52 MRZONKI Powr�t z wywczas�w letnich doktora Antoniego Czernisza stanowi� dla �wiata lekarskiego jak gdyby otwarcie roku. Doktor Czernisz by� prawdziwie niezwyk�ym cz�owiekiem. Jako lekarz zaj�� jedno z pierwszych miejsc nie tylko w Warszawie Imi� jego by�o na ustach publiczno�ci, powtarza�o si� w pismach specjalnych i nieobce by�o naukowemu �wiatu zagranicy. Owszem, wyzna� trzeba, �e tam cieszy�o si� wi�kszym uznaniem ni� w domu. Dr Czernisz pochodzi� ze sfery ludzi biednych. O w�asnej sile uko�czy� nauki, zdoby� sobie imi� w �wiecie i byt. Stosunkowo do�� p�no, bo dopiero po czterdziestym roku �ycia, gdy ju� by� cz�owiekiem zamo�nym, o�eni� si� z kobiet� wielkiej pi�kno�ci. Pani Czerniszowa by�a �jedyn� nadziej�� rujnowanej rodziny p�arystokratycznej. Wysz�a za m�� nie z mi�o�ci prawdopodobnie, lecz z przekonania. By�a to swego czasu �ywa bojowniczka emancypacji. Z biegiem czasu dzieci przychodz�ce na �wiat, obowi�zki i stosunki usun�y j� od �ycia szerszego, ale nie zburzy�y jej aspiracji i wierze�. Do sprawy uczciwej zawsze przy�o�y�a r�ki. Ju� to nie by�y dawne prace tchn�ce entuzjazmem, ale jeszcze tkwi� w nich pewien umiarkowany zapa�. W salonach doktorostwa Czerniszaw gromadzi�a si� sfera my�l�ca. Wszystko, co Warszawa mia�a wybitnego, znajdowa�o tam go�cin�. Przyj�cia roz�o�one by�y w ten spos�b, �e jednego tygodnia w um�wione �rody zbiera�a si� inteligencja wszelkich zawod�w, drugiego - tylko lekarze Je�eli w dniu niew�a�ciwym przyb��ka� si� kto� spoza ko�a medycznego, by� go�ciem pani. Grono lekarskie nie trwoni�o swych zebra� �rodowych na gaw�dk�. Zgromadzenia te, pocz�tkowo obejmuj�ce grup� najbli�szych przyjaci� gospodarza, literalnie wci�ga�y ludzi. Je�eli kto mia� uko�czon� prac�, to j� tam czyta�; je�eli nastr�czy� si� komu w praktyce niezwyk�y wypadek, to tam by� podawany do wiadomo�ci koleg�w. Przyby� kto� ze �wiata, z wycieczki naukowej, tam zdawa� spraw� z tego, co widzia� i do stosowania w kraju, w granicach sztuki lekarskiej, za s�uszne uwa�a�. Posiedzenia nie mia�y charakteru napuszonego, ale te� nie tr�ci�y szlafrokiem Liczono si� z nimi, a co wa�niejsze, lubiono je. Gospodarz, cz�owiek skromny a m�dry, pe�en dystynkcji i s�odyczy, pani domu czaruj�ca ka�dym s�owem i gestem, salony, w kt�rych znajdowa�o si� urz�dzenie wytworne, niejedno dzie�o sztuki, a nade wszystko owa atmosfera my�li, wy�szo�ci prawdziwej i kultury - przyci�ga�y wszystkich. Judym, kt�ry doktora Czernisza zna� b�d�c jeszcze studentem, z�o�y� mu w pierwszych dniach wrze�nia swe uszanowanie i zosta� zaproszony do ko�a. W po�owie nast�pnego miesi�ca odby�a si� pierwsza �roda lekarska. Dr Tomasz wybra� si� na to zgromadzenie... z odczytem. Waha� si� bardzo d�ugo, l�ka� i zapala�, a� wreszcie postanowi� przedstawi� rzecz swoj�: Napisa� j� dawno, jeszcze w Pary�u. Teraz przypi�� do niej wst�p i troch� cyfr statystycznych miejscowych. Dr Czernisz zach�ca� go do czytania tej pracy (kt�rej zreszt� wcale nie zna�) usilnie i wymownie, prosi�, a nawet zobowi�zywa�. - Jak to? - m�wi� - kolega pytasz si�, czy masz nam pan wyrazi� my�l, kt�r� przywioz�e� z Pary�a po dwuletnich blisko studiach... Wi�c c� mamy czyta�, gdy si� zajdziemy? To, co wiemy wszyscy, co tu mi�dzy sob� obgadali�my tysi�c razy?... Judyma przekonywa�y te argumenty tym skuteczniej, �e za granic� zdarza�o mu si� czyta� w towarzystwach r�ne wypracowania. By�o w tym nawet nieco ambicji z lichszego kruszcu... Powstrzymywa�a go tylko jaka� trwoga czysto lokalna. W dniu oznaczonym jeszcze raz zbada� sw�j r�kopis, ubra� si� w czarne szaty i o zmroku wyruszy�. Gdy mia� ju� przekroczy� bram� domu, uczu� mocne �ci�nienie w gardle, kt�re wnet zwyrodnia�o w zupe�n� ch�� odwrotu By�a nawet chwila zupe�nego tch�rzostwa... Mimo to przycisn�� wreszcie guzik dzwonka, nad kt�rym widnia�o nazwisko �Dr Czernisz�. Wnet us�ysza� z b�lem w g�owie ko�atanie we drzwiach zasuwki, szereg t�pych d�wi�k�w, wydaj�cych co� jak be�kot czy jak �miech szyderczy... Wszed� na marmurowe schody zas�ane szerokim, barwnym chodnikiem, do rz�si�cie o�wietlonego przedpokoju i poczu� na ramieniu d�o� gospodarza. Otoczy� go gwar m�czyzn �ywo rozmawiaj�cych. Niezgrabnie, potykaj�c si� na dywanach, zawadzaj�c o meble, przyszed� wreszcie, prowadzony przez Czernisza, do kozetki, z kt�rej podnosi�a si� �liczna kobieta. Mia�a mo�e lat trzydzie�ci. By�a ubrana bez elegancji, ale z takim wdzi�kiem ob��czy�y j� te proste suknie, �e Judym uczu� zaraz swoj� wrodzon� szewsk� strachliwo�� i wprowadzi� w czyn niemniej szewskie uk�ony oraz maniery. Pani Czerniszowa spostrzeg�a to jego stropienie si� i wnet nie tylko zrozumia�a je z ca�� �ywo�ci� natur szlachetnych, ale sama czu�a si� r�wnie zmieszan� i nieszcz�liw�. W tej chwili dr Tomasz przypomnia� sobie, �e bez wzgl�du na ten brak jasno�ci umys�u, kt�ry w danej chwili przechodzi�, ma jeszcze czyta�, zabra� g�os w�r�d tych ludzi obcych, pewnych siebie, przygotowanych do s�du, do rozmowy i do wy�adowania konceptu. Doktorowa m�wi�a z nim o Pary�u i usi�owa�a to sprawi�, a�eby si� poczu� swobodnym. W cz�ci jej si� to uda�o. Judym powzi�� dla niej rozpaczliw� sympati�. Zacz�� m�wi�... Tymczasem kto� inny przysiad� si� z lewej strony, kto� trzeci odwo�a� j� w drugi koniec salonu. Rozgl�daj�c si�, gdy sam zosta�, Judym spostrzega� wielu lekarzy. Zna� ich z widzenia, ze szpitala i z ulicy. U�ci�nieniem r�ki m�g� przywita� ledwie paru. Siedzia� w swym fotelu sztywnie, ze zdr�twia�ymi nogami, kt�re jak k�ody tkwi�y na mi�kkim dywanie i przechodzi� m�czarnie oczekiwania. Co chwila u drzwi brz�cza� dzwonek i nowa osoba ukazywa�a si� w jasnym �wietle. Gdy ju� salon i przyleg�e gabinety nape�ni�y si� zupe�nie, dr Czernisz swym cichym, mi�kkim g�osem zawiadomi� zebranych, i� kolega dr Judym, �wie�o przyby�y z Pary�a, odczyta prac� sw� pod tytu�em... Kilka uwag czy S��wko w sprawie higieny... Judym s�ucha� tego zawiadomienia z formalnym przera�eniem. Jednak�e gdy oczy zgromadzonych zwr�ci�y si� do niego, och��d�, wsta� pewien siebie, zbli�y� si� do ma�ego stoliczka, wydoby� sw�j r�kopis z bocznej kieszeni surduta. Gwar wolno, jakby niech�tnie, zamienia� si� na szept, w kt�rym brzmia� d�wi�k m�tny... Judym... Judym... niby akord gasn�cy w przestrzeni. Dr Tomasz zacz�� czyta�. We wst�pie, ukutym robot� kowalsk� ze zda� i wyraz�w pe�nych erudycji, by�a mowa o wsp�czesnym stanie higieny. Nie tylko sentencje, w kt�rych ten sam rzeczownik powtarza� si� kilkana�cie razy, ale i my�li by�y twarde tudzie� znane jak Powr�t taty. Prelegent czu� na sobie i widzia� niby we mgle spojrzenia zimne, ostre i ju� ubarwione drwin�. Ale to mu dobrze zrobi�o. Czyta� o nowych usi�owaniach w sprawie dezynfekcji, stosowanych w szpitalach, kt�re zwiedzi�, o nowych �rodkach i zabiegach, na przyk�ad o chinozolu, o przer�nych stosowaniach sublimatu, o wszystkim, s�owem, co z ksi��ek i czasopism obcych wygrabi�. Zacz�o to poniek�d interesowa� s�uchacz�w. Ciekawo�� ich wzros�a, gdy opisywa� nowe �rodki dezynfekcjonowania mieszka� prywatnych, jak niepolimeryzowany formaldehyd i inne. - Ta kwestia wype�ni�a pierwsz� cz�� rozprawki. Na pocz�tku drugiej Judym zada� sobie pytanie, co nauka, tak bardzo w og�le interesuj�ca si� spraw� zdrowotno�ci, przedsi�bierze dla higieny �ycia mot�ochu. A�eby zbada� t� kwesti� ze stron rozmaitych, zacz�� opowie�� o zjawiskach, kt�re mia� mo�no�� widzie� w Pary�u i gdzie indziej. M�wi� tedy o trybie �ycia tak zwanej armii rezerwowej przemys�u, o bandach koczuj�cych, przepojonych absyntem, baluj�cych w sali du Vieux-Ch�ne, przy ulicy Mouffetard, albo w sali de la Guillotine itd. By�a to d�uga historia. S�uchano jej z pewnym zaj�ciem. Prelegent opu�ciwszy ten przedmiot zwr�ci� si� do opisu instytucji noclegowej, Ch�teau-Rouge. - Chodzi�em tam cz�sto - m�wi� - a nawet, wyzna� musz�, sp�dzi�em w tej norze jedn� ca�� dob�. Nigdy nie wyjdzie mi z pami�ci ten sen nocy zimowej. Wchodzi si� tam z ma�ej uliczki Galande, le��cej w s�siedztwie Notre-Dame, w najstarszej dzielnicy paryskiej. W pobli�u kwitnie s�awny szynk P�re-Lunettes. Klientela dawnego pa�acu �pi�knej Gabrieli� (D'Estr�es) jest dwojakiego gatunku. Pierwsz� stanowi� �go�cie� zwiedzaj�cy, drug� - biedacy, kt�rzy tu znajduj� tani absynt i kilkugodzinny przytu�ek. Tak zwana consommation kosztuje w Ch�teau-Rouge 15 centym�w, za co go�� ma prawo siedzenia przy stole tudzie� oparcia dwu r�k i g�owy na jego kraw�dzi a� do godziny drugiej w nocy. W czasie mro�nych i d�d�ystych wieczor�w go�cie, z kt�rych, rzecz prosta, ani jeden nie posiada w�asnego mieszkania, le�� po prostu jedni na drugich. Wyrzuceni po pier...
KotylionM