Ashford Jeffrey - Śmiertelne spotkanie.doc

(1221 KB) Pobierz
JEFFREY ASHFORD



 

 

 

 

JEFFREY ASHFORD

Śmiertelne spotkanie

TŁUMACZYŁA

STEFANIA SZCZURKOWSKA

                 

Agencja Praw Autorskich

i Wydawnictwo INTERART

Warszawa 1993


Jeffrey Ashford — Śmiertelne spotkanie

Tytuł oryginału — Deadly reunion

Redaktor merytoryczny: Ewa Wierzchowska

Redaktor techniczny: Zygmunt Sulek

Korekta: Wanda Korolczuk

© Copyright by Jeffrey Ashford, 1991

Copyright for the Polish edition by Agencja Praw Autorskich i Wydawnictwo INTERART, Warszawa 1993

Copyright for the Polish translation by Stefania Szczurkowska

Agencja Praw Autorskich i Wydawnictwo

INTERART, 00-403 Warszawa, u). Solec 30A/31

Wydanie I.

Ark. wyd. 11; ark. druk. 12

Skład: Danuta Kaśka, Warszawa

Druk i oprawa: Drukarnia Naukowo-Techniczna, Warszawa


ROZDZIAŁ 1

              Na Boga! To przecież poczciwy, stary Aggie! — ryk, który dotarł do uszu Gary'ego Westona, przerwał jego rozmyślania, niepasujące wcale do olśniewającego blasku słońca.

Kiedy Gary się odwrócił, znalazł się twarzą w twarz z męż­czyzną, którego gigantycznie bujna, ruda broda była czymś najbardziej rzucającym się w oczy. To Aggie towarzyszyło Westonowi w latach szkolnych, wytężał więc wszystkie siły, żeby skojarzyć tego człowieka z którymś z chłopaków z daw­nych czasów. Kręcone włosy, jeszcze bardziej rude niż broda, niskie czoło, intensywnie niebieskie oczy, orli nos, ukryte gdzieś w głębi zarostu zmysłowe usta. Mocna sylwetka z wy­stającym brzuchem. Zaprzeczenie schludnego wyglądu — szorty i podkoszulek pomięte, nie mówiąc o tym, że mo­głyby być czystsze. Gary zdołał sobie przypomnieć aż trzech rudzielców, w tym jednego, który nie stosował się do żadnych reguł.

              Jason? — zapytał. — A może Windy? — dodał po chwili.

              Zabrało ci to cholernie dużo czasu! — Farley wysunął wolne krzesło i usiadł, nie zważając na to, że znalazł się poza zasięgiem chroniącego przed słońcem, umocowanego pośro­dku stolika parasola. — A może miałeś nadzieję, że spłynął­bym stąd, gdybyś udawał, że nie możesz sobie mnie przy­pomnieć?

              Przywołanie na pamięć wszystkich brodaczy musiało trochę potrwać.

              Nie przestałeś być dyplomatą — Farley rozglądał się za kelnerem. Kiedy spostrzegł jednego, zmierzającego w kierunku stolików od strony plaży, zawołał do niego po hiszpańsku. Kelner obsłużył

             


6

właśnie kogoś w sąsiedztwie i przyspieszył kroku. Co pijesz? — Farley spytał Westona.

                            Gin z tonikiem. Ale nie sądzę, żebym chciał jeszcze. Dzięki.

                            Mięczak — powiedział w stronę odchodzącego kelnera. — Wiesz, co ci powiem? Wciąż pamiętam, jak patrzyłeś na mnie ze wstrętem i politowaniem, kiedy powiedziałem ci, że mnie wylali. Zastanawiałeś się tylko, jak szybko będziesz miał z tym spokój.

                            Nic z tych rzeczy — odparł Weston z rozbawieniem. — O ile pamiętam, zastanawiałem się, w jaki sposób można by ci pomóc.

                            A czy mówiłem, że potrzebuję pomocy?

                            Nie, ale wyłącznie dlatego, że uważałbyś to za przejaw słabości.

                            Nadal nic nie rozumiesz. Nie masz najmniejszego po­jęcia, dlaczego zaprowadziłem Madge do gabinetu jej ojca zamiast do siłowni.

                            Masz rację, że nie wiem dlaczego. To było kompletne szaleństwo, z którego mogły wyniknąć same kłopoty.

                            Zrobiłem tak, ponieważ dwa dni wcześniej, w holu, zanu­dzał nas na śmierć tymi swoimi przestrogami na temat zgub­nych skutków rozkoszy. Co ten świętoszkowaty, wyschnięty hipokryta mógł wiedzieć o uciechach namiętności — Farley parsknął śmiechem. — Nie nakryłby nas, gdyby jego córka nie bawiła się tak dobrze i nie robiła tyle hałasu. Często się zasta­nawiam, czy ona wytłumaczyła mu później, ile stracił.

                            Ponieważ była jego córką, cała sprawa musiała wy­glądać trochę inaczej, niż myślisz.

                            Jej zajście w ciążę stary mógłby odebrać wyłącznie jako spełnienie nudnego obowiązku.

Kelner wrócił z dwiema szklaneczkami i postawił je na stole. Farley powiedział coś, co wywołało chwilowy uśmiech na jego zmęczonej, spoconej twarzy, kiedy nadziewał świstek papieru na szpikulec podstawki. Potem szybko odszedł. Far­ley przysunął ją do siebie i przeczytał rachunek.

                            Cholerni złodzieje — powiedział. — W cenie tych
dwóch drinków można kupić cały litr całkiem przyzwoitego
ginu. Nic dziwnego, że barmani jeżdżą porsche.


7

Na plaży jakaś młoda, zgrabna kobieta, mająca na sobie tylko dół bikini, nagle wstała. Zwinęła matę, zabrała ręcznik i torebkę. Szła chodnikiem. Potem przeszła na drugą stronę jezdni, do hotelu. Obserwujący ją Farley, odwrócił się z po­wrotem do stolika i pociągnął łyk.

              Jak tam twój życiorys? — spytał. — Żonaty, dwoje dzieci, dom na przedmieściu, własność hipoteczna, i tylko jedno pragnienie — żyć tak długo, żeby zdążyć pobierać emeryturę.

              Cóż za zwariowane pomysły!

              Dodaj więc do tego teściową, cierpiącą na chorobę Alzheimera, i będziesz miał rację.

              Owszem, mam teściową, ale daleko jej jeszcze do zgrzy­białości. — Mógłby co najwyżej dodać, że jest złośliwa.

              Makler giełdowy, Lloyd, wicedyrektor Nat West?

              Public Relations.

              Nie myślę, żebyś był aż takim oszustem.

              Chyba masz rację. Właśnie zostałem zwolniony.

              Jesteś bezrobotny?

              Określenie niepracujący działa na mnie lepiej.

              A gdzież to pani małżonka? W hotelu? Odpoczywa, także wolna od zajęć?

              Została w domu.

              Dostałeś pozwolenie na pozamałżeńską dawkę słońca, morza i seksu?

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin