DRUGI_OBIEG_NR4_(01.2012).pdf

(890 KB) Pobierz
1
794038287.001.png
Spis treści:
Witold Gwoźdź
Przedwiośnie......................................s.4
Piotr Masłowski
Ronduś..............................................s.19
Paweł Mocek
Upadek nieba....................................s.21
Paweł ''Rusky'' Połednik
W nieznane........................................s.37
2
Witajcie!
Piszę te słowa, a przy okazji i składam numer,
w przerwie pomiędzy pochłanianiu jednego a drugiego opasłego
tomiszcza, którego znajomość jest mi niezbędna dla zaliczenia
zaczynającej się właśnie zimowej sesji egzaminacyjnej. Ten
dobrze znany studentom fenomen silnie odcisnął się na formie
tego wydania „Drugiego Obiegu”.
Przede wszystkim liczba opowiadań jest widocznie
mniejsza – zaledwie cztery. Poza znanymi Wam już Witoldem
Gwoździem i Pawłem Mockiem, którzy, będąc wolnymi od
obowiązku jakichkolwiek zaliczeń w tym roku, nie mieli
problemu z napisaniem opowiadań, mamy w tym numerze dwie
niespodzianki. Pierwszą z nich jest tekst napisany przez Piotra
Masłowskiego, nie byle kogo, bo dyrektora zarządzającego
w Centrum Rozwoju Inicjatyw Społecznych. Drugą natomiast
tekst wygrzebany z szuflady Pawła „Ruskyego” Połednika,
zwykle udzielającego się jako korektor tekstów w naszym
czasopiśmie.
Nie obyło się też bez niezłego zabiegania przy okazji
załatwiania spraw związanych z wydaniem, ale ostatecznie
wszystko udało się załatwić, czego dowodem jest fakt, że właśnie
trzymacie w ręku nowy egzemplarz i czytacie te słowa.
Nie pozostaje mi zatem nic innego, jak życzyć Wam
miłej lektury!
Adrian ''Ryan'' Sładek oraz Witold Gwoźdź wraz
z całą ekipą.
PS Motywem numery lutowego będą
INSPIRACJE FILMOWE .
REDAKCJA:
Justyna Hawryś — Oprawa graficzna, jedzenie mlecznych kanapek.
Paweł ''Rus'' Połednik — Korekta tekstów, picie kawy, umiłowanie średników.
Adrian ''Ryan'' Sładek — Składanie tekstu, wkurzanie się, poganianie innych.
Witold Gwoźdź — Ogarnianie wszystkiego, bycie zmierzłym i bycie zmierzłym.
Agata Paprotna — Mecenat, bycie zadowoloną.
Łukasz Paprotny — Mecenat, posiadanie dziwnego poczucia humoru.
KONTAKT:
email: drugiobieg@yahoo.pl
facebook: www.facebook.com/drugiobieg
3
794038287.002.png 794038287.003.png 794038287.004.png
 
Przedwiośnie
Witold Gwoźdź
Z dedykacją dla tych, którzy nie mają
sesji zaliczeniowej, oraz tych, którzy szukają niepotrzebnych
nikomu informacji biograficznych w angielskiej Wikipedii.
Jesień roku 1865 była niczym lawina, która przygniotła Lady Margaret
Percy. Przez blisko tydzień płakała w poduszkę, a potem już nigdy nie była taka
sama, ubierała się na czarno, a twarz zakrywała koronkowym welonem niczym
dama w żałobie. Pomiędzy tymi dwoma okresami jej jestestwa upadł największy
chyba możliwy dla Lady Percy życiowy kamień milowy. Było to 12 listopada
1865 roku w Upper Norwood, hrabstwo Sussex. Konkretnie dom wiceadmirała
Sir Roberta FitzRoya.
Wieczór był wietrzny, bardzo elegancka kobieta około lat czterdziestu
szła jak na ścięcie po brukowanym chodniku. Inni przechodnie patrzyli na nią
z czymś w rodzaju politowania, oczywiście ci z wyższych sfer; w końcu nadal
była córką Georga Percy'ego, earla Beverley i od niedawna piątego księcia
Northumberland. Nikt, kto nie był przynajmniej baronem, nie miałby na tyle
czelności, żeby otwarcie, choćby spojrzeniem, okazać jej brak szacunku. Chociaż
jej ojciec był już w niezwykle podeszłym wieku, jego koneksje i władza nadal
pozostawały ogromne. Omal nie wpadła na umorusanego chłopca, który
zapewne ukradkiem wszedł na teren najbogatszej z dzielnic Upper Norwood.
— Psze pani, weźmie pani amulet przeciw klątwom! Tylko pięć pensów
uchroni panią przed wszelkimi niecnotami, belzebubami, czarownikami
i antychrystami!
Konsekwentnie go ignorowała, patrząc przed siebie. Och, ironio... Mały
ulicznik nie wiedział, jak bardzo takie amulety przydałyby się miłości jej życia,
Robertowi FitzRoyowi. Czy to może być przypadek, że zaproponował go właśnie
jej? Oczywiście, że przypadek! To połówka cholernej łupiny od orzecha
wypełniona kolorowym woskiem i jakimś koralikiem. Dzieciaki ze slumsów
starają się jak mogą, żeby przeżyć. Czasami chyba nawet wolą umrzeć na ulicy,
niż trafić do ochronki. W takim świecie przyszło nam żyć. Jedyne co w tej chwili
widziała Margaret Percy to rozmazane kolejne kostki z bruku układające sie
w chodnik. Dłonie schowane miała w mufce, cały czas przyśpieszała kroku.
Ogryzek ołówka i zapisanego pergaminu, które trzymała niemal na sercu,
w wewnętrznej kieszni płaszcza wierzchniego, zdawały się być nieprzyjemnie
gorące. Nie mogła uwierzyć w to, co miała zrobić. Ale po przeczytaniu krótkiej
notki od wiceadmirała FitzRoya, nie mogła czekać, tym bardziej, że to jutro
mijał czas wyznaczonych jej dwóch tygodni. Ten mały zwitek papieru listowego
zgnieciony w kulkę, nie wyglądał jak najbardziej przerażająca i wyczekiwana
wiadomość w życiu tej szlachetnie urodzonej kobiety w średnim wieku. Była to
wspomniana notka od Roberta FitzRoya, a Lady Margaret znała ją na pamięć.
4
"Droga panno Percy!
Ufam, że jest pani w dobrym zdrowiu. Muszę
z przykrością zawiadomić panią, iż po przemyśleniu całej naszej
rozmowy uznałem, że bez znaczenia są pani domniemane zasługi dla
mnie, jak i uczucia żywione wobec mojej osoby. Akt, którego byłem
świadkiem, a pani prowodyrem, wzbudził we mnie największą odrazę.
Był to występek przeciw Bogu Wszechmogącemu i wszystkiemu innemu
co dobre, nawet jeśli ofiarą stał się, mój do niedawna wielki przyjaciel,
Charles Darwin. Co za tym idzie, pozostawiam pani dwa tygodnie na
przemyślenia i stosowne poczynania. Po upływie tego czasu zaalarmuję
samą Jej Królewską Mość.
Wiceadmirał Floty Zjednoczonego
Królestwa, Robert FitzRoy"
*
Tego dnia było jeszcze mroźniej niż zwykle, a zamiatacze uliczni
uzbrojeni w łopaty jak w ukropie uwijali się, odśnieżając ulice z zasp, które
zesłała Londynowi noc. Poniedziałkowy poranek zawsze jest najgorszy, kiedy
wszyscy się śpieszą, wielcy panowie na spotkania warte tysiące funtów, zwykli
ludzie do prac, a biedacy do ochronek, mając nadzieję, że znajdzie się dla nich
jeszcze jakaś miska ciepłej zupy.
Nadinspektor Frederick Abberline stał w oknie swojego gabinetu,
obserwując to wszystko. Kiedy zaczęły się śnieżyce, miał dopiero siedem lat, ale
świetnie to pamiętał. Na początku podobał mu się okraszony białym puchem
Londyn, w którym wcześniej śnieg uświadczano bardzo rzadko i to raczej
w postaci szarej i śliskiej brei rozjeżdżonej przez powozy. Odwrócił się od okna,
kiedy wiatr przywiał do jego szyby pierwszą stronę porwanego komuś z dłoni
dzisiejszego numeru "The Guardian". "Jak długo królowa Wiktoria będzie
udawała Wiktorię?" uderzał w oczy ogromny nagłówek i przewijające się pod
spodem komentarze zagranicznych obserwatorów i wściekłego ludu. W masa
wrze, tylko patrzeć rewolucji. Nie ciekawił go też specjalnie widok ulic, od
trzydziestu lat wyglądały tak samo – wszystko przysypane śniegiem, ludzie
ubrani w grube płaszcze, zawinięci szalami pod sam nos. Oto obraz Londynu
i całego Zjednoczonego Królestwa. Tyle lat, Boże miej nas w opiece... Jego
gabinet był zarzucony mnóstwem papierów, materiałów dowodowych
w szklanych słoiczkach i policyjnych szkiców przedstawiających najróżniejsze
miejsca i osoby. Każda wolna przestrzeń, łącznie z umywalką, barkiem i jego
osobistym biurkiem. Niedopałki papierosów, cała kolekcja brzytew w różnym
stanie, odpisy z prac naukowych zmarłego przed trzydziestu laty Roberta
Fitzroya, informacje na temat rodu Percych, ze szczególnym uwzględnieniem
Lady Margaret Percy. Spłonęła już dawno na stosie w księstwie
Northumberland podczas linczu urządzonego przez miejscowych. Za każdym
razem, kiedy mu o tym wspominano, krew się w nim gotowała. Nie zdążono jej
przesłuchać, nawet spisać aktu oskarżenia, aresztować! Gdyby tylko była wtedy
tutaj, w Londynie, a nie na północnym krańcu Zjednoczonego Królestwa. Nie da
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin