Ela, czemu się nie wcielasz?
G , hna komisji powiedzielie , Cniedojrzały, trzeba wcielićtwoją barwą ma być zieleńi wcielili mnie jak cielęna zebraniu Ligi Kobiettłusta baba, choć też człowiekbełkotała do toastówżeby wcielać pederastówjak garnkowi gadał kociołsiląc się na dobroć kociąniedojrzałość ci wypomnąchoć im bardziej jest zielonoG , hEla, czemu się nie wcielasztwoich oczu blask niewinnye , Cprzypomina mi mundurco z tego, że inny
Nie obgryzaj paznokci
nad ranem twarz ci wsiąknie w poduszkęwrzód w prześcieradle tak obrzydliwyże bukiet naszych oczu pod łóżkiemtak nas zastanie rano szczęśliwychczy rano wstaniesz, czy zanim zaśnieszspoglądasz w okno, nie wiesz czy dniejeczarne czy białe, ciemne czy jasneświt to czy zmierzch już promieniejenad ranem twarz ci wsiąknie w poduszkęwrzód w prześcieradle tak obrzydliwyże bukiet naszych oczu pod łóżkiemtak nas zastanie rano szczęśliwychnie, nie ogryzaj sobie paznokci
List z pola boju
G , episzę do ciebie list z pola bojuC , Dpiszę do ciebie po śmierciw cztery minuty od chwili zgonuwybuchu przesyłam szmer ciC , Djeśli zobaczę cię z żołnierzemG , enaszej miłości nic nie ocaliC , Dwszystko co piękne zadepcze układG , Dbandy lizusów i mądralipiszę do ciebie smutną piosenkęsam nie wiem jak to robięprzed chwilą właśnie urwało mi rękęa moim kolegom obiejeśli zobaczę cię z żołnierzem...piszę do ciebie chociaż nie mogęsam nie wiem jak to robięprzed chwilą właśnie urwało mi nogęa moim kolegom obiejeśli zobaczę cię z żołnierzem...
Ballada dla samobójców
A , fis , Eśnieg sypie dreszczem białych lekarstwdruk nekrologu bardziej czarnyczcionka zgłodniałych kruków czekafis , A , Eon już nie będzie ptaków karmiłostatni zastrzyk skupia ciaśniejfartuchów biel daremnie czystąw ostatnim oknie we mgle gaśnieostatni wgląd na rzeczywistośćpod stopą śnieg skrzypi jak drzwiamiktórymi odszedł wbrew wszystkiemunikogo nie zastąpi pamięćnikomu z nas tym bardziej jemuA , fis , Etak tak on to zrobi znówtak tak choć go nie ma jużA , fis , Etak tak zechce zbudzić sięfisjak ze snuA , Eprzecież to nie senśnieg sypie dreszczem białych lekarstwdruk nekrologu bardziej czarnyczcionka zgłodniałych kruków czekaon już nie będzie ptaków karmiłpod stopą śnieg skrzypi jak drzwiamiktórymi odszedł wbrew wszystkiemunikogo nie zastąpi pamięćnikomu z nas tym bardziej jemutak tak on to zrobi znówtak tak choć go nie ma jużtak tak zechce zbudzić sięjak ze snuprzecież to nie sen
Sztuka jest skarpetką kulawego
w domu wisielca jak na powrozierobię skarpetkę na sześciu drutacha mole które żywi ta odzieżskarpecie nadają swój kształt kikutasztuka jest skarpetką kulawegosztuka jest skarpetka kulawegomówią to łatwo porzucić szkołęże się nie chciało mówią z pogardąprzez to że robię za co się wziąłemprzy stole życia siedzę z musztardąślepą ulicą biegnę na szaniecjak ćma do ognia ciągnę do metyi chociaż czuję się jak skazaniecto macham flagą w kształcie skarpetyw domu wisielca jak na powrozierobię skarpetkę na sześciu drutacha mole które żywi ta odzieżskarpecie nadają swój kształt kikutasztuka jest skarpetką kulawego...
I nikomu nie wolno się z tego śmiać
a , F , Ewy kłamiecieaby kupić nassprzedajecienasz bezcenny czaswciąż myślicieże to tylko tłumzabraniaciedźwięku z wszystkich strunh , G , Fisi nikomu nie wolno się z tego śmiaći nikomu nie wolno się z tego śmiaći nikomu nie wolno się z tego śmiaći nikomu nie wolno się z tego śmiaći w pazłotkaoklejacie sięchoć kryjecieja dokładnie wiemże jesteścieludźmi tak jak mychoć czasamiwładza wam się śnii nikomu nie wolno się z tego śmiać...
To moja wina
to moja wina że ojciec piła matka była dziwkąnie będę sobie nakłuwał żyłjestem już za nie przeciwkoprzeze mnie ojciec opadał z siłmatka też dawno w grobienie mieli przecież dla kogo żyći brzydkich rzeczy nie robiąto moja wina że ojciec piłto moja wina że ojciec pił
Trzymaj ręce przy Irence
poprosiłaś mnie o rękęna pieniądze poleciałaśa kochałaś wciąż Irenkęnie chcę więcej twego ciałatrzymaj ręce przy Irencemów mi per obywateludziś kosztuję złotych pięćsetmimo żeśmy po weselunie oszukasz mnie już więcejkochać ciebie jest szaleństwemktoś z nas dwojga jest zboczeńcemnie jesteśmy już małżeństwemtrzymaj ręce przy Irencemów mi per obywateludziś kosztuję złotych pięćsetmimo żeśmy po weselu
Kaftanik bezpieczeństwa
słyszysz chrypi już muzykaczas już zacząć orgię jawnąprzestań oczy mi zatykaćzatańcz ze mną droga prawdozatańcz ze mną moja paniodkryj dla mnie swoją twarzja twój przecież twój kaftaniktwój kaftanik bezpieczeństwatwych klawiszy grono sporedurniów oraz komediantównie oszuka mnie pozoremnie zabroni mi awanturzatańcz ze mną moja paniodkryj dla mnie swoją twarzja twój przecież twój kaftaniktwój kaftanik bezpieczeństwa
Biedna pani
D , G , fis , ebiedna pani z domu starcóww wigilijny zmierzch spokojnywypatrzyła pierwszą gwiazdkęD , Gbył to start do gwiezdnej wojnyfis e , D G fis e , D G fis e , D G fis e , D G fis enim zdążyła wyparowaćnie pojęła o co chodziprzed wybuchem wyszeptałaJezus Maria Bóg się rodzinim ją żar pozbawił mowyrzekła słowa objawieniaże ród ludzki ujść nie możeod swojego przeznaczeniabiedna pani z domu starcóww wigilijny zmierzch spokojnywypatrzyła pierwszą gwiazdkębył to start do gwiezdnej wojny
Dałaś mi w brzuch tortowym nożem
adałaś mi w brzuch tortowym nożemFna imieninach u teściakrew ma stworzyła na obrusie zorzęi zwolna zastygła na cieścieteść mój poderwał się nagle z wrzaskiemchwycił ze ściany pałaszi porwał wszystkich na drobne paskibo krew go nagła zalałaadałaś mi w brzuch tortowym nożemGdałaś mi w brzuch tortowym nożemC , H , E , a h D a h D a h D a h Ddałaś mi w brzuch tortowym nożemdziś szczęście swoje w ręku ważęwiem jest to radość niestałaźródło rozkoszy zatopiłem w pieczarzegdy mi się w trumnie oddałaśdałaś mi w brzuch tortowym nożem...C , H , E , a h D F E a h D F Edałaś mi w brzuch tortowym nożema , h , D , F Edałaś mi w brzuch tortowym nożem
Wiem, nie wrócisz
twoje imię jak do studniwykrzykuję codziennieochrypłem już od od stu dniodkąd odeszłaś ode mniewierzga we mnie krew jak źrebięmojej żądzy pękł rurociągalbo rzucę się na ciebiealbo rzucę się pod pociągtak, tak drżę cały w potrzebiena twój powrót brak nadzieinim rzuciłem się na ciebiepociąg mój się wykoleiłwykoleiłwiem nie wrócisz pod pozoremże nie możesz żyć z potworemwiem nie wrócisz pod pozoremże nie możesz żyć z potworem
Zazgrzytam zębami
wczoraj wszyscy mnie uznalidyrektorem zapalniczkisiedzę sobie przy zaworzeżeby było dużo iskierjestem szpiegiem argentyńskimwznoszę się na pisuarzemam padaczkę w teledyskużeby było dużo iskierzazgrzytam zębamizazgrzytam zębamija rozdaję niewidomymzezwolenie na widzenieszkłem się drapię po rogówceżeby było dużo iskierzazgrzytam zębamizazgrzytam zębamija wynurzam łeb z fekaliówi wypluwam niedopałkiw niedopity denaturatżeby było dużo iskierzazgrzytam zębamizazgrzytam zębami
Los Carabinieros
Los Carabinieros del alpagos finitos...
I chociaż was olewam
jesteście mi równi w wolnościlecz geniusz mój was przerastajak trudno to wam usłyszeći jaka to dla was łaskanie muszę wcale wyjaśniaćteż wolę łomot od ciszyolewam was że aż błyskanikt z was moich słów nie usłyszyi chociaż was olewamto jednak dla was śpiewami chociaż was olewamto jednak dla was śpiewam
5 minut
most by powstał mówi matkawiele lat potrzeba synurazem z ojcem zapomnieliże zrobili mnie w pięć minutczy ten most coś łączy mamoczy absurdem jest po prostuczy pięć minut będę spadałkiedy skoczę z tego mostua co płynie pod tym mostemmoże czas lepkością płynusunie poprzez me mózgowieczas tych waszych pięciu minutpięć minutpięć minut...
wiw_01