UFO Polska.doc

(1027 KB) Pobierz

Powojenne UFO w Sanoku

piątek, 06 stycznia 2012 00:00


http://infra.org.pl/images/stories/demo/ufo/fot8/snk1%281%29.jpg
Tuż po wojnie w Sanoku doszło do przedziwnego incydentu. Zaalarmowani krzykiem sąsiada mieszkańcy jednego z domów przy głównej ulicy w mieście ujrzeli na wysokości kilkudziesięciu metrów wiszący w powietrzu obiekt w kształcie krążka, który wirował wokół własnej osi. Był to najprawdopodobniej 1946 rok; epoka UFO miała się dopiero zacząć…

____________________

W grudniu 2011 r. Arkadiusz Miazga przeprowadził rozmowę z panią Zofią D. z Sanoka (podkarpackie), która twierdziła, że latem (najprawdopodobniej) 1946 r. wraz z innymi osobami była świadkiem obserwacji niezidentyfikowanego obiektu latającego. Ta unikalna relacja, choć liczy sobie kilkadziesiąt lat, udowadnia nam, że nie wszystkie doniesienia o UFO są wymysłem naszych czasów: produktem Zimnej Wojny czy skutkiem nadmiernej fascynacji fantastyką naukową.

Siedemdziesięciokilkuletnia kobieta wciąż dobrze pamięta szczegóły wydarzenia, które miało miejsce, gdy jako mniej więcej 11-latka, wraz z grupą domowników i sąsiadów, zwróciła uwagę na nawoływanie starszego człowieka – właściciela przydomowego sadu, który zauważył nietypowy obiekt. Był lipiec, między 1945 a 1947 r. (dokładnej daty nie udało się ustalić, choć możliwe, że był to rok 1946).

Na wysokości kilkudziesięciu metrów nad śliwkowymi drzewami tkwił w bezruchu okrągły, złocisto-czerwonawy pojazd. Świadkowie, którzy mieli możliwość obserwowania jego spodniej części zauważyli, że nie wydaje on żadnych dźwięków i swoim wyglądem nie przypomina samolotu, ani niczego, co widzieli w czasie niedawno zakończonej wojny. Dziś pani Zofia wspomina, że choć podejrzewano, że może być to nietypowa sowiecka maszyna, nikt nie snuł teorii na temat nieznanego wówczas zjawiska UFO.


http://infra.org.pl/images/stories/FotoSerwis1/fot10/presqueufo.jpg
Po niedługim czasie wirujące dookoła własnej osi UFO zaczęło wznosić się, a następnie zniknęło w bliżej nieokreślony sposób. Mierzyło kilka metrów średnicy i wydawało się być „płaskie”, choć świadkowie nie mogli dostrzec wszystkich szczegółów. Czas skutecznie zatarł inne detale tego incydentu, acz jego ogólny przebieg zapisał się mocno w pamięci schorowanej świadek, która następnie przekazała szczegóły swoim dzieciom.

Oficjalnie przyjmuje się, że początkiem „współczesnej ery UFO” był incydent z 1947 r. z udziałem K.Arnolda, który nad górami w stanie Waszyngton spostrzegł on przelot grupy obiektów przypominających „latające spodki”. Dobrze jednak wiadomo, że obserwacje obiektów, które dziś stanowią przedmiot zainteresowania ufologii, towarzyszą ludzkości niemalże od zawsze.

Znany pisarz i ufolog, Jacquess Valle oraz Chris Aubeck zebrali setki podobnych doniesień, które zanotowano w źródłach do XIX wieku. Dorobek swój przedstawili w książce „Wonders in the Sky”, której główny wniosek mówi, iż to, co dziś bierzemy za obiekty UFO, i co przez niektórych traktowane jest jako ślad odwiedzin obcych cywilizacji, widywane było także w przeszłości, choć interpretowane w bardzo różny sposób. I nie chodzi tu jedynie o zdarzenia, w których świadków zmylić mogły zjawiska atmosferyczne (także i dziś mylone z obserwacjami UFO), ale także te przypadki, które zawierały w sobie silny „technologiczny” aspekt.

http://infra.org.pl/images/stories/FotoSerwis1/Fot6/muszyn.jpg

Prawdopodobnie pierwsze polskie zdjęcie obiektu UFO, wykonane w grudniu 1958 r. w Muszynie przez dr S. Kowalczewskiego. Obiekt był widoczny gołym okiem.

A jak kształtuje się kwestia „wczesnych” obserwacji UFO na terenie Polski? Najsłynniejsze, ale i najbardziej kontrowersyjne przypadki miały miejsce w czasie II Wojny Światowej. Do najciekawszych należy historia z Warszawy, relacjonowana przez Zenona Sergiusza, który w Warszawie w 1944 r. obserwował typowe „foo fighters”. Świadkiem równie intrygującego zjawiska był późniejszy ufolog, Kazimierz Bzowski, który w 1943 r. widział nad płonącym gettem manewry kulistego obiektu, ostrzeliwanego przez Niemców. W tym samym okresie rozegrało się najdziwniejsze wojenne bliskie spotkanie na terenie Polski – przypadek z Nowin, gdzie obok obiektu UFO widziani byli także jego niscy pasażerowie.

Przypadek z Sanoka jest unikalny pod jeszcze jednym względem. Być może to jeden z ostatnich incydentów z tego okresu, o którym słyszymy z ust bezpośredniej uczestniczki tych wydarzeń. Nie da się ukryć, że czas działa tu na naszą niekorzyść i o wielu podobnych historiach nigdy się nie dowiemy. Zjawisko zaobserwowane przez panią Zofię i innych świadków nie da się wytłumaczyć w konwencjonalny sposób (choć w narracji pojawiają się pewne luki). Jednakże charakterystyka obiektu i jego zachowanie wskazują, że mamy tu do czynienia z tworem nieznanego pochodzenia, zaobserwowanym w czasach, kiedy zagadka UFO pod taką postacią, jaką znamy dziś, miała się dopiero narodzić.


 *     *     *     *     *     *

 

Incydent w Sanoku (~1946)
(transkrypcja nagrania)

Zofia D.: Było to po wojnie, gdzieś ok. 45 roku. Ja wtedy miałam 10 lat czy może 12. To było na Starym Mieście, gdzieśmy mieszkali. Był tam taki sad. Taki pan starszy, przyszedł do tego sadu (to był jego sad), zrywał śliwki. A że do góry patrzył (bo śliwki były marne) zaczął wołać nas, z domu obok: „Patrzcie ludzie, patrzcie, co się tutaj dzieje”. I taki był [tam] pojazd, dosyć nisko, cały czerwony […], dosłownie jak słońce, tylko że płaski... I przekręcał się do słońca, w tę i tę stronę. Nas było dużo osób, to widziało, ale to tyle lat… Mało kto żyje.

A.Miazga: A jak ten pojazd oddalił się znad sadu? Jak on się od was oddalił?

Zofia D.: Tak się kręcił w koło, myśmy wszyscy patrzyli. [Poruszał się] w dół i do góry, w dół i do góry (dosyć długo to trwało), a potem tak odwrócił się w drugą stronę i już go nie było?

A.Miazga: A jaki miał wygląd: spodka czy krążka? Czy pani widziała dolną część, czy boki i górę

Zofia D.: Był okrągły, wyglądał jak płaski. Tak się wydawało. Był dosyć nisko. Był dosyć duży i było widać dosyć dobrze. Płaski był, zupełnie.

A.Miazga: Co w tym czasie sądziliście na ten temat: czy obiekt miał pochodzenie ziemskie, czy…

Zofia D.: Wie pan, to było tak… Jeszcze ludzie nie wiedzieli o tych rzeczach. To było dziwne, było to w dzień, to świeciło…

A.Miazga: To świeciło własnym światłem?

Zofia D.: Tak, jak wieczorem księżyc… Było dziwne, ale nie wiedzieliśmy, co to było.

A.Miazga: A nie odnotowaliście żadnego odgłosu, np. dźwięku silników?

Zofia D.: Nie. To było, wie pan, bardzo dawno. Ludzie przedtem nie wiedzieli… to nie było takie łatwe. […] Mieszkaliśmy przy tej głównej ulicy, w dwóch domach: jeden był przy ulicy, drugi w podwórku. To było nad takim sadem, śliwkowym (tam były drzewa śliwkowe i inne). Było nas tam trochę, to było do południa. Ja też byłam wtedy w domu. Była mama moja i sąsiedzi, którzy tam mieszkali, ale oni już nie żyją… Było kilka osób. To strasznie było dawno i było dziwne. Rozmawialiśmy wiele na ten temat… co to takiego było, ale nie wiedzieliśmy co to.

A.Miazga: Nie wie pani, jak to zniknęło? Odleciało? Zofia D.: Kręciło się dookoła, w bok, jeden drugi, coraz wyżej i wyżej i go nie było. A.Miazga: Nie odnotowaliście w czasie obserwacji zmian temperatury?

Zofia D.: To było lato, niebo było niebieściutkie. Nic więcej nie powiem. Nie ma się do kogo udać. W czasie wojny nic takiego się nie działo… Latało, ale wszystko inne – nie takie.

 

Polskie wojenne relacje o UFO

środa, 31 sierpnia 2011 00:00


http://infra.org.pl/images/stories/demo/ufo/fot8/fofi4.jpg
II Wojna Światowa była okresem wielu niezwykle intrygujących spotkań z obiektami UFO, które widywali zarówno żołnierze obydwu stron. Kilka z tych niezwykle ciekawych incydentów miało miejsce na ziemiach polskich. Nasi piloci widywali też słynne i nieuchwytne „Foo-Fighters”, choć najciekawsze obserwacje NOL-i miały miejsce w stolicy podczas pacyfikacji getta i Powstania Warszawskiego…

____________________
Piotr Cielebiaś & Michał Kuśnierz


Według powszechnego mniemania „współczesna era UFO” rozpoczęła się w 1947 r. wraz z obserwacją grupy metalicznych obiektów nad stanem Waszyngton. Choć niewątpliwie od tego czasu zaczęto mówić o UFO otwarcie, utożsamiając je z przybyszami z obcych planet, pogląd jakoby zjawisko to było tajemnicą ograniczającą się do ostatnich kilku dekad był wielokrotnie podważany. Chris Aubeck i Jacques Vallée w swej książce poświęconej „archaicznym” spotkaniom z „latającymi spodkami” wymieniają ok. 1200 przypadków obserwacji zjawisk, które nosiły cechy pozwalające porównać je do współczesnych obserwacji UFO, a które miały miejsce do połowy XIX w.1 Z kolei pod koniec stulecia w Rosji (głównie na terenach zachodnich, w tym w Polsce) oraz w USA miała miejsce fala obserwacji niezidentyfikowanych statków powietrznych, opisywanych często jako „nietypowe” sterowce i balony.2

Z obserwacji, które miały miejsce już w wieku XX najbardziej ciekawie brzmi historia z Warszawy, do której doszło latem 1922 r. Świadkami przedziwnego incydentu na Targówku były trzy osoby. Jak twierdziła jedna z nich, „coś ze świstem zleciało z nieba”, ale nie rozbiło się o ziemię, jak sądzili, lecz zawisło 2-3 m. nad nią. Okazało się, że była to metaliczna, silnie spłaszczona kula, przypominająca bardziej „złożone wewnętrzną stroną do siebie spodki”. Po chwili znajdujący się w odległości zaledwie 100 m. świadkowie usłyszeli huk, po czym obiekt oddalił się na północny - zachód.3

Serię polskich drugowojennych spotkań z UFO rozpoczął dość nietypowy incydent z 17 września 1939 r., którego świadkiem był Z. Gibasiewicz, mieszkaniec Kórnika. Do wydarzenia doszło w pobliżu Miedniewic (mazowieckie), między Sochaczewem a Żyrardowem, gdzie postanowili schronić się uciekinierzy z ziem zajętych przez Niemców. Wśród świadków znajdowało się ponadto dwóch wykładowców akademickich, lekarz oraz dwie nauczycielki. Wspomnianego dnia ok. 17:00, wszyscy z nich mieli możliwość zaobserwowania dziwnego zjawiska, które porównane zostało do widoku nieruchomych i „zawieszonych na niebie bombowców”. Jak pisał Gibasiewicz, „po upływie kilku sekund kontury maszyn zaczęły się zacierać, w ciągu około pół minuty zamieniły się w kuliste obłoczki burego dymu i powoli zaczęły z wiatrem płynąć w kierunku wschodnim, aż się zupełnie rozpłynęły w powietrzu.”

Świadek, który rozmawiał następnie z mieszkańcami Woli Szydłowieckiej (u których wcześniej się ukrywał) dowiedział się, że i oni obserwowali jak eskadra kilku niemieckich bombowców została „spalona” przez przelatujący powyżej obiekt. Szczegóły tego wydarzenia pasowały do tego, co obserwował Gibasiewicz i jego towarzysze. Co się wówczas stało, wyjaśnić jednak niesposób.4

„Polskie Foo – Fighters”

http://infra.org.pl/images/stories/FotoSerwis1/fot15/fofi3.jpg

Foo-Fighters w otoczeniu eskadry samolotów sfotografowane w 1945 r. we Włoszech. Coś niezwykle podobnego widział rok wcześniej w Warszawie Zenon Sergisz.


Najbardziej znanym aspektem spotkań z UFO w okresie II Wojny Światowej jest sprawa tzw. Foo - Fighters, czyli latających obiektów o bliżej nieokreślonym pochodzeniu, które dokonywały w locie manewrów przewyższających możliwości ówczesnych samolotów. Foo-Fighters miały zwykle formę kolorowych świetlnych kul, które pojawiały się w pobliżu maszyn należących do obu stron konfliktu. Jedna z pierwszych relacji o obserwacji Foo-Fighters pochodzi od marynarzy SS Pułaski - polskiego statku pasażerskiego, który w czasie wojny wykorzystywany był jako brytyjski transportowiec na Oceanie Indyjskim. We wrześniu 1941 r. dwaj świadkowie zaobserwowali „dziwną kulę świecącą zielonkawym światłem, wielkości połowy księżyca w pełni”. O zdarzeniu poinformowali brytyjskiego oficera, który przez kolejne pół godziny obserwował z nimi manewry obiektu.5

O incydencie związanym z polskimi pilotami w służbie RAF-u wspominał także Michael Bentine - brytyjski aktor, który w czasie wojny pełnił służbę w lotnictwie. Pisarce i badaczce UFO Jenny Randles wyznał, iż jako oficer nadzorujący polskie siły powietrzne przeprowadził pod koniec 1944 r. „przesłuchanie załogi samolotu, która widziała te światła w czasie misji nad sekretny poligon w Pennemunde”. Obserwacjami tymi intensywnie miał w jego opinii interesować się amerykański wywiad. Jak dodał Bentine, „choć lotnicy odnosili wrażenie, że to niebezpieczne zjawisko, nigdy żaden z nich nie wspominał o jakimkolwiek szkodliwym oddziaływaniu z jego strony.”6

Prawdopodobnie obiekty tego typu w sierpniu 1944 r., w ogarniętej powstaniem stolicy, z ul. Kruczej obserwował Zenon Sergisz. Jak mówił, patrząc na przelatujący po bezchmurnym niebie niemiecki bombowiec, ujrzał na niebie trzy bardzo jasne punkty. Znajdowały się one dość wysoko i tkwiły w powietrzu nieruchomo, aby po kilku sekundach szybko opaść w dół. Znalazły się na tyle nisko, iż według świadka, schowały się za pobliskimi domami. Po chwili obiekty wzniosły się ukośnie do góry, przez co mężczyzna dostrzegł ich kulisty kształt. Leciały w odwróconym szyku (dwa z przodu, jeden z tyłu), przelatując jakieś 50 m. pod wspomnianym bombowcem. Jak mówił świadek: „Były silnie spłaszczone, coś pośredniego między soczewką a monetą, znacznie mniejsze od samolotu. I jeszcze jedno: leciały prostopadle do ziemi, to znaczy posuwając się swoją największą powierzchnią.”7

Kulami w kule

http://infra.org.pl/images/stories/FotoSerwis1/fot15/fofi5.jpg

Kolejne zdjęcie domniemnego Foo-Fightera  z czasów II Wojny Światowej.

Najsłynniejszej wojennej obserwacji UFO dokonał Kazimierz Bzowski, kontrowersyjny badacz zjawiska NOL, pisarz i uczestnik Powstania Warszawskiego, który w książce „UFO nad nami” opisał scenę, kiedy jako 18-letni „zwiadowca AK” obserwował z dwoma towarzyszami pacyfikację powstania w warszawskim getcie. Obserwacji dokonano 9 kwietnia 1943 r. przy północnych murach getta, gdzie 18-letni Bzowski z grupą zbierał informacje o rozlokowaniu niemieckich jednostek. Przebywając incognito obok grupy niemieckich kolejarzy, jeden ze zwiadowców, który biegle posługiwał się językiem niemieckim, pożyczył od nich lornetkę, dzięki której udało się zaobserwować szczegóły obiektu UFO, który ok. godziny 17 zaczął nadlatywać nad płonącą dzielnicę.

Bzowski opisuje to tak: „Była to kula o ostrych konturach, wewnątrz której widać było wyraźnie mieszające się ze sobą i przeplatające się palczasto-zaokrąglone pasy dwóch ostro widocznych barw: malinowej i ciemno – zielono - niebieskiej, tak zwanej ‘pawiej’. Kula poruszała się ruchem falistym, podwyższając lekko i obniżając swój lot. Mając już wyrobione, rutynowe nawyki obserwacyjne określiliśmy obaj jej prędkość na porównywalną z niemieckim samolotem zwiadowczym typu Fieseler Storch, to jest około 80 do 100 km w powolnym locie nisko nad ziemią. Przez lornetkę widać było pojedyncze okna górnych pięter płonących domów. Kula miała średnicę ‘czterech okien w starym budownictwie’, zaś wysokość lotu kuli nad domami określiliśmy jako ‘trzy kamienice nad kamienicą’. Przeciętna wysokość tych starych domów to cztery piętra plus parter, daje to około 20 m., a zatem kula była nie wyżej niż 60 m.w nad domami i miała około 8 m. średnicy. Tu przydała się podziałka kątowa w wypożyczonej niemieckiej lornetce; biorąc pod uwagę te parametry lotu, nieco później obliczyliśmy, iż ‘obiekt’ był od nas oddalony w poziomie o około tysiąc sześćset metrów.

Niemcy i szaulisi [członkowie formacji Związku Strzelców Litewskich, kolaborujący z Niemcami – przyp. red.] strzelający ku oknom budynków, w których czasami się ktoś pojawiał, przeważnie nie żaden obrońca a tylko ktoś usiłujący się ratować z ognia, prawie jednocześnie na chwilę przerwali ogień – gdy kula wynurzyła się zza ściany dymów i nadleciała nad ich stanowiska u wylotu ul. Bonifraterskiej, w pobliże dolnej południowej części wiaduktu nad torami kolejowymi, nad miejsce dobrze widziane zarówno przez nas jak i przez tych przygodnych widzów z ‘rasy panów’, którzy zresztą w tym momencie przypomnieli sobie o lornetce i zabrali ją ‘Brunowi’ [jednemu z towarzyszących Bzowskiemu partyzantów – przyp.red.]. Ale my już zdążyliśmy za pomocą tego niemieckiego sprzętu wykonać pracę zwiadowczą przeciwko im samym.

Przez kilka minut ze wszystkich luf broni ręcznej i maszynowej strugi pocisków świecących kolorowymi punktami leciały w stronę nadlatującej kuli. Widać było, że przechodzą one całymi wiązkami na wylot przez nią, a ona jakby sobie nic z tego nie robiła... leciała całkiem wolno nad nimi, później w stronę Starego Miasta. Tam na sekundę zatrzymała się nieruchomo, po czym wzbiła się prawie pionowo wzwyż, niknąc na wysokościach z niewiarygodną prędkością. Tu nasze wprawione do obserwacji oczy zauważyły szczegół tego lotu, który przez dziesiątki lat nie miał nie tylko żadnego znaczenia ale i był niewyjaśniony... pozornie nawet nielogiczny. Otóż kula nadleciała od zachodu ale po sekundowym zatrzymaniu się, ulatując wzwyż odchyliła tor swojego lotu o kilka- kilkanaście stopni kątowych ku zachodowi, jakby z powrotem w stronę skąd przybyła...”8

Podobne zjawisko zaobserwowano latem 1944 r. w okolicach podkarpackiego Czudca, kiedy troje świadków (ojciec-weteran i dwaj synowie), obserwowało ze wzgórza ostrzał artyleryjski pobliskiej miejscowości. Jeden ze świadków przedstawił to zdarzenie następująco: „Mieliśmy już wracać do domów, robiło się późno, gdy zza południowego pasma wzgórz w kierunku zachodnim (a więc w kierunku miasteczka, mniej więcej w połowie drogi do niego) wytoczyła się ceglasto-czerwona tarcza o średnicy księżyca w pełni. Wytoczyła, gdyż przemieszczała się z południa na północ mniej więcej na wysokości wierzchołków wzgórz (tj. około 200-250 m. nad dnem doliny) z jednostajną prędkością, torem poziomym przy czym tarcza obracała się zgodnie z kierunkiem przemieszczania się, właśnie tak jakby toczyła się. Pełny jej obrót dokonywał się w ciągu ok. 2 sekund. Tarcza miała intensywny kolor, ale była matowa (nie lśniła i nie emitowała wokół siebie poświaty). Szerokość doliny w partii wierzchołkowej, obserwowalnego horyzontu oceniam – nadal tu mieszkam – na około 8 km. Obiekt przemieszczając się prostolinijnie ruchem jednostajnym, pokonał tę odległość w ciągu 15-20 sekund. Gdy ze starszym o dwa lata bratem, zapytaliśmy tatę cóż to może być, ten doświadczony bombardier z czasów I wojny i ogniomistrz z czasów wojny polsko-rosyjskiej, był wyraźnie zakłopotany. Oświadczył że być może jest to jakaś ‘raca artyleryjska’. No tak, ale ta przecież nie przemieszczała by się torem poziomym.”9

Wysoki stopień dziwności

http://infra.org.pl/images/stories/FotoSerwis1/fot15/fofi2.jpg

Wśród polskich wojennych raportów o UFO znajdziemy także te wyróżniające się na tle pozostałych szczególną „egzotyką”. Na pierwszym miejscu wymienić tu należy bliskie spotkania trzeciego stopnia, tj. te z udziałem pasażerów obiektów UFO, do których należy incydent z Nowin (lubelskie) z 1943 lub 1944 r. Zdarzenie zostało zarejestrowane dopiero w 1987 r., kiedy żył jeszcze ostatni jego świadek (z pięciu, w tym trojga dzieci i dwóch dorosłych), mający w momencie tych wydarzeń ok. 16 lat. Nie do końca wiadomo, w jaki sposób latający obiekt pojawił się w pobliżu domu, z którego obserwowały to trzy osoby. Dwaj pozostali świadkowie znajdowali się znacznie bliżej UFO, przy którym stało 8 lub 9 niskich istot, ubranych w seledynowe dwuczęściowe stroje i „hełmy”, które zapraszały ich gestami do środka. Po jakimś czasie, generując spory hałas, obiekt oddalił się.10

Oprócz tego przypadku, „ufonautkę” w pobliżu wbitego w wydmę pojazdu w okolicach Gdyni spotkać miał w lipcu 1943 r. francuski jeniec wojenny. Niewielki obiekt przypominał srebrzysty dysk, w czasie gdy jego pasażerka, która nie mówiła w żadnym znanym świadkowi języku, była wysoką blondynką o skośnych oczach. Kiedy Francuz pomógł odkopać z piachu pojazd, kobieta wsiadła do niego i odleciała. Przypadek ten opisano we francuskiej literaturze ufologicznej i wygląda on bardzo nietypowo, nawet na tle innych bliskich spotkań z humanoidami, które miały miejsce w Polsce w następnych dziesięcioleciach.11

Incydent o nieco odmiennym charakterze, lecz równie wysokim wskaźniku niezwykłości miał ponoć miejsce w pobliżu wsi Kuźnica w Wielkopolsce. Jesienią 1944 r. mieszkańcy zaobserwowali problemowe lądowanie kulistego obiektu UFO, który spadł w pobliżu wsi, tworząc ogromny krater. Na miejscu zjawili się żołnierze niemieccy, którzy uprzątnęli szczątki. Inny podobny incydent miał wydarzyć się w wielkopolskiej Czernicy w 1938 r., choć podobnie jak poprzedni, odnosił się on raczej do nieudanego eksperymentu wojskowego.

Oprócz wspomnianych przypadków, obserwacji UFO w okresie II Wojny Światowej dokonano w: Warszawie (lato 1942, typ: DD), Częstochowie (lipiec 1944, typ: DD), Cieślach (październik 1944) i Ostrzeszowie (marzec 1945). Przypadków tych było zapewne wiele więcej, choć o wielu nigdy nie doniesiono, ale być może przetrwały one w rodzinnych opowieściach.

Analizując opisane powyżej wydarzenia, jak i inne przypadki spotkań z UFO z okresu II Wojny Światowej, już na samym początku należy zadać sobie pytanie czy były to jedynie nierozpoznane zjawiska atmosferyczne (jak m.in. pioruny kuliste, którymi często tłumaczono obserwacje Foo-Fighterów) czy może czy może artefakty - obiekty latające będące wytworem technologii (o różnym stopniu zaawansowania), nienależącej do żadnej ze stron konfliktu.

Większość z zacytowanych przypadków obejmowała obserwacje świetlistych, jednolitych, niemetalicznych i zwykle kulistych obiektów, które widywano przez następne dziesięciolecia i które spotyka się także we współczesnych relacjach. Choć niemożliwe jest wysunięcie jednoznacznych wyjaśnień odnośnie wojennych spotkań z UFO, często z braku dostatecznej ilości szczegółów, w wielu przypadkach wydawały się one zachowywać w sposób inteligentny lub co najmniej nietypowy dla zjawisk pogodowych (jak w przypadku obserwacji w Warszawie i Czudcu) i zwykle nie angażowały się w działania wojenne. Wskazuje to, że nie były raczej ani tajną ani skuteczną bronią.

Foo-Fightery i inne wojenne UFO porównać można do dziesiątków relacji które napływały po wojnie od pilotów i cywili. Co ciekawe, niewiele jest wśród nich relacji o machinach latających (wyglądających jak twory egzotycznej techniki, nie zaś świetlne kule), które pojawiły się pod koniec lat 40-tych. Niemniej jednak wiele z nich przypomina obserwacje zjawisk, które dziś łączone są ze sferą UFO. Czy zatem współczesną jego erę należy wywodzić od czasów II Wojny Światowej? Wydaje się, że jak najbardziej, choćby z tego względu, że zdano sobie wówczas sprawę z istnienia w powietrzu zjawisk, które do dziś (wbrew temu, że próbuje się temu zaprzeczyć) stanowią nie tylko nadal pozbawioną wyjaśnień, ale wciąż rozrastającą się łamigłówkę.

 

Rzeszów: Polska stolica UFO

sobota, 28 maja 2011 00:00


http://infra.org.pl/images/stories/demo/ufo/fot8/podparkacie1.JPG
- czyli historia obserwacji niezidentyfikowanych obiektów latających nad stolicą Podkarpacia. Przez ostatnie kilkadziesiąt lat nad Rzeszowem i w jego okolicach odnotowano szereg relacji dotyczących spotkań z obiektami UFO. Pierwsza pochodzi z II Wojny Światowej, kiedy w okolicach Czudca zaobserwowano przedziwny kulisty obiekt. Przez szereg kolejnych lat w okolicach Rzeszowa obserwowano latające kule, spodki i trójkąty, a część z nich udało się uchwycić na filmie lub fotografiach. Ostatnie lata przyniosły również wiele intrygujących przypadków, a wśród nich dwa filmy z UFO oraz przypadek, w którym niezwykły obiekt zawisnął nad kościołem. Ale to nie wszystko. Okazuje się bowiem, że na mapie ufologicznej stolicy Polski znajdują się dwa szczególne punkty: osiedla Nowe Miasto i Baranówka…

____________________
Arkadiusz Miazga


Zgłoś swoją obserwację UFO

Latające talerze nad rzeszowszczyzną

 

Do jednej z pierwszych obserwacji niezidentyfikowanego obiektu latającego (NOL) w okolicach Rzeszowa doszło w roku 1944 r. Świadka, który relację z tego wydarzenia opisał w liście do „Nieznanego Świata” z 1998 r., nie udało się niestety odnaleźć.

 

Było lato 1944 roku, front stał kilkanaście kilometrów od naszej miejscowości. Chodziliśmy z tatą wieczorami na pobliskie wzgórze, aby obserwować ostrzał położonego w odległości około 15 km miasteczka, również usytuowanego na wzniesieniu. W trakcie walk kilkakrotnie przechodziło ono z rąk do rąk. Znajdowało się na zachód od nas.

 

Któregoś z takich wieczorów już o zmierzchu, spoglądaliśmy w kierunku miasteczka, aby jak poprzedniego wieczora podziwiać smugi świetlnych pocisków, którymi ostrzeliwały się nieprzyjacielskie wojska, jak też którymi strzelano do przelatujących czasami samolotów. Na froncie panowała wyjątkowa cisza. Mieliśmy już wracać do domów, robiło się późno, gdy zza południowego pasma wzgórz w kierunku zachodnim a więc w kierunku miasteczka mniej więcej w połowie drogi do niego wytoczyła się ceglasto-czerwona tarcza o średnicy Księżyca w pełni. Wtoczyła gdyż przemieszczała się z S na N mniej więcej na wysokości wierzchołków wzgórz (tj. około 200-250 m. nad dnem doliny) z jednostajną prędkością, torem poziomym przy czym tarcza obracała się zgodnie z kierunkiem przemieszczania się, właśnie tak jakby toczyła się. Pełny jej obrót dokonywał się w ciągu ok. 2 sekund.  

 

Tarcza miała intensywny kolor, ale była matowa (nie lśniła i nie emitowała wokół siebie poświaty). Szerokość doliny w partii wierzchołkowej, obserwowalnego horyzontu oceniam – nadal tu mieszkam – na około 8 km. Obiekt przemieszczając się prostolinijnie ruchem jednostajnym, pokonał tę odległość w ciągu 15-20 sekund.

 

Gdy ze starszym o dwa lata bratem, zapytaliśmy tatę cóż to może być, ten doświadczony bombardier z czasów pierwszej wojny i ogniomistrz z czasów wojny polsko-rosyjskiej, był wyraźnie zakłopotany. Oświadczył że być może jest to jakaś raca artyleryjska. No tak ale ta przecież nie przemieszczała by się torem poziomym.  

 

Dla uwierzytelnienia mojego przekazu podam fakt zapamiętania szczegółów nalotu dwóch samolotów niemieckich na odległe o około 100 metrów domostwo, w którym rzekomo ukrywali się partyzanci, zniszczonych czołgów stojących na skraju drogi oraz momentu wkroczenia Rosjan – które to fakty potwierdzają obecnie inne starsze ode mnie osoby. 

 

Na podstawie innej relacji o UFO przekazanej przez tego samego mężczyznę, Klemensa Marcusa, udało się ustalić, iż mieszkał on najprawdopodobniej w okolicy Czudca, ok. 30 km od Rzeszowa. Pewne okoliczności mogą wskazywać, iż ostrzeliwanym miasteczkiem wspomnianym w relacji z 1944 r. mogło być Wielopole Skrzyńskie. Jednak kolejna z relacji autorstwa świadka, Klemensa Marcusa, pochodząca z 1983 r. jest jeszcze bardziej intrygująca, gdyż domniemane UFO tkwiło na niebie przez ok. 10 godzin.  

 

Było lato roku bodaj 1983 (lub lata przyległe – sporządzone wówczas notatki zaginęły). Własnymi siłami, w sześć osób budowaliśmy garaże. Był piękny słoneczny, wiał lekki południowo-zachodni wiaterek.

Gdzieś około godziny 9:00 jeden z nas spostrzegł na wschód od nas, za rozjazdami stacji kolejowej, unoszący się na wysokości 40 stopni E balonik – taki mniej więcej jakie sprzedają na kramach lub kupuje się z okazji Sylwestra, jednak kształtem bardziej zbliżony do walca (coś jak miniaturka wielkiej grubej cysterny kolejowej). Metalicznie srebrzysty, wymiary ok. 20x15 cm. Ku memu zdziwieniu, pomimo wiatru balonik utrzymywał się w miejscu. W pobliżu są trzy domostwa pomyśleliśmy więc, że może jakiś dzieciak przywiązał balonik albo zaplątał się on nitką o gałęzie drzew.

Ok. 10:30 zrobiliśmy przerwę na drugie śniadanie. Patrzymy a balonik powędrował trochę w kierunku zachodnim i wisi teraz na wysokości około 50 stopni E. Zaczęliśmy zastanawiać się co by to mogło być: najbardziej trafiło nam do przekonania że to pewnie balon-sonda meteorologiczna. […] Gdy o godzinie 15 szliśmy do domów na obiad, balonik znajdował się ok. 80 stopni E z lekkim odchyleniem na N od nas.

Do przerwanej pracy wróciliśmy nieco po godzinie 16 i wtedy balonik osiągnął pozycję 90 stopni z odchyleniem około 50 stopni w kierunku N.

Ponownie zwróciliśmy na niego uwagę ok. godziny 19 lub 19:30. Słońce chyliło się już ku zachodowi, przesłaniała je zwarta warstwa chmur przesuwająca się od SW. Nasz balonik widoczny był na wysokości około 70-65 stopni W, z lekkim odchyleniem na WWN. Zmierzał prosto ku dobrze widocznej tarczy Księżyca, odległej od niego o zaledwie 30 stopni. Wtedy to nadciągające chmury zasłoniły i jego i Księżyc.

Zdumiałem się bo wysokość na której przemieszczał się balonik oceniałem na kilkaset metrów, natomiast podstawę chmur na 2-3 tysiące metrów.

Ponieważ ktoś rzucił uwagę, że zapewne to UFO, zażartowałem, iż nie zdziwiłbym się gdyby ‘to to’ wylądowało na Księżycu lub przeszło poza jego tarczą. Jeżeli do tego dodam, iż napotkany w dniu następnym kolega dojeżdżający do pracy w mieście wojewódzkim oddalonym o 30 km na N, opowiadał, iż po pracy wraz z rzeszą ludzi oczekujących na stacji kolejowej na pociąg (ok. godziny 16:30) obserwował w tym samym momencie co i my ów obiekt, opisując identycznie jego wielkość, wygląd, kierunek przemieszczania się i taką samą pozycję w tym samym czasie obserwacji (podkreślam-przy różnicy odległości około 30 km w kierunku poprzecznym do linii przemieszczania się zjawiska- to tym, bardziej jest zastanawiające, czym był obserwowalny przez nas obiekt.

Zadziwiające jest to, iż obiekt tkwił na niebie przez ponad 10 godzin. Można, jak sądzę, z całą pewnością wykluczyć, że był balon meteorologiczny, ze względu na bardzo długi czas obserwacji i poruszanie się pod wiatr. Najprawdopodobniej obserwowany NOL znajdował się na dużej wysokości i miał spore rozmiary, przez co mógł być zaobserwowany równocześnie z okolic Czudca i Rzeszowa.

…i trójkąty

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin