Dziewczyna z prowincji.pdf

(626 KB) Pobierz
Dziewczyna
z prowincji
ROZDZIAŁ PIERWSZY
To moja firma. Moja.
Edward Cullen powtarzał sobie te słowa jak mantrę. Jęknął pod
wpływem wypełniającej go frustracji i uderzył dłońmi o biurko.
Tym razem Carlise naprawdę przeszedł samego siebie - nie tylko
nastawił przeciwko sobie swoich synów, chcąc, by rywalizowali o
rodzinną firmę, ale postawił warunek, że firmę zdobędzie ten, który
będzie miał spadkobiercę. Edward obrócił się gwałtownie i oparłszy
się o biurko, patrzył na panoramę Sydney i Botany Bay. Był to jak na
czerwiec w Australii niezwykle słoneczny poranek, jednak fakt ów w
żaden sposób nie złagodził złości, którą odczuwał Edward. Nie mógł
przestać myśleć o tym, co powodowało Carlisem, gdy stawiał
każdemu z nich tę obrzydliwą propozycję dotyczącą spadkobiercy.
„Obaj musicie się ożenić i spłodzić spadkobiercę. Ten, który zrobi
to jako pierwszy, dostanie firmę".
Jacob, przyrodni brat Edwarda, nie zasługiwał na VP Tech.
Owszem, to była krew z krwi Carlisa, kość z jego kości, ale młody
mężczyzna wiele lat temu obrócił się do nich plecami. To Edward
trzymał z rodziną, zostawał w pracy po godzinach, powoli, lecz
równomiernie rozkręcając interes, aż jego oprogramowanie One-Click
Office stało się najpopularniejsze w Australii.
Edward Cullen nie odszedł. Nigdy. Każdą godzinę poświęcał na
pracę dla firmy swojego ojczyma. Latami harował w pocie czoła.
Niech go diabli, jeśli teraz pozwoli, by firma wymknęła mu się z rąk.
Szybkim krokiem podszedł do barku, wyciągnął whisky i nalał
sobie pół szklanki.
Od tak dawna był całkowicie zaprzątnięty bogaceniem się,
udowadnianiem, na co go stać, że ledwie pamiętał, Jak to jest, gdy
praca nie jest najważniejsza. Edward mógłby przysiąc, że za każdym
razem, gdy zarobił kolejny milion, za każdym razem, gdy udało mu
się podpisać korzystny kontrakt, widział dumę na pokrytej
zmarszczkami twarzy Carlisa, dumę, której szorstki w obyciu, rzadko
okazujący uczucia mężczyzna nie potrafił ukryć. Najwyraźniej w jego
oczach Edward nadawał się do tego, by przynosić miliony dolarów
zysku, ale nie był na tyle dobry, by być jednym z Cullenów, by się
stać spadkobiercą VP Tech.
Uczucie goryczy sprawiło, że ścisnął mu się żołądek. Zagryzł
wargi. Carlise nie zaszczycił go nawet wyjaśnieniem; po prostu
postawił swoje warunki, po czym wyjechał do Europy, zostawiwszy
Edwarda sam na sam z bombą.
Zadzwonił telefon. Edward natychmiast wrócił do biurka i
odstawił szklankę.
- Chciałbym, żebyś poznał pewną uroczą, młodą kobietę -
powiedział Carlise po przywitaniu się.
O wilku mowa.
- A więc wróciłeś.
- Tak. Pamiętasz Eleazara Denali, kardiochirurga z Melbourne?
Edward poczuł, że cokolwiek by powiedział, i tak byłoby to jak
grochem o ścianę.
- Nie.
Carlise zignorował jego odpowiedź.
- Ma córkę. Dwudziestosiedmioletnią. Blondynka, niezwykle
atrakcyjna i...
- Nie obchodzi mnie to, nawet jeśli ta dziewczyna to Miss
Universe - przerwał mu Edward. - Nie jestem wysoko-dochodowym
ogierem na aukcji. Nie miałem wyjścia, więc zgodziłem się na tę
niedorzeczną umowę, ale sam wybiorę sobie żonę. - Rzucił
słuchawkę, która uderzyła głucho o widełki.
Dopiero po dłuższej chwili uspokoił się na tyle, by móc zebrać
myśli. Wyciągnął z biurka dużą żółtą kopertę i chwilę obracał ją w
rękach.
Prywatny detektyw i - o ironio - niedorzeczna propozycja Carlisa
położyły kres obsesji Edwarda na punkcie nieuchwytnej Belli Swan.
Przez ostatnie dziewięć tygodni Edward robił wszystko, by o niej
nie myśleć, nie myśleć o tej jednej wspaniałej nocy. Mimo to
dziewczyna stawała mu przed oczyma z zadziwiającą intensywnością.
Sądził, że przynajmniej częściowo już się z tej fascynacji wyleczył,
lecz nawet teraz, gdy przypominał sobie jej uśmiech, robiło mu się
gorąco.
Smukła, z czarnymi, miękkimi włosami i niesamowicie
niebieskimi oczami kobieta nie chciała się ulotnić z jego pamięci.
Bella. Imię dobre dla gwiazdy filmowej. Przywołuje na myśl kobietę
elegancką, dystyngowaną. Wyjątkową.
Nie wiadomo, jak i dlaczego Bella zapadła mu głęboko w serce.
Myśl o niej nie pozwalała mu się skupić na pracy, nawiedzała go
podczas spotkań z klientami, a także w nielicznych chwilach wolnych
od pracy. Najgorsze były wczesne poranki, przed wschodem słońca.
Nie mógł się otrząsnąć z erotycznych snów, które zawdzięczał właśnie
jej. Śnił o jej ustach całujących go po całym ciele, o tym, że dotyka jej
miękkiej i gładkiej niczym jedwab śnieżnobiałej skóry. Te sny
sprawiały, że leżał w łóżku wstrząsany dreszczami pożądania,
tęskniąc za tajemniczą, czarnowłosą nieznajomą.
Usilnie chciał o niej zapomnieć, zapomnieć o tym, co w istocie
było romansem na jedną noc. Trzy dni temu udało mu się ziścić to
pragnienie, lecz trzeba przyznać, że los okrutnie sobie z Edwarda
zakpił. To właśnie trzy dni temu jego ojczym postawił swoje warunki.
Od tej chwili Edward myślał tylko i wyłącznie o VP Tech - o tym, jak,
pomimo absurdalnych żądań ojczyma, zdobyć firmę. Był wściekły, a
równocześnie, choć sam przed sobą nie chciał się do tego przyznać,
był rozczarowany.
Edward rozerwał kopertę i zaczął drobiazgowo przeglądać jej
zawartość. Uważnie czytał raport.
Po tylu bezsennych nocach i porankach spędzonych na
rozmyślaniu i wspominaniu tej jednej jedynej nocy Edward w końcu
zabrał się za działanie. Chciał, by rzeczywistość przyćmiła fantazję i
skutecznie go odczarowała. Bella mogła być mężatką, mogła być
zaręczona. Może ta noc była ostatnią nocą szaleństwa, a natychmiast
potem wyszła za ukochanego z lat dzieciństwa?
Gdy czytał raport, uniósł brwi. Bella Swan była właścicielką
pensjonatu Bed and breakfest na prowincji w New South Wales.
Natychmiast włączył laptop i wstukał w wyszukiwarce „pensjonat
Jindalee", po czym wszedł na jego stronę. Nic dziwnego, że sytuacja
finansowa Belli była kiepska i że zaciągnęła kredyt w banku, którego
nie była w stanie spłacić. To miejsce wyglądało na kompletną dziurę.
Zdaje się, że nikt o nim nie słyszał. Znajdowało się na obrzeżach Gum
Tree Falls - miasteczka, które nie liczyło więcej niż pięciuset ludzi.
Edward przeleciał oczyma raport dotyczący jej sytuacji
finansowej, po czym przeszedł do opisu sytuacji życiowej.
I wtedy osłupiał.
Bella była obecnie w ósmym tygodniu ciąży. - Co u diabła?
Doznał wrażenia, jakby ściany gabinetu zafalowały. Zabrakło mu
tchu i tak mu zaschło w gardle, że z trudem przełknął ślinę.
Pod wpływem silnych emocji rzucił dokumentami o ścianę, a
kartki zaczęły fruwać po pokoju. Nie. To niemożliwe. Niemożliwe, by
miał przeżywać to jeszcze raz.
Przeszedł go dreszcz, czuł, jak napinają mu się mięśnie. Już raz
go to spotkało. Wydawało mu się, że będzie miał dziecko. Dziecko,
które byłoby przynajmniej odrobinę podobne do niego, którym by się
opiekował i które by kochał. Któremu przekazałby wszystko to, co
udało mu się zdobyć, całe bogactwo i doświadczenie. Otoczyłby je
miłością i troską. To dziecko nigdy nie zaznałoby tego, czego zaznał
Edward w dzieciństwie.
Teraz wydawało mu się to żałosne, ale był wniebowzięty, gdy
Tanya powiedziała mu, że będą mieli dziecko.
Był po prostu głupi.
Udawała. Wszystko udawała. Edward przysiągł samemu sobie, że
już nigdy nie da się w ten sposób nabrać.
Ale to... to wszystko zmieniało.
Zacisnął zęby. Po szalonej, namiętnej nocy Bella uciekła jak
złodziej. To musiało być nad ranem. Gdyby nie czarne figi, które
znalazł w pościeli, to wszystko mogłoby się wydawać jedynie
upojnym, rozkosznym snem.
Jego myśli wymknęły się spod kontroli i ponownie oddał się
gorącym wspomnieniom. Zaczął przywoływać każde westchnienie
Belli, każdy ich pocałunek, lecz po chwili otrząsnął się i wrócił do
rzeczywistości. Jego myśli przybrały bardziej złowrogi wymiar.
Szybko zaczął rozważać, jakie ma opcje. Czy to czysty przypadek,
czy wyrachowanie? A może w grę wchodził plan szantażu?
Zgłoś jeśli naruszono regulamin