Morris Desmond - Naga małpa.pdf

(1246 KB) Pobierz
Morris Desmond - Naga ma³pa
MORRIS DESMOND
N AGA MAŁPA
( P RZEŁOŻYLI T ADEUSZ B IELICKI , J AN K ONIAREK , J ERZY P ROKOPIUK )
PRZEDMOWA
Naga małpa to światowy besteseller. Od czasu pierwszego wydania książka ta miała
mnóstwo wznowień. Przetłumaczono ją na kilkanaście języków. Było o niej głośno w
mediach. Komentowano ją nawet w specjalistycznych czasopismach naukowych. Autorowi,
oczywiście, przyniosła fortunę.
Napisał ją brytyjski biolog. Ta popularna rozprawa o Naturze Ludzkiej jest próbą
wyjaśnienia spraw ludzkich w kategoriach czysto zoologicznych. Zdaniem autora, nasze
zachowania, obyczaje i instytucje dadzą się wytłumaczyć przy użyciu dokładnie tych samych
pojęć, których zoolog używa do analizowania zachowań pawianów, psów, gęsi, jaszczurek.
Zachowania ludzkie są oczywiście bogatsze i bardziej skomplikowane od zwierzęcych, ale
właśnie tylko "bardziej", a nie "bez porównania bardziej". Taką "uzwierzęconą" wizję
człowieka jako gatunku nie Morris zaprezentował jako pierwszy. Przeświecała ona w
rozważaniach wielu antropologów i filozofów co najmniej od czasów Darwina. Lecz autorowi
Nagiej małpy należy się tytuł pioniera o tyle, że on pierwszy wykorzystał techniki
nowoczesnego marketingu do zaprezentowania owej filozofii. Ubrał ją w świetne opakowanie
i potrafił sprzedać na wielkim rynku, masowemu odbiorcy.
Nie znaczy to wcale, że opakowanie jest zwodnicze, bo "towar" wewnątrz tandetny.
Przeciwnie: Naga Małpa to książka nie tylko ogromnie interesująca, błyskotliwa i dowcipna,
lecz także napisana z profesjonalnym znawstwem problemu, pełna niebanalnych pomysłów i
prowokujących do myślenia obserwacji. Wzbudza też wątpliwości. Ale o tym za chwilę.
Desmond Morris bardzo trafnie przedstawia dominujące we współczesnej antropologii
poglądy na pochodzenie i "biologiczny sens" wielu ważnych właściwości człowieka jako
gatunku. Dotyczy to między innymi tezy o niejako podwójnej, "prymatowo-drapieżnej"
naturze Homo sapiens. W skrócie można ją ująć następująco: Pod względem budowy
anatomicznej, a także struktury genotypu, człowiek należy do rzędu prymatów, w ich obrębie
zaś stoi szczególnie blisko afrykańskich małp człekokształtnych. Zarazem jednak człowiek
jest (lub raczej był do niedawna) jedyną wśród prymatów "małpą drapieżną", uprawiającą
systematycznie polowania na dużą zwierzynę, a nie wyłącznie zbieraczem roślinożercą.
Archeologowie zaś twierdzą, że ów łowiecki tryb życia pojawił się w dziejach ludzkości
bardzo dawno -był w pełni rozwinięty już u praludzi typu pitekantropa, kilkaset tysięcy lat
temu, a zaczął raptownie zanikać dopiero wraz z wynalezieniem uprawy roślin i hodowli, to
znaczy zaledwie od ośmiu do dziesięciu tysięcy lat temu. Otóż wielu badaczy jest zdania, że
to właśnie fakt przejścia dalekich przodków człowieka od tradycyjnej dla prymatów
roślinożerności do trybu życia wszystkożernego, drapieżcy polującego zespołowo -był owym
"naciśnięciem guzika", który niejako wprawił w ruch całą lawinę zmian postępujących w
kierunku uczłowieczenia. Jest to hipoteza płodna, bo za jej pomocą da się wyjaśnić genezę
niektórych ważnych osobliwości gatunkowych człowieka, na przykład: utratę gęstego
owłosienia ciała; wytworzenie się (nie znanej innym prymatom) instytucji stałego
obozowiska; powstanie monogamicznej organizacji rodziny; ostry podział ról ekonomicznych
między kobietą i mężczyzną; systematyczną obróbkę narzędzi kamiennych; rozwój nowego
systemu sygnalizacji, czyli mowy symbolicznej.
Morris rozwija tę koncepcję z zapałem. Stara się pokazać, że wiele ludzkich zachowań
to w rzeczywistości tylko przekształcone i wystylizowane przejawy tych zasadniczych
popędów i sposobów reagowania, które są charakterystyczne dla małp. Natomiast te
zachowania, w których człowiek zdecydowanie odbiegł od małp, są właśnie skutkiem
"udrapieżnienia", to znaczy, nawarstwienia na stare "podłoże małpie" pewnych właściwości
psychologicznych, cechujących zespołowo polujące ssaki drapieżne, zwłaszcza ssaki z
rodziny psowatych. W rezultacie, w niektórych rodzajach zachowań pozostał człowiek
typowym prymatem; w innych przeważyły u niego cechy ssaka-drapieżcy; a są też sytuacje,
gdy obie te składowe ludzkiego dziedzictwa współwystępują w nas obok siebie, na zasadzie
wymuszonego i niezbyt harmonijnego kompromisu.
Uzbrojony w taki klucz, usiłuje Morris otwierać po kolei rozmaite zamki, odkrywać
"prawdziwą naturę" różnych ludzkich obyczajów, upodobań i instytucji. Pokazuje, że owe
stare, zwierzęce strategie drzemią w nas do dziś, nawet w społecznościach miejsko-
przemysłowych, i to na każdym kroku: w domu, w biurze, na ulicy, w sklepie, w
samochodzie, w salonie, nawet u fryzjera. Są to obserwacje często przenikliwe, niekiedy
zabawne, a zawsze warte namysłu. Przekonujące, a przy tym pyszne w lekturze, są wywody,
w których autor ukazuje, jak zadziwiająco rozdęta jest u nas, ludzi, czysto erotyczna, nie
prokreacyjna strona zachowań seksualnych, i jak ta charakterystycznie ludzka erotomania da
się uzasadnić ewolucyjnie: jako dodatkowe, potężne wzmocnienie więzi łączących
mężczyznę i kobietę w ramach rodziny elementarnej. Równie frapujący jest rozdział o
wychowaniu potomstwa, a także o ludzkich zachowaniach agresywnych; w szczególności
Morrisowska analiza instytucji wojny skłania do przemyśleń bardzo na serio.
A jednak przy lekturze tej fascynującej książki warto zachować czujność. Przenika ją
bowiem postawa besserwissera: problemy na ogół nie mają tajemnic, fakty należy
interpretować właśnie tak, a nie inaczej, wyjaśnienia alternatywne są z reguły
dyskwalifikowane jako naiwne lub bzdurne. Oczywiście, popularyzując sprawy
skomplikowane, nie mógł autor nie upraszczać. Ale płynne bywają granice między
uproszczeniem i prostactwem. Przykład: zaprezentowane w rozdziale "Walka" fantastyczne
spekulacje na temat genezy religii i wiary w bóstwo, które to instytucje wywodzi Morris z
naszej rzekomo odziedziczonej wprost po małpich przodkach tęsknoty do podporządkowania
się "potężnemu tyranowi", przywódcy stada. Tu właśnie poniosło autora już poza granicę
dopuszczalnych uproszczeń. Po pierwsze, niewątpliwe ślady praktyk magiczno-religijnych,
mianowicie obrzędowe pochówki zmarłych, pojawiają się dopiero u wczesnych
neandertalczyków, około stu pięćdziesięciu tysięcy lat temu, a zatem ładne parę milionów lat
po (hipotetycznej zresztą) epoce małpiego tyrana-przywódcy. Po drugie, pojawienie się tych
praktyk można bardziej przekonująco przypisać całkiem innym psychologicznym potrzebom:
potrzebie uporania się z perspektywą kresu własnej, jednostkowej egzystencji, czyli uporania
się ze świadomością śmierci -ten zaś problem stanąć mógł przed praczłowiekiem dopiero na
znacznie bardziej zaawansowanym (niż małpi) poziomie autorefleksji. Po trzecie wreszcie -
człowiek, wraz ze wszystkimi osobliwościami swego umysłu, formował się przez setki
tysięcy lat w zbieracko-łowieckim ustroju społecznym; to zaś były społeczeństwa
zdecydowanie egalitarystyczne, uprawiające gospodarkę komunistyczną i zupełnie
pozbawione nie tylko instytucji przywódcy-tyrana, lecz jakiejkolwiek w ogóle struktury
hierarchicznej: nie znały żadnych nierówności uprawnień lub przywilejów! Nawiasem
mówiąc, z tego samego względu za naciągane trzeba też uznać wszelkie analogie między
hierarchiczną strukturą stada szympansów lub pawianów a zjawiskiem rozwarstwienia
społecznego (np. hierarchiami zawodowymi) w ludzkich społeczeństwach historycznych. Są
to rodzaje hierarchii kompletnie różnego pochodzenia, i między tą pierwszą i tą drugą nie ma
żadnej ciągłości ewolucyjnej.
Ale -można też podjąć z Morrisem spór bardziej zasadniczy. Dotyczy on sprawy
wielkiej wagi. W przedmowie możemy ją tylko zasygnalizować.
"Zwierzęca" koncepcja człowieka znalazła swe, bodaj ostateczne, ukoronowanie wraz
z powstaniem, w latach siedemdziesiątych, tak zwanej socjobiologii. Jej fundamentem jest
teza następująca: Wszystkie bez wyjątku gatunki zwierzęce wyposażyła ewolucja we
wrodzone skłonności do takich, i tylko takich, sposobów zachowań, które wzmagają szanse
osobnika na wprowadzenie do następnego pokolenia możliwie wielu własnych (tego
osobnika) genów, Otóż taki sukces w mnożeniu moich genów mogę osiągnąć trojako:
najpierw dbając o własne przeżycie przynajmniej do schyłku wieku rozrodczego, czyli
starając się uniknąć przedwczesnej śmierci; następnie, zabiegając o jak najskuteczniejsze
wykorzystanie okresu rozrodczego, po to by płodzić potomstwo i doprowadzić je do wieku
dojrzałości; a także, dbając o pomyślność moich krewnych, zwłaszcza krewnych bliskiego
stopnia, bo to wszak krewniacy właśnie (z definicji) noszą w sobie niektóre kopie moich
genów. Zasada powyższa -nazwijmy ją tu skrótowo "zasadą EG", od terminu "Egoizm
Genów" -jest, zdaniem socjobiologów, uniwersalna i obowiązywać ma również człowieka.
I rzeczywiście: mnóstwo ludzkich postaw i zachowań da się bez trudu zinterpretować
jako posłuszeństwo temu właśnie potężnemu nakazowi. Jeśli, na przykład, angażuję się we
współpracę z kimś albo w walkę konkurencyjną w zawodzie, albo w zaloty, albo w obronę
przed napadem, albo w dbałość o własne zdrowie, albo w opiekę nad potomstwem, albo gdy
decyduję się na kradzież lub oszustwo, a także gdy przedkładam interes moich krewniaków
ponad interes obcych, nie będących krewnymi -nietrudno wykazać, że każde z takich działań
ma na celu powodzenie moje lub mego rodu, a zatem, w ostatecznym rachunku, rozmnożenie
mego genotypu, jego "zasianie" w następnym pokoleniu.
I tu właśnie dochodzimy nagłe do progu pewnej tajemnicy. Bo już odrobina namysłu
pozwala dostrzec, że człowiek -choć, jak inne gatunki, przymuszany przez swą zwierzęcą
naturę do słuchania "zasady EG" -jest zarazem wyposażony w przedziwną zdolność do jej
gwałcenia, w zdolność do podejmowania działań, które w świetle tej zasady są bezsensowne
lub zgoła z nią sprzeczne.
Do takich zachowań należy na przykład wszelkie świadczenie pomocy -z mniejszym
lub większym uszczerbkiem dla własnych interesów -człowiekowi obcemu, i bez liczenia na
rewanż. Przykładem klasycznym jest anonimowo i skrycie dana jałmużna; albo przysłowiowe
skoczenie do rzeki dla ratowania (nieznajomego) tonącego. To właśnie taki, kompletnie
nieopłacalny w świetle "zasady EG", bezinteresowny altruizm nakazują jednomyślnie
wszystkie kodeksy moralne; on jest istotą takich pojęć, jak dobroć, uczynność, ofiarność,
poświęcenie, miłość bliźniego. A zapisano te nakazy w wielu księgach, które wszak znaczna
większość członków gatunku "nagich małp" uznaje za czcigodne i święte.
Specyficznie ludzka jest także zdolność do wstrzymywania się od niektórych działań
potencjalnie korzystnych, na przykład od kradzieży, oszustwa, kłamstwa, promiskuityzmu.
Jest to sfera moralnych zakazów, w odróżnieniu od altruizmu, będącego przedmiotem
moralnych nakazów lub zaleceń. I znów mamy tu do czynienia z ucieczką od "zasady EG".
Kradzież mogłaby w wielu sytuacjach być znakomitą strategią dbania o własne interesy;
promiskuityzm, zwłaszcza uprawiany "dyskretnie", jest potencjalnie świetną strategią
rozrodczą dla mężczyzny.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin