Richard Feynman - Pan raczy zartowac.pdf

(1033 KB) Pobierz
Pan raczy żartować, panie Feynman!
„Pan raczy żartować, panie Feynman!”
Przypadki ciekawego człowieka
Richard P. Feynman
wysłuchał Ralph Leighton
opracował Edward Hutchings
wstęp Marek Demiański
przełożył Tomasz Bieroń
Tytuł oryginału
„Surely You're Joking, Mr. Feynman!”
Adventures of a Curious Character
Wydawnictwo Znak
Kraków 2007
86311838.001.png
Richard P. Feynman - urwisowaty geniusz
W życiu codziennym coraz częściej korzystamy z urządzeń, których działania nie
rozumiemy - naciskamy klawisze lub przyciski, nie zdając sobie sprawy z tego, co się tam w środku
dzieje. Już niemal każdy siedział przy komputerze, trzymał w ręku telefon komórkowy, robił
zdjęcia aparatem cyfrowym, korzystał z kuchenki mikrofalowej lub odtwarzacza płyt
kompaktowych. Niemal niepostrzeżenie te nowe gadżety pojawiły się w naszych domach.
Wiek XX przeszedł do historii jako okres niespotykanego wcześniej rozwoju nauki i
techniki. Dokonano niezwykłych odkryć, wystarczy wspomnieć choćby bombę atomową, tranzystor
czy laser. Rozszyfrowano strukturę DNA i kod genetyczny, sporządzono mapę genomu człowieka,
rozwinięto bioinżynierię. Niewyobrażalnie powiększył się zakres obserwowalnych zjawisk.
Okazało się, że żyjemy w ogromnym wszechświecie złożonym z miliardów galaktyk, takich jak
nasza Droga Mleczna, w której istnieją miliardy Słońc. Badamy niewyobrażalnie małe obiekty:
wniknęliśmy we wnętrza protonów i neutronów - podstawowych składników jąder atomowych - i
znaleźliśmy tam jeszcze mniejsze, bardziej fundamentalne cegiełki materii - kwarki. Pomimo tego
oszałamiającego postępu nadal nie wiemy, jak funkcjonuje nasz mózg, jak powstało życie, czy
istnieją jakieś bardziej fundamentalne cząstki na poziomie subkwarkowym, czy jesteśmy sami we
Wszechświecie. Tę listę podstawowych pytań można by uzupełniać jeszcze bardzo długo.
Ogromny postęp to wynik pracy wielu zespołów naukowców i inżynierów, których liczba w
ostatnim stuleciu wzrosła kilkudziesięciokrotnie. Niektóre wielkie, przełomowe odkrycia były
dziełem genialnych jednostek. Sztandarowe przykłady to: Einstein, Planck oraz Crick i Watson. W
tej plejadzie znakomitości nauki XX wieku poczesne miejsce zajmuje Richard P. Feynman.
Powszechnie uważa się, że naukowiec, a w szczególności genialny naukowiec, to bardzo
poważny Pan lub Pani, którzy zupełnie zapomnieli o Bożym świecie i nie interesują się niczym,
prócz swojej wąskiej dziedziny badań. Taki obraz ascetycznego mnicha nauki (znajdującego się
często na pograniczu normalności) propagowały i nadal propagują media. Jak się łatwo przekonać,
czytając autobiograficzną książkę Feynmana Pan raczy żartować, panie Feynman!, są chlubne
wyjątki od tej reguły.
Tak, Richard Feynman był inny.
Urodził się i wychował w zsekularyzowanej rodzinie żydowskiej na przedmieściach
Nowego Jorku. Od wczesnego dzieciństwa przejawiał niezwykłe zdolności. Jeszcze w szkole
podstawowej przeprowadzał różne eksperymenty chemiczne, a jego pokój przypominał raczej
laboratorium niż dziecięcą sypialnię. Przyznam, że podziwiam wyrozumiałość i odwagę jego
rodziców - niektóre eksperymenty kończyły się, bowiem nie tylko pojawieniem się różnego rodzaju
oparów, ale też wybuchami, a nawet pożarem. Młodziutkiego Feynmana pasjonowała nie tylko
chemia: rozpoznawał różne ptaki, zbierał, a następnie rozbierał różne urządzenia i mechanizmy, aby
sprawdzić, jak działają.
W szkole średniej tak bardzo wyprzedzał swoich rówieśników, że nauczyciel fizyki dał mu
książkę o rachunku różniczkowym i całkowym i pozwolił czytać ją na lekcjach, aby go czymś
zająć. Bez problemów dostaje się na studia do MIT - jednej z najbardziej prestiżowych
technicznych uczelni amerykańskich. Tam na poważnie zajmuje się fizyką i doskonali swoje
zdolności rachunkowe. Poznaje nowe teorie: mechanikę kwantową i szczególną teorię względności.
Wśród studentów wyróżnia się niezależnością myślenia, bezkompromisowością i głęboką wiarą w
swoją intuicję. Kolekcjonuje i rozwiązuje różnego rodzaju zagadki. Lubi być w centrum uwagi.
Potrafi też używać oryginalnych i niestandardowych metod, aby dowodzić swoich racji. Gdy w
gronie kolegów powstaje spór o to, czy siusiamy dzięki przyciąganiu grawitacyjnemu czy nie, staje
na głowie i siusia, aby udowodnić, że ta czynność fizjologiczna od grawitacji nie zależy.
Trzy lata później jest już doktorantem w Princeton, gdzie pod kierunkiem niewiele od siebie
starszego Johna Wheelera wprowadza nowy opis oddziaływań między naładowanymi cząstkami.
Główne idee tego podejścia referuje na seminarium, na które przyszedł nawet zaciekawiony nim
Einstein i kilku innych laureatów Nagrody Nobla. Po takim „chrzcie bojowym” w 1942 roku
zostaje zwerbowany do zespołu pracującego nad zbudowaniem pierwszej bomby atomowej. Jest
najmłodszym członkiem tego zespołu. Na co dzień obraca się wśród najlepszych i najbardziej
twórczych fizyków tego okresu. Daje się poznać jako błyskotliwy rozwiązywacz różnych trudnych
problemów i znakomity organizator. Tworzy pierwszy, duży i efektywnie pracujący ośrodek
obliczeniowy. Jego niezależność i bezkompromisowość często prowadzą do konfliktów z
wojskowymi, którzy nadzorują całe to przedsięwzięcie.
Po wojnie przez kilka lat pracuje na Cornell University, gdzie dopracowuje swoje nowe
podejście do opisu oddziaływań między cząstkami. Tu powstają słynne diagramy Feynmana, które
pozwalają na dokonywanie bardzo skomplikowanych obliczeń i są wykorzystywane do dziś. W
małomiasteczkowej Ithace Feynman nie jest jednak zbyt szczęśliwy. W 1950 roku przenosi się do
California Institute of Technology (Kalifornijski Instytut Technologiczny, w slangu
wtajemniczonych: „Caltech”), gdzie pracuje do końca życia.
Po odkryciu przez Cricka i Watsona struktury DNA przez kilka lat zajmuje się biologią
molekularną i nawet sam wykonuje różne eksperymenty, ale bez większego powodzenia. W drugiej
połowie lat pięćdziesiątych znowu całkowicie poświęca się fizyce. Opracowuje teorię nadciekłości -
dziwnego zachowania się ciekłego helu, który sam z siebie wycieka z otwartego naczynia.
Wspólnie z Murrayem Gell-Mannem opracowuje teorię oddziaływań słabych, które są
odpowiedzialne za niektóre rozpady promieniotwórcze. Jego sława jako znakomitego fizyka sięga
zenitu.
W lipcu 1962 roku w Jabłonnie koło Warszawy odbywała się 4. Międzynarodowa
Konferencja Teorii Grawitacji. Był to dość ekskluzywny zjazd znakomitych fizyków, w którym
uczestniczyli między innymi: Paul Dirac, John Wheeler, Herman Bondi, Vitalij Ginzburg, Vladimir
Fock, Subramanyan Chandrasekhar i właśnie Richard Feynman. Kilka tygodni wcześniej obroniłem
pracę magisterską, którą pisałem pod kierunkiem profesora Leopolda Infelda, głównego
organizatora konferencji. Profesor Infeld pozwolił mi przysłuchiwać się referatom wygłaszanym na
konferencji. Tam po raz pierwszy zobaczyłem Feynmana. Przez kilka dni codziennie specjalnym
autokarem wracałem do Warszawy wraz z niektórymi uczestnikami konferencji, którzy mieszkali w
Grand Hotelu. Feynman też mieszkał w tym hotelu. Któregoś wieczoru zapytał mnie, czy w
Warszawie są jakieś kluby studenckie. W tamtych czasach najpopularniejszym klubem studenckim
były Hybrydy. Ochroniarze nie mieli pojęcia, kto to jest Feynman, ale amerykański paszport i
dolary zadziałały i po chwili byliśmy w środku. W Hybrydach zabawa trwała już na dobre.
Feynman początkowo zwiedzał lokal, wypił dużego drinka przy barze i przyglądał się panienkom.
Podczas przerwy, gdy kilkuosobowy zespół przestał grać, podszedł do nich i zaproponował, że
zastąpi perkusistę i nauczy ich grać sambę. Nie wiedziałem, że kilka lat wcześniej Feynman był w
Brazylii i aktywnie uczestniczył w słynnym karnawale, grając w jednym z zespołów. Piwo
postawione całemu zespołowi ostatecznie przełamało lody. Zaczęli grać, początkowo nie bardzo
składnie, ale po pewnym czasie wyraźnie dał się słyszeć rytm samby. Tłum na parkiecie nie bardzo
wiedział, jak się poruszać i Feynman patrzył na nich z politowaniem. Gdy był już pewien, że zespół
poradzi sobie bez niego, oddał pałeczki i porywając do tańca, co ładniejsze dziewczyny,
poprowadził spontaniczny kurs samby. Był niezmordowany, ale gdy zaczynało świtać, przypomniał
sobie, że następnego dnia na konferencji ma wygłosić wykład, do którego nie był jeszcze w pełni
przygotowany. Trzeba było szybko pożegnać się z rozbawionym towarzystwem i wracać do hotelu.
Na porannej sesji nie było Feynmana, na swój wykład przyjechał w ostatniej chwili. Widać
było, że jest zdenerwowany. Pierwszy raz miałem okazję słuchać wykładu Feynmana. To nie był
normalny wykład konferencyjny. Feynman postanowił przedstawić swoje próby stworzenia
kwantowej teorii grawitacji, oparte na twórczej ekstrapolacji - podejścia, jakie zaproponował
kilkanaście lat wcześniej do opisu oddziaływań między naładowanymi cząstkami. Feynman mówił
bardzo szybko, często urywając słowa, znakomicie -jak mi później powiedziano - imitując
brooklyński akcent. Jego ręce były w ciągłym ruchu, chodził szybko, kołysząc się wzdłuż tablicy,
na której rysował swoje słynne diagramy i od czasu do czasu wypisywał różne równania. Można
powiedzieć, że nie był to wykład, ale przedstawienie jednego aktora. Pamiętam go do dzisiaj. Zaraz
po konferencji dostałem taśmy z nagraniem wykładu, z poleceniem spisania go i przygotowania do
publikacji. Sam nie dałbym sobie z tym rady, przesłuchiwaliśmy te taśmy z Johnem Stachelem,
młodym wówczas amerykańskim relatywistą, który został na kilka miesięcy w Warszawie, aby
przygotować do publikacji materiały z konferencji. Nawet John miał kłopoty z rozszyfrowaniem
niektórych fragmentów wykładu Feynmana i różne wątpliwości wyjaśniły się dopiero w trakcie
autoryzacji ostatecznej wersji tekstu.
Feynmana spotkałem następnie siedem lat później na konferencji na Uniwersytecie
Stanforda w Kalifornii. Wtedy był już laureatem Nagrody Nobla, ale to nie zmieniło jego stylu i
nadal był bezpośredni i bardzo impulsywny. Był bardzo podniecony, bo okazało się, że ładunek
elektryczny wewnątrz protonu nie jest rozłożony równomiernie - zaobserwowano wyraźne skupiska
ładunku, które Feynman nazwał „partonami”. To był kolejny wielki przełom. Okazało się, że
partony, jeżeli nie są tylko wymysłem teoretyków, ale faktycznie istnieją, powinny posiadać
ładunek mniejszy od ładunku jednostkowego, który dotychczas uważano za podstawowy kwant
ładunku. Sprawę wyjaśnił wkrótce wielki rywal Feynmana - Gell-Mann wprowadzając koncepcję
kwarków. Jeżeli pominąć znak, to ładunek elektryczny kwarków wynosi 1/3 lub 2/3 ładunku
elementarnego. To był początek długiej drogi, która doprowadziła w końcu do powstania
Standardowego Modelu cząstek elementarnych, który zaskakująco dobrze opisuje wszystkie znane
obecnie cząstki elementarne i ich podstawowe własności.
Feynmana poznałem lepiej podczas sześciomiesięcznego pobytu w Caltech w 1974 roku.
Pamiętam, jak kilka dni po przyjeździe Feynman, oprowadzał mnie po całej uczelni. Zaprowadził
mnie do atrium w budynku samorządu studenckiego. Na ścianach wokół atrium rozmieszczone były
płaskorzeźby przedstawiające różnych znakomitych myślicieli i naukowców - były tam podobizny
Arystotelesa, Platona, Euklidesa, Kopernika, Galileusza, Darwina, a wśród nich byli również
Feynman i Gell-Mann. Feynman uśmiechnął się i powiedział: „Popatrz, oprowadza cię chodząca
mumia”.
Później spotykałem Feynmana wielokrotnie, czasami zapraszał mnie na lunch do Facultu
Club, wypytywał o czarne dziury i początek wszechświata. Kiedy zrobiło się bardzo gorąco,
Feynman zabrał mnie na plażę na południe od Los Angeles. Poszliśmy na długi spacer wzdłuż plaży
i gdy zrobiło się już pusto, usiedliśmy na piasku. Feynman powiedział mi: „Popatrz na tę biegnącą
falę, góra cząstek, każda bezmyślnie zajęta sobą, jest ich miliardy, a jednak wspólnie tworzą tę
pieniącą się falę. W niewyobrażalnie zamierzchłej przeszłości, zanim jakiekolwiek oczy mogły je
oglądać, rok po roku, dzień po dniu z szumem rozbryzgiwały się o brzeg tak jak teraz. Dla kogo, po
co? Na martwej planecie bez żadnych śladów życia... Zawsze w ruchu, napędzane energią traconą
rozrzutnie przez słońce, wyrzucaną w bezmiar przestrzeni. Ten strumień fotonów powoduje
falowanie i szum morza. W głębinach morskich wszystkie cząstki powtarzają te same ruchy - jak
niekończący się balet - aż w końcu powstają bardziej złożone cząstki. One tworzą inne, podobne do
Zgłoś jeśli naruszono regulamin