May Karol -- Winnetou 2.pdf

(1627 KB) Pobierz
141112237 UNPDF
Aby rozpocząć lekturę,
kliknij na taki przycisk ,
który da ci pełny dostęp do spisu treści książki.
Jeśli chcesz połączyć się z Portem Wydawniczym
LITERATURA.NET.PL
kliknij na logo poniżej.
141112237.001.png 141112237.002.png
WINNETOU TOM II
ROZDZIAŁ I
W ROLI DETEKTYWA
Po bardzo wytężonej jeździe dotarliśmy do ujścia Rio Bosco de Natchitoches, gdzie spo-
dziewaliśmy się zastać czekającego na nas Apacza. Niestety, nadzieja ta nie ziściła się. Zna-
leźliśmy wprawdzie ślady ludzi, którzy tam byli, ale jakie! Były to trupy obydwóch handla-
rzy, od których otrzymaliśmy swego czasu ważne wiadomości o wsi Keiowehów.
Jak się później dowiedziałem od Winnetou, zastrzelił ich Santer.
Podróż czółnem odbył Santer tak prędko, że dostał się do ujścia Rio Bosco równocześnie z
obu handlarzami, mimo iż opuścili oni wieś Tanguy znacznie wcześniej od niego. Santer mu-
siał się wyrzec nuggetów Winnetou, został więc bez środków do życia. Wpadły mu w oko
towary handlarzy; pragnąc je zagrabić, zastrzelił prawdopodobnie z zasadzki właścicieli, a
następnie podążył dalej z ich mułami. Winnetou wyczytał to ze śladów, które znalazł przy-
bywszy na to miejsce.
Morderca podjął się rzeczy niełatwej, gdyż przeprowadzenie tylu zwierząt jucznych przez
sawanny przedstawia dla jednego człowieka ogromne trudności. W dodatku musiał się śpie-
szyć, gdyż wiedział, że pościg trwa.
Na nieszczęście przez kilka dni padał deszcz i pozacierał ślady, tak że Winnetou nie mógł
się już zdać na swój wzrok, lecz jedynie na domysły. Przypuszczając, że Santer udał się do
jednej z najbliższych osad, aby tam spieniężyć swój łup, postanowił przeszukać te osady jed-
ną po drugiej.
Po szeregu straconych dni odnalazł znowu zagubiony ślad w faktorii 1 Gatera. Santer był tu-
taj, sprzedał wszystko, kupił sobie dobrego konia i ruszył na Wschód ówczesnym gościńcem
wzdłuż Red River. Winnetou rozstał się ze wszystkimi Apaczami, odesłał ich do domu i sam
wybrał się w dalszą pogoń. Miał pod dostatkiem złota, a więc posiadał środki na dłuższy po-
byt na Wschodzie.
Nie wiedząc, gdzie się Winnetou znajduje ─ nie zostawił nam bowiem żadnej wskazówki
nad Natchitoches ─ zwróciliśmy się w kierunku Arkanzasu, aby najkrótszą drogą lądową do-
stać się do St. Louis. Żałowałem bardzo, że na razie nie zobaczę mego przyjaciela, ale zmie-
nić tego nie mogłem.
Przybyliśmy wreszcie pewnego wieczora do St. Louis. Oczywiście udałem się natychmiast
do mego zacnego mr. Henry'ego. Kiedy wszedłem do jego pracowni, zastałem go przy
warsztacie. Był tak zajęty, że nie dosłyszał szmeru wywołanego otwieraniem drzwi.
─ Dobry wieczór, mr. Henry! ─ pozdrowiłem go tak, jak gdybym zaledwie wczoraj był po
raz ostatni w jego domu. ─ Czy nowy sztucer prędko już będzie gotowy?
Z tymi słowy usiadłem na rogu ławki, jak to dawniej czyniłem. Rusznikarz zerwał się- z
miejsca, patrzył na mnie przez chwilę jak nieprzytomny i krzyknął radośnie:
─ Wy... wy... to jesteście wy? Wy tutaj? Ten nauczyciel domowy... surweyor... ten legen-
darny Old Shatterhand!
Zarzucił mi ręce na szyję, przycisnął do siebie i ucałował kilkakrotnie w oba policzki, aż
klasnęło.
─ Old Shatterhand! Skąd znacie to przezwisko? ─ spytałem, gdy wreszcie wypuści? mnie z
uścisku.
─ Skąd? Toż wszędzie o was opowiadają! Zostaliście westmanem, jak się patrzy! Mr. Whi-
te, inżynier z najbliższego sektora, pierwszy przyniósł nam tę wiadomość i nie skąpił niezwy-
1 Faktoria – wielka osada handlowa w obcym, na niskim stopniu kultury stojącym kraju, a zarazem skład to-
warów
kłych pochwał dla waszej osoby. Muszę to przyznać. Ale ukoronowaniem tych wiadomości
było to, co powiedział Winnetou.
─ Jak to?
─ Słyszałem od niego o wszystkim.
─ Co? Jak? Czyżby był tutaj?
─ Naturalnie, że był.
─ Kiedy?
─ Przed trzema dniami. Opowiadaliście mu o mnie i o mojej starej rusznicy na niedźwie-
dzie, toteż nie mógł mnie ominąć. Dowiedziałem się od niego, jaki teraz z was westman, usły-
szałem o bawole, o szarym niedźwiedziu i tak dalej! Otrzymaliście nawet godność wodza!
Mówił w tym tonie jeszcze długo i nic nie pomogły moje kilkakrotne protesty. Uścisnął
mnie ponownie, nadzwyczajnie uradowany tym, że to on skierował drogę mego życia na Dzi-
ki Zachód.
Jak się okazało, Winnetou nie stracił już tropu Santera i dotarł za nim w pośpiesznym tem-
pie do St. Louis, skąd ślad prowadził dalej do Nowego Orleanu. Ten jego pośpiech sprawił, że
przybyłem do St. Louis dopiero w trzy dni po nim. Zostawił Henry'emu wiadomość, że prosi,
abym się udał za nim do Nowego Orleanu, jeśli mam na to ochotę, Postanowiłem oczywiście
natychmiast wyruszyć w tę podróż.
Musiałem naturalnie załatwić przedtem moje sprawy zawodowe i dopełniłem tego nazajutrz.
Od wczesnego ranka siedziałem już z Hawkensem, Stone'em i Parkerem za szklanymi
drzwiami, gdzie mnie, bez mojej zresztą wiedzy, egzaminowano przed wyjazdem na pomiary.
Mój stary Henry nie mógł się powstrzymać, aby z nami nie pójść. Co tam było do opowiada-
nia i wyjaśniania! Okazało się przy tym, że nasz sektor był najbardziej ze wszystkich narażo-
ny na niebezpieczeństwo. Wiadomo, że ja jeden ze wszystkich surweyorów pozostałem przy
życiu.
Sam starał się wszelkimi siłami wyjednać dla mnie osobne wynagrodzenie, ale na próżno.
Otrzymaliśmy natychmiast umówioną zapłatę, lecz ani dolara więcej. Przyznaję szczerze, że
sporządzone z takim trudem i ocalone rysunki oddawałem z uczuciem gniewu i rozczarowa-
nia. Ci panowie przyjęli pięciu surweyorów, ale zapłacili tylko jednemu, a pieniądze, które się
tamtym czterem należały, schowali do kieszeni, chociaż dostali do rąk zaokrąglony wynik
naszej wspólnej pracy ─ wynik mego nadmiernego wysiłku.
Sam wygłosił ostrą przemowę, ale nie uzyskał tym nic ponad to, że go razem z Dickiem i
Willem wyproszono za drzwi. Wyszedłem oczywiście za nimi i strzepnąłem pył z obuwia.
Zresztą suma, którą otrzymałem, była wcale znaczna.
Chciałem wyruszyć w ślad za Winnetou, który zostawił mi u Henry'ego adres swego hotelu
w Nowym Orleanie. Z uprzejmości i z przywiązania zapytałem Sama i jego przyjaciół, czy
zechcą mi towarzyszyć, oni jednak postanowili wypocząć w St. Louis, czego im nie mogłem
brać za złe. Kupiłem sobie nieco bielizny i nowe ubranie, zamiast indiańskiego, i tak odświe-
żony wyruszyłem koleją na Południe. Rzeczy, których nie chciałem brać z sobą, a zwłaszcza
ciężką rusznicę dałem do przechowania Henry'emu. Deresza zostawiłem także, gdyż nie po-
trzebowałem go już teraz. Sądziliśmy wszyscy, że moja nieobecność nie potrwa długo.
Miało się jednak stać zupełnie inaczej. Nie wspomniałem dotychczas o tym, gdyż to nie
wpływało na ubiegłe wypadki, że w tym właśnie czasie wrzała w całej pełni Wojna Domo-
wa 2 . Missisipi była na razie otwarta dla żeglugi, ponieważ słynny admirał Farragut opanował
2 Wojna Domowa ˙(lub secesyjna) – tak nazywa się w historii wojnę, która toczyła się w latach 1861 – 65 w
Stanach Zjednoczonych. Wojnę tę wywołał bunt sześciu stanów południowych przeciwko nowo obranemu pre-
zydentowi, Abrahamowi Lincolnowi. Lincoln bowiem był zwolennikiem zniesienia niewolnictwa Murzynów.
Stany południowe zawiązały konfederację i wybrały własnego prezydenta, odrywając się tym samym od
„Unii” ogólnopaństwowej (stąd nazwa „secesjoniści” od łacińskiego s e c e s j o – oddzielenie się, odłam, bunt),
a wreszcie wszczęły zbrojną rebelię, która przekształciła się czteroletnią wojnę Północy z Południem. Istotną
Zgłoś jeśli naruszono regulamin