmieszają wynalazki i odkrycia przy pomocy „ekspertów" (sceptycy różnej maści
i chowu). Wykupują prawa do technologii w celu jej utajnienia. Stosują szeroką gamę
bodźców finansowych w celu manipulowania ewentualnymi zwolennikami nowoczesnych
rozwiązań. Wspierają także z całych sił ogólne przekonanie o słuszności teorii naukowej
głoszącej, że „darmowa energia" jest niemożliwa (prawa termodynamiki).
Drugą siłą są rządy państw. W tym wypadku nie tyle chodzi o zagrożenie prawa wyłączności
emisji pieniędzy, ile o zapewnienie „bezpieczeństwa narodowego". W stosunkach
gospodarczych istnieje Złota Zasada: „Ten, kto ma złoto, ustanawia zasady". Podobnie jest
w polityce, tyle że tu ta zasada ma brzmienie bardziej darwinowskie: „Przeżywa najlepiej
przystosowany", przy czym „przystosowany" oznacza tu stronę najsilniejszą, która jest
gotowa do stosowania najbardziej brutalnych i niegodziwych metod walki. Zastosowany
może być absolutnie każdy dostępny środek w celu uzyskania i utrzymania przewagi nad
„przeciwnikiem", przy czym „przeciwnikami" są wszyscy, bez względu na to, czy są uważani
za przyjaciół, czy wrogów.
Żaden rząd nigdy nie zrobi niczego, co mogło by dać rzeczywistą lub urojoną przewagę
przeciwnikowi. Nigdy! To byłoby wszak narodowe samobójstwo. Dlatego jakiekolwiek
działanie (jednostki, przedsiębiorstwa) na terenie kraju lub za granicą, które może być
zinterpretowane jako dające przewagę przeciwnikowi, zawsze będzie uważane za
„zagrożenie dla bezpieczeństwa państwa".
Darmowa energia to najgorszy koszmar dla każdego rządu.
Twierdzi się otwarcie, że
taka technologia to iskra, która może wywołać nieograniczony wyścig zbrojeń. Swobodny do
niej dostęp może zakłócić równowagę sił w obecnej sytuacji międzynarodowej. Każde
państwo chciałoby ją mieć na wyłączność i zrobi wszystko, aby inne państwa jej nie miały.
Plik z chomika:
Czarny_Goniec
Inne pliki z tego folderu:
Lucas Derks - Techniki NLP w tworzeniu dobrych związków z ludzmi.rar
(904 KB)
Jak_to_jest_z_ta_darmowa_energia.pdf
(130 KB)
Farkas Victor - Ukryte rzeczywistości.rtf
(785 KB)
Carlos Castaneda - Sztuka Śnienia.doc
(1064 KB)
Burgess Antohny - Rozpustne nasienie.rtf
(1198 KB)
Inne foldery tego chomika:
Biblia (audio) hasło stop
Dokumenty
Galeria
prawo
programowanie_dummies
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin