WYWIAD Z KAPŁANEM EGZOECYSTĄ.pdf

(1902 KB) Pobierz
13806228 UNPDF
ranciszkański Ś wiat
F
CZASOPISMO MŁODYCH
Nr. (52) 2007 r.
www.franciszkanie.net
FŚwiat
w tym numerze
znajdziesz m.in.:
Wywiad z
egzorcystą
NPR kontra
antykoncepcja
Latarka
Czy szatan
ukrywa się na
dnie butelki z
alkoholem?
Rekolekcje
Franciszkański Świat
13806228.001.png
Deus meus et omnia
Od redakcji
Drodzy czytelnicy „Franciszkańskiego Świata”
Przeżywamy radosny czas świąt Bożego Narodzenia. Przyjmijcie od
nas nowy nr FŚwiata, jako skromny prezent, jeden spośród wielu wspa-
niałych prezentów, które otrzymaliście na święta.
Życzymy wszystkim miłej lektury na najbliższe dni.
Nasz adres:
o. Jakub OFM
Franciszkański Świat
ul. Garbary 22
61-867 Poznań
e-mail : fs@franciszkanie.net
2
Franciszkański Świat
13806228.002.png
W tym numerze
znajdziesz:
Lekcja religii............................................................................................4
Rozmowa z... egzorcystą....................................................................6
Oiary z ludzi w dzisiejszych czasach,
czyli o Helloween słów kilka ..........................................................0
Rekolekcje.............................................................................................
Ziemia Zbawiciela..............................................................................4
O. Łukasz Wadding.............................................................................6
Jak to jest z tym oczekiwaniem?...................................................8
Mój drogi przyjacielu.........................................................................2
Wątpliwość zapoczątkowała koniec............................................22
Czym jest żarliwość, Jezu?...............................................................2
Wiersz.....................................................................................................24
Naturalne Planowanie Rodziny kontra antykoncepcja........26
Latarka....................................................................................................28
Czy szatan ukrywa się na dnie butelki?......................................0
Byłem głodny a nakarmiliście mnie.............................................2
Franciszkański Świat
13806228.003.png
Deus meus et omnia
Lekcja religii
Kolega zaśmiał się, kiedy doktor prowadzący zajęcia ze wstępu do
pedagogiki wspomniał o kursie przedmałżeńskim jako formie nabywania
kompetencji wychowawczych. Właściwie na twarzy większości z obecnych
pojawił się uśmiech. Na mojej też, gdy przypomniałam sobie, jak przebiegał
mój kurs katechizacji przedmałżeńskiej na lekcji religii w liceum.
Uśmiechnęłam się jednak nie dlatego, że jest to miłe wspomnienie; wręcz
przeciwnie.
Katecheza w liceum raczej mnie denerwowała niż cieszyła. I nie było to
bynajmniej wynikiem tego, że cała klasa zarzucała księdza kłopotliwymi pytaniami
albo obwiniała Pana Boga (i Kościół przy okazji) o całe zło tego świata. Nie, takie
zdarzenia w ogóle nie miały miejsca. Przede wszystkim dlatego, że na lekcji tej nie
było dyskusji. Żadnych. Przez dwa pierwsze lata ksiądz, który nas uczył, przynajmniej
omawiał jakiś temat. W trzeciej klasie jednak (zaznaczę, że uczył nas już inny kapłan)
zajęcia w głównej mierze polegały na tym, że zapisywaliśmy temat w zeszycie –
oczywiście o ile ktoś miał przy sobie zeszyt do religii – następnie ksiądz opowiadał
jakiś dowcip, bardziej lub mniej związany z przedmiotem, sporadycznie coś dyktował,
a potem to już tak zwana samowolka: można było robić to, na co się miało ochotę,
4
Franciszkański Świat
13806228.004.png
oczywiście w granicach normy i oby w
miarę cicho. I tak mniej więcej wyglądał
mój kurs przedmałżeński. Na koniec
roku trzeba było napisać pracę na jeden
z trzech podanych tematów. Do dziś je
pamiętam: „Antykoncepcja”, „Dlaczego
małżeństwo sakramentalne?” i ostatni,
cieszący się niewątpliwie największym
powodzeniem, „Wychowanie – cele i
jak”. Prawdę mówiąc byliśmy delikatnie
oburzeni tym, że coś takiego trzeba będzie
zrobić. No bo jak to, sama obecność
na katechezie nie wystarczy? Poza tym
chodziły słuchy, że ksiądz, z którym
wcześniej mieliśmy religię, nie wymaga
takich rzeczy. Próbowaliśmy nawet jakoś
oponować, ale się nie udało. Większość (w
tym i ja) wybrała właśnie ten trzeci temat,
gdyż dawał on największe możliwości tak
zwanego wodolejstwa. Można było napisać
dużo, ale niekoniecznie konkretnie. W
gruncie rzeczy jednak chodziło o to, żeby
oddać cokolwiek – byle było. I na komersie
dostać „Zaświadczenie ukończenia kursu
katechizacji przedmałżeńskiej”. A nawet
jeżeli koś nie zdążył na czas, pracę można
było donieść później i też otrzymywało
się odpowiednią karteczkę.
Nie chcę, żeby to, co napisałam
powyżej, brzmiało jak pewnego rodzaju
atak na księży, którzy uczyli mnie religii.
Oczywiście, od katechety bardzo wiele
zależy, ale jednak nie wszystko. Zdaję
sobie sprawę z tego, że lekcje religii tak
właśnie wyglądały, bo i nam, i księdzu
chyba też, zależało na tym, żeby te 45
minut jak najszybciej minęły. Kapłani
bynajmniej nie byli nudni albo mało
sympatyczni. Pod koniec roku szkolnego
wychodziliśmy na boisko: chłopcy i ksiądz
grali w piłkę, a dziewczyny plotkowały.
W moim liceum panuje taka niepisana
tradycja, że absolwenci przychodzą na
rozpoczęcie roku szkolnego. Jest okazja do
spotkania ze znajomymi i z nauczycielami.
Zawsze sobie wtedy z księżmi gawędzimy,
podobnie było, kiedy jeszcze chodziliśmy
do szkoły. Z tą tylko różnicą, iż nawet
na lekcji nie rozmawialiśmy na tematy
religijne. Dlaczego? Nie mam pojęcia.
Byliśmy bierni. My – uczniowie.
Ksiądz też. Ja byłam bierna. My
chcieliśmy sobie trochę odetchnąć,
czasem (ale rzadko) pouczyć się na jakiś
sprawdzian. Wiecie zresztą jak wygląda
szkolna rzeczywistość – w zasadzie ciągle
wypatruje się chwili luzu, myśli z nadzieją,
że nie będzie któregoś z nauczycieli albo
będzie musiał coś załatwić czy przyjdzie
pół godziny po dzwonku… Religia
była właśnie takim przerywnikiem w
zajęciach, czymś między przerwą a
standardową lekcją. Na katechezie Bóg
i religia bynajmniej nie były w centrum
zainteresowania. Traktowaliśmy to
niejako po macoszemu.
Najłatwiej o ten stan oskarżać
katechetów. Że się nie starają, nie potraią
zaciekawić, uciekają od trudnych pytań,
czasem jakby krępują się rozmawiać o
tym, co dla nas ważne. Pytanie tylko,
ile razy spotykali się z taką – nazwijmy
to kolokwialnie – olewczą postawą, z
tumiwisizmem? Ile podjęli prób, by ten
mur obojętności i braku zainteresowania
obalić? I jaka była na to nasza reakcja,
jakie nastawienie? Nas, katolików, którzy
powinni dążyć do poznania Tego, w
którego wierzą. Nas, po bierzmowaniu,
czyli sakramencie dojrzałości
chrześcijańskiej. Nas, którzy nie tylko
mamy grzecznie słuchać i być spokojni,
ale także dawać świadectwo, wykazać się
zaangażowaniem.
Ja wiem, że swoją szansę
zmarnowałam. I żałuję.
Paulina
Franciszkański Świat
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin