68. Merritt Jackie - Szefowa.doc

(494 KB) Pobierz

JACKIE MERRITT

 

 

 

Szefowa

 

 

 

 

Boss Lady

 

 

 

 

 

Tłumaczyła: Maria Bnińska


ROZDZIAŁ PIERWSZY

 

Praca

Potrzebna wykwalifikowana osoba do nadzoru i koordynowania ekip budowlanych i podwykonawców. Niezbędne doświadczenie w zakresie nadzoru wszystkich etapów budowy domów jednorodzinnych. Kontaktować się z TJ Reese Home Builders, 555-3333, 4304 Morrow Lane, Las Vegas, NV. Jesteśmy Pracodawcami Równej Szansy.

 

Zach Torelli przeczytał ogłoszenie po raz drugi, a potem trzeci. TJ Reese Home Builders miało dobrą opinię w kręgach budowlanych. Zach zamyślił się. Mrużąc oczy, starał się uchwycić ulotne wspomnienie.

Strzelił palcami. Tommy Reese! Ależ tak, to był on! Spotkał Tommy’ego kilkanaście lat temu, gdy jego własna firma, Vista Construction Company, była jeszcze w pełni rozkwitu. Na twarzy Zacha pojawił się wyraz zadumy. Vista należała do przeszłości, doprowadzona do bankructwa. Wszyscy powoli zapominali o czasach, gdy cieszyła się w Las Vegas zasłużoną sławą.

Potrzebował pracy. Znowu spojrzał na ogłoszenie. Może Tommy Reese będzie go pamiętał? Nie skorzysta jednak z telefonu, osobiste spotkanie z Tommym to znacznie lepsza okazja do przypomnienia dni, gdy słowa „Torelli” i „Vista” jeszcze coś znaczyły. Potrafi przecież wytłumaczyć Tommy’emu, co naprawdę się stało z jego firmą – choć wówczas gazety codziennie trąbiły o tej aferze. Jeśli dobrze sobie przypomina Tommy’ego z tego krótkiego spotkania, będzie miał do czynienia z facetem, który poklepuje po plecach.

Na czole Zacha pojawiła się zmarszczka. Kiedy ich sobie przedstawiono, Tommy nie był sam. U jego ramienia wisiała jakaś kobieta. Zach był wtedy z trzema mężczyznami, inwestorami spoza miasta. Pokazywał im, jak można się bawić w Las Vegas. Przechadzali się po Caesars Palace. Jeden z nich znał Tommy’ego.

Wspomnienia nie były zbyt wyraźne. Nie pamiętał, czy ta kobieta była żoną Tommy’ego, czy jego dziewczyną. Najpewniej nie miało to znaczenia. Ostatecznie zamierza starać się o pracę, a nie o przynależność do koła przyjaciół Tommy’ego Reese’a.

Kiedy ktoś idzie szybko w górę, czasami jeszcze szybciej spada, aż na samo dno. Tam właśnie znajdował się teraz Zach – na samym dnie. Likwidacja jego firmy była koszmarem, a powiększała go świadomość, że zdradził go człowiek, któremu ufał w pełni, Vincent Torelli – jedyny jego żyjący krewny.

Teraz, gdy myślał o przytłaczających wydarzeniach tamtego roku, nie robiło mu się już niedobrze. Znów był zdecydowany na wszystko. Być może pobieranie pensji zamiast kierowania własnym przedsiębiorstwem, to kopniak w tyłek, ale przecież musi zarabiać na życie. Kiedyś znów będzie prowadził własną firmę, nawet gdyby musiał harować dzień i noc, dopóki nie zbierze środków, żeby wszystko zacząć od nowa.

Wyrwał z gazety stronę z ogłoszeniami o pracy, zakreślił czerwonym flamastrem ofertę Reese’a i złożył kartkę w mały kwadracik. Wciskając go do kieszeni koszuli, wszedł do łazienki swojego skromnego mieszkania. Przyczesał się i sprawdził stan dżinsów i białej koszuli.

W lustrze zobaczył odbicie niebieskich oczu i ciemnych włosów.

Daleko mu do owego eleganckiego, dobrze prosperującego biznesmena, którego Tommy Reese spotkał w Caesars Palace. Ale może Tommy w ogóle nie pamięta tamtego momentu.

Zach wyszedł z mieszkania, wsiadł do swego wagoneera i ruszył przez miasto. Tym razem nie popełni żadnych błędów, a przynajmniej nie powieli starych.

 

Przyciskając dłonie do karku, żeby uśmierzyć tępy ból w tyle głowy, TJ Reese stała przy wielkim oknie swojego biura. Na zewnątrz wszystko, co było w polu widzenia – kaktusy, ulica wysadzana fikusami, zaparkowane samochody, asfalt – lśniło w czterdziestostopniowym upale. Jeszcze tydzień temu termometry wskazywały o tej porze czterdzieści pięć stopni, a nawet więcej. Rozbawiona TJ uśmiechnęła się – w Las Vegas zaczęło się ochładzać.

Jednak gdy spojrzała na stojący na biurku kalendarz, uśmiech znikł z jej twarzy. Był dwudziesty sierpnia i właśnie zaczął się dziewiąty miesiąc jej ciąży. Mogła to obliczyć nadzwyczaj skrupulatnie, niewiele przyszłych matek dysponowało tak dokładną wiedzą, jak ona.

TJ westchnęła, usiadła za biurkiem i zaczęła składać papiery, pióra i inne drobiazgi. Była prawie szósta, pora zakończyć dzień pracy i iść do domu. Prawie zawsze wychodziła ostatnia – to było normalne. Tylko jeden człowiek pozostawał w biurze na zapleczu – Jim Cope, jej księgowy. Urzędowano od ósmej do piątej, ale TJ lubiła zaczerpnąć trochę oddechu po wyjściu sekretarki Doreen, kiedy telefony już nie dzwoniły, a podwładni i wykonawcy nie kręcili się tam i z powrotem.

W domu czekała na nią chłodna kąpiel i bezalkoholowy drink. Była zmęczona, a musiała jeszcze poradzić sobie z prowadzeniem auta w takim upale. Co prawda po przejechaniu kilku metrów zaczynała działać klimatyzacja, ale wsiadanie do samochodu było jak wchodzenie do rozżarzonego pieca.

TJ dotknęła swego pękatego brzuszka i znów się uśmiechnęła. Wrzesień w Nevadzie był zazwyczaj bardzo piękny, cudowna pora na urodzenie dziecka. To prawda, w jej sytuacji dziecko nie było specjalnym błogosławieństwem, ale codzienne troski, nawet jeśli czasami wydawały się okropne, nie mogły przyćmić radości bliskiego macierzyństwa.

Usłyszała odgłos otwieranych zewnętrznych drzwi.

– Tutaj! – zawołała.

Zach zatrzymał się. Ruch w mieście był straszny, co chwila stawał w korkach. Mieszkał w zachodniej części miasta, a Reese Home Builders mieściło się po wschodniej stronie. Nie znał tych okolic i stracił kilka dobrych minut na odszukanie Morrow Lane. W efekcie dotarł tu później niż zamierzał. Cisza w całym budynku wskazywała, że dzień pracy już się skończył. Była tu jeszcze jakaś kobieta.

Popatrzył na ogłoszenie w gazecie, potem na kobietę.

– Przepraszam, przyjdę jutro... szukam... TJ Reese’a. Użył imienia i nazwiska podanego w ogłoszeniu, zamiast zdrobnienia „Tommy”.

TJ przyglądała mu się. Był wysoki, dobrze zbudowany, przystojny. Gęste, ciemne włosy, drogie dżinsy, koszula i kowbojskie buty. Hm...

– Czy przyszedł pan w sprawie mojego ogłoszenia? – zapytała sceptycznie. Wydawało jej się to niemożliwe, choć miała wrażenie, że mężczyzna trzyma w ręku ten właśnie kawałek gazety. Pierwsze wrażenie może być mylące, ale ten człowiek nie wyglądał na przeciętnego pracownika budowlanego.

– Pani ogłoszenia?

– Tak, poszukuję nadzorcy budowlanego. Zach odkaszlnął zakłopotany.

– Tu jest napisane, żeby się kontaktować z TJ Reese’em.

– Ależ oczywiście, wiem. To ja jestem TJ Reese. Przez głowę Zacha przemknęło mnóstwo pytań.

Może jego wspomnienie nie było dokładne? Był pewny, że spotka tu Tommy’ego Reese’a. Inicjały TJ pasowały do imienia Tommy i...

No cóż, prawdopodobnie był w błędzie. Może Tommy Reese, którego wtedy spotkał, nie ma nic wspólnego z tym przedsiębiorstwem. Coś się jednak nie zgadzało. Pomyślał, że nic nie zyska, stojąc tak bez słowa.

Wszedł do pokoju.

– Nazywam się Zach Torelli. Jeżeli ta praca jest jeszcze aktualna, chciałbym się o nią starać.

TJ skinęła głową.

– Jeszcze jest aktualna, panie Torelli. Proszę usiąść – ręką wskazała dwa krzesła przy biurku.

– Dzięki.

Zach podszedł i usiadł na krześle z prawej strony. Kobieta za biurkiem miała szczere spojrzenie. Przyglądała mu się badawczo. Siedział spokojnie, dając jej na to trochę czasu. Sam też skorzystał z okazji, żeby na nią zerknąć. Miała ciemnoblond włosy, ściągnięte do tyłu i przytrzymane klamerką. Była prawie bez makijażu, choć z pewnością dodałoby to jej twarzy uroku. Zmysłowe usta, szarozielone, inteligentne oczy, w których widać było zmęczenie.

Miała na sobie białą bluzkę, a może to była góra sukienki, z małym okrągłym kołnierzykiem. Prosty, bawełniany strój, bardzo wygodny przy takiej pogodzie, ale tak skromny, że aż bezpłciowy. Sprawiała wrażenie sensownej kobiety biznesu.

– Zanim przejdziemy do formalności, panie Torelli, chciałabym dokładnie wyjaśnić, kto jest mi potrzebny.

– W porządku – powiedział spokojnie, rozumiejąc to, czego nie powiedziała głośno. Miało to oznaczać „jeśli nie ma pan kwalifikacji, proszę nie marnować czasu”.

– Będę całkowicie szczera – ciągnęła TJ – proszę więc nie odbierać tego, co powiem, jako osobistego przytyku. W ciągu ostatnich siedmiu miesięcy przyjęłam do pracy i zwolniłam z niej czterech nadzorców budowlanych. Potrzebuję kogoś, kto tak samo dobrze zna się na projektach architektonicznych, jak i na wykonawstwie. To wymaga naprawdę dużej wiedzy. Nie toleruję nieuczciwości, a to właśnie przydarzyło się dwóm ostatnim. W ogłoszeniu napisałam, że wymagane jest doświadczenie. Powinnam była napisać, że co najmniej kilkuletnie. Chcę mieć kogoś, kto będzie w pracy codziennie.

Zach roześmiał się cicho. W Las Vegas przyrost ludności wynosił cztery do sześciu tysięcy na miesiąc. Efekty tego odczuwały już szkoły, drogi i wszystkie urządzenia miejskie. Z drugiej jednak strony ten właśnie gwałtowny przyrost sprawiał, że budownictwo stało się przedsięwzięciem lukratywnym. Eksperci przewidywali, że obecny rozkwit trwać będzie przez następne dziesięć lat. Zach zgadzał się z tym całkowicie. Legalny hazard i ogromne hotele-kasyna, zatrudniające tysiące ludzi, przyciągały jak magnes. Inne gałęzie przemysłu także odkrywały zalety suchego, pustynnego klimatu południowej Nevady i tworzyły tu swoje przedstawicielstwa w zaskakująco szybkim tempie.

Krótki, miły śmiech Zacha wywołał uśmiech na twarzy TJ.

– Czy pan jest z Las Vegas, panie Torelli?

– A czy w ogóle ktokolwiek jest? – odpowiedział żartobliwie.

– Oczywiście, ma pan rację. Mało kto jest miejscowy. Cały ten obszar rozrasta się tak szybko, że niemal każdy przybył z innego miasta czy stanu.

– A pani skąd pochodzi?

– Z Kalifornii.

– Ja przyjechałem z Nowego Jorku. Dwanaście lat temu.

– Ależ to tak, jakby był pan tutejszy, czyż nie? TJ pomyślała, że ten facet siedzący po drugiej stronie biurka jest chyba najprzystojniejszym mężczyzną, jakiego kiedykolwiek spotkała. Uśmiechając się odsłaniał równe białe zęby, a wokół jego niebieskich oczu tworzyły się zmarszczki. Wydawało jej się, że włoskie nazwisko Torelli i niebieskie oczy nie pasują do siebie, ale przecież był tutaj, siedział naprzeciwko. Skórę miał ciemną, o barwie miodu. No cóż, wiedziała, czego oczekuje od nadzorcy budowlanego. Tylko to było ważne. Wyjęła z biurka standardowy formularz ankiety.

– Proszę to wypełnić – powiedziała podając arkusz Zachowi. – Może pan usiąść przy tamtym stoliku.

– Dziękuję.

TJ skończyła sprzątanie na biurku, potem wyjęła bieżące plany firmy. To tak na wypadek, gdyby jednak okazało się, że Torelli posiada wymagane kwalifikacje. Być może omówi z nim te plany. Bardzo potrzebowała dobrego nadzorcy. Była już na tym etapie ciąży, kiedy bieganie w upale od jednej budowy do drugiej stawało się zbyt uciążliwe.

Ale praca była jej życiem i przyszłością, a także przyszłością dziecka. Będzie przecież samotną matką, jedynym żywicielem tej małej istoty, którą nosi pod sercem. Zdarzały się jednak chwile, kiedy trudno jej było stanąć twarzą w twarz ze swoim prywatnym życiem. Mimo że minęło osiem miesięcy, czasami płakała w nocy, nie mogąc pogodzić się z faktem, iż człowiek, który był jej mężem przez sześć lat, zginał po pijanemu w bezsensownym wypadku samochodowym.

Nie była to zresztą cała prawda. Straciła przecież Tommy’ego na długo przedtem. Już od jakiegoś czasu oboje wiedzieli, że ich małżeństwo nie istnieje, łączyły ich tylko interesy.

Sprawy te zawsze ją denerwowały i na ogół starała się o nich nie myśleć. W kilka tygodni po pogrzebie Tommy’ego odkryła, że jest w ciąży. Czasami zastanawiała się, czy to dziecko nie połączyłoby ich znowu, choć nadzieje takie były zupełnie bezpodstawne.

Spojrzała na Zacha Torellego. Do tej pory na jej ogłoszenie zgłosili się trzej kandydaci. Nie byli warci funta kłaków. W światku przedsiębiorstw budowlanych dobrzy nadzorcy nie chodzili bez pracy. Miała już dosyć zapychania dziur byle kim. Jak to powiedziała Torellemu, przez ostatnie siedem miesięcy zatrudniła i zwolniła czterech kandydatów. Jeżeli teraz nie znajdzie dobrego nadzorcy, czekają ją poważne kłopoty.

Zach podniósł wzrok i dostrzegł spoczywające na nim spojrzenie ogromnych szarozielonych oczu TJ. Nagle zdał sobie sprawę, że ona jest mu przychylna. Dodało to mu otuchy. Była miłą kobietą, a on naprawdę potrzebował dobrej pracy.

Skupił całą uwagę na ankiecie, ale w głowie kłębiło mu się tysiące pytań. Czy TJ jest sama właścicielką całego przedsiębiorstwa? Czy jest jakiś związek pomiędzy nią a Tommym Reese’em, którego pamięta?

Nagle uświadomił sobie, że ona może być żoną Tommy’ego. Ostatecznie ich spotkanie miało miejsce kilkanaście lat temu. Kobieta uwieszona wtedy u ramienia Tommy’ego mogła być kimś innym, kimś, kogo znał jeszcze przed swoim ślubem.

Wypełnił ankietę, schował pióro do kieszonki koszuli i wstał. Podszedł do biurka i położył na nim formularz.

– Skończyłem. Czy chce pani przeczytać przy mnie, czy też da mi pani znać później?

TJ wzięła ankietę.

– Zadzwonię do pana, panie Torelli. Bez względu na to, jaka będzie moja decyzja.

– Dziękuję.

Był już prawie przy drzwiach, gdy usłyszał:

– Panie Torelli! Odwrócił się.

– Tak?

– Tutaj jest napisane, że ma pan również uprawnienia generalnego wykonawcy.

– Tak.

– Ale... – czytała TJ – ...ach, już rozumiem. Prowadził pan przez dziesięć lat własne przedsiębiorstwo. Vista Constr... Och!

– Widzę, że słyszała pani o nim.

– Ależ oczywiście. Vegas nie jest w końcu takie duże, prawda? A pańskie... problemy rodzinne opisywano w gazetach.

Na twarzy TJ malowało się współczucie.

– Teraz przypominam sobie pańskie nazwisko. Strasznie mi przykro.

Skrzywił się lekko, trochę w uśmiechu, trochę cynicznie.

– Mnie też przykro. To było dobre przedsiębiorstwo.

– Proszę, niech pan usiądzie.

Serce TJ waliło jak młotem. Ten człowiek mógł być odpowiedzią na wszystkie modlitwy. Znał rynek od lat. Pomyślała, że choć to karygodne, jego nieszczęście może być szczęściem dla niej.

Zach usiadł. Nie bardzo rozumiał, o co chodzi. Najwyraźniej TJ Reese bardzo go potrzebowała. I jeśli uważała, że jest to dla niej łut szczęścia, zgadzał się z nią. Doświadczony nadzorca budowlany zarabia dużo. Jeśli kiedykolwiek miał stworzyć własną firmę, było mu to bardzo potrzebne.

– Ile pani płaci? – zapytał cicho.

– Tyle co wszyscy plus pięć procent od każdego domu wykończonego w terminie.

– Pięć procent od dochodu brutto? Uśmiechnęła się ze zrozumieniem.

– Nie, pięć procent od zysku netto.

– Bez utrzymania biura?

TJ zawahała się. Zach prosił o bardzo wiele. Sprytne posunięcie z jego strony. Administracja potrafiła zjeść całe dochody, o czym dobrze wiedział każdy, kto prowadził własne przedsiębiorstwo. Gdyby zastosowała się do jego życzeń, musiałaby mu płacić od trzech do czterech tysięcy dolarów tygodniowo. Jednak w obecnej sytuacji dochody przedsiębiorstwa i tak były zagrożone. Hojność w tym przypadku będzie lepsza niż samotna walka przez najbliższe miesiące.

Ich spojrzenia spotkały się. Miał niezwykłe oczy, prawdziwie niebieskie. Biła z nich pewność siebie. Zdawało się, że nie ma wątpliwości, czy da sobie radę, a przecież tego właśnie TJ wymagała od nadzorcy – zaufania własnemu doświadczeniu.

– No dobrze – zgodziła się. Zach westchnął z satysfakcją.

– Mogę rozpocząć od rana.

TJ ogarnęło uczucie niewypowiedzianej ulgi. Dopiero teraz zrozumiała, w jakim napięciu żyła do tej pory. Wiedziała jednak, że ulga może być przedwczesna. Lata doświadczenia, a nawet wyjątkowa pewność siebie nie gwarantowały odpowiedzialności danej osoby.

– Panie Torelli – powiedziała – zanim uściśniemy sobie ręce, pozwoli pan, że wyjaśnię kilka spraw. Godzę się na płacenie panu wyjątkowo wysokiego uposażenia, ponieważ oczekuję od pana bardzo wiele. Jeżeli moi podwykonawcy będą pracować w czasie weekendów, co zdarza się dość często, wymagam, aby pan pracował również.

– Praca w weekendy nie jest żadnym problemem.

TJ błysnęła iskra nadziei. Zignorowała ją i kontynuowała:

– Mówimy o bardzo długich dniach pracy i o ogromnej odpowiedzialności.

Zach powoli skinął głową.

– Rozumiem.

TJ znowu popatrzyła na kwestionariusz. Jej ankiety były zupełnie pozbawione informacji osobistych, a wymagania – jakichkolwiek uprzedzeń. Wiedza, doświadczenie i odpowiedzialność – tylko tych cech wymagała od swoich pracowników. Formalnie nie miała prawa zadawać swemu przyszłemu pracownikowi pytań w rodzaju: „czy ma pan żonę i dzieci?” A przecież musiała wiedzieć. Zach siedział naprzeciw niej i obojętnym wyrazem twarzy pokrywał podniecenie. Wyczuł nagłe zażenowanie TJ. Poruszył się na krześle.

– Nic nie będzie mi przeszkadzać w pracy. Na razie wynajmuję mieszkanie w zachodniej części miasta, ale do końca miesiąca znajdę coś po tej stronie. Nie mam rodziny, tak że przeprowadzka nie jest dla mnie żadnym problemem – powiedział.

TJ popatrzyła na niego z wdzięcznością. W kilku zdaniach sam wyjaśnił wszystkie jej wątpliwości. Nie chciała być wścibska, ale desperacko potrzebowała odpowiedzialnego nadzorcy. Poczuła ulgę, iż Zach nie ma rodziny i z łatwością może się przenieść na tę stronę miasta. Cicho westchnęła. To wszystko jest zbyt cudowne, by mogło być prawdziwe. Była egoistką, ale z drugiej strony cieszyła ją myśl, że może dać Zachowi szansę. Wyciągnęła ku niemu rękę i chciała wstać zza biurka, ale Torelli był szybszy.

Podskoczył, nachylił się nad biurkiem i uścisnął jej rękę gestem oznaczającym dokonanie transakcji.

– Dziękuję – powiedział miękko. – Nie będzie pani żałować, że mnie zatrudniła.

Miał duże, ciepłe ręce, które dawały poczucie bezpieczeństwa. TJ zarejestrowała to niecodzienne uczucie, mimo że trwało tylko przez moment. Ich dłonie rozłączyły się, lecz Zach ciągle stał przy biurku.

– Chciałbym zapoznać się z waszymi bieżącymi planami jeszcze dziś wieczorem – zaproponował.

– Proszę wziąć te, ale musi je pan rano zwrócić. To moje własne notatki dotyczące prowadzonych budów. Są oczywiście akta bardziej szczegółowe, te jednak dadzą panu wstępne rozeznanie w sytuacji. Znajdzie pan tu wszystkie adresy.

– Wspaniale.

– Ekipy budowlane rozpoczynają pracę o szóstej rano. Może spotkamy się tutaj kilka minut wcześniej i razem pojedziemy na poszczególne budowy?

– Bardzo dobrze. Będę rano. Do zobaczenia.

TJ patrzyła, jak jej nowy pracownik wychodzi z biura. Potem usłyszała jego kroki w holu i trzask zamykanych drzwi. Z daleka dobiegł ją odgłos odjeżdżającego samochodu. Oparła się wygodniej na krześle i odetchnęła z ulgą. Nareszcie jej długie poszukiwania pracownika z prawdziwego zdarzenia zostały uwieńczone sukcesem. Intuicja, ale przecież i fakty, podpowiadały jej, że Zach Torelli jest idealny do tej pracy.

Jednego w każdym razie była pewna – jego uczciwości. Swego czasu podkreślały ją wszystkie mass media. Pamiętała dobrze sprawozdania z procesu Vincenta Torellego i jego skazanie. Udowodniono, że kuzyn Zacha okradł nie tylko jego. Przywłaszczył sobie również kwoty przeznaczone na podatki i zdefraudował pieniądze w kilku bankach, doprowadzając w ten sposób do bankructwa Vista Construction Company. Pieniędzy tych nie udało się odzyskać, bo Vincent roztrwonił wszystko na hazard. Zacha oczyszczono z podejrzeń. Jego jedyną zbrodnią było obdarzenie Vincenta nadmiernym zaufaniem.

Na czole TJ pojawiły się zmarszczki. Pomyślała, że musiało to być dla Zacha strasznym przeżyciem. Sama coś podobnego odczuwała kiedyś w stosunku do Tommy’ego. Nie chodziło o to, że Tommy był z gruntu nieuczciwy. Po prostu gotówka w kieszeni zmieniała jego system wartości, zwłaszcza podejście do wierności małżeńskiej.

TJ położyła dłonie na swym mocno zaokrąglonym brzuchu. Dziecko zostało poczęte w czasie nocy, która nastąpiła po wielu miesiącach zajmowania przez nią i Tommy’ego osobnych sypialni. Pewnego dnia przeraził ją chłód wzajemnych stosunków. Postanowiła spróbować raz jeszcze, chciała uświadomić Tommy’emu, co zrobił z ich małżeństwem.

Świecami, winem i romantyczną atmosferą uwiodła własnego męża i zaciągnęła go do łóżka. Na nic to się jednak nie zdało. Już następnej nocy wrócił do domu bardzo późno – poczuła zapach perfum innej kobiety.

Rozpoczęły się rozmowy o rozwodzie. Podział majątku stanowił największy problem. Wspólnie ciężko pracowali nad stworzeniem własnego przedsiębiorstwa i żadne z nich nie chciało z niego zrezygnować. Problem przestał istnieć wraz ze śmiercią Tommy’ego. Tragiczne zakończenie ich sześcioletniego małżeństwa.

Pogrążona w myślach TJ podskoczyła gwałtownie, gdy Jim Cope pojawił się w drzwiach.

– Wychodzę już, TJ. Ty też powinnaś pójść do domu.

– Tak, Jim. Już idę.

Odsunęła krzesło i wstając ciężko oparła się o biurko.

– Tak a propos – dodała – właśnie przed chwilą zatrudniłam nowego nadzorcę.

Jim, siwy mężczyzna w średnim wieku, uśmiechnął się.

– To co, trzymamy kciuki? TJ odpowiedziała uśmiechem.

– Właśnie.

– Chodź już, wyjdę z tobą.

Jim Cope, wdowiec, zachowywał się w stosunku do TJ jak kwoka. Przesiadywał w pracy do późna. TJ podejrzewała, że robi to tylko dlatego, żeby nie zostawała sama.

Zamknęli biuro i wyszli. Był upał. Jim podprowadził TJ do samochodu.

– Do jutra, Jim! – zawołała. Zatrzasnęła drzwiczki i odjechała.

W drodze do domu myślała o Zachu Torellim. Jednak dopiero gdy skręcała w podjazd do domu, przyszła jej do głowy dziwna myśl. W trakcie całej rozmowy z Zachem siedziała za biurkiem. Było więc całkiem możliwe, że Zach Torelli nie miał pojęcia, że jego nowa szefowa jest w ciąży.


...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin