Kosmos-tresc.doc

(86 KB) Pobierz
Witold Gombrowicz „Kosmos” (treść)

oprac. Barbara Bechta

Witold Gombrowicz „Kosmos” (treść)

              I

„Opowiem wam inną przygodę dziwniejszą…” Upał. Idę ja i Fuks. Jest pot, ziemia kurz a my wleczemy się drogą. Byłem zmęczony ojcem i matką i rodziną, więc chciałem się wyrwać, odwalić chociaż jeden egzamin i oto tak właśnie idę Krupówkami i spotykam Fuksa i jego ryżą mordę. Wzrok ma apatyczny. Idziemy do dworku, który został mu polecony (obaj szukamy noclegu). Jest upał i kawałek dla ochłody idziemy krzakami, aż tu nagle spostrzegamy wróbla – powieszonego na kawałku drutu. To musiał zrobić człowiek... dorosły, bo ptak wisiał wysoko. Zacząłem się zastanawiać - kto to zrobił, dlaczego, po co… Miałem w głowie zamęt – jazda koleją, noc, Jasia, matka ja i Fuks tutaj, chryja z listem, moje „zamrażanie” starego, Roman, kłopoty Fuksa z szefem w biurze… Ciągle pytałem czy daleko jeszcze. W końcu Fuks zdecydował, ze nie idziemy dalej i skręciliśmy do domku z napisem „Pokoje do wynajęcia”. Widzieliśmy po drodze całe mnóstwo takich, ale skręciliśmy akurat do tego. Wszystko tam było nudne – dom nudny i mizerny, ogródek marny. Otworzyła nam gosposia o dziwnie oszpeconych ustach, o których zacząłem myśleć. Wyglądała przez nie prawie jak płaz. Miała w sobie jakąś oślizgłość wiodącą do grzechu płciowego, śliskiego. Pani domu pokazała nam pokój, na którym leżała kobieta. Nie leżała ona tak jak powinna, ale nie wiem na czym ta inność polegała. Może na tym, że łóżko było bez pościeli, albo że kawałek jej nogi leżał na żelaznej siatce łóżka. To była Lena, córka właścicielki. Po prostu wstała i wyszła. Wynajęliśmy inny pokój – tańszy, bo nie łączył się z łazienką. Właścicielką była dyrektorowa Wojtysiowa. Śniadanie i obiad mieliśmy jeść w pokoju, a kolację na dole z rodziną. Gosposia, która nam otworzyła nazywała się Katasia. Coraz bardziej nużyła mnie rybia twarz Fuksa. Chciałem spać, spać, spać… Obudził mnie gosposia wołając na kolację.

              Na kolacji było kwaśne mleko, rzodkiewki, masło i piękna, malowncza wymowa pana Leona Wojtysia – ex dyrektora. Rozmawiano o nadchodzącej burzy, kwaszeniu mleka. Leon mówił, że jest brydżystą „ze specjalnym pozwoleniem żonowatym w godzinach popołudniowych, a w niedzielę, nocnych!”. Katasia podsunęła Lenie popielniczkę z metalową siatką – podobną jak wtedy na łóżku. Wargi Katasi znalazły się blisko warg Leny, przypomniałem sobie to tam w Warszawie, było ciasno, gorąco, pokój był mały. Poszliśmy na gór i Fuks powrócił do swych skarg – nagle z dnia na dzień zaczął działać na nerwy swojemu szefowi Drozdowskiemu, szef stara się na niego nie patrzeć, Fuks ma ochotę paść na kolana i przepraszać go, ale nie ma za co. „A może ja śmierdzę?” – domyśla się Fuks.

              Noc. Ciemno. Obudziłem się. Długo wahałem się czy spać czy nie. Kiedy już pojąłem moje położenie względem drzwi, okien i sprzętów w pokoju, podszedłem do okna i patrzyłem na miejsce gdzie wisiał wróbel. A może Fuks nie śpi i patrzy na mnie… Ale byłby wstyd – ptak nocą, toż to zdrożność! Zobaczyłem, że Fuksa nie ma. Może poszedł do wróbla? Może wybrał ten dom właśnie ze względu na ptaka? Wyszedłem na korytarz tylko w spodniach i koszuli – „to zerkało ku zmysłowości”. Pomyślałem o Katasinej wardze. Ciekawe, gdzie ona spała… Połączenie jej wargi w połączeniu z moim odepchnięciem tam w Warszawie pchało mnie ku jej świństwu. Wyszedłem na dwór i obserwowałem niebo, łączyłem gwiazdy w konstelacje, narzucała się mi mapa nieba. Zacząłem szukać też figur i ich ukław wśród siebie – przykuwało mnie to, że jeden przedmiot był „za”, „poza”, „przed” innym. Były ułożone jakoś względem siebie. Znowu myślałem o ustach Katasi i Leny ułożonych względem siebie, jak na mapie. Usta Katasi były rozwiązłe, a Leny „dziewiczo stulone”. Doszedłem do wniosku, ze skupienie na jednym przedmiocie zupełnie zasłania całą resztę. Wiedziałem, że coś mi się wymyka, coś ważnego… Fuks! To było męczące – wróbel odsyłał mnie do ust, usta do wróbla… A ja znalazłem się między nimi i wróbel nie dawał umieścić się na jednej mapie z ustami! Wróciłem do pokoju i zasnąłem.

              Nazajutrz zabraliśmy się do roboty – opracowywaliśmy system gry w ruletkę. Fuks wiedział doskonale, ze to bujda, ale nie miał nic lepszego do roboty – za dwa tygodnie kończył się mu urlop i miał wracać do biura i do szefa. Wiedział, że chociaż najpilniej będzie wywiązywał się z obowiązków, będzie działał na nerwy szefowi. Nie pytaliśmy się siebie o wydarzenia minionej nocy.

              Nareszcie nadeszła kolacja. Nie mogłem się doczekać aż zobaczę Lenę i Katanię. Oto pomieszanie szyków! Lena była mężatką! Pojawił się jej mąż. Dokładnie przyglądałem się temu jej erotycznemu wspólnikowi. Lena zdała się mi zupełnie odmieniona tym mężczyzna. Widać było, że niedawno się pobrali. On był inteligentnym architektem, pracował przy budowie hotelu. Stał się przymusowym przedmiotem mojej ciekawości, musiałem go obserwować i odgadywać jego gusta. „Kochali się? Miłość namiętna? Rozsądna? Romantyczna?”. Nie mogłem się gapić, mogłem jedynie prześlizgiwać się spojrzeniem i ograniczyć się do leżącej na stole ręki. Próbowałem wniknąć w jej erotyczne możliwości. Wyobrażałem sobie dotyk między nimi – przyzwoity i nieprzyzwoity. Nic nie było wiadome. Katasia wyszła posprzątać – usta natychmiast zaczęły odnoście się do ust. Fuks opowiedział o powieszony wróblu. Ludwik wytarł usta i opowiedział o powieszonym kurczaku, którego widział, ale nie zwrócił na to większej uwagi. Katasia znowu przysunęła Lenie popielniczkę „we mnie noga jej odezwała się na siatce łóżka (…), usta nad ustami, ptasi drut, kurczę i wróbel, mąż i ona, komin za rynną, wargi za wargami() za dużo, za dużo, bez składu ni ładu, bezmiar w roztargnieniu”. Zobaczyłem coś na półce – chyba jakiś korek i wpatrując się w niego odpoczywałem. Dowiedziałem się między czasie, że Lena była nauczycielką języków i wzięła ślub z Ludwikiem dwa miesiące temu. Mieszkają tu dopóki nie wykończą domu. Katasia opowiada o swojej siostrzenicy, która miała wypadek omnibusem i miała już operację chirurgiczną, ale konieczna jest druga. Wszyscy namawiają ją by wreszcie uregulowała swój wygląd, a ona zwleka, boi się. Katasia narzeka, że Leon i Lena zupełnie niczego nie robią, że wszystko jest na jej głowie. Leon robi z chleba kulki i bawi się nimi. On i Lena czasami dziwnie do siebie mówią, np. „Grażyno moja! Czemużbyś papusiu swojmsusiu nie podpapciłą papupapu rzodkiewskagowego? Rzuć!” (Prosi Lenę o rzodkiewkę). Kiedy czułem w głowie wir myśli, odnajdywałem wzrokiem mój korek. Czwartego dnia mój wzrok pobłądził i korka przeniósł się na gwóźdź w ścianie, listwy, grzyba na ścianie o kształcie przypominającym mapę z kontynentami. Wraz z Fuksem i Leną odgadywaliśmy co przypominają nam te kształty (grabie, strzałka). „Ludwik wstał, przejechał omnibus po drodze, Kulka zapytała „telefonowałeś”?”.

 

II

              Z perspektywy czasu okazuje się, że strzałka w pokoju stołowym była najważniejsza ze wszystkich rzeczy i wydarzeń minionego wieczoru. Katasia co rano budziła mnie ze śniadaniem i o ćwierć sekundy za długo stała nad moim łóżkiem. Przypominały się mi nocne z nią kombinacje (chyba wtedy jak wstał w nocy i zastanawiał się, gdzie ona śpi…). A może ona stała nade mną z czystej poczciwości? Tak naprawdę można patrzeć tylko na przedmioty, nigdy na ludzi.

              Leżeliśmy zmęczeni z Fuksem na łóżkach i patrzyliśmy w sufit. Nagle on dojrzał strzałkę, podobną jak poprzedniego dnia w pokoju stołowym. Był pewien, że nie było jej tu dnia poprzedniego, bo zauważyłby. Wygramolił się z łóżka i stał tak w samych majtkach przyglądając się jej. Była jakby świeżo zrobiona szpikulcem. Jeśli to strzałka, to musi coś pokazywać i postanowiliśmy to zbadać. Fuks wszystko co robił, robił z myślą o Drozdowskim… Fuks nalegał ale słabo i ja też byłem słaby i słabość przenikała wszystko, ale w końcu Fuks powiedział – „co dwóch, to nie jeden” i zgodziłem się mu pomóc. Nałożyliśmy spodnie…

              Strzałka nie wskazywała na nic w pokoju, więc trzeba ją było przedłużyć. Fuks przedłużał ją w domu drążkiem od szczotki, a ja na podwórku grabiami. Staraliśmy się zachowywać normalnie, bo ktoś mógł nas obserwować z okien. Mógł być to ktoś, kto zakradł się do naszego pokoju i wyżłobił tę strzałkę. Pograbiłem trochę trawnik i niby od niechcenia rzuciłem grabie, potem niby oglądając roślinki szliśmy w wyznaczonym kierunku. Doszliśmy za budkę z narzędziami przy murze, gdzie tworzył się kąt. Czuliśmy tam zapach szczyn, niedaleko była kupa śmieci. Kąt ten nawiązywał do gąszczu z wróblem. Nawet jeśli coś tu się kryło, było niedostrzegalne w tej gmatwaninie zielsk, śmieci i innych pierdół. Ileż znaczeń można było wyprowadzić z tego otoczenia? (Nieskończenie wiele). Spojrzałem na ogród i dom – te ogromne kształty przywracały ład. Fuks wpatrzony był w malutki 2 cm patyk na białej nitce zaczepionej o wyszczerbek cegły. Jednak to była strzałka do czegoś – powieszony ptak i powieszony patyk to wróbel wzmocniony patykiem! Strzałka doprowadziła nas do patyka, by nawiązać do wróbla, ale po co? Pewnie ktoś się z nas nabija! To niemożliwe, to musiał być przypadek, ale z drugiej strony układało się to jakoś logicznie! Przyszła mi na myśl Katasia ze swoim „zmanierowanym dzióbkiem”, ale nie chciałem wspominać o tym Fuksowi, ale on też wpadł na taki pomysł. Warga i patyk wydawały się spowinowacone, podobnie jak warga i wróbel… W grę wchodziło to samo odnoszenie się, ta sama analogia. Czy Fuks wpadł na skojarzenie ust Katasi i Leny? Nigdy nie powierzyłbym tej sprawy jego wyłupiastym oczom, które tak wkurzały Drozdowskiego, a mnie osłabiały. „Nie chciałem go ani na powiernika, ani na kolegę!”. „Nie” było kluczowym słowem naszych wzajemnych stosunków. Ucieszyło mnie, ze Fuksowi przyszła na myśl Katasia. Nie zagłębiał się w to powiązanie jej ust, patyka i ptaka, bo na horyzoncie już pojawił się Drozdowski.

 

III

              Szukałem innych znaków – plam na ścianach, nad umywalką, rys na podłodze…. A wszystko w tajemnicy przed Fuksem.

              Na kolacji Lena znowu siedziała przede mną. Postanowiliśmy z Fuksem nie wspominać nikomu o patyku. Pan Leon opowiadał o byłym zwierzchniku swego banku i o sztuce „smykałki”, jakiej go nauczył, np. musisz skarcić urzędnika i co robisz? – częstujesz go papierosem, tak dla kontrastu, dla smykałki. Opowiadał też o jego sekretarce-donosicielce, która raz poszła na niego naskarżyć, bo napluł do kosza. Wspomina też, ze to już 37 lat pożycia małżeńskiego. Kroił sobie chleb w kosteczkę, smarował masłem, solił, przyglądał się mu i zjadał. Sam się dziś dziwię, jak w tej plamie na suficie mogłem dojrzeć strzałkę.

              Ręka Leny spoczywała na obrusie i lekko drżała, była rozluźniona, niewielka, trzeci i czwarty palec dotykały się… Powoli stulała dłoń, wstydliwie… Ręka jej męża „ta obrzydliwość eroto-nieeroto-erotycznie-nieerotyczna, cudactwo obarczone erotyzmem przymusowym „poprzez nią” i w związku z jej rączką…”. Ona mogła nawet nienawidzić tego męża i oddawać się stuleniom pod moim spojrzeniem, byłby to wyższy stopień perwersji!

              Spod stołu wyciągnięto kota z myszą w paszczy i wyrzucono go. Ta rączka była za mała, nie mogła być niczym – „była potężna w swoim efekcie, ale w sobie żadna…”. Nagle Fuks wypalił, ze potrzebna mu nitka i patyczek, bo zapomniał cyrkla, a musi narysować okrąg na wykresie. Ludwik obiecał pożyczyć cyrkiel. Zrozumiałem! Fuks cwaniak powiedział to, aby zakomunikować ewentualnemu dowcipnisiowi, że odkryliśmy strzałkę i znaleźliśmy patyk i czekamy na resztę. Znowu poczułem, ze jestem między ptakiem i patykiem. Znowu nasunęły się mi „nadpsucie warg” Katasi i stulenie ustek Leny.

              Leon atakował Ludwika łysiną – „co ty chcesz organizować i jak?”. Ludwik odpowiadał, że naukowo i nabrał na talerz kartofli, co otrzeźwiło Leona, wkurzył się i krzyczał, ze on nie studiował, ale dużo myślał. Uspokoił się dopiero jak Ludwik zjadł listek sałaty. Stół był teraz o wiele przestronniejszy, siedziało się swobodnie. Leon miał na ręce brodawkę, którą muskał wykałaczką, sypał solą i uśmiechał się. Katasia podsunęłą Lenie popielniczkę i znowu to samo – usta, siatka, wspomnienie nogi, rączka i inne ręce wprawione w ruch, bo do pokoju wleciała pszczoła – roiły się, wrzały. Czy aby na pewno z powodu pszczoły? A może to w związku z rączką Leny, która znowu pojawiła się na stole? To miało podwójny sens i łączyło się z ustami Katanki i Leny i wróblem i patykiem. „Spać. Korek na flaszce”.

 

IV

              Rano dręczyła mnie chęć pójścia do patyka, bo może coś się tam zmieniło, ale wyręczył mnie w tym Fuks. Po powrocie zaprowadził mnie w tamto miejsce, bo odkrył coś nowego – dyszel leżący na kupie rupieci, celujący w pokoik Katasi. To jakby nowa strzałka! Zacząłem zastanawiać się, może my tak to wszystko naciągamy, może to wcale nie znaki, ale Fuks stwierdził, że może tych znaków jest dużo dużo więcej a my zauważamy tylko niektóre….Trzeba było to sprawdzić – jutro niedziela i Katasia ma wychodne.

              Dziś przy kolacji ręce wszystkich były wyraźniej spokojniejsze niż zwykle. Ludwik zadał zagadkę ojcu o ilość kombinacji w ustawieniu 10 żołnierzy. Słowo „kombinacja” wydało się mi nieprzypadkowe. Ach! Tyle wokół kombinacji, już sam nie wiem, które ja sam powoduję, tyle dźwięków, tyle kształtów – co jest przypadkowe, a co nie? „(…) świat był doprawdy rodzajem parawanu i nie udzielał się inaczej jak tylko przekazując mnie wciąż dalej – rzeczy bawiły się mną w piłkę!”. Mańcia zaczęła sprzątać ze stołu i opowiadać o Leonie, którego wiecznie musiała wyręczać, bo on ma hrabiowskie korzenie.

              Nie mogłem oprzeć się wrażeniu, ze te wszystkie znaki to sprawka Leny, może to jej błaganie o pomoc? Znowu obserwowałem Kulkę, a konkretnie jej ciało – skórę złuszczoną na łokciu, bąbel za uchem…

Około 10:00 ruszyliśmy do akcji – weszliśmy do pokoju Katasi. Baliśmy się, że ktoś nas teraz obserwuje i śmieje się z nas. Fuks złapał żabę – w razie przyłapania nas, powiemy, że chcieliśmy zrobić psikusa i podłożyć Katasi żabę. Wróbel i żaba – może coś się za tym kryje? Pokoik podniecił mnie i musiałem uważać, żeby Fuks nie usłyszał mojego przyspieszonego oddechu. Wokół było mnóstwo przedmiotów, które stanowiły namiastkę obecności ich właścicielki – gwałciłem je poprzez Fuksa światłem z latarki, sam stałem z boku, na straży. Szukaliśmy jakichś świństw, zepsucia, zboczenia, bo to musiało tu być! Nagle latarka zatrzymała się na zdjęciu Katasi z normalnymi, poczciwymi, wiejskimi ustami! Dalsze poszukiwania nie miały sensu, aż nagle zobaczyłem igłę wbitą w blat stołu, stalówkę wbitą w skórkę z cytryny, piknik wbity w tekturowe pudełeczko, gwóźdź wbity w ścianę parę cm nad podłogą… Latarka zgasła, a ja jeszcze poczułem pod ręką młotek – jakże wiązał się z tymi powijanymi rzeczami! Wyszliśmy… Zobaczyliśmy panią Mańcie walącą w pień drzewa, może coś wbijała? Chwile potem walenie rozległo się też w domu, pobiegłem tam i próbowałem wejść do pokoju Leny, ale był zamknięty. Gdy wróciłem na podwórko, Fuks i Kulka zniknęli.

Zauważyłem światło w pokoju Leny i Ludwika. Skoro tam są, to dlaczego mi nie otworzyli? Wspiąłem się na drzewo, by zobaczyć dziewczynę. Mąż pokazywał jej czajnik! Nagle ona zdjęła ręcznik – nie miała bluzki – uderzyła mnie nagością! On rozsznurował jej bucik. Ciekawa „jaka jest z nim na goło, nikczemna, podła, brudna, oślizgła, zmysłowa, święta, czułą, czysta, wierna, świeża, powabna, a może kokietka? Może tylko łatwa? Głęboka? (…) w końcu zobaczę!”. Nagle zgasło światło… Co robili, jak robili? Nigdy się niczego o niej nie dowiem! Szedłem do domu zły, zobaczyłem kotka Leny Dawida i udusiłem go. Nie wiedziałem co z nim zrobić, a wpadł mi w oko sznurek, wiec powiesiłem go na haku – do kompletu do wróbla i patyka.

 

V

Wszyscy stali już przy kocie i rozpaczali. Zaskoczyło mnie to powieszenie, jakbym to nie ja był sprawcą. Dobierałem się do Leny przez zaduszenie jej kota, może to przez ten czajnik? Zauważyłem, ze Lena wypiękniała „po wczorajszym”. Miała takie maleńkie stópki,  widocznie wstydziła się kota, bo ona nadawał się tylko do miłości i wszystko co by się do niej odnosiło musi mieć sens miłosny. Teraz jej kot, uduszony przeze mnie był naszym wspólnym kotem!

Warga Katasi łączyła się teraz z kotem. Fuks szukał jakichś śladów. Katasia przyniosła pudełko z żabą, które ktoś zostawił w jej pokoju. Fuks zwołał wszystkich w pokoju i opowiedział o znakach, które widzieliśmy wcześniej i o tym, że byliśmy w pokoju Katasi, bo wskazywał go dyszel i mówił o tej serii „powieszeń” i o wielu powbijanych rzeczach u Katasi i o tym, że Kulka też coś wbijała. Lena wyjaśniła, że mama jak się zdenerwuje, to wali albo tłucze w coś, żeby się wyładować. Lena robi wtedy hałas, żeby otrzeźwić matkę i tak też było ostatniej nocy. Stąd ten hałas w jej pokoju. Zauważyłem w pokoju mnóstwo przedmiotów, które były mi zupełnie obojętne. Zapytałem Lenę o drugi hałas (moje dobijanie się do jej drzwi) – a ona powiedziała, ten drugi hałas to jej walenie w okiennicę. Ludwik był w tym czasie w łazience. Kłamała! Oboje zespoliliśmy się w kłamstwie!

Kto zamordował kota? Gdyby nie byłą to moja sprawka, to mogłaby to zrobić Kulka, bo ma napady nerwowe, albo Leon, bo lubi się pieścić z kulkami chleba. Jeśli ni powiesili kota, to mogli powiesić chociaż wróbla i patyk.

Nagle przejechała jakaś ciężarówka i psy zaczęły szczekać. Wszystkim przyszło do głowy, ze gdyby sprawcą był ktoś obcy, psy szczekałyby. Była to aluzja do nas! Sprytny Fuks zauważył, zę to zaczęło się dziać jeszcze przed naszym przybyciem – powieszenie wróbla. Leon przeraził się, ze w ich domu mieszka wariat. W razie nowych śladów, znaków mieliśmy je sobie komunikować.

 

VI

Labirynt przedmiotów, miejsc i zdarzeń rozrastał się. Czułem się słabo. Wszystko stałoby się jaśniejsze, gdybym wiedział czego chcę od Leny „Pieścić? Dręczyć? Poniżać? Wielbić? Czy chciałbym z nią świństwa, czy anielstwa? (…) nie wiem…”.

Poszedłem zobaczyć wróbla – pozostała z niego zeschnięta kulka. Podczas kolacji wszyscy byli mili ale i podenerwowani. Ręka Leny leżała koło widelca. Kiedy dotknąłem lekko swojej łyżki, ręka Leny zrobiła to samo ze swoją łyżką. Przeżyłem ekstazę!

Rano wyruszyliśmy na wycieczkę w góry. To był pomysł Leona, ponoć od dawna wszystkich na to namawiał, a teraz wszyscy się zgodzili, żeby oddalić się od kota. Leon ciągle opowiadał jak 27 lat temu w lipcu (dokładnie pamiętał ten dzień), odnalazł przypadkiem niespotykany widok i chce pokazać go reszcie. Ciągle wracał do tego dnia. Miał nawet zasuszony stamtąd jakiś badyl – pamiątkę. Miały jechać z nami jeszcze dwie koleżanki Leny z mężami, świeżo po ślubie. Z Leną i jej mężem to już trzy parki „w miodowym stanie”.

Dom został pod opieką Katasi a my ruszyliśmy furmankami. Po drodze obserwowałem otoczenie. Dołączyli do nas – Laluś i Lalusia, którzy oddawali się „lulusiowaniu” (opowiadali o sobie i swoich rodzinach kto co ma, kto gdzie nie był, jakby się licytowali). Lena i Ludwik trochę się od nich zarazili i pozwalali sobie na żarciki względem sebie. Nagle wysko na niebie dostrzegłem ptaka – punkt najwyższy, królujący.

Przy drodze stał ksiądz w sutannie, który przypomniał mi o czajniku – tak samo nie przystawał do biegu zdarzeń. Twierdził, że zabłądził podczas wycieczki. Wzięliśmy go ze sobą, Kulka nakarmiła go. Nie chciał za wiele mówić, wstydził się i widać był, że jest chłopskiego pochodzenia. Rozmyślałem – związek usta-warga powstał we mnie, ja go dostrzegłem, wieszając kota, połączyłem go z powieszonym wróblem, wiec może połączenie Leny i Katasi może dokonać się tylko przeze mnie? Po co tu ten ksiądz? Wszystko psuje! Zauważyłem, ze często kręci młynka palcami, gmera nimi, jakby miał coś na sumieniu. Do rąk Leny i Ludwika dołączyły jeszcze te – księdza.

 

VII

Dojechaliśmy do drewnianego, pustego domu. Usadziliśmy się przy stole i zaczęliśmy jeść pyszności przygotowane przez Kulkę. Wszyscy udawali wesołość, aby nie psuć humoru innym. Nie było tam firanek, szaf, pościeli… Fuks dużo pił – aby zapić Drozdowskiego.

Przybyła kolejna para – Tolo (rotmistrz) i Jadziucha, która miała niezwykle nudne ciało. Każdemu nasuwało się pytanie, co skłoniło go do ślubu z tą kobietą. Szeptem poinformowano mnie, ze to córka bogatego przemysłowca. Zdawało się, że Jadzia ma świadomość tego, że w ich związku to on jest piękny. Nie uczestniczyła w zabawach,  „piastowała swoje uczucie wpatrzona w męża”. Pomysł tej wycieczki był fatalny! Dystans nie tylko ni oddalił mnie, ale jeszcze przybliżył do kota. Ciągle o nim myślałem.

Sutanna księdza sprawił, że poczęstunek nabrał ślubnego charakteru w obliczu trzech parek. Nagle Fuks stwierdził, ze wykąpałby się. Słowo „kąpiel” sprawiło, ze zaczęto zerkać na Jadeczkę. Nie była nieschludna, ale robiła wrażenie osoby niezainteresowanej kąpielą. Jadeczka milczała i zaszła możliwość, ze ona się nie kąpie. Tolo też milczał, może dlatego by nie zostawić jej samej w tym milczeniu? - „swój do swego po swoje”…

 

VIII

Leon siedział ciągle przy stole, spocił się nagle i krzyknął „Berg!”. Potem wyszedłem przed dom, a wszyscy udali się na drzemkę. Krajobraz był mi obojętny. Zauważyłem, że stoi koło mnie Lena. Zagadywaliśmy się z grzeczności i wolałbym żeby sobie poszła. Patrzyła na mnie kątem oka, żebym nie wiedział że patrzy – tak jak ja na nią. Dlaczego ja ją tak zepsułem swoimi skojarzeniami? Chyba miałem przez to grzech. Znowu nasunął się mi kot – skoro jego zadusiłem i powiesiłem, z nią trzeba będzie zrobić to samo. Odeszła, a pod drzewem w oddali zauważyłem Leona z jego łysiną i binoklami.

Siedział i uśmiechał się błogo. Nagle stwierdził, że „przeciekło”, ale nie chciał powiedzieć co. Gadał coś o czasie, o sekundach. Chyba mam y coś wspólnego – ja gubię się w szczegółach, a on w sekundach. Pokazał mi kwiatek w butonierce i zachęcał, żebym się schylił powąchać go. Krzyknąłem „Berg!” i on zrozumiał, ze wiem. Chciałem odejść, ale zatrzymał mnie. Rozmawialiśmy o jego małych przyjemnostkach. Opowiadał, że przez 37 lat pożycia małżeńskiego nie zdradził żony, tylko sobie coś tam czasem na boczku… „Pan jest onanista” – powiedziałem, ale „swój do swego po swoje”. Znowu powiedziałem „Berg” – zgadłem! Opowiadał, ze dostarcza sobie przyjemności o każdej porze, a najchętniej przy stole jadalnym, pod okiem żony i córki, które niczego się nie domyślają. Dopuścił mnie do swojej tajemnicy, bo domyśla się, ze ja też berguję i zauważył moją skłonność do Leny.

Sprowadził nas tu wszystkich na świętowanie rocznicy (bez miesiąca). 27 lat temu, tutaj, z kuchtą miała miejsce największa frajda jego życia. Pochodzi z małego miasteczka, gdzie wszyscy się podglądają. Potem zauważył, ze w małżeństwie też ciągle jest się podglądanym przez współmałżonka i zaczął uciekać się do drobnych przyjemności niezauważanych przez żonę. Kiedyś niechcąco dotknęła go w omnibusie aktorka i pragnął jeszcze raz poczuć jej rękę. W końcu doszedł do wniosku, zę ni potrzeba mu cudzych rąk, bo ma swoje. Maca sobie teraz jedną rękę drugą i sprawia mu to wielką przyjemność - „rozkosz to kwestia intencji”. Przyjemności mogą być nie tylko erotyczne, np. zabawa kulką z chleba i nikt nie może przyłapać na takim czymś. Leon wspomniał coś o polizaniu, „wpuciu się bembergiem w bergum”. Nadmienił też, że jest pobożny, bo w każdej przyjemności jest jakaś pobożność. Jego plan był taki – o północy wyciągnąć wszystkich w miejsce, gdzie 27 lat temu… niech uczestniczą w tym! My wtedy „razem będziemy sobie bembergować!”.

Wracałem do domu i wpadłem w potrzask. Oto na drodze leżały dwa kamienie, mrówczy kopczyk i korzeń. Którędy przejść? Między kamieniami, a może między kamieniem i kopczykiem? Wahałem się dopóki nie przypomniał się mi układ wróbel – patyk – kot. Przeszedłem, nie wiem nawet jak, bo to nie miało znaczenia. W domu Kulka poczęstowała mnie kruszonem i narzekała, na Lulusiów, którzy kokietowali Tola na złość Jadeczce. Wyszedłem im na spotkanie, bo całe towarzystwo było na spacerze. Wszyscy dokuczali sobie niby nawzajem, ale chodziło im o Jadeczkę i to do niej były kierowane wszystkie złośliwości poprzez innych. Miód miodowego miesiąca, unikania kąpieli przez Jadeczkę, miód miłosny i miód do którego przyczynił się ksiądz swoim gmeraniem były obrzydliwe.

Lulusia prosiła Lulusia o przeniesienie jej nad kałużą, by oszczędzić jej pantofelki. Laluś mówił, że jest zmęczony i prosił o to Tola. Lulusiowie prosili oboje, dopóki Jadeczka nie przyłączyła się do prośby. Tolo przeniósł Lulusię.

Ludwik poprosił mnie o pożyczenie żyletki i sznurka (nie miałem), a Leon zegarka, bo nie dowierzał swojemu. Przy kolacji Fuks miał dobry humor i przypomniałem mu o Drozdowskim, ale nie przejał się nim. Stwierdziłem, że te nasze wszystkie domysły i szukanie znaków to tylko wynik nudy – „Wszystko zawsze jest możliwe i w miliardach ewentualnych przyczyn zawsze znajdzie się uzasadnienie każdej kombinacji”. Widziałem, ze Leon jedząc onanizował się. Nasuwało się mi plucie, obok siedział ksiądz, jadł ustami, wiec plucie w usta!

Ludwika nie było z nami. Zastanawiałem się też co stał się z góralami, którzy nas tu przywieźli. Kulka zapytała Leona o czym myśli, a ona wygarnął jej, ze po tylu latach małżeństwa ona ciągle o to pyta. Wyliczył jej też ile spędzili już ze sobą sekund. Nikt nie chciał iść na nocną wycieczkę, ale Leon zachęcał obietnicą jakiegoś nadzwyczajnego widoku. Leon zaczął obracać w palcach skorupkę po jajku i powiedział berg”, równocześn...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin