Chatfield Susan - Małżeństwo na niby.pdf

(618 KB) Pobierz
289200682 UNPDF
Susan Chatfield
Małżeństwo na niby
(Was machst du nur in meinem Bett?)
TŁUMACZENIE MIROSŁAWA CHMIELEWSKA-DRYSZEL
289200682.002.png
1
Priscilla Hunter przeszła szybkim krokiem halę przylotów. Nie zwracała uwagi na pełne
podziwu spojrzenia, jakimi obrzucili ją obecni mężczyźni. Przyzwyczaiła się już do tego, że
jej długie kasztanowe włosy i zielone oczy robiły wstrząsające wrażenie na płci przeciwnej. A
do tego dochodziła teraz jeszcze świeża opalenizna z Jamajki.
Przerzuciła walizkę z lewej do prawej ręki i spojrzała na zegarek. Była punktualnie, ale
Lynn i tak się spóźni, mogła się o to założyć.
Walizka ważyła chyba ze sto kilo. Priscilla odetchnęła z ulgą, gdy wyszła na zewnątrz i
postawiła ją na chodniku. Ściągnęła z ramienia torbę i rozejrzała się dokoła. Nigdzie jednak
nie dostrzegła Lynn. Była już bliska rozpaczy, gdy nagle usłyszała nie dający się z niczym
porównać znajomy odgłos klaksonu. Za chwilę zatrzymał się przed nią jaskrawożółty garbus
z przyjaciółką za kierownicą.
– Mam nadzieję, że nie musiałaś na mnie zbyt długo czekać – rzekła Lynn witając się z
Priscilla. – Strasznie się spieszyłam.
– Na szczęście znamy się już tak długo, że niczym już mnie nie zaskoczysz. Wiem
przecież, że spóźniasz się zawsze, co najmniej o kwadrans. – Priscilla złagodziła wymówkę
śmiechem.
– W końcu jednak zawsze przychodzę, prawda? – niska pulchna blondynka zawtórowała
Priscilli wesołym śmiechem. – Wyglądasz fantastycznie! – orzekła z podziwem bez cienia
zazdrości. – Życzyłabym sobie, żeby i mnie tydzień wystarczył na taką opaleniznę!
– Miałam cudowny urlop! Wylegiwałam się na żółtym piaseczku i tankowałam słońce.
Pogoda dopisała nadzwyczajnie, a przecież we wrześniu należało się już liczyć z
ewentualnością pochmurnych dni. W końcu na Karaibach jest to okres huraganów. Przytyłam
z pewnością ładnych parę kilo – Priscilla poklepała się po brzuchu – ale żarcie było tak
pyszne, że nie mogłam się opanować.
– Przy twojej figurze w ogóle nie będzie można tego zauważyć pospieszyła z
zapewnieniem Lynn. W międzyczasie zajechały już przed dom, w którym obie mieszkały. –
Jesteś tak szczupła, że wyglądasz raczej na modelkę niż na dziennikarkę... A propos – przez
cały ten tydzień urywały się do ciebie telefony.
– A kto dzwonił? – spytała od niechcenia Priscilla sięgając po torbę.
– Reprezentanci płci przeciwnej. Przeważnie. Gdybym nie była już zaręczona z
mężczyzną moich marzeń, to chyba bym pękła z zazdrości. Nie wiem, jak ty to robisz.
Zapewne twoja uroda i nienaganna sylwetka są ci w tym pomocne, nie mówiąc o całej tej
forsie! – Lynn przewróciła oczami teatralnie.
Priscilla zatrzymała się na podeście schodów. – O jakiej forsie mówisz? Jestem przecież
normalną, czynną zawodowo kobietą, która sama zarabia na utrzymanie. Nie poleciałam
przecież na Jamajkę prywatnym odrzutowcem. Na ten urlop oszczędzałam przez, cały rok. –
Uwagi o swojej urodzie pominęła milczeniem. Była do nich przyzwyczajona i przyjmowała
jako coś najnaturalniejszego pod słońcem, chociaż sama nie uważała się za jakąś
289200682.003.png
nadzwyczajną piękność. Zgoda, oczy miała interesujące – duże i zielone, a reszta była po
prostu w normie.
– Chętnie bym się z tobą zamieniła, Priscillo Hunter – zawołała Lynn, gdy weszły do
małego saloniku. – Nie miałabym nic przeciwko temu, żeby moim dziadkiem był James
Mitchell Scott, potężny, wpływowy magnat prasowy. Będąc jego wnuczką opływałabym we
wszelkie dobra i nie musiałabym wcale pracować. Tymczasem ty dorównujesz w dumie i
uporze swemu dziadkowi.
– Nie mam nic wspólnego z majątkiem mego dziadka – Priscilla wsparła się pod boki. –
Wychowywałam się w małym miasteczku w Pensylwanii. Moje dzieciństwo przebiegało
najzupełniej normalnie. Ojciec miał galerię sztuki. To przecież nie moja wina, że matka się w
nim zakochała i rzuciła dla niego tamten świat – świat dziadka!
Wyszła przynajmniej za tego, którego kochała, a nie za tego, którego wybrał jej ojciec.
Lynn znała historię miłości i małżeństwa rodziców Priscilli. Diana Scott, jedyne dziecko
Jamesa Mitchella Scotta zrezygnowała z bogactwa i wysokiej pozycji socjalnej, żeby związać
swój los z artystą bez nazwiska – ojcem Priscilli. Wyprowadzili się z Filadelfii do Bucks
County. Rodzina szybko powiększyła się i czasami było im dość ciężko.
Z czasem dziadek Priscilli wybaczył swej córce jej „błędne posunięcie” i pogodził się z
tym, że nie znajdzie w rodzinie chętnych do przejęcia swego imperium prasowego. Stworzył
wobec tego radę nadzorczą i został jej przewodniczącym.
Bracia Priscilli nie byli zainteresowani wydawnictwem. Jeden z nich był pilotem, a drugi
rzeźbiarzem. Jedynie Priscilla kontynuowała tradycje rodzinne. Ukończyła dziennikarstwo,
żeby móc pracować w tym zawodzie.
– Przepraszam cię, Priscillo – Lynn wyrwała przyjaciółkę z zamyślenia. – Nie miałam
tego na myśli. Wiem, że bardzo kochasz dziadka. I wiem też, że nigdy by cię nie zatrudnił u
siebie tylko dlatego, że jesteś jego wnuczką. Ale wielu ludzi nie może zrozumieć, dlaczego
tak mozolnie pokonujesz szczeble kariery. Dziadek przecież mógłby ci pomóc przeskoczyć
kilka z nich.
Priscilla poszła do kuchni. Wyjęła z lodówki butelkę coca-coli. – To wszystko bardzo
ładnie wygląda dla osób z zewnątrz, ale ja mieszkałam u niego przez trzy lata. Wystarczy.
Jesteśmy w gruncie rzeczy bardzo do siebie podobni. Różnimy się tylko co do określenia
pozycji kobiety w życiu. Dziadek uważa, że miejsce kobiety jest w domu. Mnie zaś nudzą te
wszystkie okropne przyjęcia i zobowiązania towarzyskie. Nie zamieniłabym już mojej
niezależności na tamto wytworne życie.
Lynn zajrzała do lodówki. – Na obiad będą hamburgery, zgoda?
Priscilla wybuchnęła głośnym śmiechem. Lynn lubiła dobrze zjeść, ale nie cierpiała
gotowania. Priscilla wyczuła, że przyjaciółka chętnie ustąpi jej pola w kuchni. Ona sama
uwielbiała pitrasić. Często wypróbowywała nowe przepisy, a kiedyś uczęszczała nawet na
specjalny kurs dla smakoszy.
– No, dobrze, dobrze. Zajmę się tym obiadem. Co byś powiedziała na klopsiki z sosem,
kluskami i zieloną sałatą?
Lynn odetchnęła z wyraźną ulgą. Uśmiechnęła się do przyjaciółki.
289200682.004.png
– Dzięki, że chcesz mnie zastąpić.
W tym momencie rozległ się dzwonek do drzwi. Lynn poszła otworzyć, a Priscilla
zabrała się do przygotowywania obiadu.
– To tylko gazeciarz. – Lynn wróciła do kuchni z wieczorną gazetą w ręku. – Miałam
nadzieję, że to Rob. Wyjechał przed tygodniem w delegację i od tego czasu nie daje znaku
życia.
Rob, narzeczony Lynn, był fotoreporterem w tej samej gazecie, w której, w dziale
publicystyki kulturalnej, pracowała Priscilla. Dziewczyny poznały się dwa lata temu przez
Roba i szybko się zaprzyjaźniły. W celu zaoszczędzenia na comiesięcznym czynszu
postanowiły wynająć wspólne mieszkanie.
– Ojej – Lynn złapała się za głowę – zapomniałam ci powiedzieć, że dzwoniła Elaine
Morgan. Chciała poznać dokładną datę twego powrotu. Masz do niej natychmiast zadzwonić.
Dzwonił również wielki J. M. we własnej osobie.
– Co?! Dziadek? – Priscilla otworzyła szeroko oczy ze zdziwienia.
– Nie wiesz, o co mu chodziło? Czego chciał? – zagryzła nerwowo dolną wargę.
Nieczęsto widywała dziadka w redakcji. Opowiadał się za ścisłym rozdziałem życia
prywatnego od zawodowego. Priscilli bardzo to odpowiadało. Nie chciała czuć się głupio
wobec kolegów. James Mitchell Scott był mimo siedemdziesiątki bardzo witalny i
energiczny. To on był siłą napędową redakcji, odczuwalną zawsze i wszędzie. W drukowaniu
materiałów prasowych kierował się zawsze prawdą i uczciwością dziennikarską. Wolność
prasy była według niego nieodzownym punktem programu demokracji.
Priscilli zdawało się w ostatnim czasie, że dziadek jakby pobladł i zmienił się na twarzy.
Częściej niż zwykle dopadały go ataki choroby znanej pod medycznym określeniem angina
pectoris. Dziadek zapewniał ją oczywiście gorąco, że jest zdrów jak ryba, że nigdy nie czuł
się lepiej i że naprawdę nie ma powodu do obaw. Po redakcji jednak szybko rozniosła się
wiadomość o zasłabnięciu szefa i konieczności wezwania do niego lekarza. Priscilla
skontaktowała się wtedy z lekarzem, żeby porozmawiać z nim o stanie zdrowia dziadka.
Doktor potwierdził jej najgorsze przypuszczenia. Zapowiedział, że jeśli dziadek nie
zwolni tempa życia, to musi się liczyć z wylewem.
Prędzej czy później to nastąpi. Priscilla zobowiązała lekarza do dyskrecji. Dziadek na
pewno zdenerwowałby się jej wścibstwem. Poza tym chciał przecież uchodzić za zdrowego.
Nawet wnuczki nie wtajemniczał w swoje osobiste sprawy.
– Nie wierzyłam własnym uszom, Priscillo. Przecież nigdy tu nie dzwoni. A tymczasem
rozmawialiśmy całe pięć minut. Pytał, kiedy Rob i ja się pobieramy. Wyglądało, że go to
naprawdę interesuje.
– A jaki miał głos? – spytała Priscilla marszcząc czoło. Dziadek wiedział przecież ojej
urlopie na Jamajce. Musiało więc przydarzyć się coś szczególnego, skoro zadzwonił do Lynn,
żeby dowiedzieć się o dokładny termin jej przyjazdu.
– Normalny, powiedziałabym. Może tylko zirytowany tym, że cię nie zastał. Ale w
stosunku do mnie był bardzo miły i uprzejmy.
Priscilla wzruszyła ramionami. Widocznie nie było to nic pilnego. Zadzwoni do dziadka
289200682.005.png
później, a teraz skontaktuje się z redakcją. Podeszła do telefonu, wybrała numer i czekając na
połączenie rzuciła okiem na leżącą obok aparatu gazetę. Wielkie litery podpisywały zdjęcie:
„Pani Melvinowa St. Clair?”
Priscilla spojrzała na fotografię przedstawiającą wysokiego ciemnowłosego mężczyznę w
towarzystwie drobnej, kruczoczarnej piękności otulonej zbytkowym futrem. Oczy mężczyzny
ciskały błyskawice, tak był rozgniewany faktem robienia mu zdjęć. Pod czarnymi wąsami
krzywiły się w grymasie niechęci stanowcze usta. Gęste czarne włosy rozwiane były przez
wiatr. Kobieta patrzyła na niego z pełnym uwielbienia uśmiechem.
Pirat, pomyślała Priscilla. Dostaje wszystko, po co sięgnie. Cena jest nieważna. Melvin
St. Clair, playboy, milioner, jeden z nowobogackich. Trzydziestosiedmioletni kawaler, który
nie miał zamiaru się żenić. W pracy zawodowej nie miał nigdy żadnych skrupułów. Zawsze
zwyciężał.
Westchnęła głęboko. Melvin St. Clair świetnie nadawał się na plotkarskie kolumny. W
każdej gazecie można było znaleźć jakieś informacje na jego temat. Priscilla nie cierpiała go,
nie mogła zaakceptować jego stylu życia. Musiała jednak uczciwie przyznać, że połowa
historii o przystojnym milionerze była wyssana z palca.
Zerknęła na podpis pod artykułem. Monika Whittaker. Priscilla skrzywiła się. Ta kobieta
w krótkim czasie wyrobiła sobie nazwisko specjalizując się w plotkach z życia wyższych sfer.
Znano ją i obawiano się jej złośliwego języka i celnych spostrzeżeń. Monika pracowała w
redakcji o rok dłużej od Pnscilli i jak widać, pięła się do góry. Nie interesowało jej, czy
wyrządza komuś szkodę swoimi sensacjami, czy nie. Priscilla gardziła tego rodzaju
dziennikarstwem.
Wreszcie ktoś podniósł słuchawkę.
– Elaine Morgan – zgłosił się pospiesznie damski głos.
– Cześć, Elaine. Tu Priscilla. Lynn powiedziała mi, żebym się do ciebie natychmiast
zgłosiła. Czy to coś ważnego?
– Witaj, Priscillo! Dobrze, że dzwonisz. Przepraszam, że cię tak ścigam zaraz po urlopie.
Ta sprawa może zaczekać do jutra.
– Nie nadużywaj mojej cierpliwości, Elaine – Priscilla zdenerwowała się nagle.
– Potrzebny mi jest reportaż o bastionie milionerów. Musisz rzucić wszystko i pojechać
na Skytop.
– Bastion milionerów? Co to ma znaczyć, do cholery!? – Priscilla siliła się na w miarę
spokojny głos, ale wszystko się w niej gotowało.
Elaine Morgan westchnęła zniecierpliwiona. – Obudź się, Priscillo! Widzę, że przez
tydzień zapomniałaś zupełnie, że drukujemy cykl poświęcony arystokracji amerykańskiej.
Błękitna krew, stare rody, nuworysze, te rzeczy... Rys historyczny, sposób spędzania wolnego
czasu, praca zawodowa i tak dalej. Chcemy pokazać naszym czytelnikom, jaką drogą
dochodzi się do tych milionów. Do tego właśnie cyklu potrzebujemy reportaży o miejscach
ulubionych przez bogaczy w całej Pensylwanii. Ty masz za zadanie opisać Skytop. Wiem, że
dobrze się z tego wywiążesz.
– Dlaczego akurat ja? – spytała Priscilla zadziornie. – Na taki reportaż połakomiłoby się
289200682.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin