Adam 5-99.pdf

(2900 KB) Pobierz
208876681 UNPDF
5 ' 9 9
N r 5 ( 1 0 ) M A J ’ 9 9
C e n a 5 z ∏
I N D E K S 3 4 3 7 8 1 • I S S N 1 4 2 5 - 4 5 5 7
208876681.006.png 208876681.007.png 208876681.008.png 208876681.009.png 208876681.001.png
Za oknem zima. Póêne popo∏udnie, ciemno. Wskoczy∏em pod kocyk i przymknà∏em oczy.
Nie lubi´ ch∏odów, Êniegu, nagich drzew, kocham za to lato, s∏oƒc´, pla˝´. Ta pora roku jest o wiele
ciekawsza, faceci chodzà w samych d˝insach i T-shirtach, jest na co popatrzeç: wypchane krocza,
umi´Ênione torsy, okryte tylko koszulkà. Zaczà∏em wi´c wspominaç wakacyjne przygody.
W lipcu pojecha∏em na wycieczk´
do Egiptu. Zwiedzi∏em Luksor, pira-
midy, Kair, Dolin´ Królów. Wysma-
˝y∏em si´ na przyhotelowym base-
nie. W Kairze wydarzy∏a si´ historia,
którà b´d´ d∏ugo pami´taç. Wybra-
∏em si´ na wycieczk´ po jednym
zowych rozwrzeszczanych i zat∏o-
czonych bazarów. Przechadza∏em
si´ mi´dzy straganami, op´dzajàc
si´ od natr´tnych kupców próbujà-
cych mi wcisnàç dywany, nargile,
owoce, jakieÊ makatki i turystyczne
pamiàtki.
Kr´ci∏em si´ po targu ju˝ jakiÊ
czas, kiedy zauwa˝y∏em, ˝e jakiÊ
m∏ody Arab ju˝ od pewnego czasu
zatrzymuje si´ przy tych samych
straganach, co i ja. Kupi∏ nawet kil-
ka drobiazgów: jakàÊ figurk´, d∏ugie
papierosy bez filtra w drewnianym
pude∏eczku i typowo europejskie
okulary przeciws∏oneczne. Postano-
wi∏em go wybadaç: albo to przypa-
dek, albo mnie Êledzi. Tylko w jakim
celu? D∏ugo kluczy∏em mi´dzy sto-
iskami, chcia∏em upewniç si´, ˝e to
nie przypadek i ˝e naprawd´ jestem
Êledzony. I rzeczywiÊcie – kiedy
przystawa∏em udajàc, ˝e chc´ coÊ
kupiç, mój dziwny towarzysz te˝ si´
zatrzymywa∏, oglàda∏ jakieÊ bibeloty
i ciàgle na mnie zerka∏.
Przyjrza∏em mu si´: szczup∏y,
m∏ody ch∏opak, na oko jakieÊ dwa-
dzieÊcia dwa, trzy lata, a wi´c pra-
wie mój rówieÊnik. Pi´kna wschod-
nia twarz o oliwkowej cerze, bez
Êladu zarostu, zmys∏owe usta, czar-
ne oczy, w których czai∏y si´ jakieÊ
diabelskie iskierki, nadajàce twarzy
wyraz weso∏ej przekory. Ubrany by∏
w pow∏óczystà bia∏à galabij´ si´ga-
jàcà samej ziemi. Na g∏owie mia∏
czarny zawój. Próbowa∏em go sobie
wyobraziç bez tej zabawnej sukie-
neczki. Nijak nie mog∏em dojrzeç,
jaki aparat ma w kroku – galabija to
nie obcis∏e d˝insy z wypi´tym
wzgórkiem! Spojrza∏em na jego d∏o-
nie – mia∏ d∏ugie, pi´kne palce. Trzy-
ma∏ w nich jakàÊ wzorzystà tkanin´,
ale wcale nie chcia∏ jej kupiç, nawet
nie spojrza∏ na nià – patrzy∏ na mnie,
próbujàc z∏owiç mój wzrok.
Zachwyci∏em si´ tym ch∏opcem,
nazwa∏em go w myÊlach „arabskim
ksi´ciem”. Wyobrazi∏em sobie, ˝e
po tej pi´knej twarzy sp∏ywa wodo-
spad g´stej spermy. Przypomnia∏em
sobie nagle, ˝e jestem w obcym
kraju, którego zwyczajów nie znam.
Mo˝e ten ch∏opak chce mnie
okraÊç? A mo˝e to alfons naganiajà-
cy europejskich klientów swoim pa-
nienkom? Poza tym roi si´ tu od is-
lamistów, ca∏kiem niedawno wyda-
rzy∏a si´ ta tragedia w Luksorze –
zamach na turystów z Zachodu.
Wystraszy∏em si´ i postanowi∏em
zgubiç si´ w t∏umie. Odwróci∏em si´
i minà∏em mojego „ksi´cia”. Otar-
∏em si´ o niego w t∏oku i zadr˝a∏em
– przeszy∏ mnie przyjemny dresz-
czyk. Szed∏em szybkim krokiem, nie
oglàdajàc si´, i wkrótce wyszed∏em
z bazaru. Teraz odwróci∏em g∏ow´
i odetchnà∏em z ulgà – zgubi∏em
„ogon”!
Minà∏em kilka przecznic i usia-
d∏em przy jednym z kawiarnianych
stoliczków, pod szerokim paraso-
lem. Z nieba la∏ si´ taki ˝ar, ˝e za-
pragnà∏em napiç si´ czegoÊ dla
och∏ody. Z∏o˝y∏em zamówienie.
Wyjà∏em przewodnik i zatopi∏em
si´ w lekturze, popijajàc zimny sok
z kostkami lodu. Nagle wyda∏o mi
si´, ˝e nie jestem sam przy stoliku.
Podnios∏em oczy znad ksià˝ki i...
zach∏ysnà∏em si´ napojem. Przede
mnà siedzia∏ „arabski ksià˝´” z ba-
zaru! UÊmiechnà∏ si´ widzàc moje
zaskoczenie – b∏ysnà∏ rzàdek rów-
nych, bia∏ych z´bów. Nie – pomy-
Êla∏em – to nie mo˝e byç islamski
porywacz. Bardzo chcia∏em w to
uwierzyç, bo ten egzotyczny ch∏o-
paczek po prostu podoba∏ mi si´.
Nie mog∏em oderwaç oczu od jego
twarzy, uÊmiechnà∏em si´ lekko.
Niech wie, ˝e mo˝e tu zostaç.
Przyszed∏ kelner i chcia∏ przep´-
dziç goÊcia: to kafejka dla turystów.
Wyt∏umaczy∏em mu po angielsku,
˝e to mój znajomy i ˝e jest tu ze
mnà. Kelner zaszwargota∏ coÊ po
arabsku, spojrza∏ na mnie spode ∏ba
i odszed∏. By∏em troch´ spi´ty,
w czasie wycieczek nigdy nie wcho-
dzi∏em w kontakty z mieszkaƒcami
krajów nieeuropejskich. Próbowa-
∏em zagaiç rozmow´ po angielsku:
– What’s your name?
Mój nieznajomy uÊmiechnà∏ si´
tylko. Dziwne; niemowa czy co?
Spróbowa∏em jeszcze raz, z nieco
innej beczki. Pokaza∏em na siebie
palcem i powiedzia∏em:
– My name is Micha∏. I’m from
Poland, from Europe.
Zero reakcji (nie liczàc kolejnego
promiennego uÊmiechu). Nagle
wszystko sta∏o si´ dla mnie jasne:
on nie zna angielskiego! Spróbowa-
∏em to samo po francusku. Te˝ nie
zna! Widocznie nie pracuje z tury-
stami. Czego wi´c on, u licha,
chce?!!!
Stuknà∏em si´ palcem w pierÊ
i powiedzia∏em kilka razy wolno:
M-I-C-H-A-¸. On wskaza∏ na siebie
i powiedzia∏: Manzor Ali-Fellah.
– Manzor – powtórzy∏em.
– Mich-al – wolno wycedzi∏ mój
Arab.
– Micha∏ – poprawi∏em go.
– Michal – coraz lepiej mu sz∏o. –
Salem!
– Salem alejkum – wiedzia∏em
zprzewodnika, ˝e to coÊ jakby na-
sze „dzieƒ dobry”.
Zapad∏o k∏opotliwe milczenie. Pot
sp∏ywa∏ mi po czole. Upa∏ coraz bar-
dziej dawa∏ mi si´ we znaki. Absur-
dalna sytuacja: siedzieliÊmy naprze-
ciw siebie przy kawiarnianym sto-
liczku i nijak nie mogliÊmy si´ poro-
zumieç. PatrzyliÊmy na siebie. Cze-
ka∏em, co b´dzie.
12
13
208876681.002.png
13
Nagle m∏ody Kairczyk wyciàgnà∏
spod galabiji p∏askie zawiniàtko. Po-
∏o˝y∏ przede mnà. Cholera, a jednak
zwyk∏y handlarz! – pomyÊla∏em roz-
czarowany. Manzor zach´ca∏ mnie
gestami, ˝ebym rozwinà∏. Wzià∏em
zawiniàtko do r´ki i obejrza∏em je –
by∏o z pi´knie haftowanego materia-
∏u. Roz∏o˝y∏em materia∏ na stole. Ze
Êrodka wysypa∏o si´ kilka oriental-
nych obrazków, widzia∏em podobne
na zdj´ciach w przewodniku. CoÊ
si´ jednak nie zgadza∏o! Przyjrza∏em
si´ kartonikom i po plecach prze-
bieg∏ mi dreszczyk emocji. Obrazki,
niewàtpliwie reprodukcje starych
grafik, przedstawia∏y kochajàcych
si´ facetów! Ró˝ne pozycje, piesz-
czoty, wypi´te pupcie, robienie la-
sek, 69, poca∏unki! Poczu∏em pod
sto∏em, ˝e coÊ delikatnie dotkn´∏o
mojego kolana – to Manzor po∏o˝y∏
swojà r´k´ na mojej nodze. Zrobi∏o
mi si´ goràco w kroku, i to nie
z upa∏u!
Nagle Arab wsta∏, odszed∏ kilka
kroków i przystanà∏, jakby czeka∏ na
mnie. Patrzy∏ mi ze Êmiertlenà po-
wagà prosto w oczy. Niemal˝e
wbrew w∏asnej woli podnios∏em si´
zkrzes∏a i ruszy∏em za nim. Kluczy-
liÊmy d∏ugo po jakichÊ zau∏kach,
ciasnych uliczkach, na których ba-
wi∏y si´ umorusane dzieci. Starcy
wbrudnych turbanach siedzieli na
progach domów i palili nargile. Spo-
glàdali za nami znudzeni. W koƒcu
Manzor stanà∏ przed jakimÊ domem,
wyjà∏ klucz i otworzy∏ odrapane
drzwi. Tu pewnie mieszka – przebie-
g∏o mi przez g∏ow´. Dom by∏ cha-
rakterystyczny dla starego Kairu:
pi´trowy, wàski, o nierównych, wy-
bia∏kowanych Êcianach, z drewnia-
nymi okiennicami-˝aluzjami. Wyglà-
da∏ bardzo staro.
Wszed∏em do ch∏odnej sieni. Wy-
szliÊmy na mikroskopijne podwórko
z kamiennà studnià, po czym po
wàskich i stromych schodkach na
pi´tro. Znalaz∏em si´ w kilkupokojo-
wym mieszkaniu, zupe∏nie niepo-
dobnym do naszych europejskich.
Wsz´dzie le˝a∏y prawdziwe perskie
dywany o osza∏amiajàcych wzo-
rach, na Êcianach dostrzeg∏em zna-
ne mi ju˝ obrazki, tylko wi´ksze.
Meble typowo wschodnie: mi´kkie
pufy, orientalna sofa, na skromnych
pólkach sta∏y miedziane naczynia,
bogato zdobione roÊlinnymi moty-
wami. W kàcie jednego z pokoi, na
pod∏odze, wÊród puszeczek z farba-
mi i ró˝nej wielkoÊci p´dzelków, le-
˝a∏y kartony z niedokoƒczonymi
scenami erotycznymi. DomyÊli∏em
si´, ˝e mój „arabski ksià˝´” jest ma-
larzem i ˝e reprodukcje na pokaza-
nych mi w kafejce kartkach by∏y je-
go dzie∏em. W mieszkaniu panowa∏
pó∏mrok, przez okna zas∏oni´te
drewnianymi ˝aluzjami sàczy∏o si´
Êwiat∏o, które „szatkowa∏o” Êwietli-
stymi paseczkami pod∏og´ i bia∏e
Êciany, obwieszone wizjami gejow-
skiego raju. U sufitu kr´ci∏y si´ leni-
wie ∏opatki wiatraków.
By∏o bardzo goràco, zbli˝a∏o si´
afrykaƒskie po∏udnie. Usiad∏em na
mi´kkiej sofie, a Manzor stanà∏
przede mnà uÊmiechni´ty i zrzuci∏
zsiebie galabij´, jak si´ okaza∏o –
jedyne ubranie, jakie mia∏ na sobie.
Drgnà∏em z zachwytu – nie mia∏ na
sobie nic, jego ciemna skóra na tor-
sie, bez ˝adnych w∏osów, wigotna
by∏a od potu, pi´knie po∏yskiwa∏a,
co dodawa∏o jego szczup∏ej sylwet-
ce niesamowitego uroku. Cia∏o mia∏
naturalnie umi´Ênione, pi´knie rzeê-
bione: szeroka klata, ciemne sutki,
szalenie zgrabne nogi, obsypane
podniecajàcymi w∏oskami, smuk∏e
r´ce. W kroku zwisa∏ obrzezany ku-
tas – d∏ugi i jeszcze wiotki, z wielkim
∏bem na koƒcu, który bez napletka
wyglàda∏ jak grzyb. Spoczywa∏ na
obwis∏ym worze z dwoma Êredniej
wielkoÊci jajami.
Zerwa∏em si´ na nogi i stanà∏em
przed nim, dr˝àc na ca∏ym ciele.
W moich slipach zacz´∏a si´ ju˝ re-
wolucja. Manzor pog∏aska∏ mnie po
moich blond w∏osach i po twarzy –
widaç by∏o, ˝e jasna cera bardzo go
bra∏a. Nachyli∏ si´ nad mojà szyjà
i zaczà∏ jà pieÊciç j´zykiem, taƒczy∏
po niej z wielkà wprawà, ssa∏ mojà
grdyk´, liza∏ podbródek. R´kami si´-
gnà∏ do mojego krocza. Widocznie
wyczu∏ palcami pot´˝ny namiot, bo
a˝ j´knà∏. Rozpià∏ mi d˝insy nie
przerywajàc lizania szyi. Oderwa∏
si´ ode mnie na chwil´ i wzià∏ z ni-
skiego stoliczka ma∏y no˝yk. Uspo-
koi∏ mnie gestem, ˝e nie ma z∏ych
zamiarów. Przy∏o˝y∏ ostrze do moje-
go T-shirta i rozcià∏ materia∏ z do∏u
do góry. Zerwa∏ ze mnie strz´py
bluzki i przejecha∏ palcami po mojej
wyçwiczonej mozolnie klacie. Moja
pa∏a a˝ brykn´∏a z rozkoszy. Arab
zjecha∏ j´zykiem z szyi na tors i ni-
˝ej, na brzuch. Kl´cza∏ z twarzà przy
moich rozpi´tych spodniach, po˝e-
ra∏ wzrokiem wypi´te obcis∏e slipy.
Zdjà∏ mi spodnie i odrzuci∏ je w kàt
pokoju. Sta∏em przed nim ju˝ prawie
go∏y, mój wa∏ ledwie mieÊci∏ si´
w majtkach. Manzor z∏apa∏ z´bami
gumk´ i pociàgnà∏ w dó∏. Uwolniony
nagle dràgal plasnà∏ go w czo∏o, zo-
stawiajàc na skórze wilgotnà, Êliskà
plam´.
Objà∏ d∏oƒmi moje pó∏dupki
i mocno Êcisnà∏. J´knà∏em z rozko-
szy. MyÊla∏em, ˝e teraz weêmie mo-
jà fujar´ do pyska, ale pomyli∏em
si´. Arabski przystojniaczek stanà∏
na nogi i pokaza∏ mi si´ w ca∏ej oka-
za∏oÊci. Na widok tego, co ujrza∏em,
mój kutas zaczà∏ goràczkowo drgaç:
Manzora chuj by∏ d∏ugi i pi´kny, brà-
zowawy, poorany wezbranymi ˝y∏a-
mi stercza∏ z wycelowanym we
mnie wielkim grzybem. Miarowo
dynda∏ nad obwis∏ymi jajami. To ja
nie wytrzyma∏em! Rzuci∏em si´ na
kolana i wepchnà∏em sobie ten taran
do buzi. Ledwie si´ zmieÊci∏, a i tak
nie wszystko poch∏onà∏em. Ssa∏em
go, ale krótko, bo mój „arabski ksià-
˝´” wyciàgnà∏ go szybko i, dyszàc,
odskoczy∏ ode mnie na dwa metry.
By∏em zdumiony, nie wiedzia∏em, co
to za gra? Widocznie tak wyglàda
arabska sztuka mi∏oÊci.
Odwróci∏ si´ do mnie ty∏em i poka-
za∏ tak zgrabne plecy i dupci´, ˝e na
kl´czkach i z kwikiem zaczà∏em waliç
sobie konia. Manzor wygina∏ si´
przede mnà jakby w taƒcu bez muzy-
ki, pokazywa∏ pi´kno swojego gibkie-
go cia∏a, spr´˝ystoÊç ciemnej skóry.
Zaczà∏em ju˝ dochodziç, kiedy mój
„ksià˝´” wybieg∏ z pokoju. Przesta-
∏em grzaç gruch´ i opad∏em, dyszàc,
na wzorzysty dywan. By∏em zupe∏nie
zaskoczony! Zaczà∏em go szukaç –
przeszed∏em przez wszystkie pokoje.
Zosta∏a mi jeszcze ∏aênia. Wszed∏em
do zupe∏nie ciemnego pomieszczenia
i poczu∏em, ˝e ktoÊ mnie obejmuje
od ty∏u. To Manzor przylgnà∏ do mnie
ca∏ym cia∏em i szaleƒczo ca∏owa∏
mnie po karku. Na dupie i plecach
czu∏em jego napierajàcego chuja,
goràcego i ca∏kiem ju˝ Êliskiego. Mo-
je poÊladki ugniata∏ ow∏osiony wór
egzotycznego ch∏opaczka. Pociàgnà∏
14
208876681.003.png
mnie za r´k´ i podprowadzi∏ po ciem-
ku do czegoÊ. Poczu∏em udami zim-
ny metal.
Nagle zab∏ysnà∏ p∏omyczek Êwia-
t∏a – to Manzor zapali∏ du˝à Êwiec´.
Zobaczy∏em, ˝e stoj´ przy ˝eliwnej,
wielkiej, staroÊwieckiej wannie
o nogach w kszta∏cie lwich ∏ap. Arab
wszed∏ do wanny i usiad∏ w wodzie.
UÊmiechem zaprosi∏ mnie do naÊla-
downictwa. Woda by∏a ch∏odna, ale
nie zimna. Usiad∏em naprzeciw mo-
jego gospodarza, który kl´knà∏ i za-
czà∏ nacieraç mojà skór´ jakimÊ
wonnym olejkiem. Zaczà∏em robiç
to samo z nim. ChlapaliÊmy si´ wo-
dà, wpijaliÊmy si´ w siebie ustami,
lizaliÊmy si´ bez pami´ci, Êciskali-
Êmy palcami sutki, gryêliÊmy si´ po
szyjach i mi´toszàc dupska j´czeli-
Êmy z rozkoszy.
Wtem Manzor wsta∏ i zaczà∏ bi-
czowaç mojà twarz swoim d∏uga-
Ênym, ociekajàcym wodà taranem.
Z∏apa∏em go za jaja i Êcisnà∏em lek-
ko. Drugà r´kà powiod∏em mi´dzy
pó∏dupkami i odnalaz∏em dziurk´.
Arab lekko wypià∏ pe∏ne poÊladki
i pozwoli∏, bym wsunà∏ pomi´dzy
nie palec. Rozciàga∏em mu powoli
odbyt, po czym w∏o˝y∏em drugi pa-
lec i trzeci. D∏ugi chuj nie przerywa∏
biczowania mojej twarzy, mocno si´
uÊlini∏ i po ka˝dym uderzeniu s∏y-
chaç by∏o g∏oÊne plaÊni´cie. Z wiel-
kiego grzyba co chwila wyp∏ywa∏a
przeêroczysta ∏ezka, która làdowa∏a
zaraz na moich policzkach, nosie,
czole lub wargach. Niektóre rozcià-
ga∏y si´ jak niteczki – od moich po-
liczków do wydatnych usteczek na
czubku obrzezanego wa∏a.
Zla∏em sobie palce wonnym olej-
kiem i jeszcze raz wjecha∏em
w zgrabnà dupci´. Teraz mog∏em jà
porzàdnie popieÊciç! Masowa∏em
mojego kochanka od Êrodka, prze-
sta∏ mnie ok∏adaç wa∏em i zaczà∏
poddawaç si´ ruchom mojej r´ki
w jego ty∏ku: rozkraczy∏ si´ i rozluê-
ni∏, j´cza∏ przy tym na ca∏y g∏os
i wykrzykiwa∏ coÊ po arabsku. Z∏a-
pa∏em ustami ∏eb dyndajàcego
przede mnà tarana i ssa∏em go z lu-
boÊcià. Drugà r´kà wali∏em sobie
pod wodà konia, a˝ woda wychlapy-
wa∏a si´ na pod∏og´. Zaczà∏em sto-
sowaç taktyk´ Araba: przerwa∏em
trzepanie gruchy, ˝eby fina∏em nie
skróciç tej pi´knej jazdy. Pierdoli∏em
palcami dup´ mojego „ksi´cia”
i ciàgnà∏em mu druta ju˝ jakieÊ dzie-
si´ç minut, a on nie dochodzi∏! I to
by∏a dla mnie kolejna niespodzianka.
Chcia∏ wyd∏u˝yç stosunek! (Po po-
wrocie do kraju pogrzeba∏em troch´
w ksià˝kach i dowiedzia∏em si´, ˝e
màdroÊç Wschodu nie radzi si´
spieszyç. I Manzor doskonale zna∏
t´ sztuk´. Ja na jego miejscu ju˝
dawno bym zapryska∏ wszystko
spermà!)
Zm´czy∏em si´ i ci´˝ko oddycha-
jàc osunà∏em si´ w ch∏ód wody. Mój
pi´kny te˝ usiad∏ i odpoczà∏. Wyszli-
Êmy z ∏aêni i poszliÊmy do pokoju
z porozstawianymi wokó∏ niskiego
∏o˝a lustrami. Wzià∏em z plecaczka
kilka prezerwatyw, bo wiedzia∏em,
co si´ b´dzie dzia∏o. Usiad∏em
w rozkroku na ∏ó˝ku, ale mój Arab
pokaza∏ mi, ˝ebym si´ odwróci∏. Po-
∏o˝y∏em si´ rozluêniony i zacieka-
wiony, co b´dzie dalej. Poczu∏em na
plecach dotyk j´zyka, który zje˝d˝a∏
wzd∏u˝ kr´gos∏upa. Mój nieco ju˝
zwiotcza∏y chuj znów stwardnia∏ jak
g∏az i wiedzia∏em, ˝e jeÊli si´ teraz
nie spuszcz´, to rozbolà mnie jajca.
J´zyk zaczà∏ wwiercaç si´
w szczelin´, wi´c lekko unios∏em
biodra i rozciàgnà∏em d∏oƒmi pó∏-
dupki. Gibki j´zor natychmiast we
mnie wjecha∏, zna∏ si´ na tej robo-
cie. Penetrowa∏ mnie g∏´boko, czu-
∏em na dupie z´by Manzora – ju˝
g∏´biej si´ nie da∏o! Odwróci∏em si´
na plecy i pokaza∏em, ˝e chc´, by
mnie w koƒcu wyrucha∏. Arab wzià∏
gumk´, naciàgnà∏ szybko na kutasa
i za∏o˝y∏ sobie moje nogi na szyj´.
Wycelowa∏, przy∏o˝y∏ i pchnà∏ deli-
katnie. Dr˝a∏em, bo ba∏em si´
okropnego bólu. Jego chuj by∏ jak
wielki banan! Ale Manzor zaczà∏ coÊ
do mnie szeptaç czule i rozluêni∏em
si´ na tyle, ˝e kutas powoli zaczà∏
we mnie wchodziç, tak powoli, ˝e
niemal niedostrzegalnie.
Nagle poczu∏em na dupie dotkni´-
cie jego jàder. Mia∏em ju˝ w sobie
pot´˝ny t∏ok, pragnà∏em, by teraz
zaczà∏ mnie posuwaç. Spojrza∏em
w lustro i zobaczy∏em w wielokrot-
nym odbiciu nasze z∏àczone sylwet-
ki. Da∏em znak ruchem bioder, by
zaczà∏. Pierwsze jebni´cie by∏o bar-
dzo bolesne, nie mog∏em opanowaç
krzyku. Ale potem by∏o coraz lepiej,
zagryz∏em wargi i odda∏em si´ roz-
koszy. Ka˝de pchni´cie dawa∏o mi
tyle rozkoszy, ˝e krzycza∏em na
g∏os, choç wiedzia∏em, ˝e Arab nie
rozumie: „Kurwa, taak! Pierdol
mnie, kurwaaa!!!” Ruchy Manzora
by∏y coraz szybsze, jego gnat rucha∏
mi trzewia z wielkà si∏à. S∏ychaç by-
∏o g∏oÊne mlaÊni´cia i pierdni´cia
mojej dupy zasysajàcej t∏ok. Dosta-
∏em drgawek, wy∏em bez opami´ta-
nia, poddajàc si´ ka˝demu sztosowi
bioder mojego obrzezanego jebaki.
Czu∏em, ˝e nadchodzi orgazm.
Pa∏a stwardnia∏a i ca∏a si´ zaczer-
wieni∏a, blyszczàca posokà. Szyb-
kie skurcze odbytu – i bia∏y stru-
mieƒ strzeli∏ z czubka mojego wa∏a,
zbryzgujàc ca∏y tors i brzuch. Arab
nie przestawa∏ mnie pierdoliç. Po
ka˝dym jego pchni´ciu strzela∏em
z chuja nowym pociskiem spermy.
Opad∏em na poduszki, j´czàc ci-
chutko. Nagle w dupie pustka. Wy-
szed∏! Otworzy∏em oczy i zobaczy-
∏em, ˝e kucnà∏ nade mnà, ju˝ bez
prezerwatywy, i ˝e wycelowa∏ fiuta
wmoje usta. Wzià∏em go do buzi
i stara∏em si´ wessaç najg∏´biej,
jak to tylko mo˝liwe. Nie musia∏em
si´ nawet staraç. Manzor sam
wje˝d˝a∏ w mojà buzi´. Rucha∏ mi
pysk jak wczeÊniej dziur´, penetro-
wa∏ mi prze∏yk i ba∏em si´, ˝e zwy-
miotuj´. Poza tym bola∏y mnie
szcz´ki! Wyszarpnà∏ i ci´˝ko dy-
szàc wali∏ sobie konia nad mojà
twarzà. Wepcha∏em mu szybko
cztery palce do ciasnego dupska
i nie baczàc, ˝e mu mo˝e sprawiam
ból, wbija∏em je mocnymi ruchami.
J´knà∏ i zobaczy∏em, ˝e pierwsze
tryÊni´cie polecia∏o gdzieÊ za mojà
g∏ow´. Nast´pne zla∏y mi ca∏à
twarz, w∏osy i Êciek∏y po szyi. Man-
zor opad∏ na mnie i zliza∏ swojà
sperm´ z twarzy. Le˝eliÊmy tak
czas jakiÊ, Arab szepta∏ cicho moje
imi´, zniekszta∏cajàc je niemi∏osier-
nie: „Mich-al, Mich-al!” W koƒcu
zasn´liÊmy.
Tak to zakoƒczy∏a si´ moja kair-
ska przygoda. Na odchodnym do-
sta∏em od Manzora Ali-Fellaha jeden
obrazek i... galabij´, bo przecie˝
moja koszulka by∏a w strz´pach.
Por tierowi w hotelu wypad∏ papieros
z g´by, kiedy szed∏em do windy
wtej pow∏óczystej szacie.
„Bernd Mohlke”
15
208876681.004.png
cz. 3
D∏ugo nie by∏em Êwiadomy, jakie przyjemnoÊci mo˝e pociàgnàç za sobà posiadanie w kroczu kutasa.
Dotychczas myÊla∏em, ˝e s∏u˝y on wy∏àcznie do sikania, ale kiedy kolega z klasy pokaza∏ mi, jak
mo˝na si´ nim bawiç i jakie to wywo∏uje radoÊci, nabra∏em pe∏nej ÊwiadomoÊci, ile wspania∏ych
prze˝yç czeka mnie ze strony tak nieoczekiwanego miejsca w moim ciele.
Lustro sta∏o si´ dla mnie przedmiotem codziennego u˝yt-
ku. Ka˝dego ranka spoglàda∏em w nie, wczeÊniej doprowa-
dzajàc si´ do stanu erekcji. Bi∏em go sobie, dok∏adnie ob-
serwujàc jego odbicie w zwierciadle. Stara∏em si´ dok∏adnie
go uwypukliç poprzez wk∏adanie na siebie starych i dawno
nieu˝ywanych rajtuz, majtek, z których dawno wyros∏em.
Naciera∏em ma∏ego solà, tartà paprykà, aby tylko go czuç.
Niejednokrotnie dzi´ki takim zabiegom nie mog∏em na lek-
cjach wytrzymaç potwornego sw´dzenia, a drapanie si´ po
rozporku nie przynosi∏o ˝adnej ulgi, a jedynie pot´gowa∏o
i tak cz´ste wzwody, od których nie mog∏em si´ w ˝aden
sposób uwolniç i wtedy w∏aÊnie musia∏em, wychodzàc na
przerw´, zas∏aniaç rozporek teczkà.
OczywiÊcie ch∏opak, który objawi∏ mi przyjemnoÊci, jakie
umo˝liwia mi mój w∏asny chuj, nie dawa∏ mi spokoju i cz´-
sto na przerwach szliÊmy do szkolnego warzywnika, by po-
waliç sobie konia. O ile nie dziwi∏em si´, ˝e on ma takie po-
trzeby, gdy˝ rozmiary jego penisa by∏y jak na jego wiek po-
tworne, o tyle dziwi∏em si´ sam sobie, ˝e nagle, praktycznie
z dnia na dzieƒ, nie mog∏em obyç si´ bez codziennego wa-
lenia konia. Kiedy wyjmowa∏em sterczàcego kutasa ze
spodni, kolega dziwi∏ si´, czemu jego powierzchnia pokryta
jest czerwonym proszkiem. A kiedy powiedzia∏em mu, ˝e
jest to tarta ostra papryka, na drugi dzieƒ sam przyszed∏
z podobnym opatrunkiem na swoim ma∏ym.
Brandzlowanie si´ sta∏o si´ dla mnie obsesjà. Wali∏em
sobie konia wsz´dzie i w ka˝dym miejscu: w ∏azience,
w ∏ó˝ku, w kiblu, na przerwie, na stadionie, w krzakach, na
wu-efie. Zbyt ciasne slipy pot´gowa∏y moje doznania. Penis
i jàdra sta∏y si´ najwa˝niejszymi narzàdami mojego cia∏a.
Kiedy kumpel pokaza∏ mi porno, na którym pokazani byli fa-
ceci z monstrualnymi kutasami, si´gajàcymi swymi rozmia-
rami chyba 50 cm (filmy z serii „Anomalia“), Sudaƒczycy,
u których monstrualne rozmiary sà rzeczà normalnà, kobie-
ty dupczone przez tych facetów – zazdroÊci∏em im takiego
wyposa˝enia. Te ich nabrzmia∏e d˝insy i slipy doprowadza-
∏y mnie do sza∏u, a ka˝dorazowe obejrzenie takiego filmu
koƒczy∏o si´ totalnym brandzlunkiem, nawet podczas oglà-
dania video. Po prostu kolega wyciàga∏ swojego, a ja swo-
jego ptaka, i tak bez ˝enady zbijaliÊmy sobie koniki.
Nasze m∏odzieƒcze perwersyjki poszerzyliÊmy do ró˝-
nych dziwnych praktyk, polegajàcych g∏ównie na wymienia-
niu si´ w szatni sali gimnastycznej slipami. Po zakoƒczonej
lekcji kolega nak∏ada∏ moje ciasne slipy, a ja jego. Zwracali-
Êmy je sobie co tydzieƒ, systematycznie sprawdzajàc
w szkolnym kiblu, czy dotrzymujemy s∏owa i nosimy je co-
dziennie. OczywiÊcie towarzyszy∏y temu lepsze zabawy, po-
legajàce na onanizmie. MusieliÊmy ukrywaç nasze galotki
przed mamusiami, które dok∏adnie wiedzia∏y, co nam dajà
raz na kilka dni, zatem nowe majtki nosiliÊmy w naszych
teczkach. Umowa mi´dzy nami by∏a bardzo rygorystyczna:
niezale˝nie od stanu czystoÊci majtek mieliÊmy je zmieniaç
i nosiç przez ca∏y tydzieƒ. Z tego powodu obaj mieliÊmy nie-
raz obszczypane dupy i zaczerwienione worki mosznowe.
SpaliÊmy w tych majtkach, chodziliÊmy w nich, wàchaliÊmy
je zaraz po wymianie i to wszystko cholernie nas obu pod-
nieca∏o. To zaÊ powodowa∏o kolejne akty walenia konia.
Obaj z kolegà w szkole Êredniej staliÊmy si´ gejami i na-
wet w klasach poczàtkowych tej szko∏y, gdy nasze kutasy
sta∏y si´ ju˝ znacznie wi´ksze, dalej wymienialiÊmy si´
slipkami, zupe∏nie przeÊmierd∏ymi potem, a nawet prezer-
watywami, do których spuszczaliÊmy si´ podczas mastur-
bacji i które ˝uliÊmy na lekcjach, dok∏adnie kontrolujàc si´
poprzez spoglàdanie na siebie przez wiele 45-minutowych
lekcji. SiedzieliÊmy w jednej ∏awce, wi´c mogliÊmy si´ do-
k∏adnie obmacywaç przez ca∏y czas trwania polskiego czy
historii.
17
A. B.
208876681.005.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin