Cole_Hilary_Oszolomienie_RPP090.pdf

(637 KB) Pobierz
106835827 UNPDF
HILARY COLE
OSZOŁOMIENIE
Przełożyła Małgorzata Kowalska
106835827.018.png 106835827.019.png 106835827.020.png 106835827.021.png 106835827.001.png 106835827.002.png 106835827.003.png 106835827.004.png 106835827.005.png 106835827.006.png 106835827.007.png 106835827.008.png 106835827.009.png 106835827.010.png 106835827.011.png 106835827.012.png 106835827.013.png 106835827.014.png 106835827.015.png 106835827.016.png 106835827.017.png
1
Prolog
CHESTERFIELD PRIVATE INVESTIGATIONS 1241 Cable
Avenue Mount Haven, Nowy Jork
Jane Walker 15 stycznia
2248 Broad Street Laurel, Tennessee
Najdroższa Jane, dziękuję Ci za prezent gwiazdkowy. Nie jadłem
pierniczków domowej roboty od czasu, gdy rok temu zmarła ciocia
Lenore. Myśląc o jej odejściu, chcę poinformować Cię o moim odejściu
na emeryturę. Zdecydowałem się wycofać z zawodu detektywa. Nie
potrafię się już w to cały zaangażować. Za dwa miesiące wyruszam w
podróż dookoła świata, by zobaczyć wszystkie egzotyczne miejsca, które
zawsze chcieliśmy odwiedzić razem z Lenore. Być może moja podróż
skończy się nawet tym, że osiedlę się na stałe na Thaiti albo w innym
ciepłym kraju - gdziekolwiek, byle nieustanne wspomnienia Lenore nie
nawiedzały mnie w tym miejscu.
Jedyna rzecz, która stoi mi na przeszkodzie, to interes, w który od
trzydziestu lat wkładam serce i duszę. Nie zniósłbym myśli, że muszę
sprzedać biuro obcej osobie. Dlatego postanowiłem spisać odpowiednią
umowę, oddając niniejszym jedną połowę udziałów w Chesterfield
Private Investigations Tobie, a drugą połowę powierzając pewnemu
detektywowi, S.S. Wilderowi z Nowego Jorku, który pięć lat temu
uratował mi życie, gdy zajmowaliśmy się sprawą o morderstwo. Zawsze
byłem i jestem mu bardzo wdzięczny. Pomyślałem więc, że będzie to
dobry sposób, by wyrazić moje uczucia. Nie przejmuj się tym, że
musiałabyś odwoływać się do niego w sprawach dotyczących
działalności firmy. Jestem pewien, że wolałby pozostać „cichym"
wspólnikiem. Mieszka w Nowym Jorku od lat. Ty, kochanie, jesteś
jeszcze za młoda, by się tym martwić, ale ja jestem zadowolony, że
odkładałem pieniądze, planując przejść na emeryturę. W przeciwnym
razie nie mógłbym mieć takich planów, jak mam obecnie.
Wykorzystaj tę szansę, Jane, marnujesz się jako maszynistka w
dusznej, małej firmie prawniczej. Potrzebna Ci jest ucieczka od
wspomnień z przeszłości, tak samo jak mnie. Kiedyś w Chicago byłaś
niezłym prywatnym detektywem. Chciałbym zobaczyć, jak zagrasz na
bis i potworzysz te sukcesy w Mount Haven.
Całuję mocno, Wuj Bert
* * *
2
JANE WALKER 2248 Broad Street Laurel, Tennessee
Bert Chesterfield
Chesterfield Private Investigations 1241 Cable Avenue Monut Haven,
Nowy Jork
Drogi Wujku Bercie,
20 stycznia
tak się cieszę, że smakowały Ci pierniczki. Upiekłam je według
przepisu cioci Lenore. Twoja hojność poruszyła mnie do głębi.
Proponujesz mi, bym wróciła do zawodu detektywa, aleja nie mogłabym
ot tak po prostu spakować się i...
21 stycznia
Drogi Wujku Bercie,
wyobrażasz sobie moje zaskoczenie, gdy dostałam Twój list To więcej
niż miło z Wujka strony, że proponuje mi, bym zaczęła jeszcze raz. To
mi pochlebia. Jednakże...
22 stycznia
Drogi Wujku Bercie,
to trzeci list, który zaczynam pisać do Ciebie w ciągu ostatnich trzech
dni. Pierwsze dwa były utrzymane w tonie wdzięczności, lecz i wahania
się. Dzisiaj jednak, po nieprzespanej nocy, rozważyłam wszystko od
nowa. Twoja propozycja skłoniła mnie do przeanalizowania swojego
życia. Naprawdę tęsknię już za tym, by znów pracować jako prywatny
detektyw i dowieść samej sobie, że potrafię odnaleźć się w tym
zawodzie.
Co do pozostałych spraw masz świętą rację. Potrzebna mi jest zmiana
tempa, jakieś wyzwanie. Do zobaczenia za kilka tygodni.
Ucałowania, Jane.
P.S. Doceniam twoją troskę o pana Wildera. Bądź pewien, że będę
prowadzić dokładny rejestr, tak by otrzymał swoją połowę dochodów
firmy. Może powinnam przesyłać mu miesięczne sprawozdania? Bez
wątpienia przyjmie z wdzięcznością przychody, jakie otrzyma z racji
swoich udziałów w zyskach firmy. Jak mówiłeś sam, planowanie przed
przejściem na emeryturę jest bardzo ważne.
3
Rozdział I
W holu cuchnęło dymem z cygara i tanimi perfumami. Marszcząc nos,
Jane wyszła z windy i energicznym krokiem pośpieszyła w kierunku
biura na końcu korytarza. Zatrzymała się przed drzwiami do Chesterfield
Private Investigations. Zastanawiała się, czy trudno będzie zamienić
słowo „Chesterfield" na „Walker". Gdy podeszła bliżej, odkryła, że
wyraziste, czarne litery namalowane są farbą na szybie z matowego
szkła.
„To nic - pomyślała z uśmiechem. - Po pierwszej udanej sprawie stać
mnie będzie na wymianę całych drzwi, jeśli tak mi się spodoba."
Pogrzebała w torbie przewieszonej przez ramię i odnalazła ciężki,
mosiężny klucz, który dziś rano wręczył jej wuj Bert Ogarnęło ją
podniecenie. Stała na progu nowej drogi życia.
Gdy kilka miesięcy temu skończyła trzydzieści lat, wpadła w depresję.
Dręczyła ją obawa, że być może resztę swych dni spędzi w Laurel z
teściową. List od wuja Berta dał jej siłę, której potrzebowała, by zrobić
coś ze swoim życiem. Mimo iż z początku odniosła się negatywnie do
jego szczodrobliwej propozycji, to im dłużej zastanawiała się nad nią,
tym rozsądniejsza się jej wydawała. Od chwili, gdy ją wreszcie przyjęła,
na nowo poczuła, że ma cel w życiu i że jest niezależna. Nie. Poczuła
wtedy coś więcej: szczęście. Zupełnie tak jak teraz. Nic nie było w stanie
popsuć jej świetnego humoru.
Wzięła głęboki oddech i włożyła klucz do zamka. Gdy odkryła, że
drzwi były otwarte, na chwilę osłupiała ze strachu, aż olśniło ją
oczywiste wytłumaczenie tego stanu rzeczy. Wuj Bert najwyraźniej tak
był zaaferowany swą podróżą, że zapomniał zamknąć drzwi na klucz, po
tym jak tu właśnie pożegna! się osobiście ' z miejscem, które przez tak
wiele lat było mu domem.
Jane popchnęła drzwi i weszła do niedużego foyer, z którego
wchodziło się do biura. Drugie drzwi również nie były zamknięte. Cóż,
nie mogła przecież obwiniać wuja o to, że jest niedbały. Oboje byli
równie podekscytowani tym, że zaczynają swe życie od nowa. Nucąc
pod nosem, Jane wkroczyła stanowczo do biura. Dwoje ludzi podniosło
na nią zdziwiony wzrok. Na rogu biurka stojącego przy oknie, siedziała
jakaś dziewczyna, która miała nie więcej niż osiemnaście lat, a jasnorude
włosy obcięte na punka. Ubrana była w wełniany sweter, sięgający kolan
i obcisłe, czarne rajstopy.
4
- Przykro mi, ale jeszcze nie otworzyliśmy biura. Jutro. Proszę przyjść
do nas jutro - odezwała się pretensjonalnie.
Na obrotowym krześle siedział mężczyzna, w wieku około
czterdziestu lat. Oparł stopy o biurko, na którym rozsiadła się
dziewczyna i uśmiechnął się od niechcenia, wydychając ogromny obłok
dymu z cygara.
Jane była tak wstrząśnięta, że potrzebowała pełnych dziesięciu
sekund, by zareagować odpowiednio na obecność obcych ludzi w biurze
wuja. Ledwo zdobyła się na to, by przemówić.
- Chwileczkę... Nie sądzę, że pan...
- Proszę pani, mogę zapisać pani nazwisko i numer telefonu -
przerwała niecierpliwie nastolatka - albo nawet zanotuję ważne
informacje dotyczące pani sprawy, tak by Wilder...
Jane, zmieszana i zaniepokojona, przystąpiła do działania. Podeszła
do biurka.
- A teraz posłuchajcie, co powiem. Nie wiem, kim jesteście, ale wiem
jedno: S.S. Wilder jest wspólnikiem tej firmy i tak się składa, że mieszka
w Nowym Jorku. Nie przyszłam tu w żadnym wypadku jako klientka.
Jestem tu po to, by przejąć biuro. A więc mówcie, kim jesteście?
Dziewczyna otworzyła ze zdziwienia usta i prędko ześlizgnęła się z
biurka, by skryć się za krzesłem, na którym siedział mężczyzna.
- O Boże, Wilder! Jesteśmy w niebezpieczeństwie! Weźmie nas jako
zakładników!
Z początku do Jane dotarły jedynie słowa „w niebezpieczeństwie" i
„weźmie nas jako zakładników". Dopiero później zaświtało jej w głowie,
że dziewczyna nazwała mężczyznę „Wilder". Niemożliwe. S.S. Wilder
był w wieku jej wuja.
- Daj jej pieniądze, Wilder! - krzyczała nastolatka. - I swoje karty
kredytowe! Pewnie ma pistolet w tej torbie na ramieniu.
Mężczyzna uśmiechnął się, zwróciwszy wzrok na Jane.
- Sądzę, że nie masz racji, Ginny. Uspokój się już, kotku -mówił
zachrypniętym głosem, swobodnie wymawiając wszystkie głoski. -
Dostatecznie długo pracuję jako detektyw, by rozpoznać zbzikowaną
osobę, gdy tylko ją ujrzę. I dałbym głowę, że ta śliczna młoda dama nie
jest wcale szalona, lecz po prostu okropnie wściekła.
Jane opuściły siły; zbiło ją z tropu opanowanie mężczyzny i jego
pewność siebie. Oparła się mocno o blat biurka.
- Czy pan... pan nazywa się Wilder? - wykrztusiła.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin