Dogonic marzenia I-IV.pdf

(319 KB) Pobierz
137773713 UNPDF
Dogonić marzenia
Autor: EverythingIAmNot
Beta: lola454
Rozdział I
BPOV
- Emmett tu jest pięknie - krzyknełam wyskakując z samochodu. Co prawda inne domy są bardzo
blisko, czyli zaraz za wąską uliczką.Ale to nie było takie straszne.
- Jest ładniej niż mówiłeś. - Piękny biały i ogromny dom.
- Mówiłem, że ci się spodoba. Nareszcie zaczniemy wszystko od nowa, naprawdę od nowa.
Zaczniemy normalnie żyć. - Krzyknął wyjmując coś z mojego auta.Podszedł do mnie i przytulił
mocno widząc łzy w moich oczach. Lecz tym razem to były łzy szczęścia.
- Ciii... malutka, wszystko dobrze.
- Wiem, przepraszam ale tu jest jak w bajce - wtuliłam się w jego pierś. NORMALNIE ŻYĆ . O
niczym innym nie marzę. Nowy dom, nowe życie. Mam nadzieję, żu tu bedzie inaczej.
- Chodź zobaczyć jak jest w środku. - złapał mnie za rękę i pociągnął za sobą. W środku było
137773713.001.png
jeszcze piekniej niż na zewnątrz. Dużo przestrzeni i światła. Wszędzie było tak pięknie. A moja
sypialnia. Beż i brąz. Wielkie łóżko. Miejsce na książki i płyty. Szybko pobiegłam w stronę jednych z
drzwi. Za nimi była piekna łazienka. Skoro to jest łazienka to tamte drzwi napewną są... do
garderoby! Na samą myśl o tym pomieszczeniu serce mi podskoczyło. Pobiegłam szybko w tamtym
kierunku. Jej jest piekna! Nie piękna to będzie z moją garderobą. Jaka szkoda, że muszę na nią
czekać jeszcze tyle godzin. Powinni już być, ale był jakiś wypadek i będą z cztero godzinnym
opóźnieniem.
- Emmett - krzyknęłam. Nareszcie zorientowałam sie, że nie ma go przy mnie. Biegałam jak
pomylona. Zatrzymałam sie przy oknie, odruchowo je otworzyłam i wciągnęłam świerze powietrze.
Otworzyłam oczy i zobaczyłam wszystko dokładniej. Domy na przeciwko, a za nimi znowu ta
piękna zieleń.
- I jak? - wyrwał mnie z zamyśleń głos mojego wielkiego brata. Był przed domem.
- Już nie moge sie doczekać kiedy garderoba będzie pełna - krzyknęłam szybko. Szybkosię
odwróciłam i pobiegłam do niego. Wyskoczyłam z domu i rzuciłam mu się na szyję.
- Dziękuję, dziękuję, dziekuję - krzyczałam z radości.
- Nie wytrzymałabym tam jeszcze miesiąca. - Wystarczył cały rok w strachu i panice. Po tym czasie
miałam wrażenie, a nawet byłam pewna, że nazywają mnie i Emmetta dziwakami. Nasze relacje
nie były dla nich zrozumiałe, nie wiedzieli dlaczego tak się zachowujemy. Plotkowali na nasz temat,
a każda kolejna plotka była bardziej dziwaczna od poprzedniej.
- Cieszę się bardzo. - wyszczerzył zęby. - Masz ochotę na coś, Bello? Jestem potwornie głodny -
potarł się po brzuchu. Nie potrafiłam inaczej zareagować tylko wybuchłam śmiechem. Mój kochany
brat łakomczuch. - Może zamówię jakąś pizzę? Co ty na to?
- To dla mnie sałatkę z kurczakiem i ty płacisz - wytknęłam mu język. Całe serce skakało mi z
radości. Tak bardzo pragnęłam zacząć nowe życie i wiedziałam, że może mi się to udać. Patrząc
na nasz nowy dom wciąż się uśmiechałam. Tak wiele nadziei w nim pokładałam. Nie byłam pewna
gdzie mi się bardziej podoba: tu czy w środku. Musiałam jeszcze raz obejrzeć wszystkie
pomieszczenia dokładniej. Najpierw salon później kuchnia, inne pokoje, łazienki. Zaglądałam do
każdego zakamarka. Musiałam dotknąć wszystkiego. Wydawało mi się, że minęła minuta kiedy
znowu przywrócił mnie do świadomości głos Emma.
- Gdzie jesteś, pizza już jest, czekam na schodach! - Co on powiedział pizza na schodach. Chyba
oszalał. Wybiegłam szybko.
- A może skorzystasz jak człowiek z jadalni? - Założyłam ręcę na piersi. I nagle zdałam sobie
sprawę, że nie jesteśmy sami na tej ulicy, a po drugiej stronie przyglądają się nam dwaj chłopacy.
Śmiali się i patrzeli w naszą stronę. Czyżbym powiedziała to o ciut głośniej niż powinnam .
Spuściłam głowę i usiadłąm na schodku obok mojego brata - A sałatka gdzie? - powiedziałam już
prawie szeptem. - I dlaczego nie jemy w środku?
- Nie zabijaj mnie ale o sałatce zapomniałem, a pogoda jest taka piekna. Korzystajmy póki
jesteśmy sami. Jutro obiad zjemy w basenie - uśmiechnął się szeroko. No tak tylko on ma takie
pomysły. Jest jak naprawdę duży dzieciak. Jedzenie na schodach. Bardzo przyjemne. Niech każdy
na nas patrzy. Renee nigdy by na to nie pozwoliła, a Charlie dał by nam wykład, że tak nie wypada.
- A co ja mam jeść! - krzyknełam.
- Pizze - podsunął mi kawałek pod sam nos. - Powąchaj jaka dobra. Nie mów, że nie bo i tak nie
uwierzę. Taka apetyczna tylko czeka, aż ją zjesz - zaczął sie wygłupiać. Przy nim nie można się
smucić. I to w nim kocham. Jest zawsze kiedy go potrzebuję. Nie pozwoli mi się smucić nawet
przez chwilę i nigdy nie martwi się, że ktoś nas widzi.
- A co mi tam daj kawałek - ugryzłam kawałek pizzy, który włąśnie wciskał mi do buzi. Jedliśmy jak
idioci śmiejąc się z niczego. Pierwszy raz jadłam pizzę na schodach i bardzo mi się to podobało.
- Smacznego - usłyszałam piskliwy głos i spojrzałam w górę. Byliśmy tak zajęci jedzeniem, że nie
zauważyliśmy, że ktoś do nas podchodzi - Jestem Alice Cullen i mieszkam naprzeciwko - niska
dziewczyna uśmiechnęła sie szeroko. Była bardzo ładna i wesoła. Wyglądem przypominała
chochlika.
-Bella - wstałam szybko z Emmettem i wyciągnęłam do niej dłoń.
- Emmett. Może sie poczęstujesz? - zapytał szybko, zależało mu żeby być miłym, ale czym on ją
chciał częstować pustym pudełkiem??
- Emm gdybyś zwrócił uwagę ile jesz to nie wyskakiwał byś z takim pytaniem - uśmiechnęłam sie
do nowo poznanej dziewczyny.
- Dzięki za propozycję. Strasznie dużo czasu zajęła wam przeprowadzka. Odkąd zdjeli szyld "na
sprzedaż" miałm nadzieję, że przeprowadzi sie tu ktoś mlody. - zaczęła wyrzucać z siebie z
szybkością karabinu.
- My też się cieszymy, że tu będziemy mieszkać. A tak do końca się jeszcze nie przeprowadziliśmy,
czekamy na nasze rzeczy. Głównie na pamiątki, obrazy i ubrania - na ostatnie słowa w jej oczach
można było dostrzec podniecenie.
- Ah ubrania. Mam nadzieję, że wybierzesz sie kiedyś ze mną na zakupy - bardzo miła i towarzyska
dziewczyna.
- Z miłą chęcią. Nie mam pojęcia gdzie wy tu kupujecie ubrania, są tu jakieś pożądne sklepy?
-zapytałam szczerze. Dobrze, że Emmett sie ulotnił bo pękałby teraz ze śmiechu.
- Oczywiście pokażę ci każdy sklep warty naszej uwagi. Będę już uciekać. Przyszłam się tylko
przywitać. Wiesz gdzie mieszkam i jak bedziesz chciała iść na zakupy to wpadnij - odwróciła się i
skierowała w stronę swojego domu. Coraz bardziej zaczyna mi sie tu podobać. Alice wydała się być
bardzo miła i też kocha zakupy.
Chwile po tym jak Alice poszła do domu podjechała furgonetka. Nareszcie moje ubrania.
- Już myślałem, że nigdy nie przyjedziecie - przywiatał dwóch młodych mężczyzn Emm. Co ja mam
powiedzieć?
- Tylko ostrożnie z moimi ubraniami - krzyknęłam, gdy zobaczyąłm jak nimi rzucają. - Zaraz
dostanę zawału. Moje suknie. Nie mogę na to patrzeć. Ostrożnie to nie jest ze stali - krzyczałm.
Wtedy jeden z kolesi podszedł do mnie nieznacznie a na jego twarzy pojawił sie uśmiech. Nagła
panika zaczęła narastać w mojej klatce piersiowej.
- Pozwól maleńka, że sami sie tym zajmniemy - odruchowo dałam krok do tyłu.
- Emmett! - krzyknęłam nieświadomie. Nie wiedziałam co dokładnie mną kieruje. Jego imię samo
wydobyło się z moich ust. Serce waliło jak oszalałe. Jego reakcja była natychmiastowa.
- Co się dzieje? - spojrzał na chłopaka, który teraz stał bardzo blisko mnie - Nie przypominam sobie
abym płacił ci za kręcenie się przy niej. Bierz się do roboty i trzymaj się od niej z daleka! - krzyknął.
Obiął mnie ramieniem - Na co sie gapisz? - warknął jeszcze raz.
- Tak, już... - był bardzo zaklopotany. - Przepraszam - i szybko sie odwrócił i wrócił do pracy.
- Zaniosłem już twoje kosmetylki do pokoju. Jak już skończą będziemy mogli sie rozpakować.
-Powiedział tylko i usiadł ze mna z boku. Nie zostawił mnie ani na chwilkę, aż do momentu, w
którym zostalismy sami. Czekało nas dużo pracy. Układanie ubrań. Wypełnienie półek w
łazienkach. Zawieszenie obrazów, uzupełnienie biblioteczki. Skończylismy bardzo późno. Wzięłam
tylko kąpiel i poszłam spać. Udany dzień, z jednym małym wyjątkiem.
EPOV
- Wstawaj. Ciekwe kiedy w końcu się pojawią? - Usłyszałem ten sam piskliwy głos. Nie chciałem
jeszcze wstawać. Byłem padnięty po ostatniej imprezie.
- Alice pytasz o to samo już drugi miesiąc, będą jak będą - powiedziałem prawie przez sen.
- Jestem taka podekscytowana. Może to będzie ktoś fajny i młody. Wiesz ludzie z Forks są
strasznie płytcy. Nie chcę się z kimś przyjaźnić, bo mam pieniądze. Oni też są pewnie bogaci więc
nie musiałabym się o to martwić.
- Alice, chce mi sie spać - dlaczego to muszę być ja? Dlaczego na mnie zawsze spada obowiązek
wysłuchiwania jej problemów. No tak zampomniałem jestem przecież jej bratem. Jedynym bratem
wiec do kogo ma sie zwrócić jak nie do mnie. Zreszta ona też wie o mnie bardzo dużo. Tylke co
Jasper. Mój prawdziwy przyjaciel. Szkoda, że ona nie miała takiego szczęścia i nie znalazła nikogo
takiego jak ja. Godny zaufania. Tak to słowo całkowicie wystarczy do opisania jaki jestem.
- Edward! Obudź się! Już są - krzyknęła skacząc przy moim oknie. Odruchowo wyskoczyłem z
łóżka i podszedłem do okna. Pierwszy podjechało czerwone BMW M3, z którego wysiadł jakiś
mięśniak. Zaraz za nim podjechał czarny VW Touareg, z którego wyskoczyła drobna dziewczyna.
- Młode małżeństwo Alice. Nie pchaj się tam, bo nie wyjdzie ci to na dobre - stwierdziłem, kiedy
zobaczyłem jak sie przytulają. Szczęście aż kapało z ich twarzy. Chwilę po tym weszli do domu.
Kątem oka zauwazyłem, iz Alice troche posmutniała.
- Szkoda... - powiedziała prawie szeptem i powoli wyszła z pokoju. Stałem przy oknie i nie wiem
dlaczego patrzyłem ciągle w okno na przeciwko. Stała tam zamyślona.
- Już nie moge sie doczekać kiedy garderoba bedzie pełna - doszło do moich uszu. Po czym
zniknęłą. Współczuje mu. Żona zakupoholiczka - nic do zazdroszczenia. - Dziękuję, dziękuję,
dziekuję -spojrzałem w dół. Nagle poczułem coś czego nigdy wczesniej nie czułem. Nie wiem co to
było, ale stałem przy tym oknie i patrzałem jak uwieśiła mu sie na szyji. I znowu te ich szczęście.
Jakie to wkurwiające. Nie mogą się schować tylko sie tak afiszują. Zamknęłem okno i poszedłem
pod prysznic. Zazrdościłem im. Dlaczego ja nie potrafiłem sie tak nigdy cieszyć. Wszystko co mam
nie sprawiło mi tyle radości. Nie mam swojej willi jeszcze. Jeszcze. Wystarczyło by tylko
powiedzieć i miałbym. Ale po co mi wielki dom, w którym siedziałbym sam. Kiedyś miałem Tanaye.
Miałem, kochałem ja, a ona ze mnie zadrwiła. Sypiała z każdym moim kumplem. Oddałem jej swoje
serce, a ona rozbiła je na kawałki. Od tamtej pory nie byłem z żadna.Teraz gdy o tym myślę nie
wiem jakim uczuciem ją darzyłem. Za szybko o niej zapomniałem więc to raczej nie była miłość.
Tak czy owak nie zaufam już żadnej. Ciepła woda spływała po moim ciele, a ja wciąż widziałem
obraz szczęśliwej rodziny. Odkreciłem zimną wodę, może to pozwoli mi racjonalnie myśleć.
Dzisiejszy dzień jest bardzo ciepły. Choć raz jest okazja aby ubrać szorty i koszulke z krótkim
rekawkem.
- ED! Są już. Widziałeś? - krzyknął mój jedyny przyjaciel.
- Wiem Alice już mi powiedziała. A co ty tak wcześnie? - w prawdzie było już po 12. Ale to i tak
wcześnie. Zazwyczaj o tej porze przekręcamy się na drugi bok.
- Edwardzie, czy mógł byś być milszy - Moja mama jak zawsze przywitała Jaspera swym uroczym
uśmiechem. Po czym gdzieś znikła. Co się dziś z nimi dzieje? Pojawiają się i znikają.
- Chodź przed dom. Lookniemy na tę dupę - zachichotał.
- O ile nie dorwie cię jej mężuś - odparłem oburzony. Oczywiście Jasper nie zapomniał zapytać
dlaczego tak sądzę. No tak zapomniał, że mnieszkam naprzeciwko i mam oczy. Siedzieliśmy w
ogrodzie i ciągle obserwowaliśmy ich dom. Nic ciekawego. Ciągle tylko ten mięśniak robił coś przy
swoim samochodzie. Dopiero co się przenieśli. Na jego miejscu sprawdzał bym wszystkie sypialnie,
a nie oglądał samochód. Potem podjechał koleś z pizzami. Pizza nic dziwnego - ale gdzie on
usiadł. Na schodach? Szok! Jedyne co miałem w gowie to jak można jeść na schodach takiej
chaty.
- A może skorzystasz jak człowiek z jadalni? - na to wymienilismy sie z Jasperem spojrzeniami.
- Ostra - podsumował ją Jasper.
- Pantofel - tak mi sie zdawało po czym wybuchnęliśmy śmiechem. Zauważyła to. A na jej twarzy
pojawił się rumieniec. Taki słodki rumieniec. O kurwa co się ze mną dzieje. Mężatka! Cullen
zapomnij. Po czym usiadła obok mięśniaka. Mieliśmy z Jazem niezły ubaw- To co ja mam jeść? -
czyżby o kimś zapomniano? Napewno. Bo jej mąż zaczął machać kawałkiem pizzy przed jej twarzą
i krzyczeć - Powąchaj jaka dobra. Nie mów, że nie bo i tak nie uwierzę. Taka apetyczna tylko
czeka, aż ją zjesz - a ona ugryzła. Znowu poczułem coś w klatce. Nie wytrzymałem i skierowałem
sie w strone drzwi.
- Edward co sie dzieję?!- krzyczał za mną Jasper.
- Tacy słodcy, że aż mdli. - Odpowiedziałemi, szarpnełem drzwi i wpadłen na Alice.
- Ide się przywitać. Idziecie? - zapytała z tym swoim wielkim entuzjazmem. Spojrzałem na nią z
góry. Od razu zrozumiała. Nie musiałem nic mówić Alice zawsze widziała co mam napisane na
twarzy. Wzruszyła ramionami i wyszła. Zaczełęm zastanawiać się po co ona tam poszła. Są młodzi
zapewne chcą być sami. Jednak coś pokierowało mnie znowu na te pieprzone krzesełka. Jasper
nie ruszył sie z miejsca. Ale nie obserwował już nowych tylko tyłek mojej siostry.
- Jazz przestań - warknęłem na niego. Co on sobie wyobraża. Jest moim przyjacielem i jest dla
mnie jak brat i patrzy na tyłek mojej siostry!
- Sorry, nie moja wina samo tak jakoś - zaczął sie tłumaczyć.
- OK. Patrz co się będzie działo. Alice wróci szybciej niż się spodziewasz. - zaśmiałem się ale o
dziwo nowi wstali i przywitali się z nią. Zaczeli rozmawiać. Nie wierzyłem w to co widzę.
Ciemnowłosa dziewczyna rozmawia z moja siostrą. Nie to nie może być prawda. Alice nie
zamieniła jeszcze żadnego zdania z ludzmi z Forks, a teraz. Nie to chyba jakiś sen, albo koszmar.
Wraca. Spławili ją pewnie.
- I jak? - wypalił Jasper gdy Alice przechodzila obok nas.
- Są świetni. Czuję, że będziemy najlepszymi przyjaciółkami - odpowiedziała w drodze. Nie ja
chyba naprawdę śnie. Nie kontaktowałem już w ogóle. Nie potrafiłem się na niczym skupić. Dobrze,
że podjechała biała furgonetka. Może w niej zobaczę coś interesującego.
- Czuje sie jak stara plotkara. Która czycha na nowe sensacje - powiedział Jasper. Był już chyba
zmęczony tą sytuacją.
- Ja też. - To była prawda. Pierwszy raz kogoś obserwowaliśmi. Może dlatego, że w tej małej
miejscowości nic się niedzieje. Już się zbieralismy kiedy usłyszelismy krzyki:
"Ubrania? Sukienki?" Nie to chyba jakiś żart. Jak można robić taką awanturę o byle szmatki.
Szybko odwróciliśmy się, żeby się trochę pośmiać. I wtedy mnie uderzyło. Chłopak podchodził do
niej, a ona zaczęła się wycofywać. Dziwne przed chwilką była bardziej waleczna. EMMETT -
krzyknęła w taki przerażliwy sposób. Pojawił sie z nikąd i przytulił ją. Coś w tym mi nie pasowało.
Dlaczego sie tak przestraszyła. Jego reakcja mnie nie zdziwiła. Bronił swojej kobiety. Ale dlaczego
tak bardzo ja to przeraziło.
- A już myślałem, że mu przywali - pomyśł głośno mój towarzysz.
- Chodzmy stąd. Dziwne nie sądzisz? - miałem nadzieję, że wyolbrzymiam.
- Tak, bardzo. Lepiej sie do niej nie zbliżać, jeśli chcesz jeszcze trochę pożyć. Ale ciężko bedzie
ignorować taki tyłeczek - czy on myśli tylko o jednym? I od kiedy? Dzisiejszy dzień jest taki dziwny.
- Tak jest boski - odparłem. Żaden facet by go nie ominął obojetnie.
- I tak Alice ma fajniejsz.....yyyy.... tak dla porównania oczywiście, nie żeby mi sie podobał w jakiś
szczególny sposób.
- Mam nadzieje bo wiesz Alce nie jest jak Jesica. Nie jest tylko na jeden raz! - Gdyby tak
potraktował moją siostrę zabiłbym go. Nie przejmowałbym się niczym. Nawet tym, że jest moim
przyjacielem. Nie mogłem na niczym się skupić. Jasper szybko to wyczuł i zwinął się do domu.
Alice ciągle opowiadała o tym jacy są mili. Esme była zadowolona. Szkoda, że ja nie mogłem tego
powiedzieć. Chciałem, aby ten dzień w końcu sie skończył. Musiałem zapomnieć o tym widoku.
Szczęśliwa para, czemu mi nie bylo to pisane? Usiadłem przy fortepianie i zaczęłęm grać. Pierwszy
raz od rozstania z Tanayą. Przynajmniej przez ten moment przestałem myśleć o tym co dzieje się
dookoła. Liczyłem się tylko ja, fortepian i nuty...
Rozdział II
BPOV
Piękna, okrągła łąka. Wszędzie dookoła krzewy z pieknie pachnącymy kwiatami. Cisza i spokój.
Leżę w samym środku. W moim sercu panuje radość. Nie boję się osoby, która wychodzi z zarośli.
To mężczyzna. Wysoki. Przyglądam mu sie uważniej ale zaraz znika. Nie odczuwam paniki czy
strachu. Wstaję i kieruję się za nim...
Piiiiiii...
- Wstawaj - nie tylko nie to. Proszę niech on nie stoi przed domem. - Wsawaj! Już dzień! - chyba nie
mam innego wyjścia. Ale jestem pod tak cieplutką pod tą kołderką. Jeszcze tylko minutke poleżę i
wstanę. Zaraz, zaraz gdzie sie podziałą ta cieplutka kołderka???
- Emm!! - krzyknęłąm. Ciekawe kto będzie winny przerwania snów sąsiadów. Wiem, kto przerwał
mój piękny sen. To było cudowne spać całą noc. Bezsenność to mój najwiekszy problem. Strasznie
ciężko jest mi zasnąć. Potem jest już dobrze. Od kilku miesięcy nie mam żadnych koszmarów.
Zazwyczaj nic mi sie nie śni. Muszę zapamiętać ten sen. To napewno coś oznacza, pierwszy sen w
nowym miejscu. Coś w tym musi być. - Dlaczego mnie obudziłeś? Spało się tak dobrze.
- Nie ma czasu. Wieczorem impreza. Zrobiłem już zakupy. - O czym on mówi? Jaka impreza? Jak
nie ma czasu skoro jest 8:15.
- O czym ty do cholery mówisz?
- Zapomniałaś? Zgodziłem się przeprowadzić wcześniej pod warunkiem, że zrobimy imprezę! - No
tak. Mogłąm sie nie zgadzić i tak by zrobił wszystko o co bym poprosiła.
- Oczywiście, że pamietam. Po prostu jestem jeszcze zaspana. - Szkoda, że aktorstwo nie należy
Zgłoś jeśli naruszono regulamin