Połaczyła nas głęboko słodka chwila 1.rtf

(4736 KB) Pobierz

Autor: Domina abs Argentum

 

Do oryginału: http://slodkachwila.blog.onet.pl/

 

Ostrzeżenie!: opowiadanie całkowicie cukierkowe, do przesady wręcz słodkie, choć nie braknie momentów grozy, w dodatku jest to MPREG.

 

 

 

 

             

 

Rozdział 1  (Betowała Akari)

 

 

 

Harry szedł wąską mroczną uliczką kopiąc przed sobą kamień. Odkąd zabrali go z Privet Drive, miał więcej swobody, wszyscy szanowali to jak się czuje po śmierci dyrektora. Wiedzieli, że się o to obwinia i starali się schodzić mu z drogi. Nikt nawet nie zaprotestował, kiedy powiedział, że idzie na spacer. Nie chciał teraz z nikim rozmawiać, wolał być sam…

 

Z zamyślenia wyrwał go cichy trzask za plecami. Trzask aportacji. A potem kolejne, następujące jeden po drugim. Niepewnie spojrzał za siebie i jęknął ze strachu. Za nim stało piętnastu śmierciożerców otaczających największego wroga Jasnej Strony. Nie myśląc wiele rzucił się do ucieczki. Wiedział, że to niewiele pomoże, ale teraz uratować go mogło tylko jedno. Musiał jedynie znaleźć odpowiednie miejsce…

 

 

 

_.-*-._

 

 

 

Syriusz biegł wielkimi susami przez opustoszałe ulice. Czuł jak asfalt przesuwa się pod łapami, jedyna latarnia, która działała w okolicy migała ponuro. Wiedział, że z tych jego spacerów nie wyniknie nic dobrego, wiedział, że powinni go pilnować. Był w Kwaterze dopiero od dwóch dni, a już coś mu się stało. Bez Dumbledore’a wszystko zaczęło się sypać. Jak mogli o tym nie pomyśleć… Ale teraz musiał go znaleźć jak najszybciej. Musiał mu pomóc…

 

Słyszał za sobą szybkie kroki – to Severus się uparł, że z nim pójdzie, nie rozumiał dlaczego, ale nie miał czasu protestować. Po tym jak Harry się z nim skontaktował, od razu zmienił postać i wybiegł z Kwatery. Po raz kolejny go zawiódł…

 

Znowu przemknęły mu przed oczami obrazy ostatnich kilku minut. Delikatne szarpnięcie w kieszeni, oznajmiające wezwanie przez lusterko, które mu podarował. Pozwalał mu wyjść tylko jeśli miał je przy sobie. Kiedy wyciągnął lusterko, od razu ukazała się w nim twarz Harry’ego, a raczej jej kawałki, widocznie drugie lusterko pękło. Syriusz zobaczył tylko, że Harry jest przerażony i ma smugi krwi na twarzy. Zdołał wyciągnąć z niego miejsce w którym jest, więcej nie był w stanie powiedzieć przez wstrząsający nim szloch. Syriusz nie chciał nawet myśleć co się stało.

 

Nie powiedział nikomu o co chodzi, nie miał czasu. Od razu ruszył na pomoc, a Snape za nim. Pozostali patrzyli tylko w przerażeniu jak wybiegają… Przyspieszył jeszcze bardziej. Już tylko jeden zakręt.

 

Wbiegł w wąską uliczkę szukając wzrokiem chłopca. Słysząc cichy jęk, od razu się odwrócił. Zamarł, z przerażeniem patrząc na drobną sylwetkę, skuloną pod ścianą.

 

Harry siedział na ziemi, obejmując kolana rękami, a całe jego ciało drżało histerycznie. Szlochał, a po jego policzkach spływały strumyki łez, rozmazując brud i krew. Całe jego ubranie było brudne i splamione krwią, wszędzie było widać sińce i zranienia.

 

Syriusz, nie zwracając uwagi na niebezpieczeństwo, przybrał normalną postać i podszedł do chłopca. Kiedy nastolatek tylko go zobaczył oderwał się od ściany i z jękiem wtulił w jego wyciągnięte ramiona. Przycisnął go do siebie i z łatwością podniósł jego szczupłe ciałko. Czuł, że dalej dygoce…

 

- Black! – Snape w końcu otrząsnął się z szoku i podszedł do niego. - Nie możesz chodzić tak po ulicy, zaraz ktoś cię zobaczy. Ja go wezmę, a ty zmień się z powrotem –wysyczał i wyciągnął ręce po chłopca.

 

Jednak Harry, czując zbliżającą się postać, tylko zajęczał ze strachu i mocniej wtulił się w szyję Syriusza. Ten popatrzył wrogo na Severusa i ruszył szybkim krokiem w drogę powrotną.

 

Kiedy tylko weszli do Kwatery Głównej, natychmiast zapanowało straszne zamieszanie. Pani Weasley wpadła w histerię na widok zmaltretowanego Harry’ego i potrzeba było wszystkich jej dzieci, żeby zabrać ją do innego pokoju i uspokoić. Hermiona pobiegła po eliksir uspokajający, który został jej po ostatnich egzaminach, a Snape deportował się do swojego mieszkania po eliksiry lecznicze. Syriusz usiadł w kuchni z rozhisteryzowanym chrześniakiem w ramionach i próbował dowiedzieć się co się stało.

 

 

 

_.-*-._

 

 

 

Kiedy już nastolatek otumaniony olbrzymią dawką leków uspokajających i wyleczony z najpoważniejszych obrażeń, leżał bezpiecznie w swoim łóżku, Syriusz zszedł zmęczony do dużego salonu w którym wszyscy czekali. Patrzyli na niego pytająco, kiedy siadał na kanapie. Musiał im powiedzieć, a to wcale nie było łatwe…

 

- Harry powiedział… - Głos uwiązł mu w gardle. Odchrząknął i spróbował jeszcze raz. – Powiedział, że napadło go kilku mężczyzn… pobili go… i… i…

 

- Co się stało Syriuszu? – Głos Rona był niezwykle poważny. Nigdy jeszcze nie widział Harry'ego w takim stanie, nawet w najgorszej sytuacji potrafił sobie przecież poradzić.

 

- Oni go… oni… oni zgwałcili Harry'ego – wyszeptał Syriusz i ukrył twarz w dłoniach.

 

 

 

_.-*-._

 

 

 

Przez kolejne dni wszyscy chodzili po Kwaterze na palcach, bojąc się tego, co może się stać. Myśleli, że Harry będzie histeryzował, nawet niemo przyznawali mu takie prawo, ale nic się nie działo. Chłopak jakby zapadł się w sobie, leżał całymi dniami odwrócony do ściany i nie odzywał się prawie do nikogo. Pozwalał się dotknąć tylko Syriuszowi oraz Hermionie i tylko do nich się odzywał, więc to oni podawali mu leki.

 

Codziennie wymiotował i miał mdłości na widok jakiegokolwiek jedzenia, więc do niczego go nie zmuszali. Bali się, że może mieć jakieś urazy wewnętrzne, ale Snape powiedział, że jeżeli nie pomagają na to eliksiry, to trzeba wszystko przeczekać, więc czekali.

 

Nikt nie wiedział, co innego mogliby zrobić.

 

Nie zaprotestowali, kiedy Hermiona powiedziała, że idzie do sklepu, bo Harry ją o coś prosił. Mieli nadzieję, że może w końcu wyjdzie ze swojej skorupy i pozwoli sobie pomóc.

 

Hermiona wróciła po piętnastu minutach i bez słowa poszła do jego pokoju. Kiedy Syriusz po godzinie chciał zobaczyć co się dzieję, wszedł na palcach do niedużej sypialni. Stanął koło drzwi i ze smutkiem patrzył na siedzących na łóżku przyjaciół. Dziewczyna siedziała, nieporadnie obejmując go rękami, a Harry wtulony w jej szyję, płakał jej na ramieniu. Popatrzył szatynce pytająco w oczy, ale tylko potrząsnęła głową, więc wyszedł zamykając drzwi.

 

 

 

_.-*-._

 

 

 

Wszyscy liczyli, że to był moment przełomowy, kiedy Harry następnego dnia niepewnie zszedł na dół do kuchni. Rozglądał się strachliwie na boki i nie podnosił głowy, ale usiadł cicho za stołem, mruknąwszy coś w odpowiedzi na radosne powitanie Syriusza.

 

Wydawało się, że już będzie dobrze, ale kiedy postawiono przed nim talerz z jajecznicą, popatrzył na niego z przerażeniem, zzieleniał na twarzy i wybuchnął płaczem. Nikt nie potrafił go uspokoić i w końcu musieli go znowu uśpić za pomocą leków uspokajających.

 

Patrzyli na siebie z przerażeniem, kiedy Syriusz zanosił go z powrotem do sypialni. Dostał dużą dawkę eliksirów, więc powinien po nich spać co najmniej do wieczora. Ale nie wiedzieli co potem…

 

 

 

_.-*-._

 

 

 

Nikt nie pomyślał, że po kilkukrotnym użyciu eliksirów, Harry się na nie częściowo uodpornił. Obudził się po dwóch godzinach, w pełni zdecydowany na plan o którym myślał od wczoraj.

 

Usiadł przy stole i szybko napisał krótką wiadomość na kawałku pergaminu. Przywiązał liścik do nóżki Hedwigi i polecił jak najszybciej dostarczyć wiadomość. Wielka sowa mrugnęła wyrozumiale i od razu wyleciała przez okno. Harry nie wiedział ile jej nie będzie, ale od razu zabrał się do pisania drugiego, znacznie dłuższego listu. Przecież musiał im to jakoś wytłumaczyć i przeprosić…

 

Kiedy skończył list, zabrał się po cichu za sprzątnie pokoju. Pochował wszystkie rzeczy do kufra, w końcu nie będą mu już potrzebne. Pościelił łóżko i na środku narzuty położył zapieczętowaną kopertę. Usiadł na parapecie, czekając na Hedwigę. Wiedział, że nie może tego inaczej rozwiązać, chociaż skrzywdzi swoim zachowaniem wszystkich, którzy byli mu bliscy. Ale ten jeden raz nie potrafił myśleć o innych, musiał to zrobić dla samego siebie.

 

 

 

_.-*-._

 

 

 

Sowa wróciła szybko, ale wyraźnie wykończona, niosąc zapieczętowany list. Harry pośpiesznie przeczytał odpowiedź, krzywiąc się nieznacznie. Nie udało mu się załatwić wszystkiego co chciał… ale to i tak dużo. Wytrząsnął z koperty nieduży kryształ i zważył go w dłoni.

 

Po raz ostatni obrzucił pokój i leżący na łóżku list spojrzeniem i westchnął. Zamknął dłoń na chłodnym kamieniu. Poczuł szarpnięcie w okolicy pępka i zacisnął zęby, żeby nie zwymiotować.

 

Promienie wczesno popołudniowego słońca zalały pusty pokój…

 

Panika miała wybuchnąć dopiero wieczorem, po odkryciu jego zniknięcia i listu z przeprosinami i poleceniem, żeby go nie szukali, a na pewno nie próbowali wyciągnąć z Hermiony, dlaczego tak postąpił. Przysięgała, że nikomu nie powie i na pewno słowa dotrzyma, więc nie mają co się trudzić. On doskonale wie co robi i już nic tego nie zmieni.

 

Zgłoś jeśli naruszono regulamin