Looking in another way 2 i 3.rtf

(45 KB) Pobierz

II

 

Harry obudził się niesamowicie głodny. Oczywiście nie spodziewał się żadnego posiłku po ostatniej rozmowie z Voldemortem. Riddle wyszedł wczoraj w paskudnym humorze, czego chłopak nie potrafił zrozumieć.

 

Voldemort zachowywał się, jakby mu… zależało. Na czym? Bo przecież nie na Harrym! A skoro nie porwał go, by torturować i w końcu zabić, to po co? Czemu próbuje wmówić mu, że nie chce jego śmierci? Voldemot nagle zrozumiał swoje błędy i postanowił udzielać się charytatywnie, ratując biednych, młodych czarodziei i przygarniając ich pod swój dach?

 

- I dlaczego, do cholery, nie boli mnie blizna?

 

- Panie Potter? – tuż przy uchu chłopaka zaskrzeczał piskliwy głos.

 

Harry poderwał się na nogi, zapominając o bólu.

 

O bólu, którego wcale nie czuł.

 

Chłopak przyjrzał się swoim dłoniom. Nadal były poranione, ale zaschnięta krew zniknęła, a paznokcie wyglądały tak jak zwykle. Tylko bladoróżowy kolor nie wrócił, a został zastąpiony przez czerń.

 

Harry nabrał powietrza do płuc. Żebra nie bolały. Pomacał się po twarzy i ze zdziwieniem stwierdził, że nos nie jest już nienaturalnie zgięty, tylko prosty, z małym garbem, który odziedziczył po matce.

 

Po zakończeniu oględzin, młodzieniec uśmiechnął się szeroko do wpatrzonego w niego skrzata.

 

- Panie Potter, mój pan pyta się, co życzy sobie sir na śniadanie.

 

Chłopak otworzył oczy ze zdumieniem.

 

- Y… on co? – wyjąkał.

 

- Co życzy sobie pan na śniadanie – powtórzył cierpliwie skrzat. – I kazał przekazać, że pan Potter może używać pokoju do woli.

 

- Noży i bi… - Harry przerwał, rozglądając się po pomieszczeniu.

 

Widocznie w nocy nie tylko został uleczony, ale także przeniesiony do innej sali. Pokój był jasny, a przez duże okna wpadały promienie słoneczne. Przy ścianach stały półki, zapełnione książkami i szarymi pudełkami. Pomieszczenie nie był obszerne, ale przytulne. Harry opadł na… łóżko? Niewątpliwie tę noc spędził w dwuosobowym łóżku. Jednak pamiętał, że zasypiał, przyciskając się do kąta w sali tortur.

 

Dlaczego wcześniej tego nie zauważyłem?

 

Zanim zdążył odpowiedzieć sobie na to pytanie, jego myśli zajęło się już innym.

 

- Kto mnie tu przeniósł? – spytał Harry, oblewając się szkarłatnym rumieńcem.

 

- Mój pan. Ale to skrzaty przebrały pana Pottera.

 

Chłopak poczuł, że czerwieni się jeszcze bardziej. Voldemort niosący go na rękach… To… to była straszna wizja.

 

Żeby ukryć swoje zażenowanie, zaczął przyglądać się swoim nowym ubraniom. Ciemne spodnie, zwykły T-shirt, a na to narzucona czarna szata z czerwonym wzorem u dołu. Zdecydowanie nie były to te szmaty, w których przybył do zamku.

 

- Uhm… - wydukał w końcu. – Czy V… twój pan był przy tym?

 

- Sam wybrał szatę – odpowiedział radośnie skrzat, jakby uważał, że to wielki zaszczyt.

 

I pewnie w to wierzył.

 

- Uh… - mruknął Harry, nie potrafiąc skleić zdania.

 

- Więc, co życzy sobie pan Potter na śniadanie?

 

Chłopak spojrzał na skrzata, nadal cały czerwony, wyobrażając sobie swoje nagie, wiotkie ciało, przebierane i układane do snu, a to wszystko pod okiem Voldemorta.

 

- Co życzę… A… - z tego wszystkiego zupełnie zapomniał o głodzie. – Wszystko jedno, zjem wszystko. Jak mam się do ciebie zwracać?

 

- Smoczy Kał, sir – odpowiedział skrzat radośnie.

 

Oniemiały Harry zastanawiał się przez chwilę, czy to aby nie żart, ale skrzat nie drwiłby sobie z „pana Pottera". Za to śmiecriożercy z Lordem na czele na pewno mieli niezły ubaw.

 

Harry ścisnął ręce ze złości, jednak szybko wyprostował je, czując ból palców, które najwidoczniej jeszcze nie wyzdrowiały do końca.

 

Zadowolenie skrzata natychmiast zniknęło, gdy zobaczył wściekłą minę „pana Pottera".

 

- Czy Smoczy Kał zrobił coś źle? – spytało ze strachem stworzenie.

 

Harry potrafił sobie wyobrazić, o czym skrzat może teraz myśleć – jak ukarze go „pan Potter"?

 

- Nie, nie – zaprzeczył szybko. – Tylko nazywaj mnie Harry.

 

Smoczy Kał radośnie przytaknął, a jego wielkie uszy zatrzepotały.

 

- I jeszcze jedno – rzucił chłopak – powiedz swojemu panu, że od dziś nazywasz się Tom Riddle.

 

- Panie – skrzat skłonił się nisko przed Voldmortem, a jedno ramiączko szmaty, którą miał na sobie, zsunęło się po kościstej ręce.

 

Mężczyzna przerwał rozmowę ze Snape'm, rzucając przelotne, zdegustowane spojrzenie Smoczemu Kału. Uśmiechnął się drwiąco, wyobrażając sobie reakcję chłopaka na imię skrzata. Biedny, uczuciowy Potter, musiał wpaść w szał.

 

- Co sobie zażyczył?

 

- Pan Potter powiedział, że zje wszystko, co dostanie. I kazał przekazać, że od dziś nazywam się inaczej.

 

Snape zaczął przysłuchiwać się rozmowie. To mogło być ciekawe. Usłyszał koło siebie szepty innych śmierciożerców, równie zainteresowanych wymianą zdań pomiędzy Lordem a Smoczym Kałem.

 

- Jak? – spytał Severus aksamitnym głosem.

 

-Tom Riddle – odpowiedział radośnie skrzat.

 

Mężczyzna rzucił rozbawione spojrzenie Lordowi, który wpatrywał się w Smo… Toma z morderczym błyskiem w oku.

 

- Nie przynoś mu jedzenia – wycedził Voldemort, opuszczając salę.

 

Gdy drzwi się zatrzasnęły, przy stole podniosły się różne głosy obrzucające to Pottera, to skrzata wyzwiskami.

 

- Chłopak przesadził – mruknął do Severusa Lucjusz.

 

Snape westchnął, by potwierdzić słowa przyjaciela.

 

I tyle wyjdzie z przyjaźni między Czarnym Panem a tym głupim bachorem.

 

Czy on naprawdę myśli, że może być bezczelny w tak delikatnej sytuacji, nie ponosząc żadnych konsekwencji?

 

A może po prostu jest zbyt tępy, by zrozumieć zamiary Czarnego Pana, odpowiedział sobie Mistrz Eliksirów i wrócił do przerwanego posiłku.

 

Jeśli Lord postanowi dać nauczkę Potterowi, to niedługo zamek rozbrzmi krzykami chłopaka.

 

Harry właśnie przeglądał książki, gdy do pokoju wpadł Voldemort. Jego oczy lśniły gniewnie, co na pewno nie zapowiadało przyjemnej rozmowy. Mężczyzna chwycił chłopaka za przód bluzki i przyszpilił do regału.

 

- Książki wbijają mi się w plecy – wychrypiał Harry.

 

- Ciesz się, że jeszcze możesz w ogóle odczuwać ból, bo zazwyczaj martwi nie mają tego przywileju – wysyczał wściekle Lord.

 

- Imię się nie spodobało? – sarknął chłopak. – Myślałem, że już dawno się nazwiska wyrzekłeś. A jako że skrzat jest mój, jak mniemam, lub chociaż w połowie, bo i mnie nazywa swoim panem, to mogę zmienić mu imię. Poprzednie nie przypadło mi do gustu.

 

- Potter, naprawdę nie doceniasz powagi sytuacji. Nie dość się już nacierpiałeś?

 

- Czy ja słyszę troskę? – parsknął Harry. – Nie zaatakujesz mnie, Tom. Nie wiem, dlaczego, ale nie chcesz tego zrobić, więc śmiem, twierdzić, że…

 

Voldemort odepchnął od siebie chłopaka, który upadł z hukiem na podłogę.

 

- Nie, nie skrzywdzę cię. Ale mogę uprzykrzyć ci życie. Kiedy ostatnio jadłeś? Dwa dni temu? A może trzy? Sądzę, że jeszcze kilka wytrzymasz – wysyczał Voldemort i odwrócił się z zamiarem wyjścia.

 

- Miło oglądało się mnie nagiego? – krzyknął Harry za Lordem, wciąż oszołomiony jego słowami.

 

Riddle zatrzymał się na chwilę, ale nie odwrócił.

 

- Nie – przyznał. – Wolę mężczyzn bez oznak regularnego głodzenia i bicia.

 

Snape przemierzał w pośpiechu puste korytarze, nie mając czasu na delektowanie się ciszą, która panowała w zamku jedynie podczas wakacji. Już był spóźniony. Czarny Pan zatrzymał go, by jeszcze raz omówić odpowiednią wersję wydarzeń. Co było dobrym pomysłem, ponieważ dzięki przezorności Voldemorta mogli udoskonalić historię, nie pozostawiając żadnej rysy czy niedopatrzenia. A gra toczyła się o wysoką stawkę – stanowisko Pottera w nadchodzącej wojnie.

 

Mistrz Eliksirów naprawdę na początku szpiegował Lorda dla Dumbledore'a. Jednak z czasem Czarnemu Panu udało się przejrzeć grę Severusa. Dawał swojemu słudze fałszywe informacje aż w końcu Snape zorientował się, że został odkryty. Musiał wybierać pomiędzy Albusem a Voldemortem – bo, tak, Lord pozwolił mu wybrać strony. Twierdził, że jest pod wrażeniem opanowanych przez śmieriożercę Sztuk Umysłu.

 

- Nawet Dumbledore nie jest tak dobrym oklumentą jak ty, Severusie – powiedział.

 

Dlatego nie miał chciał zabijać Snape'a. Choć mężczyzna nie był taki pewny, czy gdyby wybrał stronę Albusa, nadal by żył.

 

Dumbledore miał skłonności do manipulacji ludźmi. Stawiania „większego dobra" ponad osobne jednostki. Był gotów poświęcić siebie, a także innych, by wygrać tę wojnę.

 

Snape stracił za dużo w imię dobra – swoją jedyną miłość, Lily Evans. Kobietę, która miała być chroniona przez Albusa. Jednak dyrektor miał wtedy więcej na głowie. Błąd starego człowieka, tymi słowami wybronił się przed oskarżeniami Mistrza Eliksirów.

 

A Snape, pogrążony w rozpaczy, wiedząc, że nie może zrobić nic, co odwiodłoby Lorda od planu zgładzenia rodziny Potterów, zgodził się szpiegować Czarnego Pana, nie wiedząc, że tym samym wydaje na siebie wyrok śmierci. Był zbyt zapatrzony w Dumbledore'a, by kwestionować jego rozkazy.

 

Tak, rozkazy. Bo kiedy Severus przyszedł do Albusa, na skraju załamania nerwowego, z myślą, by zrobić wszystko, co mogłoby ochronić Lily, dyrektor wykorzystał tę sytuację. Przywołując poczucie winy, raniąc słowami, podkreślając, że Snape dobrowolnie zgodził się zostać śmierciożercą – zmusił w subtelniejszy sposób do tego, czego chciał na początku.

 

- Szpieguj go, Severusie. A ja zapewnię bezpieczeństwo Potterom.

 

Gdy Mistrz Eliksirów dowiedział się o śmierci ukochanej, było mu wszystko jedno, po której jest stronie. Jednak nienawiść do syna Jamesa rosła z każdym rokiem. A potem, gdy Potter wyszedł z labiryntu, przyciskając martwe ciało tamtego Puchowa do piersi – Snape wiedział. Wiedział, że Lord wrócił, a on musi się przed nim stawić, jednocześnie będąc lojalny Albusowi. Dumbledore nie omieszkał nie przypomnieć o tym zobowiązaniu Severusowi. Wspominał o tym, jak uratował mężczyznę przed Azkabanem, jak zaoferował mu pracę w Hogwarcie. Tak, dyrektor był miłosierny, ale nie pozwolił, by Snape o tym zapomniał.

 

Kiedy Lord po jednym z pierwszych spotkań śmieriożerców kazał zostać Severusowi, mężczyznę ogarnęło przerażenie.

 

Czarny Pan wiedział.

 

Od tamtego czasu Snape szpiegował dla niego Dumbledore'a. I teraz stoi przed drzwiami dyrektora, by opowiedzieć kolejną bajeczkę. Tym razem najtrudniejszą, bo Albus będzie dopytywał i Mistrz Eliksirów musi znać odpowiedź na każde pytanie.

 

- Wejdź, Severusie – odparł Albus łagodnym głosem.

 

Snape uchylił drzwi i wślizgnął się do gabinetu. Twarz dyrektora wydawała się starsza niż kiedykolwiek, a w jego przeszywających oczach nie można było dopatrzeć się radosnych iskierek, które tak bardzo irytowały nauczyciela.

 

Wreszcie ktoś starł mu ten dobrotliwy uśmieszek z twarzy, pomyślał mściwie Snape.

 

- Czy on…?

 

- Tak, Albusie – odpowiedział spokojnie młodszy mężczyzna. – Malfoy znalazł poturbowanego chłopaka w krzakach. Nie był trudnym celem, głupi bachor, myślał, że uda mu się uciec z domu wujostwa i nie zostać złapanym. Tak samo pewny siebie jak ojciec…

 

- Severusie – dyrektor łagodnie, ale stanowczo przerwał tyradę towarzysza. – Czy wiesz w jakim stanie jest teraz Harry?

 

- Tak – zaczął powoli nauczyciel. – Czarny Pan przetrzymuje go w jednym ze swoich pokoi, ale nie chce mi zdradzić, gdzie. Ma zbyt wielką obsesję na punkcie chłopaka.

 

- Jak go traktują?

 

- Nie wiem, Albusie. Ale nie słyszałem jeszcze krzyków bachora. Co nie znaczy oczywiście, że nie był torturowany, Lord mógł rzucić zaklęcie wyciszające.

 

- Co chce z nim zrobić?

 

Snape zamilkł na chwilę, koncentrując się na murach obronnych wokół swojego umysłu.

 

- Zabić. Pod koniec sierpnia, gdy zbiorą się wszyscy śmierciożercy.

 

Dumbledore ukrył twarz w dłoniach.

 

- Musisz mu pomóc, Severusie – wyszeptał mężczyzna. – Jest zbyt ważny, nie możemy go stracić, ludzie się załamią…

 

- Postaram się, Albusie. Ale nie mam zamiaru narażać życia dla tego dzieciaka.

 

- Severusie. On jest naszą największą nadzieją.

 

- Chcesz go uwolnić, by potem pozwolić mu umrzeć! Chłopak nie ma szans na pokonanie Czarnego Pana! – Snape podszedł bliżej biurka, za którym siedział starzec. – I TY dobrze o tym wiesz.

 

- Harry ma moc, której Voldemort nie ma, Severusie. To dzięki niej…

 

- …dzięki niej przeżył tamtej nocy, prawda! – warknął rozeźlony mężczyzna. – Ale Lily nie żyje! Tak samo jak jego przygłupi ojciec! Gdy nadejdzie czas ostatecznej walki, nikt nie odda życia za Pottera, Dumbledore! Wtedy będzie się liczyło tylko to, jak dobrze chłopak posługuje się różdżką! I mogę cię zapewnić, Albusie, że nikt nie dorówna Czarnemu Panu! Widziałem, co on potrafi. Nie chodzi nawet o to, jaką magię używa do swoich celów, bo każdą posługuje się równie dobrze. On nie ma ograniczeń. I jeśli wierzysz, że Potter pokona Czarnego Pana to jesteś naiwny. Poślesz go na śmierć, Albusie.

 

Dyrektor spoglądał spokojnie na Snape'a zza swoich okularów, jednak w oczach starca czaił się smutek i żal.

 

- Nie, Severusie. Harry go pokona.

 

- Albusie…!

 

- Harry go pokona – powtórzył Dumbledore z mocą. – Jeśli się poświęci.

 

Voldemort krążył wokół kominka, powtarzając i analizując słowa Severusa. Co chwila uśmiechał się drwiąco. Potem jednak opuszczało go zadowolenie, zastępowane przez irytację, gdy przypominał sobie o jednym, najważniejszym problemie.

 

Nagini syczała wściekle, zdenerwowana niespokojnym zachowaniem Lorda.

 

Więc Dumbledore wreszcie wyjawił tę wielką tajemnicę potęgi Pottera. Chłopak może go pokonać jedynie jeśli zgodzi się poświęcić.

 

Co oczywiście działo w drugą stronę – Voldemort nie może zabić Harry'ego, inaczej sam także umrze.

 

Jakie to proste!, pomyślał Lord ze złością. Nasze dusze były połączone od tamtej felernej nocy, gdy matka umarła za ukochanego syna! Wzruszające!

 

- Dlatego przeżyłeśśśś – syknął wąż z kąta pokoju.

 

Mężczyzna rzucił Nagini wściekłe spojrzenie.

 

- Mówiłem, ci, przestań zaglądać do mojego umysły! Co to za dziwne hobby!

 

- Twoje hobby. I nie musiałam czytać w twoich myślach, mamrotałeś do sssssiebie.

 

- W myślach się nie czyta! – warknął Riddle.

 

- A co to za różnica dla węża?

 

I zanim Voldemort zdążył odciąć się jakąś ciętą ripostą, do sali wpadł zdyszany Snape.

 

- Chłopak – wycharczał.

 

- Co z nim? – parsknął Lord. – Przyciął palec kartką z książki?

 

- Jest nieprzytomny. Już podałem mu kilka eliksirów, głównie odżywczych. On nie jadł od dwóch tygodni.

 

Riddle zamarł, wpatrując się otępiale w Snape'a.

 

- Sprawdzałem osobiście – wycedził w końcu. – Ostatni posiłek dostał trzy dni temu.

 

- Wszystko, co jadł, wymiotował.

 

Voldemort podniósł się z fotela, podchodząc niebezpiecznie blisko Severusa.

 

- Dlaczego miałby wymiotować jedzenie, które dostawał i tak w porażająco małych ilościach?

 

- Podejrzewam, że jest chory, panie. Ma gorączkę i dreszcze.

 

- Ahaaaa – Lord przeciągnął głoski i udał zastanowienie. – Więc chcesz powiedzieć, że był chory przez dwa tygodnie i nikt tego nie dostrzegł? Wczoraj też był chory? Bo odniosłem wrażenie, że mimo zranień, wcale nie czuł się źle, a przynajmniej wystarczająco dobrze, by pozostać bezczelnym!

 

- Potter to… Potter – przyznał Snape.

 

- Błyskotliwe spostrzeżenie – warknął Riddle.

 

- On lubi ukrywać swoje słabości – ciągnął dalej niezrażony mężczyzna. – Nie powie, że coś go boli, dopóki nie doprowadzi się do stanu, kiedy nie będzie mógł już tego ukryć. Chłopak nie jest przyzwyczajony do czyjejś troski, więc nie oczekuje, by ktokolwiek przejmował się tym, co go boli lub niepokoi. A oprócz tego został złapany przez ciebie, panie. Raczej nie pomyślał, że możesz zainteresować się jego problemami zdrowotnymi.

 

Voldemort przez chwilę milczał, po czym przytaknął niechętnie.

 

- Powiadom mnie, gdy się obudzi.

 

 

 

III

 

Harry obudził się z wielkim bólem, a może to ból obudził go, nie wiedział. Głowa mu pękała, jakby ktoś zdzielił go pałką do Quidditcha. Mętnie pamiętał ostatnie wydarzenia – źle się czuł, nie miał siły zwlec się z łóżka, wymiotował, a potem... Potem film się urywał.

 

Niepewnie otworzył oczy, stwierdzając z ulgą, że w pokoju panuje przyjemny półmrok. Chłopak dojrzał w ciemności zarysy regałów stojących przy ścianach i odetchnął. Chociaż tym razem nie był nigdzie przenoszony.

 

Co niekoniecznie dobrze zwiastowało, bo Voldemort prawdopodobnie nadal był wściekły po ostatniej kłótni.

 

Harry próbował rozszyfrować zachowanie Riddle'a, ale nie było to łatwe zadanie. Z jednej strony chłopak wierzył słowom Lorda. Nie bolała go blizna, nawet wtedy, gdy rozwścieczony Voldemort wpadł do jego nowej sypialni.

 

Jednak nie tak dawno, na cmentarzu, mężczyzna całkiem dobrze odgrywał rolę zmartwychwstałego Czarnego Pana, obsesyjnie pragnącego zamordowania Chłopca-Który-Przeżył.

 

I nagle drzwi się otworzyły, a do pomieszczenia wpadła smuga jasnego światła. Harry pisnął ze złości i zaskoczenia, zamknął powieki i nakrył głowę kołdrą.

 

- Wyjdź i zamknij za sobą drzwi lub wejdź i zamknij za sobą drzwi – polecił Harry. – Kimkolwiek jesteś, zabierz to światło!

 

- Widzę, że w końcu wróciłeś do świata żywych, Potter – odpowiedział zirytowany głos, który niewątpliwie należał do Snape'a. – Niestety.

 

- Jakby to była moja wina, że Voldemort ma humory i zdecydował się nie dawać mi jedzenia – zrzędził chłopak, nadal nie wychylając głowy znad pierzyny.

 

Nagle ktoś gwałtownym ruchem ściągnął nakrycie z Harry'ego, który teraz kulił się i drżał z zimna w rogu łóżka. Na szczęście w pokoju ponownie panował półmrok i światło nie kłuło w oczy.

 

- Oddaj, oddaj! – jęczał Harry, próbując wyrwać kołdrę z rąk mężczyzny, który bezwstydnie przyglądał się młodzieńcowi spod półprzymkniętych powiek, wykrzywiając wargi w swoim zwyczajnym, drwiącym uśmieszku.

 

- Zachowuj się Potter – warknął znudzonym głosem. – I to nie Czarny Pan ma humory, tylko ty. Czy myślisz, że możesz sobie z niego żartować, nie ponosząc żadnych konsekwencji? To nie szkoła! Jesteś uwięziony, Potter, zdany na łaskę swojego największego wroga!

 

- Voldemort mnie nie skrzywdzi – odpowiedział Harry z przekonaniem.

 

Snape zatrząsł się ze złości, a jego żółta cera przybrała szkarłatny odcień.

 

- Potter, jesteś niewyobrażalnie głupi!

 

- On tak powiedział – stwierdził spokojnie Harry.

 

- I wierzysz mu? Bo Czarny Pan jest znany z dotrzymywania słowa!

 

Chłopak wyrwał w końcu kołdrę z rąk mężczyzny i opatulił się nią szczelnie. Nie mógł powstrzymać uśmiechu.

 

- Blizna mnie nie boli – dodał nagle.

 

- I co? – sapnął Snape ze złością.

 

- Voldemort... – zaczął Harry.

 

- Czarny Pan! – warknął Mistrz Eliksirów.

 

- W takim razie Riddle!

 

- Trochę szacunku dla osoby, która może cię zabić nawet w tej chwili, Potter! – tu Snape kłamał w żywe oczy, ale nie miał zamiaru zawracać sobie tym głowy.

 

- To, że ty się go boisz, nie znaczy, że ja będę!

 

- Potter – mężczyzna zbliżył się niebezpiecznie blisko – nie jesteśmy w szkole, ale nadal wymagam, byś zwracał się do mnie per „pan".

 

Harry zacisnął zęby ze złości.

 

- Nie będę szanował tego mordercy, bo nigdy nie zrobił nic, za co mógłbym go podziwiać!

 

- Więc chociaż – dla własnego dobra! – przestań pyskować i wmawiać sobie, że jesteś tu bezpieczny i nic ci nie grozi! Obietnice Czarnego Pana nic nie znaczą, Potter.

 

- Ciekawe, co Voldemort by powiedział, gdyby to usłyszał – parsknął Harry.

 

- Dziesięć punktów dla Gryffindoru – rozległ się za Snape'm rozbawiony głos.

 

Mistrz Eliksirów odwrócił się i zbladł, widząc Lorda.

 

- Panie...

 

- Tak, tak chciałeś tylko oszczędzić mi kolejnych kłótni z Potterem, oczywiście – podpowiedział Voldemort znudzonym głosem. – A teraz wyjdź.

 

- Tak, panie – wymamrotał Snape, rzucając Harry'emu ostatnie jadowite spojrzenie.

 

Uwierzył?, rozległ się w głowie Severusa cichy głos Lorda.

 

Sądzę, że tak, odpowiedział mężczyzna.

 

Musi myśleć, że nadal jesteś po stronie Dumbledore'a.

 

I tak jest.

 

Jestem zadowolony.

 

Drzwi za Snape'm wreszcie się zamknęły i Harry wzdrygnął się teatralnie.

 

Lord wykrzywił drwiąco wargi.

 

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin