13 Weber David - Krolowa niewolnikow.rtf

(1535 KB) Pobierz

David Weber

Eric Flint

 

Honor Harrington:

Królowa Niewolników

 

(Crown of Slaves)

 

Przełożył Jarosław Kotarski


DLA ANDRE NORTON -

 

Andre, dawno temu udowodniłaś,

że wielkość nie ma nic wspólnego

z tężyzną fizyczną.

Przyczyniłaś się w olbrzymim stopniu

do rozwoju fantastyki.

Od pół wieku uczyłaś

sztuki opowiadania.

Należymy do rzeszy tych wielu,

którzy mieli zaszczyt

być twymi studentami.

Czas powiedzieć nauczycielce:

dziękujemy Ci


CZĘŚĆ I

 

MANTICORE


Rozdział I

 

– Chyba naprawdę się denerwuję – szepnęła Berry, spoglądając na rozstawionych co kilkadziesiąt kroków wartowników w galowych mundurach.

Stali niczym posągi, pilnując całej długości korytarza prowadzącego do prywatnej sali audiencyjnej Królowej Elżbiety III.

– I zupełnie bez powodu – odburknął Anton Zilwicki, maszerując równym krokiem ku drzwiom na końcu szpaleru gwardzistów, przed którymi czekał majordomus.

Drzwi, podobnie jak większość mebli w pałacu Mount Royal, wykonane były z ferranu i ozdobione tradycyjnymi wzorami. Ferran był gatunkiem drzewa rosnącym wyłącznie na Gryphonie i Anton w młodości, podobnie jak większość mieszkańców gór tej planety, miał do czynienia z jego wycinką i obróbką.

I mimo że od tego czasu minęło ładnych parę lat, nadal dobrze to pamiętał, jako że drewno było prawie równie twarde jak żelazo i równie łatwo poddawało się obróbce ręcznej. Co prawda imponującą muskulaturę zawdzięczał głównie swemu zacięciu sportowemu, ale silnym mężczyzną stał się już wcześniej, właśnie wtedy gdy obrabiał ferran.

Widok wyrobów z tego właśnie drewna, wszechobecnych w królewskim pałacu, sprawiał mu satysfakcję – subtelnie przypominał bowiem wszystkim odwiedzającym, że dynastia Wintonów ceni sobie wysoko pochodzących z Gryphona górali.

O których panowała opinia, że są równie twardzi i trudni do urobienia jak skały, wśród których się urodzili.

Taką też opinię usłyszał rano od Cathy.

Zresztą nie pierwszy raz.

– Myślę, że mama miała rację – zaszeptała Berry, jakby czytając w jego myślach. – Powinieneś włożyć mundur.

– Wysłali mnie na połowę pensji, nie dając żadnego przydziału! – warknął. – A ja mam wbijać się w to niewygodne cholerstwo, jakby nigdy nic? I może jeszcze machać ogonem jak proszący o wybaczenie kundel?!

Berry obejrzała się nerwowo na czterech gwardzistów maszerujących kilka kroków za nimi, jakby spodziewała się, że zaraz ich aresztują za brak szacunku dla Korony.

– Królowa nie miała z tym nic wspólnego! – zaprotestowała. – Mama ci to ciągle powtarza. Dziś rano też to zrobiła i to całkiem głośno. Sama słyszałam!

Zilwicki uśmiechnął się w duchu, zadowolony, że Berry odruchowo mówi o Cathy „mama”. Teoretycznie rzecz biorąc, Cathy Montaigne jako kochanka, a nie żona Antona, nie miała prawa tak być nazywana, a to on adoptował Berry i Larsa. Poza tym Cathy miała kiepską reputację i niewyparzoną gębę; często mawiała o sobie per „dupa Antona”. Zwłaszcza gdy słuchali jej dobrze urodzeni i równie dobrze wychowani, gdyż byłej hrabinie Tor dziką satysfakcję sprawiało obserwowanie ich konsternacji.

Ale dla rodzeństwa urodzonego i wychowanego w najgorszym rejonie stolicy Ligi Solarnej tego typu drobiazgi nie miały najmniejszego znaczenia. Gdy Helen, rodzona córka Antona, zaopiekowała się nimi, pierwszy raz w życiu znaleźli prawdziwą rodzinę i odpłacali jej za to szczerymi, a nie wymuszonymi uczuciami.

Teraz jednak, zadowolony czy nie, musiał interweniować, jako że kwestia jedynie pozornie była błaha. Stanął więc gwałtownie i spojrzał groźnie na Berry, ignorując gwardzistów, którzy jedynie dzięki błyskawicznemu refleksowi nie wpadli na eskortowanych.

– No i co z tego? – zadudnił basowo. – Królowa jest w tym państwie najważniejsza i dlatego jestem jej wierny i oddany. Bezwarunkowo oddany, jak długo Korona szanuje prawa poddanych. To działa w obie strony, Berry. Nie potępiam Jej Wysokości za poczynania obecnego rządu, bo wiem, że jest to „jej rząd” tylko w teorii. Ot, niedogodność monarchii konstytucyjnej. Ale to nie oznacza, że jestem jej wdzięczny za postępowanie tegoż rządu albo że będę ją za to chwalił.

Omal nie parsknął śmiechem, widząc, jak Berry z trudem przełyka ślinę. Dla niej prawo było teorią, bo w Chicago rządziła siła, a Helen pomogła im też wyłącznie dzięki sile. W Królestwie Manticore Berry nauczyła się jednak, że siła i prawo częstokroć chodzą w parze. A Królowej na dodatek należy się szacunek, co potwierdzali nawet byli niewolnicy genetyczni z Baletu, którzy niegdyś pomogli jej, jej bratu i Helen w ostatecznym odzyskaniu wolności.

Nim Anton zdążył dokończyć akcję pedagogiczną, za plecami usłyszał znaczące chrząknięcie sierżanta dowodzącego eskortą, toteż błyskawicznie odwrócił się i spojrzał groźnie na podoficera. A było to rzeczywiście groźne spojrzenie. Anton Zilwicki, choć niewysoki, był masywny i umięśniony. Krępy, nabity, o ciemnych oczach, a w takich przypadkach jak ten twardym jak stal wzroku, przypominał krasnoludzkich władców często występujących w literaturze fantasy. I miał wszystkie ich cechy.

Gwardziści należący do Queen’s Own Regiment byli ludźmi inteligentnymi i fantasy znali. Mieli też niezłą pamięć, toteż zdawali sobie sprawę, że Anton jest byłym co prawda, ale niepokonanym mistrzem zapasów Gwiezdnego Królestwa Manticore w swojej klasie wagowej. Byli jednak także świetnymi fachowcami i znali swe obowiązki. Żaden nawet nie drgnął i oczywiste było, że wykonają każdy rozkaz sierżanta. Ten zaś jedynie kiwnął leciutko głową, spoglądając twardo na Zilwickiego.

Przypomniał, że Królowa ich oczekuje, ale gotów był dać im jeszcze chwilę.

Antonowi to w zupełności wystarczyło – w końcu nie zjawił się tu, by szukać konfrontacji, ani nie zamierzał obrażać Królowej. Przeniósł wzrok na córkę i dodał:

– Nie jestem jakimś zasranym arystokratą. Ty też nie. Nie zależy nam na dworskich łaskach i nie będziemy robili z siebie małp. Uziemili mnie na połowie pensji, a Królowa nie zareagowała w żaden sposób. Nie mam o to do niej pretensji, ale nie jestem też jej wdzięczny. Może jej się to nie podobać, podobnie jak i mnie, ale żadne z nas nic na to nie poradzi. I dlatego mundur pozostał w szafie i pozostanie tam aż do zmiany sytuacji. Rozumiesz?

Berry nerwowo kiwnęła głową i spytała:

– A nie powinnam ukłonić się na powitanie?

Anton roześmiał się szczerze:

– A wiesz choć, jak wygląda dworski ukłon?

Berry energicznie kiwnęła głową.

– Wiem, mama mi pokazywała. – Anton przestał się śmiać i spojrzał na nią groźnie, ale nim zdążył się odezwać, dodała pospiesznie: – Ale nie umiem tak ładnie, jak ona to robi... a raczej robiła, gdy była hrabiną.

Zilwicki potrząsnął głową i wyjaśnił:

– Dworski ukłon obowiązuje przy formalnych okazjach, a to jest audiencja nieformalna. Po prostu bądź uprzejma i stój cicho, to wystarczy.

I podjął przerwany przed chwilą marsz.

Po paru krokach dodał:

– Poza tym i tak by ci się nie udało, bo to, co robiła Cathy, było kawałkiem Baletu, którego trzeba się długo uczyć... Kiedy miała humor, doprowadzała tym ukłonem księżnę krwi do zzielenienia z zazdrości.

Gdy dotarli do drzwi, które już otwierał przyglądający im się z naganą majordomus, Berry nieco się uspokoiła. Doszła bowiem do wniosku, że ewentualna królewska niełaska skupi się nie na niej, lecz na ojcu, który najwyraźniej się tym nie przejmował.

Królowa powitała ich uśmiechem na tyle szerokim, że widać było jej zęby, a Anton odniósł wrażenie, że Ariel szczerzył kły jeszcze radośniej. Co prawda nie był ekspertem w sprawach treecatów, ale wiedział, że ich zachowanie z reguły odzwierciedla emocje adoptowanych ludzi. Ariel zaś leżał wygodnie rozciągnięty na oparciu fotela Królowej i nie okazywał żadnej urazy czy złości.

Anton mimo wszystko lubił i szanował Królową Elżbietę III. Pozostał rojalistą, choć w pewnych politycznych kwestiach jego opinie nieco się zmieniły od czasu poznania Cathy. A tę konkretną monarchinię poważał szczególnie, będąc świadkiem jej postępowania od momentu wstąpienia na tron.

Nigdy dotąd nie miał okazji spotkać Królowej, jako że kilka masowych uroczystości z jej udziałem, w których uczestniczył, trudno uznać za osobiste spotkania.

Obok Królowej siedziała młoda dziewczyna, na którą zaraz po wejściu zwrócił uwagę, zresztą tylko dlatego, że do poręczy jej fotela przymocowany był niewielki pulpit kontrolny. Rozejrzał się dyskretnie i kątem oka dostrzegł ledwie widoczny ekran na ścianie, w której znajdowały się drzwi wejściowe z korytarza. Uśmiechnął się w duchu z aprobatą – obecni w pokoju mieli podgląd całego korytarza, a więc Królowa słyszała jego expose. Chyba że mikrofony były znacznie gorszej jakości, niż należało się spodziewać po tak rozwiniętym technologicznie państwie.

Pochwalał takie zabezpieczenia z zawodowego punktu widzenia i jak długo nie naruszały jego prywatności, czyli jego domu i biura, nie miał nic przeciwko byciu podglądanym i podsłuchiwanym. O Antonie Zilwickim można było powiedzieć rozmaite niemiłe rzeczy, ale nie sposób było zarzucić mu hipokryzji. A on sam w razie potrzeby podglądał i podsłuchiwał innych, przestrzegając tej właśnie zasady.

Najwyraźniej Królowa nie poczuła się obrażona tym, co usłyszała. Podchodząc ku ozdobnym fotelom, na których zasiadały obie niewiasty, uspokojony Anton skoncentrował uwagę na dziewczynie, zaskoczony jej obecnością.

W pierwszej chwili sądził, że nigdy nie widział jej podobizny, ale po chwili zmienił zdanie. Po prostu hologramy, które oglądał, przedstawiały ją w znacznie młodszym wieku, a na dodatek nie było ich wiele, ale to właśnie jej wiek stanowił ostateczne potwierdzenie tożsamości. Sądząc po stroju, można by ją wziąć za kogoś z grona doradców królewskich, ale była na to zbyt moda, co znając wpływ prolongu na wygląd, można było stwierdzić jednoznacznie.

A to znaczyło, że należała do rodziny królewskiej, choć miała nietypowe dla Wintonów rysy i znacznie jaśniejszą karnację. Połączenie tych trzech faktów pasowało zaś tylko do jednej osoby.

Do Ruth Winton, córki brata Królowej. A podobieństwa do Wintonów być nie mogło, gdyż to nie Michael był jej ojcem. Naturalnym ojcem Ruth był pochodzący z Masady pirat. Ruth urodziła się już na Manticore, po udanej ucieczce matki. Michael adoptował ją, żeniąc się z Judith, co prawie ćwierć standardowego wieku temu wywołało niemalże skandal wśród co bardziej konserwatywnych arystokratów Gwiezdnego Królestwa.

Z uwagi na pochodzenie Ruth nie zaliczano do oficjalnych sukcesorów, ale była bratanicą Królowej. Anton nie miał pojęcia, czemu dziewczyna jest obecna, ale ponieważ nie wiedział też, dlaczego został wezwany, nie zawracał sobie tym głowy.

Był pewien, że i tak wkrótce się dowie.

Dotarł do punktu, który uznał za stosownie oddalony od Królowej, toteż stanął i skłonił się uprzejmie. Berry, idąc za jego przykładem, zrobiła to samo, tylko głębiej i bardziej nerwowo. No i jak na jego gust w zdecydowanie zbyt skomplikowany sposób. Mimo że Anton Zilwicki opuścił Gryphon i rodzinne góry całe lata temu, pozostał w głębi serca plebejuszem i przyklęki, dygi i wymachy uznawał za arystokratyczną fanaberię. Winien był Królowej lojalność i szacunek i okazał to. A małpy z siebie robił nie będzie i kropka.

Coś z tych przemyśleń musiało odbić się na jego twarzy, gdyż Królowa roześmiała się i oznajmiła:

– Kapitanie Zilwicki, to był naprawdę całkiem udany dworski dyg. Może nieco niewprawny, ale widać w nim rękę Cathy. Jej stylu nie sposób zapomnieć, zwłaszcza biorąc pod uwagę, w jakie tarapaty nas obie wpędziła, doprowadzając do szału instruktora dobrych manier. Nie żeby musiała mnie przekonywać, i rzeczywiście zrobiła z ćwiczeń balet.

Anton raz słyszał od Cathy o tym incydencie. Cathy rzadko o tym mówiła, ale wiedział, że w młodości ona i Królowa były przyjaciółkami – dopóki nie rozdzieliły ich różnice w poglądach politycznych. Ale nawet wówczas w ich stosunkach nie pojawiły się osobiste animozje i nawet on zauważył, że każdemu spotkaniu obu kobiet po powrocie Cathy towarzyszyło więcej radości i ciepła, niż wynikałoby to z samej uprzejmości i dobrego wychowania.

Fakt, spotkań nie było wiele i nie następowały często, a to dlatego, że Królowa znajdowała się w niezręcznej sytuacji. Z jednej strony całkowicie podzielała zdanie Cathy o niewolnictwie genetycznym, podobnie zresztą jak rząd Królestwa, przynajmniej oficjalnie, ale z drugiej Catherine Montaigne miała sporo wrogów, przy każdej okazji powtarzających, że była hrabina ma związki z Baletem, choć temu zaprzecza. Balet zaś w Królestwie Manticore uznawany był za organizację terrorystyczną, a jego przywódca Jeremy X – za jednego z najgroźniejszych zabójców w znanej części galaktyki.

Prawda wyglądała inaczej i Królowa znała ją dzięki Cathy, ale prywatne zdanie to jedno, a oficjalne opinie to drugie. Elżbieta nie była w stanie zmienić oficjalnego stanowiska rządu w kwestii Baletu. Dlatego spotkania z Cathy, choć miłe, mogły być jedynie „przypadkowe”, przy okazji różnych spędów towarzyskich, natomiast Królowa nie mogła formalnie uznać Cathy w żaden sposób. I to mimo iż, jak Anton podejrzewał byłaby zachwycona, gdyby Cathy zastąpiła obecną przywódczynię Partii Liberalnej. Dalsze rozmyślania przerwał mu nadal rozbawiony głos Królowej:

– Zresztą pakowała nas w rozmaite tarapaty. Miała znacznie większą wyobraźnię niż ja. Do moich ulubionych należy numer, po którym moja matka tak się wściekła, że na parę miesięcy zabroniła jej pokazywać się w pałacu... – Elżbieta nagle spoważniała i dodała: – Wiem, kapitanie Zilwicki: teraz także ma zakaz pojawiania się w pałacu. I tym razem sama go wydałam... Właśnie dlatego zaprosiłam tu pana w tak skomplikowany sposób.

Dała znak majordomusowi. Musiał być oczekiwany, gdyż ten wraz z jednym z gwardzistów pilnujących drzwi sprawnie przestawił dwa fotele spod ściany na wprost tych zajmowanych przez Królową i Ruth.

– Proszę usiąść, kapitanie – powiedziała Elżbieta. – Oboje usiądźcie.

Sytuacja stawała się coraz ciekawsza. Anton nie miał wiele styczności z dworskim protokołem, ale znał go w teorii dość dobrze. Pozycja zajmowana w trakcie audiencji była w nim jedną z podstawowych kwestii. Zwykle wezwany przed oblicze monarchy albo stał albo – jeśli miał siedzieć – czekał już na niego fotel. Zależało to od statusu gościa albo od względów, jakimi cieszył się u ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin