Pohl Frederick - Zbawienie w wymiarze kwantowym.txt

(36 KB) Pobierz
Autor: FREDERICK POHL
Tytul: zbawienie w wymiarze kwantowym

 (Redemption in the Quantum Realm)

Z "NF" 12/99

Zapis wypowiedzi doktora Arthura Johna Delaporte'a
Kiedy po raz pierwszy spotka�em Jeremy'ego Burskina, by�em nauczycielem przedmiot�w �cis�ych w szkole Buckingham w Warwick w stanie Massachusetts. On by� jednym z moich uczni�w.
Mia�em wtedy dwadzie�cia dziewi�� lat i niedawno si� o�eni�em. Ma��e�stwo nie przetrwa�o - Madge rozwiod�a si� ze mn� kilka lat p�niej - ale w tamtym okresie uwa�a�em, �e potrzebuj� tej pracy. Na pewno s�yszeli�cie o Buckingham. To szko�a przygotowawcza tego rodzaju, do jakiej tatu� zapisuje synka dzie� po jego narodzinach. Przez wi�kszo�� stu czterdziestu lat swojego istnienia Buckingham koncentrowa�a si� na klasykach. Wyrzucili grek� z programu zaledwie dziesi�� lat wcze�niej i przede mn� nie mieli �adnego nauczyciela przedmiot�w �cis�ych. Ale nasta� nowy dyrektor, wielebny John E. Abernathy, nowa miot�a, kt�ra postanowi�a czysto zamiata�.
Podczas ostatniej rozmowy wst�pnej wyja�ni� mi swoje intencje.
- Zanim nasi uczniowie p�jd� na uniwersytety, chc�, �eby byli w pe�ni przygotowani do technologicznego �wiata, w jakim przyjdzie im �y�, Delaporte. Chc�, �eby umieli liczy� i znali nauki �cis�e. Czy pan potrafi im to wpoi�, Delaporte?
- Chyba tak, panie dyrektorze - odpowiedzia�em.
Podni�s� fajk� ze stojaka i zacz�� j� czy�ci� przyborem z k�ka na klucze; wydawa�a nieprzyjemny d�wi�k, jak skrobanie paznokciem po tablicy. Spojrza� na mnie z wyzywaj�c� min�.
- Nie chc�, �eby ogranicza� si� pan do rudyment�w staro�wieckiej klasycznej nauki, d�wigni i prob�wek, i takich rzeczy. Chc�, �eby poszerzy� pan horyzonty naszych ch�opc�w. Om�wi�em to z naszym nowym matematykiem i on rozumie, �e jego program nie mo�e ko�czy� si� na algebrze i geometrii. Ufam, �e ju� wpoi� naszym sz�stoklasistom podstawy rachunku r�niczkowego, a na pocz�tku wiosennego semestru b�dzie przerabia� w swoich klasach fraktale i teori� chaosu. Dopilnowa�em, �eby ka�dy ucze� otrzyma� do dyspozycji komputer.
Kiedy ponownie zrobi� przerw�, uzna�em, �e powinienem co� powiedzie�.   
- Bardzo m�dre posuni�cie, panie dyrektorze.
- Nie mniej oczekuj� od pana. Teoria wzgl�dno�ci, mechanika kwantowa, kosmologia, rekombinacja DNA... chyba powinienem wspomnie�, �e prenumeruj� "Scientific American" oraz "Natural History"... chc�, �eby ka�dy absolwent Buck rozumia� te wszystkie zagadnienia. Och, oczywi�cie nie jak specjalista; w ko�cu to tylko ch�opcy. Ale nalegam, �eby  przynajmniej z grubsza opanowali zasady. Wystarczaj�co, �eby podsyci� ich zainteresowanie, Delaporte. Wystarczaj�co, �eby zrobili pocz�tek. Za trzydzie�ci lat od dzisiaj chc� zobaczy� chocia� jednego by�ego Bucka jako laureata nagrody Nobla... obok innych absolwent�w, kt�rzy przynios� nam zaszczyt jako wybitni przemys�owcy, rektorzy wielkich uniwersytet�w czy te�, ca�kiem mo�liwe, jako m�owie stanu rz�dz�cy naszym krajem. Spodziewam si�, �e pan pomo�e to osi�gn��, Delaporte. To b�dzie pa�skie g��wne zadanie, chocia� oczywi�cie czekaj� na pana r�wnie� normalne obowi�zki, czyli trenowanie dru�yn sportowych, nadzorowanie dormitori�w i prowadzenie porannych mod��w. Witam pana w Buckingham.

Chyba nie musz� wyja�nia�, �e kiedy robi�em doktorat z fizyki, wcale nie marzy�em o  nauczaniu pryszczatych nastolatk�w. Po prostu nie mog�em dosta� nic lepszego, odk�d sko�czy� si� sta� doktorancki i nie by�o fundusz�w na sta�� posad�.
Co prawda szko�a Buck mia�a swoje zalety. Najwi�ksz� korzy�� zwi�zan� z posad� stanowi� ma�y przydzia�owy domek. Ta perspektywa oczarowa�a Madge, przynajmniej na pocz�tku, tote� bardzo si� stara�em utrzyma� prac�. My�l�, �e w gruncie rzeczy nie�le si� spisa�em, chocia� tak naprawd� nie ma sposobu, �eby nauczy� band� siedemnastolatk�w, kt�rzy nigdy przedtem nie mieli przedmiot�w �cis�ych, tych wszystkich rzeczy wymaganych przez dyrektora. Ale prawie mi si� uda�o. Podkrad�em kilka pomys��w z programu Triple-A-S opracowanego dla dzieci z getta, kt�re nie mia�y dobrych szk�, na przyk�ad wykonanie elektroforezy za pomoc� pask�w mokrej gazety i r�nokolorowych M&M-�w - musia�em kupi� M&M-y za w�asne pieni�dze, bo nie dysponowali�my bud�etem na "materia�y eksperymentalne". Wyja�ni�em im dualizm falowo-cz�steczkowy. Pokaza�em, jak Einstein zademonstrowa�, �e �wiat�o sk�ada si� z cz�steczek, poniewa� foton wybija elektrony z odpowiednich metali - zasada dzia�ania kom�rki fotoelektrycznej - a potem pokaza�em im, jak mog� udowodni�, �e �wiat�o jest r�wnie� fal�. (Robi si� to trzymaj�c dwa z��czone palce w odleg�o�ci cala przed oczami; pionowe linie widoczne mi�dzy stawami to granice interferencji, kt�re oczywi�cie wyst�puj� tylko w przypadku fal).
 My�l�, �e ch�opcy mnie lubili. Chyba dobrze si� bawili na lekcjach, nawet odrabiali prace domowe. Kiedy Madge i ja zapraszali�my ich na herbat� co drug� niedziel� - kolejny pomys� dyrektora; pewnie w m�odo�ci za cz�sto ogl�da� film "Do widzenia, panie Chips" - �ona by�a oczarowana ich szlachetn� natur� i �wie�ym m�odzie�czym entuzjazmem. I bardzo dobrze, bo dzi�ki temu sam mog�em �atwiej j� oczarowa�, przynajmniej na razie. Wszystko uk�ada�o si� doskonale a� do zimowego semestru. 
By�o to tu� po �wi�tach Bo�ego Narodzenia. Pod koniec lekcji zjawi� si� u mnie g��wny pos�aniec, dotkn�� szkolnej czapki i oznajmi�, �e dyrektor by�by wdzi�czny, gdybym w wolnej chwili wpad� do jego gabinetu.
Dyrektor nie by� sam. Obok niego przed kominkiem siedzia� z niezadowolon� min� doktor Fabian, szkolny kapelan. 
- Siadaj pan, Delaporte - jowialnie zawo�a� dyrektor. - Herbaty? B�d� pe�ni� obowi�zki gospodyni. Dla pana dwie kostki i bez mleka, je�li dobrze pami�tam?
Fakt, �e pili herbat�, zapowiada� dyskusj�, nie egzekucj�, lecz gdy tylko uda�o mi si� ustawi� fili�ank� na kolanie, dyrektor przeszed� do rzeczy.
- Chodzi o m�odego Burskina - powiedzia�. - Doktor Fabian m�wi, �e on wyg�asza� ateistyczne uwagi. Kilku innych ch�opc�w wzi�o je na powa�nie.
- Wielkie nieba! - j�kn��em.
Kapelan spiorunowa� mnie wzrokiem.
- On twierdzi, �e to pana wina - o�wiadczy�. - Podobno pan udowodni� naukowo, �e B�g nie istnieje.
- Niemo�liwe! Na pewno nie! Daj� panu s�owo, �e nigdy na lekcji nie dyskutowali�my o religii...
- Oczywi�cie, �e nie - uspokaja� dyrektor. - Gdyby dosz�o do takiej dyskusji, pan z pewno�ci� by wyja�ni�, �e religia to sprawa natchnionej wiary, a nauka to kwestia wymiernych fakt�w. Religia i nauka to dwie odr�bne dziedziny i nie ma pomi�dzy nimi �adnej sprzeczno�ci, prawda? Z tym si� zgadzamy; niemniej nie �ycz� sobie, �eby rodzice przychodzili do mnie z pretensjami, �e szko�a Buck sieje niewiar�. Niech pan lepiej porozmawia z tym Burskinem.

Wprawdzie szko�a Buck by�a wysoce tradycyjna pod wieloma wzgl�dami, jednak nie dopuszcza�a ch�osty. Czasami tego �a�owa�em. To oznacza�o, �e kiedy musia�em wezwa� do siebie ucznia za jakie� przewinienie, wiedzia�, �e nie spotka go nic gorszego ni� dodatkowe sto linijek albo w najgorszym razie zakaz wyj�cia w najbli�szy weekend.
Kiedy otworzy�em drzwi Burskinowi, mia� min� powa�n�, lecz bynajmniej nie zastraszon�.
- Sir? - powiedzia�. - Pan mnie wzywa�?
Usiad�em, lecz nie pozwoli�em mu usi���. To nie by�o towarzyskie spotkanie, wi�c od razu przeszed�em do rzeczy.
- Dlaczego powiedzia�e� McIlwraithowi i Gormanowi, �e udowodni�em, �e B�g nie istnieje?
- Ale pan przecie� udowodni�, sir. To znaczy wydaje mi si�, �e dobrze zrozumia�em. To by�o wtedy, kiedy pan nam opowiada� o zasadzie nieoznaczono�ci Heisenberga. M�wi� pan o tym kocie pana Schr�dingera, tym zamkni�tym w pude�ku, pami�ta pan? Z jakim� truj�cym gazem, kt�ry m�g� go zabi� albo nie. Potem pan powiedzia�, �e dop�ki kot by� w zamkni�tym pude�ku, m�g� by� albo �ywy, albo martwy, ale z chwil�, gdy kto� go zaobserwowa�, nie by�o ju� tej alternatywy; zapisa�em to sobie, pan to nazwa� "za�amanie funkcji falowej". Zgadza si�?
Zdawa�em sobie spraw�, �e Madge s�ucha z sypialni, dlatego potraktowa�em Burskina bardziej surowo ni� w innych okoliczno�ciach.
- Nie wk�adaj s��w w moje usta, Burskin. Doskonale wiesz, �e niczego nie m�wi�em o Bogu.
- Nie, sir - przyzna� - nie bezpo�rednio. Ale pan m�wi�, �e to si� sprawdza przy wszystkich cz�stkach. Jak elektrony. Pan m�wi�, �e dop�ki elektron wygl�da jak fala, mo�e by� wsz�dzie... tak powiedzia� pan Niels Bohr, prawda? To znaczy, dobrze zrozumia�em, sir? Ale jak tylko elektron zostanie zaobserwowany, staje si� cz�steczk� i p�niej jest tylko w jednym okre�lonym miejscu, poniewa� wtedy za�amuje si� funkcja falowa.
- Tak?
- Ale wszystkie si� nie za�ama�y, prawda, sir?
- Oczywi�cie �e nie.  
- No wi�c, sir, moim zdaniem powinny si� za�ama�. Wszystkie. Zosta�y zaobserwowane, je�li kapelan m�wi� nam prawd�. To znaczy zaobserwowane przez Boga, sir. On ma wszystko obserwowa�, prawda, nawet upadek lichego wr�bla? On jest wszechwiedz�cy, tak m�wi kapelan. Wi�c je�li B�g naprawd� istnieje, zaobserwowa�by te wszystkie funkcje falowe i za�ama�yby si� ju� dawno, prawda? Tylko �e si� nie za�ama�y. Ja tylko wyci�gn��em logiczny wniosek.

Zapis wypowiedzi doktora Franklina R. Burskina
Fakt, �e by�em starszym bratem Jerry'ego, nie znaczy�, i� byli�my sobie bliscy. Dzieli�o nas sze�� lat. Zanim wyszed� z przedszkola, ja sko�czy�em ju� szko�� Buck, a kiedy go do niej przyj�li, by�em na pierwszym roku Harvardu.
Oczywi�cie s�ysza�em, �e ma�o nie wylecia� z Buck za m�drkowanie, ale nie zwraca�em na to specjalnej uwagi. By�em wtedy na trzecim roku medycyny. Uda�o mi si� wyskoczy� do domu na weekend podczas ferii wiosennych, kiedy Jerry tam by�. Mama robi�a wszystko, �eby zapomnie� o ca�ej sprawie. Tata nie. Musia� jecha� do Buck i prosi� dyrektora, i ci�gle to prze�ywa�. "Przem�w bratu do rozumu", nakaza� mi. "We� m�j samoch�d. Zabierz go na lemoniad� czy co� w tym rodzaju. Niech mi zejdzie z oczu".
Jerry ch�tnie wyrwa� si� z domu.  Kupi�em sze�ciopak w 7-Eleven i usiedli�my z browarem w samochodzie taty, przy w��czonym silniku i nastawionej klimatyzacji...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin