Olechnowicz H Jaskiniowcy zagubieni w XXIw.doc

(34 KB) Pobierz

Olechnowicz H., Jaskiniowcy zagubieni w XXI w.                                                                                          met. głęboka zaj.5

 

uwaga – to nie jest opracowanie tylko czyjaś recenzja (nijakiej Anny Strumińskiej która pisząc to tłumaczyła na czym poelega fenomen hipoterapii ), tak żebyśmy w miarę wiedziały co tam jest jeśli nie dotrę do tej książki

 

Rewolucja cywilizacyjna, której jesteśmy świadkami zmienia całe nasze życie. Największym zmianom uległo jednak życie najmłodszych przedstawicieli społeczeństwa i z tym wiążą się pewne niebezpieczeństwa.
        Niezwykle wyraźnie i przekonywująco ukazała ten proces Hanna Olechnowicz w swojej mądrej i pięknej książce „Jaskiniowcy zagubieni w XXI wieku". Przyjrzyjmy się jak autorka opisuje zmiany jakim uległy warunki rozwoju i wychowania dzieci tylko w ciągu ostatnich stu lat.
        Przeciętne XIX wieczne dziecko rodziło się w domu, rosło w otoczeniu licznej rodziny, sąsiadów. Żyło wśród przyrody roślin, zwierząt, jego zwykły dzień zawierał w sobie całe bogactwo zdarzeń, doświadczeń, radości, lęków; było świadkiem przeżyć swoich bliskich, poznawało ich uczucia, uczyło się je odczytywać i rozumieć ich przyczyny. Życie wielopokoleniowej rodziny było dla dzieci lekcją socjalizacji i umiejętności odczytywania uczuć i myśli innych ludzi. W takiej rodzinie miały swoją silną pozycję społeczną poczucie własnej wartości, zyskiwały ufność podstawową nie tylko wobec najbliższych, ale ludzi w ogóle. Rytuały w życiu rodzinnym były niezmienne, szybko stawały się dla dziecka znane, zrozumiałe i przewidywalne. Dawało to dziecku poczucie bezpieczeństwa.
Dzieci miały bardzo bogate i urozmaicone doznania zmysłowe. Były kołysane w kołyskach i na rękach matek. Dotykały sprzętów, roślin, głaskały zwierzęta i były przez nie lizane. Mogły tarzać się w trawie lub pachnącym sianie, bawić w błocie i kałużach. Wspinały się na drzewa, biegały na bosaka, zbierały kwiaty i owoce. Żyły wśród różnorodnych zapachów docierających do nich z kuchni, stajni, obory, sadu, pól, łąk i lasu.
        Dzieci znajdowały zaspokojenie swoich podstawowych potrzeb rozwojowych: ruchu, bogactwa doznań zmysłowych, kontaktów z ludźmi w różnym wieku, pełniącymi różnorodne funkcje społeczne, kontaktów z przyrodą i zwierzętami. Doznawały bogactwa zdarzeń, ale na tle stabilnego życia i jego rytuałów, przewidywalności tego, co może im się przytrafić. Był to świat, który mogły zrozumieć.
        Tak opisuje Hanna Olechnowicz przeszłość, do której nie ma dziś powrotu. A jak wygląda według niej przeciętne dzieciństwo współczesnych dzieci? Rodzą się w szpitalu, krótko lub wcale nie ssą piersi, rzadko są kołysane i noszone na rękach. Ich doznania zmysłowe są zubożone. Dziecko dotyka tylko sterylnych, gładkich zabawek, odżywia się pozbawionymi smaku odżywkami, nie chodzi boso, ciasne mieszkania ograniczają jego swobodę ruchów, mało się porusza, za to jest dużo biernie wożone. Jest świadkiem olbrzymiej ilości zdarzeń, ale - w telewizji. Zdarzeń tych nie rozumie, ani nie może nadać im sensu. Natomiast zdarzeń „prawdziwych", rodzinnych jest niewiele. Nuklearny model rodziny matka - ojciec - dziecko dostarcza niewiele i mało różnorodnych doświadczeń społecznych. Dziecko wcześnie opuszcza dom idąc do żłobka i przedszkola. Tutaj ilość zakazów dotyczących swobodnego wyżycia się ruchowego i hałasowania jest znaczna. W edukacji przedszkolnej nacisk kładziony jest na płynne mówienie i rysowanie i z tego rozliczane jest dziecko.
        „W efekcie takiego wychowania stymulowane są , a nawet „przestymulowane" doznania zmysłów „dalekich" - wzroku i słuchu (telewizja, radio, książki), pozbawione zaś są niemal zupełnie doznań pobudzających zmysły „bliskie" - dotyk, węch, odczuwanie własnego ruchu i doznania zmysłu równowagi" (Olechnowicz, 1999). Dodatkowo świat dźwięków i obrazów jest na ogół pochodzenia mechanicznego i nie ma nic wspólnego z naturą.
        A przecież natura noworodka i jego potrzeby niewiele zmieniły się od czasów prehistorycznych. Dziecko potrzebowało zawsze ciepła, jedzenia, opieki, ochrony przed niebezpieczeństwem i stopniowego wprowadzania do społeczności rodzinnej i plemiennej. Dzieciństwo dziecka XIX-wiecznego upływało jeszcze względnie blisko natury i zaspakajało jego fundamentalne potrzeby. Dziecko współczesne żyje „w klatkach" i przeludnieniu, w warunkach, które Desmond Morris trafnie nazwał „ludzkim ZOO".
        Efekty takich niekorzystnych zmian środowiska nie dają na siebie czekać, coraz częściej zaczynają występować u dzieci różne zaburzenia rozwoju. Powszechne stają się nerwice niemowląt i małych dzieci. Chorobą społeczną stają się nadpobudliwość, niepokój ruchowy i emocjonalny dzieci pozbawionych możliwości wyładowania energii np. poprzez bieganie po dworze. Coraz więcej jest konfliktów rodzice - dziecko, bowiem żyje ono poddane nakazom i zakazom, których liczba wzrasta w miarę postępu cywilizacji i jej zagrożeń. Rozwój dziecka jest ciągle kontrolowany i porównywany ze sztywno ustalonymi normami statystycznymi. Pęd do akceleracji rozwoju powoduje wymuszanie na dziecku pokonywania kolejnych osiągnięć rozwojowych bez brania pod uwagę indywidualnego rytmu życia rozwijającego się dziecka. Dziecko broni się przed wymuszaniem, reaguje na przymus frustracją lub agresją, zablokowaniem wszelkiej aktywności, bądź też chaotyczną bezcelową ruchliwością.
        Rysując tak smutny obraz rzeczywistości, w której przyszło nam żyć Hanna Olechnowicz podkreśla, że chociaż nie jesteśmy w stanie cofnąć rozwoju cywilizacji to musimy zadbać o to, aby zmienić styl i model wychowania najmłodszego pokolenia. Model ten na pierwszym miejscu powinien stawiać wszystko to, co sprzyja rozwojowi osobowemu dzieci, ich zdrowiu psychicznemu, ich zdolności do współżycia z ludźmi i to od najwcześniejszych stadiów rozwoju. Kształtowanie uczuciowości wyższej jest niewątpliwie celem nadrzędnym wychowania.
W trakcie terapii dzieci z zaburzeniami rozwoju terapeuci coraz częściej dążą do wzbogacenia zubożonych doznań zmysłowych będących wynikiem życia w nienaturalnych warunkach. Jedną z form terapii, która pozwala dziecku odkryć utracony naturalny świat, chłonąć go wszystkimi zmysłami i przeżyć coś wspaniałego i autentycznego, jest - terapia poprzez jazdę konna i kontakt z koniem. I tu przed hipoterapią otwierają się olbrzymie możliwości, to ona będąc naturalną formą rehabilitacji, prowadzoną w naturalnym środowisku w kontakcie z żywym zwierzęciem, terapią nastawioną głównie na odbiór bodźców czuciowych i kinestetycznych daje szansę „naprawy" zaburzonego przez nadmierny rozwój cywilizacji naturalnego rozwoju człowieka. Prowadząc zajęcia hipoterapii starajmy się nie zniszczyć jej najcenniejszych wartości; nie zamykajmy się w krytych ujeżdżalniach, nie traktujmy konia instrumentalnie i nie zakłócajmy relacji jaka powstaje pomiędzy naszym pacjentem a koniem. Zastanówmy się dobrze jakie cele terapii powinniśmy sobie postawić, aby zawsze odpowiadały one najważniejszym potrzebom naszego pacjenta, aby ogarniały go w całości, a nie dotyczyły jedynie fragmentów jego ciała czy duszy. Skorzystajmy z kilku wskazówek zawartych w książkach Hanny Olechnowicz dotyczących sposobu prowadzenia takiej naturalnej, naprawczej i nie dyrektywnej terapii

 

 

Prezentacja uniwersalnych czynników rozwojowych występujących w różnych cywilizacjach i kulturach - to punkt wyjścia tej książki. Autorka dowodzi, że ich naruszenie może spowodować poważne zaburzenia rozwojowe. Przedstawia zagrożenia wynikające z nadmiernego cywilizowania i technicyzowania współczesnego świata, których konsekwencją jest pozbawianie dziecka naturalnych czynników rozwojowych i związanej z nimi możliwości autoterapii. 

 

 

Zgłoś jeśli naruszono regulamin