Mariusz.Urbanek-Wojna.o.Granicę.UoM.doc

(55 KB) Pobierz
Wojna o granicę

Wojna o granicę

 

Giną gangsterzy, policjanci popełniają samobójstwa

Zastrzelenie pięciu mężczyzn w nocy z 6 na 7 września na drodze między Bożkowicami a Leśną (woj. jeleniogórskie) było kolejną odsłoną trwającej od kilku miesięcy wojny gangów o dominację nad granicą polsko-niemiecką. Od kwietnia zginęło już co najmniej dwunastu ludzi. Gdyby nie to, że kilka razy robota została zwyczajnie spartaczona, trupów byłoby dwa razy tyle. O losie kilku osób nic nie wiadomo, zniknęły.

 

MARIUSZ URBANEK

 

Egzekucja pod Leśną była najbrutalniejsza z dotychczasowych. Czterech mężczyzn zmuszono do położenia się na ziemi i zabito strzałami w tył głowy. Piąty zginął, gdy mordercy ostrzelali jadący leśną drogą samochód. Ofiary miały po dwadzieścia kilka lat. Jeden z zabitych był synem policjanta z Legnicy.

Sposób na życie

Województwo jeleniogórskie graniczy z Czechami i Niemcami. W Polsce są tanie papierosy, które mają dwu-trzykrotne przebicie w Niemczech. W Czechach jest dwukrotnie tańszy niż w Polsce alkohol. Wystarczy skojarzyć te fakty, by zrozumieć, jak wielkie kryją się za tym pieniądze. Dodatkowo przez czeską granicę prowadzi szlak amfetaminowy. Przez 14 przejść granicznych przelewają się dziesiątki milionów turystów. Przywożą pieniądze, szukają rozrywki w nastawionych głównie na Niemców agencjach towarzyskich, przyjeżdżają dobrymi samochodami.

– Przestępczość stała się dla młodych ludzi w regionie sposobem na życie i najłatwiejszym źródłem zarobku – mówi podinspektor Dariusz Cieśliński, rzecznik komendanta wojewódzkiego policji w Jeleniej Górze.

Polskie gangi nie zajęły się jak dotąd tylko przemytem ludzi, choć wiadomo, że przez Nysę wiedzie główny szlak przerzutowy z Azji do Niemiec. Tym jednak zajmuje się mafia wschodnia. W Zgorzelcu rezydują jej przedstawiciele. Polacy wynajmowani są tylko jako przewodnicy. – Organizatorzy tego przemytu to zwykle byli uczestnicy wojny w Afganistanie, dobrze wyszkoleni i bezwzględni – twierdzi major Leszek Duczyński z Łużyckiego Oddziału Straży Granicznej. – Nikt z polskich grup przestępczych nie próbuje nawet z nimi zadzierać.

 

Przerażający rejestr

– Co druga sprawa, prowadzona przez prokuratury na terenie województwa, związana jest w jakiś sposób z granicami – mówi zastępca prokuratora wojewódzkiego w Jeleniej Górze Danuta Zalewska-Zając. – Prokuratura w Zgorzelcu zajmuje się praktycznie wyłącznie przestępczością tego typu.

Zgorzelec jest miejscem, gdzie realizowane są największe interesy. Liczba przestępstw rośnie bardzo szybko. W 1997 r. w mieście były 4 napady z bronią w ręku, w tym już 12. Tylko w ciągu ostatniego tygodnia ukradziono tu 3 Mercedesy, 3 Audi, Passata, Toyotę, BMW i Escorta.

– Gdyby odliczyć przemyt, fałszerstwa na granicy, kradzieże niemieckich samochodów, Zgorzelec byłby bardzo spokojnym miastem – potwierdza komendant policji w Zgorzelcu, podinspektor Wojciech Pierunek. – Dopóki nie zaczęto podkładać bomb, zwykli ludzie nie musieli się bać.

We wrześniu 1997 r. we Wleniu próbowano podpalić Urząd Miejski, gdzie nielegalnie rejestrowano kradzione samochody. W październiku podczas bójki kilkunastu mężczyzn w restauracji Bachus w Karpaczu zginął Ormianin, dwóch innych zostało ciężko rannych. W listopadzie w Warszawie ujęto dwóch policjantów z Bogatyni, konwojujących amfetaminę, przemyconą z Czech. W lutym 1998 r. w Zgorzelcu nieznani sprawcy zamordowali Austriaka, mającego konszachty z rosyjskimi reketierami. Na granicy w Jędrzychowicach-Ludwigsdorfie Kazach zabił dwóch niemieckich celników. W maju zabity został właściciel kantoru w centrum Karpacza.

Przerażającą sytuację w Jeleniogórskiem spotęgowały jeszcze trzy samobójstwa, które popełnili w krótkich odstępach czasu komendanci w Karpaczu, Kowarach i Starej Kamienicy.

Karington, Lelek i inni

Grupy przemytników i złodziei samochodów pojawiły się na większą skalę w 1990 r., gdy rozluźniły się graniczne rygory. Przestępcy wywodzili się ze środowisk „jumiarzy”, nastolatków okradających na zamówienie niemieckie markety. Na początku było wiele małych grup, potem rynek zaczął się profesjonalizować. Próbowano zastraszyć celników. Wyleciał w powietrze samochód jednego, w 1994 r. pod auto dyrektora Urzędu Celnego podczepiono granat. Wtedy policja rejestrowała już tylko 5–6 rywalizujących grup, stopniowo silniejsi wchłaniali słabszych. – Wojna między gangami nie była jeszcze wtedy tak bezwzględna – mówią policjanci. – Jeśli strzelali, to nad głowami, na postrach.

 

W połowie 1995 r. zostały tylko dwie rywalizujące grupy. Jedna zajmowała się wyłącznie samochodami, druga papierosami i alkoholem. Na czele tej drugiej stał 32-letni Zbigniew M., pseudonim Karington, mieszkaniec maleńkiego nadgranicznego miasteczka Zawidów, właściciel firmy transportowej. Zanim przybrał ksywkę Karington, mówiono o nim król Nysy. To on decydował, kto i co może przemycać przez rzekę. Brat Karingtona do dziś poszukiwany jest polskimi i niemieckimi listami gończymi za zlecenie kilku wybuchów bombowych w Goerlitz.

Wydawało się, że rynek został podzielony ostatecznie. Ale kradzieże samochodów zaczęły odbywać się już na bezczelnego. Kradzione w Niemczech samochody przejeżdżały po torach mostu kolejowego nad Nysą, kilka razy pędzące wozy przełamały graniczne bariery, powstawały mosty pontonowe.

– Postawione na nogi policje niemiecka i polska zaczęły węszyć, granica została uszczelniona, więc Karington się wkurzył, bo to zaszkodziło jego interesom – mówią policjanci.

We wrześniu 1996 r. Karington został w zamachu postrzelony. Wkrótce potem zniknął szef konkurencyjnej grupy samochodowej. Do dziś nie ma ani ciała, ani śladu żywego człowieka. Policja jest przekonana, że był pierwszą ofiarą wojny o granicę. W jego miejsce na czele siatki złodziei samochodów stanął Jacek B., pseudonim Lelek, mieszkaniec Lubania, odległego od Zawidowa o 26 kilometrów. Jedna z wersji zakłada, że Lelek kierował siatką w imieniu Karingtona, druga, że prowadził gang na własną rękę. Dość, że przez rok był spokój. Dopiero pod koniec 1997 r. zaczęły docierać informacje o konflikcie między Karingtonem i Lelkiem. Lelek, według nieoficjalnych informacji policji, wezwał na pomoc szefa mafii gdańskiej Nikodema Skotarczaka, pseudonim Nikoś. Wtedy Karington poprosił o wsparcie gangsterów z Pruszkowa, z którymi już wcześniej robił przemytnicze interesy.

 

 

Oko za oko

Prokuratorzy blokują informacje, ale ze strzępów informacji powstaje obraz regularnej wojny gangów. W lutym 1998 r., o czym nie piszą gazety, miał miejsce pierwszy zamach na Lelka. Na drodze pod Lubaniem przygotowano pułapkę. Zwalony słup telegraficzny miał zablokować BMW prowadzone przez ochroniarza Lelka. Goryl jednak wyczuł niebezpieczeństwo i, mimo strzałów, zdołał uciec. Lelek został ranny w nogę.

 

W kwietniu na dyskotece w Zawidowie, gdzie mieszka Karington, doszło do bijatyki między miejscowymi i grupą, która przyjechała ze Zgorzelca. Jeden z napastników nie przeżył zajazdu. Krótko potem w Zgorzelcu spłonęły dwa samochody należące do Karingtona.

W nocy z 26 na 27 maja br. w Zgorzelcu z okien przejeżdżającego samochodu ostrzelano ośmiu Białorusinów, którzy przyjechali uciszyć Lelka. Żołnierze Lelka uprzedzili jednak atak. Od kul z kałasznikowa dwóch Białorusinów zginęło na miejscu, trzech zostało rannych, pozostali twierdzili, że nie wiedzą, kto strzelał. Oświadczyli, że przyjechali do Polski tylko na handel, choć według policji trudnili się raczej wymuszaniem okupu od rosyjskich handlarzy.

5 czerwca we wsi Modrzew koło Wlenia zginęło czterech złodziei samochodów, kojarzonych z Lelkiem. Wykonawcy egzekucji przyjechali z Pruszkowa. Strzelali z bliska w głowę. Pierwszego z zabitych znaleziono wrzuconego do studni. Drugi został przykuty do drzewa. Trzeciego, który miał tylko 16 lat, i czwartego znaleziono w lesie dopiero po kilku dniach. Piąty zdołał się wymknąć, ale odmówił złożenia zeznań.

– Nie ma się co dziwić – tłumaczą policjanci – dopóki milczą, mają zapewnioną opiekę dobrych adwokatów, a ich rodziny spokojny byt. Mówiąc, podpisaliby na siebie wyrok.

Lelek, w ocenie policyjnych źródeł, przestał się liczyć. Po zamordowaniu Nikosia (ponoć Lelek miał uczestniczyć w feralnym dla Nikodema S. śniadaniu, ale z jakiegoś powodu nie dotarł na nie) stracił oparcie. W Zgorzelcu zaczęto mówić, że mafia pruszkowska usuwa wszystkich ludzi Nikosia. 23-letni Sebastian K., Ryży, dotąd prawa ręka Lelka, który jeszcze niedawno poszedł za szefa siedzieć, przeszedł na stronę Karingtona. Pod koniec lipca został ciężko ranny w zamachu pod hotelem Baron, w samym centrum Jeleniej Góry. Razem z nim ranni zostali dwaj ochroniarze. Policja nie ma wątpliwości, że była to zemsta zdesperowanego Lelka. Wkrótce potem gangster gdzieś zniknął.

Kto przejmie władzę?

Tymczasem począwszy od czerwca w wojnie gangów zaczęły się dziać rzeczy dziwne. Gra najwyraźniej zaczęła się toczyć już ponad głowami jeleniogórzan. Według operacyjnej wiedzy policji gangi z Warszawy, Gdańska i – być może – Szczecina zaczęły walkę o przejęcie kontroli nad całą zachodnią granicą i podporządkowanie sobie zwalczających się grup z Zawidowa i Zgorzelca.

 

Ostatniego dnia sierpnia nastąpił zamach na Karingtona. Pod metalową kratą przed wejściem do jego domu podłożono bombę. Miał zginąć, ale bomba została zdetonowana chwilę za wcześnie. Karington ma kilka ran, uszkodzone oko i ucho. Konwój, który wiózł go do szpitala, składał się z policyjnego radiowozu, dwóch karetek pogotowia oraz 2 Mercedesów, BMW i VW z żołnierzami Karingtona.

Ostatnim, jak dotąd, aktem mafijnej wojny była egzekucja pięciu złodziei w Leśnej. Ale ona jeszcze bardziej zagmatwała sytuację. Na początku przypuszczano, że to pierwszy akt odwetu Karingtona, który po ostatnim zamachu miał poprzysiąc śmierć dziesięciu ludziom. Jednak zamordowani nie byli wprost kojarzeni z żadną grupą, wyglądało, że zaczynają dopiero pracę na własną rękę.

– O takich w gangsterskiej nomenklaturze mówi się leszcze – twierdzą policjanci. – To smarkacze, którzy jeszcze są za młodzi, żeby wiedzieć, z kim chcą pracować, więc jak leszcze pływają od brzegu do brzegu, szukając lepszego żeru. To potwierdzałoby hipotezę, że mord pod Leśną nie był zemstą, ale częścią akcji mającej na celu najpierw zastraszenie, a potem podporządkowanie działających na terenie jeleniogórskiego gangów.

Prokuratura założyła blokadę na informacje o zabójstwie pięciu gangsterów. Sprawę przejął Wydział ds. Przestępczości Zorganizowanej Prokuratury Wrocławskiej. Wiadomo tylko, że zatrzymany został legitymujący się rosyjskim paszportem Koreańczyk, przy którym znaleziono granat.

Po każdym zamachu scenariusz jest taki sam. Ofiary, którym udało się przeżyć, twierdzą, że nie wiedzą, kto do nich strzelał. Nikogo nie podejrzewają i niczego się nie domyślają. Policjantom pozostaje tylko identyfikowanie ofiar zamachów.

Policjanci uważają, że wojna o panowanie nad granicą skończy się dopiero wtedy, gdy na placu zostanie już tylko jeden gang. A to znaczy, że w Zgorzelcu, Lubaniu, Leśnej, Zawidowie, Jeleniej Górze będą kolejne ofiary.

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin