Thorp Roderick - Szklana pułapka.pdf

(647 KB) Pobierz
822352383.001.png
RODERICK THORP
Szklana Pułapka
(Przekład : Artur Leszczewski)
ROZDZIAŁ 1
24 grudnia, godzina 15.49, wg czasu strefy środkowoamerykańskiej
- Nie rozumiem jednej rzeczy - taksówkarz starał się przekrzyczeć rytmiczny stukot
wycieraczek - co powoduje, że człowiekowi przychodzi do głowy myśl, aby okaleczyć kogoś
w ten sposób?
Kiedy dla podkreślenia swoich słów odwrócił się do pasażera, biały furgon, jadący
trzydzieści stóp przed nimi, nagle zahamował, ślizgając się w nagromadzonym błocie, a jego
masywny tył, urastając do rozmiarów olbrzymiego wieloryba, niebezpiecznie się przybliżał.
Joseph Leland, pasażer taksówki, który zastanawiał się nad czymś zupełnie odmiennym, wy-
rzucił do góry ręce, gdy kierowca wreszcie zareagował, wciskając pedał hamulca i skręcając
kierownicę. Taksówka przesunęła się do przodu, wolno obracając się wzdłuż osi, i trzasnęła
bokiem w furgonetkę, Leland uderzył czołem w ramę drzwi, zostawiając na niej krwawy ślad.
Naprężył nogi, gotowy na kolejny wstrząs z tyłu, ale żaden nie nastąpił.
- Gówno! - zawołał kierowca, waląc pięścią w kierownicę. - Gówno!
- Wszystko w porządku? - zapytał Leland.
- Tak. - Taksówkarz zobaczył krew na czole Lelanda. - Cholera! Niech to cholera!
- Niech się pan tym nie martwi - Na chusteczce Lelanda pokazała się plama krwi
wielkości znaczka pocztowego.
Kierowca był młodym Murzynem o wystających kościach policzkowych i owalnych
oczach. On i Leland dyskutowali na temat okrucieństw popełnianych w Afryce. Ciągłe opady
śniegu znacznie przedłużyły jazdę z hotelu na lotnisko. Leland dowiedział się, iż taksówkarz
przybył jako samotny człowiek do St. Louis z Birmingham w późnych latach pięćdziesiątych
i że teraz jego syn był najlepszym w mieście trzecim rozgrywającym w szkolnej drużynie.
W czasie powolnej jazdy na lotnisko tematem rozmowy była przemoc. Wjeżdżając na
drogę dojazdową, kierowca wspomniał o niedawnych okaleczeniach seksualnych,
dokonywanych na czarnych w Afryce.
“Lambert Field - uprzytomnił sobie Leland, kiedy taksiarz opowiadał o obciętych
penisach. - I Lindbergh, ale bez związku z St. Louis. Zwykła złośliwość skojarzeń. Lindbergh
to również niebezpieczne lotnisko, które znajduje się w San Diego”. W czasie ostatnich pięciu
lat Leland odwiedzał, kilkakrotnie St. Louis i nie pierwszy raz nazwa lotniska przypominała
mu starą sprawę, o której chciał zapomnieć.
Czuł, że krwawi. Starszy mężczyzna z rozciętą brwią mógł być uznany przez wielu
ludzi za pijaka. Mimo niemiłych przewidywań Leland nie był ani zły, ani rozstrojony. Nie
wyglądało to aż tak źle. Ale z powodu wypadku zapomniał przez chwilę o czymś
ważniejszym, co wcześniej jedynie przemknęło mu przez pamięć. Zaczęło go to teraz nękać.
Tymczasem na chustce pojawiła się znacznie większa plama.
- Przykro mi, człowieku. Naprawdę mi przykro.
Leland widział wyraźnie, jak kierowca furgonetki otworzył drzwi i spojrzał do tyłu,
nie mając zamiaru wychodzić na zewnątrz. Był to olbrzymi, gruby facet z wąsami, człowiek-
góra, w typie ludzi, w stosunku do których policjanci zawsze mają się na baczności. Wyglądał
także na porządnie wkurzonego. Wrzasnął na taksówkarza i wskazał palcem na pobocze
drogi. Furgonetka podjechała do przodu, ochlapując błotem bok taksówki.
- Za dwadzieścia minut mam samolot - powiedział Leland.
- Jasne. Ten facet może na mnie poczekać przy terminalu. Przepraszam, człowieku.
Strasznie mi przykro. - Zatrzymał się przy furgonetce i otworzył okno, pozwalając, żeby wiatr
wwiewał do środka wirujący śnieg.
- Zjedź na bok! - zawołał potężny mężczyzna.
- Mój pasażer krwawi i musi złapać samolot.
- Nie wciskaj mi tego kitu! Zjeżdżaj!
Leland otworzył boczne okienko.
- Pozwól nam dojechać na lotnisko.
Wielki facet przyglądał mu się przez dłuższą chwilę.
- Nie jest z tobą tak źle. Wiesz, jaki numer ten facet chce mi wywinąć? Zjeżdżaj! -
krzyknął na taksówkarza.
- Ten pan musi złapać samolot!
- Nie wkurwiaj mnie, pieprzony czarnuchu! Jak tylko facet wyjdzie z taksowy, ty
spróbujesz zwiać! Taksówkarz przycisnął pedał gazu.
- Pierdol się! - zawołał. Niemal stracił kontrolę nad samochodem, gdy siłował się z
oknem. - Nie muszę słuchać tego gówna!
- To jakiś psychopata - powiedział Leland. - Tu jest moja wizytówka. Będę w
Kalifornii przez dziesięć dni i wracam. Jak będzie robił jakieś trudności, to postaram się ci
pomóc.
- Nie martwi mnie, co będzie później - odparł kierowca. - Boję się, co będzie teraz.
- Tak długo, jak jestem w taksówce - powiedział Leland - nie będzie żadnych
kłopotów.
Kierowca spojrzał w tylne lusterko.
- Znowu jest na drodze. Człowieku, czyżbyś był gliniarzem?
- Obecnie raczej doradcą. - Leland dotknął czoła. - Liczy się, że mam ze sobą broń,
która to potwierdza.
- Jezu! Nigdy nic nie wiadomo, co? Zawsze mnie interesowało, w jaki sposób
pozwalają to zabrać ze sobą na pokład?
- Wydają specjalną przepustkę. Bardzo specjalną. Nie można jej podrobić.
- Pewnie, jasne, musi być jakaś karta. To śmieszne, zupełnie jak agenci handlowi.
Kapujesz, człowieku?! - zażartował. Złożył dłoń, jakby trzymał w niej pistolet. - Oto
właściwa karta kredytowa.
Leland wyszczerzył w uśmiechu zęby.
- Muszę to zapamiętać.
Krwawienie zmniejszyło się, ale teraz poczuł w głowie pulsowanie. Będzie jeszcze
gorzej. Ruch na drodze zmniejszył i kierowca spojrzał najpierw w tylne, następnie w boczne
lusterko.
- Nadjeżdża.
Furgonetka znalazła się po ich lewej stronie. Potężny mężczyzna skręcił i zatrzymał
się. Leland opuścił szybę.
- Nie zastrzel go tylko, człowieku, proszę!
- Tacy faceci sami się wykańczają - odparł Leland, zadowolony z własnego żargonu.
Jak wielu czarnych, taksówkarz miał dar odczytywania myśli na podstawie analizy slangu
używanego przez pasażera. Leland zastanawiając się nad odpowiednim doborem słów
zaczerpniętych z żargonu, znowu przypomniał sobie o tym, co umknęło mu w czasie
wypadku.
- Jestem oficerem policji - zawołał do olbrzymiego mężczyzny. - Pozwól nam
dojechać na lotnisko.
- Powiedziałem już mu, żeby mnie nie wkurwiał! Teraz mówię to samo tobie! -
wrzasnął olbrzym, kierując wozem tak, iż nadal napierał na taksówkę.
Leland przypomniał sobie mężczyznę, który trzymał kilkunastu policjantów w
kręgielni w New Jersey, ciskając kulami niczym z katapulty. Trudno było przewidzieć, jak
niebezpieczny jest ten facet. Leland wyciągnął swój dziewięciomilimetrowy browning, upe-
wnił się, że jest zabezpieczony i wysunął go przez okno w stronę nosa mężczyzny. Browning
był profesjonalnym pistoletem z magazynkiem na trzynaście kuł i miejscem na czternastą w
lufie. Facet zrozumiał, że Lelanda należy traktować poważnie. Jego oczy wywróciły się ze
strachu, a język wysunął się z ust. Olbrzym sądził widocznie, że Leland chce mu strzelić
Zgłoś jeśli naruszono regulamin