Jacek Karpinski.txt

(19 KB) Pobierz
Polski Bill Gates i winie
Piotr Lipiński

Jacek Karpiński. Wrocław, 16 kwietnia 2009
 Fot. Paweł Kozioł 
W 1969 roku ważna komisja orzekła, że takiego komputera nie da się zbudować. Bo gdyby było można, Amerykanie już by go skonstruowali 
Gdyby Amerykanie skazali na mierć cywilnš Billa Gatesa, byłoby to równie absurdalne jak to, co zrobiono z Jackiem Karpińskim w Polsce - uważa Adrian Markowski, redaktor naczelny informatycznego czasopisma "CRN".

- Jacek Karpiński to przykład człowieka, który był za wybitny na tamte czasy - mówi Józef Tejchma, wicepremier w latach 70. ubiegłego wieku. - Gdyby należał do partii, jego komputery miałyby pewnie większš szansę na produkcję - dodaje.

- To był geniusz - ocenia Diana Wierzbicka, współpracowniczka Karpińskiego. 

Być geniuszem to jednak za mało. Trzeba jeszcze polubić winie.

Kochali siebie i szczyty

Miał przyjć na wiat pod szczytem Mont Blanc. - Tak wymarzyli sobie rodzice, którzy poznali się w Tatrach - wspomina Jacek Karpiński. Dzi ma 82 lata. - Kochali siebie i wspinaczkę. Każdy szczyt był dla nich nowym wyzwaniem.

Na miejsce urodzenia dziecka wybrali chatkę pod szczytem Alp. Dopiero znajomi wybili im z głowy ten szalony pomysł - Jacek przyszedł więc na wiat zwyczajnie, w Turynie. Rodzice akurat byli za granicš na stypendiach naukowych.

Matka - lekarka. Ojciec - konstruktor.

Tata wymylił dolnopłat - samolot, który skrzydła ma pod kadłubem, a nie nad nim. Ale polscy urzędnicy uparli się, że nie da się czego takiego zrobić, ponieważ samolot przewróci się w powietrzu. Trzy lata póniej taki samolot skonstruowali Niemcy. 

Ojciec Jacka zginšł w 1939 roku na wyprawie w Himalaje. Kierował ekspedycjš polskich inżynierów. Lawina nocš zasypała obóz.

Kula wzdłuż kręgosłupa 

Niedługo póniej matkę i syna obudziło bombardowanie. Był wrzesień 1939 roku. Jacek miał wówczas 12 lat. Wokół płonęły domy. Matka, która kiedy dostała Virtuti Militari za noszenie meldunków Piłsudskiemu, wysłała syna do obrony przeciwlotniczej jako gońca. 

Dwa lata póniej Jacek zawyżył swój wiek i przyjęto go do Szarych Szeregów. W batalionie "Zoka" dowodził sekcjš pierwszš, a dowódcš drugiej był słynny poeta Krzysztof Baczyński.

Wybuchło Powstanie Warszawskie. Pierwszego dnia - okršżenie. 20 powstańców w budynku. Kilka sztuk broni. Niemców - kilkuset. Czołg. Połowa powstańców zginęła. Karpiński dostał z pistoletu maszynowego. Dużš kulę, kaliber dziewięć. Z góry. Z szóstego piętra. Kula przeszła wzdłuż kręgosłupa. Aż do miednicy.

Upadł sparaliżowany. Półtora roku nie mógł sam wstać z łóżka.

Wróg ludu

Po wojnie na nowo uczył się chodzić. Najpierw o dwóch laskach.

- Ćwiczyłem w górach, codziennie wspinałem się coraz wyżej - opowiada Jacek Karpiński. - Pewnego dnia dotarłem na Orlš Perć i tam na grani wyrzuciłem jednš laskę na czeskš stronę. Powiedziałem sobie, że teraz będę chodzić, podpierajšc się tylko jednš.

Ćwiczyłem dalej. Rok póniej poszedłem w to samo miejsce w górach i odrzuciłem drugš laskę.

Kiedy już znowu potrafił chodzić, musiał wybrać drogę w życiu. - Bardzo lubię muzykę i chciałem być kompozytorem - wspomina. - Ale również chciałem być elektronikiem. Albo chemikiem. Bo to zawody, w których można dużo wynaleć. 

Kiedy skończył politechnikę w 1951 roku, dostał nakaz zatrudnienia w Centralnym Laboratorium Polskiego Radia. Dzień póniej przybiegła kadrowa z krzykiem: "Co pan tutaj robi! Pan jest szpiegiem! To dywersja! Sabotaż! Wróg ludu!". Wyrzucano go z trzech kolejnych zakładów, bo komunici uznali żołnierzy batalionu "Zoka" za zdrajców i dywersantów. Byli akowcy trafiali do więzień.

Nigdy nie pomylał, żeby uciekać na Zachód. Nie po to walczył w podziemiu, żeby opuszczać Polskę, nawet jeli rzšdzili niš komunici. W jego pokoleniu o patriotyzmie rozmawiano równie często jak dzi o pienišdzach.

AKAT 1 pokazywany z Gomułkš

1953 rok. Umarł Stalin, trzy lata potem Bierut i Jacek Karpiński przestał być wrogiem ludu. Dostał angaż do Instytutu Podstawowych Problemów Techniki Polskiej Akademii Nauk. Wtedy rozkochał się w maszynach matematycznych. Pracownia otrzymała zlecenie od Państwowego Instytutu Hydrologiczno-Meteorologicznego, żeby zrobić urzšdzenie do wspomagania prognozy pogody. Jacek Karpiński skonstruował maszynę matematycznš, dzięki której sprawdzalnoć prognoz poprawiła się o 10 procent. A w 1957 roku zbudował pierwsze w wiecie urzšdzenie matematyczne do rozwišzywania równań różniczkowych: AKAT 1.

- Rzeczywicie wyprzedzał zagraniczne konstrukcje - twierdzi profesor Maciej Sysło, historyk informatyki na Uniwersytecie Wrocławskim. - Ale jego największe osišgnięcia przypadały na okres komunizmu w Polsce. To był czas bardzo trudny dla takich indywidualnoci jak on.

Po latach stał się pierwowzorem bohatera powieci "Lot ku ziemi" Romana Bratnego: "Człowiek, który nie chciał, aby ktokolwiek deptał mu po głowie, jak powiedział, wybierajšc sobie mieszkanie na najwyższym piętrze. (...) To, co zadecydowało o wszystkim na zawsze: udział. To była jego obsesja: brać udział, być".

W poczštkach lat 60. AKAT 1 pokazano w telewizji jako triumf polskiej myli technicznej. To było wielkie wyróżnienie - telewizja w Polsce dopiero zaczynała nadawanie codziennego programu. Na dokładkę AKAT 1 wystšpił w tym samym programie co ówczesny komunistyczny przywódca kraju Władysław Gomułka. 

W 1960 roku UNESCO ogłosiło konkurs dla młodych konstruktorów, do którego zgłoszono 200 osób z całego wiata. Dzięki skonstruowaniu AKAT 1 Jacek Karpiński został polskim kandydatem. I jednym z szeciu zwycięzców. Mógł wybrać dowolne miejsce, gdzie chciałby się dalej kształcić. Wybrał Stany Zjednoczone.

Wtedy pierwszy raz zdecydowanie odmówił, kiedy proponowano mu pozostanie za granicš. - Wyjechałem jako reprezentant Polski i Polskiej Akademii Nauk - mówi. - Pozostanie za granicš w takiej sytuacji byłoby według mnie zdradš.

KAR 65 - inny niż wszystkie 

Kiedy wrócił do kraju w 1962 roku, podjšł się budowy komputera dla polskich fizyków. Uczeni opracowywali zdjęcia elektronów, neutronów przysyłane ze szwajcarskiego CERN-u. Materiału było mnóstwo, a fizycy wszystko musieli robić ręcznie.

- Dyrektorem tego instytutu był profesor Jerzy Pniewski, wspaniały człowiek, prawdziwy naukowiec - wspomina Jacek Karpiński. - Zapytał, czy mógłbym skonstruować skaner, który odczytywałby dane ze szwajcarskich zdjęć.

Karpiński zrobił to w trzy miesišce.

Potem zmierzył się z jeszcze większym wyzwaniem - skonstruowaniem maszyny, która liczyłaby dane odczytane przez ów skaner. 

- Dostałem siedem etatów - cišgnie Jacek Karpiński - i miejsce w piwnicy. W cišgu trzech lat zrobiłem komputer KAR-65. Był zbudowany inaczej niż wszystkie maszyny na wiecie. Bo ja naprawdę nie wiedziałem, jak się buduje komputery gdzie indziej.

Będziemy to robić razem, Anglicy i Polacy

Ale im więcej odnosił sukcesów, tym więcej przybywało mu wrogów. Poczštkowo ze zwykłej zawici.

Tadeusz Kupniewski, współpracownik Jacka Karpińskiego, wspomina: - Pisali anonimy do profesora Pniewskiego, że Karpiński to hochsztapler, że nic z jego konstrukcji nie wyjdzie. Jednak KAR-65 okazał się wietnš maszynš, która pracowała dla fizyków 20 lat. Tymczasem Karpiński już miał w głowie następnš konstrukcję - komputer, który mógłby zmiecić się w walizce. To była niezwykła wizja - ówczesne urzšdzenia zajmowały wielkie ciany w laboratoriach. Chyba tylko Karpińskiemu w połowie lat 60. mógł przyjć do głowy komputer wielkoci wyroniętego laptopa.

Zjednoczenie "Mera", któremu w Polsce podlegały zakłady produkujšce maszyny matematyczne, zwołało specjalnš komisję. Ta w 1969 roku urzędowo orzekła, że nie da się zbudować takiego komputera. Uzasadnienie było proste - gdyby zbudowanie takiej maszyny było możliwe, to Amerykanie na pewno by jš już skonstruowali.

Jacek Karpiński usłyszał wyrok: w Polsce nikt nie będzie pracować nad jego pomysłem.

Pojechał do Londynu, miał tam rodzinę. Udało mu się znaleć biznesmenów, którzy postanowili sprawdzić, czy jego pomysł ma sens. Biznesmeni zatrudnili trzech ekspertów. Fachowcy - dwóch Anglików i jeden Amerykanin - wpadli w zachwyt. Stwierdzili, że to najlepsza konstrukcja, z jakš się zetknęli. I że koniecznie trzeba jš produkować. Właciciel dużej fabryki z Brighton chciał natychmiast zaczynać pracę.

Ale Jacek Karpiński po raz kolejny zdecydowanie odmówił. - Powiedziałem, że jestem polskim patriotš i chcę pracować w kraju - opowiada. - Żeby ludzie w Polsce co z tego mieli, żeby w Polsce wprowadzić nowš technologię. To było niesamowite, bo angielski biznesmen natychmiast mnie zrozumiał. Powiedział mi: "Mów mi Michael. Ja też jestem patriotš - angielskim. Wiem, że ty w czasie wojny walczyłe w polskim podziemiu, ja służyłem w RAF-ie. Rozumiem cię. Jeste moim przyjacielem. Wracaj do Polski, będziemy to robić razem, Anglicy i Polacy".

Księżycowa konstrukcja

Przyjechał do kraju z entuzjastycznymi opiniami zachodnich ekspertów. W kraju nie zrobiły żadnego wrażenia. Komputera nie zamierzano produkować. Przecież komisja Zjednoczenia "Mera" już wczeniej ustaliła, że to "księżycowa konstrukcja". A jak Anglicy chcš, to niech jš sobie sami produkujš.

Karpiński zaczšł walczyć z biurokracjš. Polskich dyrektorów i dygnitarzy partyjnych przekonywał Stefan Bratkowski, dziennikarz, który w "Życiu i Nowoczesnoci" opisywał polskich wynalazców. Problem jednak polegał na tym, że Karpiński wymylił co oryginalnego, czyli sprawił kłopot. Bo decyzja to dla urzędnika ryzyko. Lepiej kupować licencje za granicš, bo to sprawdzone rzeczy i urzędnik nie ponosi ryzyka. A najlepiej - niczego nie robić.

Po roku starań, w 1970, polskie władze zgodziły się w końcu zapewnić konstruktorom lokal i płacić pensje. Wszystkie koszty zwišzane z dostarczaniem elementów mieli ponieć Anglicy.

Jacek Karp...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin