Anna Bojarska BIEDNY OSCAR CZYLI DWA RAZY O MI�O�CI Tower Press 2000 Copyright by Tower Press, Gda�sk 2000 �MIER� SEBASTIANA MELMOTHA Clapham Junction Nie wzi�li doro�ki. �wieci� ksi�yc, drzewa rzuca�y cienie na chodnik, Pary� przycich�. Sebastian Melmoth � wielki, oty�y, w bia�ym wieczorowym szaliku, w kapeluszu zsuni�tym z czo�a � szed� obok mniejszego, chudego przyjaciela i p�aci� mu za swoj� kolacj�. P�aci� tym, co zawsze: sob�. Czy� nie jest wci�� najbardziej uroczym z ludzi, kim�, czyje towarzystwo warte jest tyle, ile wynosi rachunek w dobrej restauracji? Czy nie dlatego zosta� zaproszony? Szed� wi�c przez zasypiaj�cy Pary� syty, rozweselony winem, i m�wi�, wci�� m�wi� swym modulowanym, po aktorsku ustawionym, niezmiennie aksamitnym g�os e m . A c h , t a p a r k a , kt�ra towarzyszy�a im przy kolacji, te cudowne francuskie bli�ni�ta, dwie tanagryjskie statu- etki tak kruche i tak patetyczne w przelotnym apogeum swej g�upiutkiej i skazanej na rych�� zag�ad� m�odo�ci! Prawda, jak� bajeczn� rzecz� jest por�wnanie tego samego typu urody ob- jawionego w dw�ch wersjach, m�skiej i kobiecej? I czy nie zastanawia przewaga wersji m�- skiej, o tyle szlachetniejszej i czystszej? Bo przecie� Jules jest pi�kniejszy od Emilienne! Ale do�� o w�asnych gustach, kt�rych fundator kolacji nie podziela; pom�wmy o poezji. Pami�- tasz te strofy Verlaine�a, Frank? A Dante... ach, Dante! Zauwa�y�e�, co jest najwa�niejsz� cech� wszystkich wielkich poet�w, co ich ��czy? Lito�� dla s�abo�ci! Tak, lito��: ona, kt�ra stworzy�a Chrystusa, jest tak�e iskr�, od kt�rej zapala si� geniusz poezji. Chocia� tak �atwo pomyli� j� z czym innym. Z rozczuleniem miernoty w�asn�, po�al si� Bo�e, �wra�liwo�ci��: czy� osoba �wra�liwa� to nie ta, kt�ra wszystkim depcze po nogach, poniewa� sama ma odci- ski? Nigdy nie wierz cz�owiekowi, kt�ry m�wi sam o sobie, �e jest taaaki wra�liwy, i to, oczywi�cie, od dziecka, a je�li w dodatku doda skromnie: �sam nie wiem czemu�, uciekaj, gdzie pieprz ro�nie, Frank, trafi�e� na wyj�tkowego �ajdaka! Co te� taki mo�e mie� zamiast serca? Chocia� serce... hm, serce! Najgorsza rzecz z sercem to to, �e tak strasznie nas posta- rza. Nie pasuje do modnego ubioru. I nie myl aby lito�ci ze ,,zmys�em moralnym�. Moral- no��, wielkie nieba! Moralno�� jest ostatni� ucieczk� tych, co nie pojmuj� pi�kna. Instynkt moralno�ci mo�na tak wyszkoli�, �e wyskakuje wsz�dzie, gdzie jest niepotrzebny. Nigdy, doprawdy nigdy nie spotka�em cz�owieka, m�wi�cego o swoim sumieniu, moralno�ci, zasa- dach, kt�ry nie by�by nikczemnikiem i tch�rzem. W ko�cu sumienie i tch�rzostwo to jedno. Sumienie jest firm� tej sp�ki. I mo�na � o, jak bardzo mo�na! � by� z�ym, nie czyni�c nigdy nic z�ego. A w dodatku... Nagle Sebastian Melmoth rzuca kr�tkie spojrzenie na przyjaciela, niezmiennie uprzejme- go, lecz i pe�nego dezaprobaty. Urywa w p� zdania. Jakby przek�uto szpilk� karnawa�owy balonik. Widzisz we mnie tokuj�cego g�uszca? Ale� prosz�: wystarczy jeden strza� i g�uszec spada z ga��zi. Wymiatamy per�y z chlewu. W �wietle ksi�yca i latarni zwraca si� w stron� fundatora kolacji twarz rozlu�niona, bezbronna i skrzywiona, twarz, kt�ra si� rozpad�a, �ciany w gruzach, przysypane fundamenty, ruina. O to ci chodzi�o? � Nie pot�piaj mnie Frank! Ty nie wiesz, ile wycierpia�em. Zrobili mi okropne rzeczy. Gdyby� wiedzia�... Nawet g�os przesta� ju� by� aksamitny. Chrypi, za�amuje si� i zn�w si� podnosi w nie- sk�adnych, urywanych skargach, w �a�osnych j�kach dobrych w dziele sztuki przeznaczonym dla rzesz i stuleci, ale niedopuszczalnych w rozmowie z jednym tylko cz�owiekiem. Co za ha�ba! B�yskotliwy, dowcipny, cyniczny Sebastian Melmoth rozwia� si� w mroku; pozosta� jeden z tych niezliczonych plebejskich nudziarzy, kt�rzy w przyst�pie rozpaczy chwytaj� za guzik pierwszego lepszego przechodnia, �api� za r�k� s�siada w przedziale kolejowym, przy- siadaj� si� do cudzego stolika w taniej knajpie � i be�kocz�, i szlochaj�, opowiadaj�c pierw- szemu lepszemu, byle komu, o swoim zmarnowanym �yciu. Co oni mi zrobili, panie; co oni ze mn� zrobili! Taki potok skarg niezawodnie prowadzi do p�aczu. Prosz�: Sebastian Mel- moth te� ju� prawie p�acze. Ma �zy w oczach. Usta mu si� trz�s�. Co oni ze mn� zrobili! Gdy- by� wiedzia�! Dzie�, kiedy go aresztowano. Wiedzia�, �e to zrobi�. Wstydzi� si� ucieka�. Nie chcia� by� dezerterem. Przez ca�y dzie� czeka� na ich przyj�cie. Aresztowanie, dobrze. Ale to poni�enie? Zabrak�o mu wyobra�ni, nie wiedzia�, nie przewidzia�! Widzisz, siedzia�em w areszcie jak ma�pa w klatce i nagle... nagle policja wpu�ci�a dziennikarzy. Wpadli t�umnie, z ha�asem, oblepili kraty, uwiesili si� na kratach i patrzyli. Patrzyli i komentowali. Te ich komentarze, Frank! Te ich wrzaski! Te dowcipy! Wpuszczono ich jak do ZOO... no, i zachowali si� jak ho�ota w ZOO. Macie swojego zbocze�ca w klatce! Napatrze� si� nie mogli. Czyhali na ka�- dy ruch, na ka�dy grymas. Czy mogli by� w�r�d nich moi kochani recenzenci? Te cnotliwe p�g��wki? Nie, na pewno nie, ale... Ta nienawi��! I ten triumfalny wrzask, kiedy zas�oni�em twarz! Jakby tego w�a�nie chcieli: tego, �eby zwierz� odskoczy�o przera�one, �eby si� skuli�o, ukry�o g�ow� jak przed ciosem... I jak to d�ugo trwa�o! Wiecznie! A potem przysz�o co� jeszcze gorszego. Przysz�o to, co najstraszniejsze: Clapham Junc- tion. Clapham Junction, stacja w�z�owa w drodze z wi�zienia w Wandsworth do wi�zienia w Reading. 13 listopada 1895. Nigdy nie zapomni tej daty! P� godziny: od drugiej do wp� do trzeciej. Przez rok, przez ca�y nast�pny rok dr�a�em w mojej celi, kiedy zbli�a�a si� godzina druga. Przez rok, ka�dego dnia, od drugiej do wp� do trzeciej p�aka�em. Bo tam wtedy, p�a- ka� nie mog�em. I w�a�nie dlatego... Clapham Junction, 13 listopada 1895. Od drugiej do wp� do trzeciej. Tyle trzeba by�o czeka� na poci�g w kierunku Reading. Na peronie. W wi�ziennym stroju, w kajdanach, na deszczu. Najpierw � natychmiast � zebra�a si� gromadka ciekawych. Tu� potem t�um. Po- dr�ni wysypuj�cy si� ze staj�cych na stacji poci�g�w przy��czali si� do zbiegowiska. Ten ogromny, pot�nie zbudowany wi�zie�, wystawiony na pokaz po�rodku peronu, ociekaj�cy deszczem, onie�mielony, ze skutymi r�kami, staraj�cy si� udawa�, �e nie widzi gapi�w, by� nieodparcie �mieszny. Wi�c �miano si�. �miano si�. Po raz pierwszy od tylu miesi�cy znalaz� si� poza wi�zieniem, w�r�d wolnych ludzi, w normalnym, dawnym �wiecie. Zachowywa� si� jak nied�wied� na �a�cuchu, zabawnie, na pewno zabawnie. Wzi�li go wprost ze szpitala, to, co mia� na sobie, by�o gorsze ni� zwyk�y ubi�r wi�nia, c� za groteskowe szmaty, i ten ogo- lony �eb, a na policzkach przeciwnie, zarost, i te kajdany; chory by � t ak � e, m o� e dr � a� n a deszczu z gor�czki, a mo�e z zimna, a mo�e ze strachu... zabawny, o tak, bardzo by� zabawny z tym swoim udawaniem, �e nic si� nie dzieje, z tym spuszczaniem oczu... Wi�c �miano si�, �miano. A� raptem kto� krzykn��. Rozpozna� go. Zawo�a� jego nazwisko. Jego prawdziwe nazwisko, tak s�awne i takim okryte b�otem. To przecie� on! I wtedy Sebastian Melmoth zro- zumia�, czym jest dla innych. Czym jest dla �wiata. Bo ludzie przestali si� �mia�. Zabawny kryminalista mokn�cy na deszczu nie by� wrogiem; on tak. By� wrogiem ka�dego z nich. T�um zafalowa�, przybli�y� si�. Sta� si� gro�ny. Zacz�to plu�. L�y� go. Wy�. Stra�nicy, kt�rzy go pilnowali, nie przeszkadzali ludowi w godziwej rozrywce. Ale to ju� nie by�a godziwa rozrywka, nie, to by�o spe�nianie chwalebnego obowi�zku, kamienowanie jawnogrzesznicy... Co za euforia! Co za nienawi��! Dop�ki nie zna�o si� takiej nienawi�ci, nie wie si� niczego, 5 ------------------------------------------------------------- page 6 niczego. Dop�ki si� nie by�o kamienowan� jawnogrzesznic�. On by�. Od drugiej do wp� do trzeciej kamienowano go w Clapham Junction. I dlatego teraz... Rozp�aka� si�. G�os odm�wi� mu pos�usze�stwa. Kilka razy bezradnie, po rybiemu, otwie- ra� i zamyka� usta. A� wreszcie uciek�. Fundator kolacji nie goni� go, nie wo�a�. Pozosta� w cieniu pary skic h d rze w i w �wi etl e ksi�yca. Teraz dopiero inwestycja op�aci�a mu si� w pe�ni. To o nim ten, kt�ry w�a�nie uciek� � ta nie dobita jawnogrzesznica � powiedzia�: Frank Harris jest pozbawiony wszelkich uczu�. W tym kryje si� tajemnica jego sukcesu. Uwa�a on, �e inni ludzie te� s� pozbawieni wszelkich uczu�. W tym kryje si� tajemnica kl�ski, kt�ra go kiedy� czeka. Mo�e mu to powt�rzono, a mo�e nie. Mo�e si� obrazi�, a mo�e nie. W ka�dym razie teraz jest zadowolony. Sebastian Melmoth zachowa� si� tak, jak powinien by� si� za- chowa�. Zdj�� mask�. Odrzuci� sw� przekl�t� dzielno��, sw� nie pasuj�c� do sytuacji weso- �o��, sw�j zgry�liwy humor: to� nawet o wi�zieniu Sebastian Melmoth potrafi� opowiada� tak, �e s�uchacze skr�cali si� ze �miechu! A jaki bywa� cyniczny i bezduszny! Czy nie zepsu� do cna wzruszaj�cej historii o stra�nikach z Reading, kt�rzy polubili go w ko�cu tak bardzo, �e nara�aj�c si� na surowe kary przemycali dla niego jedzenie? Czy nie zepsu� jej, m�wi�c ze smutkiem, �e � niestety! � ci szlachetni ludzie bez wyobra�ni potrafili przynie�� mu kie�bas� lub kiszk� pasztetow�? Niekt�rym si� wydaje, �e cz�owiek g�odny mo�e zje�� wszystko. I ta jego pycha, to wieczne, wynios�e (z jakich to wy�yn?) os�dzanie �wiata! Ludzie wra�liwi ze swoimi odciskami, serce, kt�re nas postarza... o ile� bardziej pasowa�o do niedobitej jawno- grzesznicy wspomnienie Clapham Junction! O ile stosowniejsze by�y �zy i ucieczka! I Frank Harris z aprobuj�c� wreszcie, zadowolon� min� poszed� do kraw�nika, �eby zatrzyma� do- ro�k�. Wolno�� Tymczasem Sebastian Melmoth jak wielka, t�usta �ma t�uk� si� dalej po nocnym Pary�u. Od tak dawna jest Sebastianem Melmothem. I ci�gle nie mo�e przywykn��. Ten dzie...
sindi211