Przełożył i posłowiem opatrzył
Krzysztof Rutkowski
Tytuł oryginału: Terrace à Rome
Copyright © 2000 by Editions Gallimard
Copyright for the Polish edition © Vesper 2006
Tłumaczenie: Krzysztof Rutkowski
Redakcja: Dagmara Gorczyńska
Projekt okładki: Tomasz P. Wrzesiński
Skład i łamanie: Paweł Orłowski
Dystrybucja:
In Rock
ul. Wieruszowska 16
60-166 Poznań
tel./fax. (061) 8686795
e-mail:
tomek@inrock.pl
milosnik@inrock.pl
www.inrock.pl
Vesper
www.vesper.pl
Wydanie I
Poznań, październik 2006
ISBN 83-60159-20-3
ISBN 978-83-60159-20-0
Druk i oprawa: Abedik, Poznań
Spis treści
ROZDZIAŁ I 5
ROZDZIAŁ II 6
ROZDZIAŁ III 8
ROZDZIAŁ IV 10
ROZDZIAŁ V 12
ROZDZIAŁ VI 13
ROZDZIAŁ VII 15
ROZDZIAŁ VIII 16
ROZDZIAŁ IX 19
ROZDZIAŁ X 20
ROZDZIAŁ XI 22
ROZDZIAŁ XII 25
ROZDZIAŁ XIII 27
ROZDZIAŁ XIV 28
ROZDZIAŁ XV 30
ROZDZIAŁ XVI 31
ROZDZIAŁ XVII 32
ROZDZIAŁ XVIII 33
ROZDZIAŁ XIX 34
ROZDZIAŁ XX 36
ROZDZIAŁ XXI 37
ROZDZIAŁ XXII 38
ROZDZIAŁ XXIII 40
ROZDZIAŁ XXIV 41
ROZDZIAŁ XXV 42
ROZDZIAŁ XXVI 43
ROZDZIAŁ XXVII 44
ROZDZIAŁ XXVIII 45
ROZDZIAŁ XXIX 46
Rozdział XXX 48
ROZDZIAŁ XXXI 49
ROZDZIAŁ XXXII 50
ROZDZIAŁ XXXIII 51
ROZDZIAŁ XXXIV 53
ROZDZIAŁ XXXV 54
ROZDZIAŁ XXXVI 55
ROZDZIAŁ XXXVII 57
ROZDZIAŁ XXXVIII 58
ROZDZIAŁ XXXIX 60
ROZDZIAŁ XL 61
ROZDZIAŁ XLI 62
ROZDZIAŁ XLII 64
ROZDZIAŁ XLIII 65
ROZDZIAŁ XLIV 66
ROZDZIAŁ XLV 67
ROZDZIAŁ XLVI 69
ROZDZIAŁ XLVII 71
POSŁOWIE 72
Meaume im powiedział: „Urodziłem się w roku 1617 w Paryżu. Uczyłem się u Follina w Paryżu. U Rhuysa Protestanta w mieście Tuluzie. U Heemkersa w Brugii. Po Brugii zostałem sam. W Brugii kochałem pewną kobietę i zostałem poparzony na całej twarzy. Przez dwa lata kryłem tę ohydną twarz w nadmorskim urwisku pod Ravello we Włoszech. Ludzie zrozpaczeni kryją się w rozpadlinach. Wszyscy zakochani kryją się w rozpadlinach. Wszyscy czytelnicy książek kryją się w rozpadlinach. Ludzie zrozpaczeni wiszą w powietrzu, niczym postacie malowane na murach, nie oddychają, nie mówią, nikogo nie słuchają. Urwisko nad zatoką Salerno jest ścianą spadającą do morza.
Po niej nigdy więcej nie doznałem rozkoszy z innymi kobietami. Nie rozkoszy mi braknie. Jej mi braknie. Przez całe me życie rysowałem tylko to ciało w pozycjach miłosnych, o których zawsze marzyłem. Grawerzy kart z Tuluzy nazywali kartami romansowymi talie, w których figury przedstawiały bohaterów romansów. Kartami antycznymi talie, w których pojawiali się prorocy biblijni lub rzymscy generałowie. Kartami erotycznymi talie ukazujące sceny, z których się poczynamy. Teraz mieszkam w Rzymie i graweruję sceny religijne i szokujące. Można je kupić u handlarza rycin w oficynie pod Czarnym Krzyżem przy via Giulia”.
W 1639 Jacob Veet Jakobsz, złotnik z miasta Brugii, został wybrany obieralnym sędzią na rok. Miał córkę dziwną i piękną. Była blondynką, bardzo jasną, lekko pochylała kark. Talia wiotka, dłonie delikatne, piersi bujne. Bardzo cicha. Młody grawer Meaume zobaczył ją w święto złotników podczas parady. Miał dwadzieścia jeden lat. Zakończył terminowanie u Rhuysa Protestanta w Tuluzie. Meaume przybył z Luneville w towarzystwie Errarda le Neveu, który go zostawił i pojechał do Moguncji.
Jej uroda go wydrążyła.
Jej smukła sylwetka pochłonęła.
Więc podążał za nią wszędzie, bezwiednie.
Ona o tym wiedziała. Meaume'a zaskoczyło zawieszone na nim spojrzenie. To spojrzenie zapadło weń na całe życie, żyło w nim. Natychmiast spytał mistrza, u którego pracował, czy nie zechciałby go jej przedstawić. Mistrz, człowiek sławny (był to sam Johann Heemkers), zgodził się, o nic nie pytając. Poszli do niej razem. Uniosła powieki. Lekko pochyliwszy głowę, oddała ukłon. Ale nie padło ani jedno słowo. Tylko imiona. Od tej chwili szukał jej bez przerwy w wolnym mieście Brugii. Chodził na wszystkie nabożeństwa, na które ona chodziła. Wkręcał się na ratuszowe ceremonie pod byle pretekstem. Zaglądał na wszystkie targowiska. Brał udział we wszystkich tańcach i we wszystkich igrach organizowanych w Brugii.
Ona szukała jego sylwetki. Widziała go skradającego się przy balustradach mostów nad kanałami. Przy kamiennych cembrowinach fontann na placach. Widziała jego cień wtapiający się w czarny mrok przedsionków i w cienie węższe i żółtawe rzucane przez kościelne kolumny. Postrzegana obecność wypełniała ją za każdym razem radością. Kiedy tylko napotykała jego wzrok, natychmiast przymykała powieki. Nieraz wyglądała dziwnie, cała skulona, blada, zagubiona, odległa, nawet w świetle dnia.
Dotarł do służącej albo służąca dotarła do niego. To ważny szczegół, ale nie wiadomo, jak było. Wiadomo tylko, że w końcu spotkali się twarzą w twarz.
W małej bocznej kaplicy. W lodowatym kącie. We wnętrzu wielkiego szpitala w Brugii. Bardzo zimno. Skrywa ich brunatny cień przypory. Służąca stoi na czatach. Czeladnik grawerski nie wie, co powiedzieć jedynej córce obieralnego sędziego. Nieśmiało dotyka palcami jej ramienia. Ona wślizguje dłoń w jego dłonie. Powierza chłodną dłoń jego dłoniom. To wszystko. On ściska jej dłoń. Ich dłonie stają się gorące, potem palące. Nie rozmawiają. Ona pochyla głowę. Potem zagląda mu prosto w oczy. Otwiera ogromne oczy i wpatruje się w niego. Dotykają się tym spojrzeniem. Ona się uśmiecha. Rozstają się.
Dziewczyna ciągle milczy. Wiosna 1639. Ma lat osiemnaście. Wydaje się tak nieśmiała, że sprawia wrażenie nieco przygarbionej. Ma długą szyję. Zawsze ubrana skromnie i szaro. Meaume wie, że ona jest narzeczoną asesora zatrudnionego u jej ojca, który jest zresztą synem przyjaciela Johanna Heemkersa. Od czasu spotkania w szpitalu ona przestaje się do asesora odzywać. Nie chce nawet jeść w obecności mężczyzny, którego musi poślubić. Bardzo lubi jeść, ale sama, w łóżku za baldachimem, ze służącą stojącą za drzwiami, by nikt jej nie zaskoczył, gdy wkłada jadło pomiędzy wargi. Czeka na Meaume'a nieustannie, we dnie i w nocy. Marzy, by jeść z Meaume'em, w łóżku. Sama z Meaume'em, w cieniu zaciągniętego baldachimu.
Meaume powiedział: „Na drugie spotkanie szedłem korytarzem za małą świeczką nabitą na miedziany szpikulec”.
I Meaume powiedział jeszcze: „Każdy podąża za częścią nocy, która go pochłonie.
Winne grono puchnie i pęka.
Z początkiem lata wszystkie renklody pękają.
Który mężczyzna nie lubi, gdy dzieciństwo zdycha?”
Ona powiedziała: „Nie wiem”.
Meaume, czeladnik Johanna Heemkersa, podąża za płomieniem, podąża za świecznikiem trzymanym w różowiejących palcach, podąża za służącą, podąża za oświetlonymi ramionami, podąża wzdłuż obitego skórą korytarza. Po raz pierwszy rozebrał córkę obieralnego sędziego miasta Brugii w domu Veet Jakobsza. To zwykły dom mieszczański położony nad kanałem. Świecę odstawiają od siebie, jak tylko mogą najdalej. W płomyku świecy oboje zakłopotani, potem oboje zuchwali, najzupełniej nadzy, nagle szczęśliwi, prawie bezustannie siebie spragnieni. Po jego odejściu apetyt młodej kobiety rośnie coraz bardziej. Podczas kolejnych spotkań z grawerem pozwala sobie na wszystko, czego jej dusza zapragnęła w snach. Kiedy go nie widzi, kiedy jest sama, płonie z pożądania. Powiada, że bolą ją piersi. Mówi mu, że jej szpara, odtąd zawsze otwarta, odtąd zawsze pachnąca, jest ciągle wilgotna. Spotykają się często, ale nie mogą wnikać w siebie za każdym razem. Dziwne, że kiedy ona odczuwa rozkosz, o czym świadczy wyraźnie jej ciało, jej twarz nie zdradza szczęścia. To zastanawiało Meaume'a Grawera. Pewnego dnia powiedziała: „Wstyd wyznać, ale mój brzuch jest jak palenisko”. On odrzekł: „Nie wstydź się. Mój członek staje za każdym razem, gdy myślę o twoim spojrzeniu, nawet na ulicy, nawet w pracowni”. Wkrótce zaczyna go przyjmować o każdej godzinie. Nie zważa na porę. Choćby na chwilę. Żądza i zapalczywość wstydzą ją samą, ale nie potrafi się bez niego obyć. Meaume'a jej wezwania kłopoczą, bo musi pracować dla Heemkersa i najmniejsza nawet zwłoka psuje rozczyn kwasu, ale to nieważne, rzuca wszystko i stawia się natychmiast w miejscu wskazanym przez sługę.
W ogrodzie (lipiec 1639).
W sypialni dwa razy.
W piwnicy oświetlanej żelazną ślepą latarką.
W starej cegielni.
Na mansardzie sześć razy.
U piekarza.
Raz na barce, którą wynajęła na cały dzień.
U piekarza. Odmyka się okiennica z łomotem nagłym jak piorun. Spiętych ze sobą kochanków pokrywają odłamki szkła. Asesor Jakobsza, który zwie się Vanlacre, zranił się, wybijając szybę. Zatacza się. Z wargi cieknie mu krew. Wyciąga korek z trzymanego w dłoni małego kamionkowego flakonu. Zamierza się, by chlusnąć kwasem z flakonu na Meaume'a, który wydobył się z nagiego i jakże białego ciała córki Jakobsza. Meaume usiłuje wstać, jego członek jest nadal oślizły i siny. Meaume chce się bić z Vanlacre'em, odchyla się, zapiera, cofa. Chwila cudaczna, daremna. Narzeczony córki Jakobsza chlusta kwasem. Podbródek, wargi, czoło, włosy, szyję Meaume'a pali kwas. Kwas parzy również dłoń córki obieralnego sędziego. Wyje. Wszyscy wyją, bo tak bardzo każdego boli. Meaume'a odniesiono do jego mistrza. Heemkers sprowadza medyka, który opatruje ucznia. Oczy ocalały. Cała twarz nabrzmiała.
Później rany podchodzą ropą. Cierpienie sięga szczytu.
Kiedy gorączka opada, Meaume chce zobaczyć córkę obieralnego sędziego. Odnajduje służącą.
Służąca mówi, że jej pani nie chce go widzieć; dodaje, że jej pani nie dowiadywała się o niego, kiedy cierpiał.
- A więc? - Pyta Meaume.
- A więc podług jej woli - odpowiada służąca, nieswojo. Meaume pisze list do córki Jacoba Veet Jakobsza.
Wielki Heemkers, związany z Jacobem Veet Jakobszem i pod jego naciskiem (nie ukrywa przed Meaume'em, że podlega władzy tego urzędnika, który w wolnym mieście Brugii robi prawie wszystko, co zechce), prosi Meaume'a, by zostawił w spokoju córkę przyjaciela. Młodego Vanlacre'a ukarano grzywną. Heemkers nakłania ucznia do uprawiania akwaforty i zgadza się na sumę wyznaczoną przez sędziego. Meaume otrzymuje odszkodowanie. Młody grawer, choć cierpi z powodu córki obieralnego sędziego i jej milczenia, wydaje się prawie spokojny. Wraca do pracy w atelier Heemkersa. Werniksuje miedziane płyty. Rylce ostrzy na kamieniu najczęściej dwukrotnie.
Wtedy właśnie dziewczyna przysłała mu list.
List córki Jacoba Veet Jakobsza do Meaume'a: „Rada przyjęłam pański list z wyrazami troski o stan mojej dłoni. Świadczy on o pańskim przywiązaniu, za które dziękuję. Dłoń moja jest w bliznach, lecz sprawna. Wszystkie palce, którymi Bóg zechciał mnie obdarzyć, ruszają się. A nawet bez trudu zginają. To z ich pomocą właśnie piszę, a skurcz ich już nie chwyta i nie przeszkadza w ruchach. Dołączyłeś pan piękny upominek, który sprawił mi przyjemność. Wyobrażenie mej twarzy i biustu pochlebia mi i świadczy o pańskim kunszcie. Rama z czerwonego szylkretu jest ładna. Biust odcięłam nożyczkami, bo pana grawiura przedstawia go nagim, co uznałam za nieprzyzwoite. Łzy napłynęły mi do powiek, gdy spojrzałam po śniadaniu na pański list i tę moją małą podobiznę, którą zechciał pan sporządzić swym rylcem, bo mówię panu adieu. Patrzyłam przedwczoraj na pana w kościele. Wczoraj widziałam pana w zaułku: wchodziłeś pan do pracowni swego mistrza. Pan stałeś się przerażający. A ponadto myślę, pamiętając w duchu o pańskim starciu z Ennemondem, że pan się bije bardzo źle. Nie można bić się gorzej. Ponad wszystko wyrzucam sobie, że oddałam się panu nieskromnie. Zastanowiłam się i prawdziwie tego żałuję. Przed godziną poszłam również do mojego ojca prosić, by przyspieszył mój ślub z tym, który, chlustając z flakonu, poparzył mi dłoń, a on oświadczył, że po złośliwych plotkach wywołanych w naszym mieście ową utarczką, zapowiedzi dobrze będą widziane, skoro zaręczyny już się odbyły. Drzwi moje na zawsze dla pana zamknięte. Nigdy się nie zobaczymy. Nanni”.
Kilka dni później, w sierpniowy ranek 1639, dzień bardzo piękny, Nanni budzi go. Meaume nie wierzy własnym oczom. Ona jest tu, na mansardzie. Dziewczyna, którą kocha, wróciła. Jest nad nim. Potrząsa jego ramieniem. On jest nagi. Nagość jej nie pociąga. Zarzuca mu koszulę na brzuch. Mówi do niego cicho, pospiesznie: „Słuchaj mnie! Słuchaj!”
Odwraca się, jakby ktoś ją śledził. Strach ściąga jej rysy. Przerażenie w oczach. Jej twarz jest różowawa, łagodna, pociągła, wychudła, poważna. Pod oczami sińc...
alexwir