Lowe Shirley, Ince Angela - Zamiana.pdf

(1152 KB) Pobierz
Shirley Lowe, Angela Ince
ZAMIANA
Część pierwsza
Anna
Kiedy o osiemnastej wbiegam na stację, pociąg z Tisbury do
Waterloo właśnie rusza z miejsca. Dopadam najbliższego wagonu,
gwałtownym szarpnięciem otwieram drzwi i wrzucam walizkę, prosto
w ramiona mężczyzny w szarym garniturze z flaneli. Zręcznie ją
łapiąc, mężczyzna także mnie wciąga i żartobliwie wykrzykuje:
- Hej, co pani wyrabia?! - Po chwili jednak, widząc moją
zapłakaną twarz, dodaje: - No, już dobrze.
Pomiędzy Salisbury i Andover mężczyzna przedstawia się:
nazywa się Philip Gilham, pracuje jako adwokat w Londynie i właśnie
wraca od klienta, który wpadł w tarapaty. Ja też się przedstawiam:
jestem Anna Forester - Jones i jadę do Londynu do matki, u której
mam się zamiar na jakiś czas zatrzymać. Nie wspominam o swoich
tarapatach, a mianowicie, że mój mąż mi właśnie oznajmił o zamiarze
poślubienia atrakcyjnej aktorki, Felicji Harman, tym samym
pozbawiając mnie roli kochanki, gospodyni domowej i matki. Pan
Gilham podczas rozmowy przygląda mi się badawczo. Nagle podrywa
się i proponuje mi drinka.
- Dżin z tonikiem? Whisky? Brandy?
- Raczej kieliszek białego wina, jeśli w ogóle mają tu wino -
odpowiadam.
Podróżując pociągiem nie umiem się oprzeć fantazjom w stylu
Orient Expressu - o tym, jak spotykam wysokiego bruneta,
przystojnego i pociągającego, i jak nieodparcie ulegam namiętności
pośród ogłuszającego, miarowego stukotu kół pociągu Kolei
Brytyjskich. Jestem niemal zgorszona, kiedy nagle przyłapuję się na
tym, że obserwuję pana Gilhama jak potencjalnego kochanka, choć
przecież właśnie opuściłam męża i troje dzieci, a moje życie legło w
gruzach.
Rzecz w tym, że wszystko wydaje się jakieś nierealne, jakby się
w ogóle nie zdarzyło. Od chwili, kiedy Antony wczesnym
popołudniem przyjechał nieoczekiwanie do domu, czuję się, jakbym
występowała w mydlanej operze, grając rolę pokrzywdzonej żony,
która wygłasza wszystkie te pełne frazesów kwestie znanego
scenariusza.
Antony podszedł do barku i zaczął bezmyślnie przestawiać
butelki i szklanki, żeby nie musieć na mnie patrzeć. Wreszcie odezwał
się:
- Wiesz, Anno, że bardzo cię lubię.
- No tak, domyślam się... - W tej chwili jedno wiedziałam: że po
szesnastu latach małżeństwa mój mąż nie jechał samochodem taki
szmat drogi, żeby mi powiedzieć, jak bardzo mnie lubi.
Lubi? To podstępne słowo, które zazwyczaj oznacza: „Nie
kocham cię i zaraz powiem ci coś bardzo przykrego".
- Lubisz? - zdziwiłam się. - Co chcesz przez to powiedzieć?
Antony podał mi drinka i opadł na kanapę. Wpatrywał się z
przejęciem w szklankę. Wyglądał okropnie. Miał pomięte spodnie i
potargane włosy, wymizerowaną twarz, jak gdyby od wielu dni nie
spał i nie zmieniał garnituru. Pociągał duży łyk whisky i
wypowiedział to, co w tym momencie już wiedziałam:
- Poznałem kogoś, Anno. Kocham... wiesz... bardzo się kochamy.
Starałam się nigdy nie przegapiać takich filmów w telewizji. Ale
tym razem nie chodziło o odfajkowanie w programie „Radio Times"
czegoś wartego obejrzenia, lecz o moje własne życie.
Przez moment czułam jedynie wściekłość. Jak Antony może
przekreślać szesnaście lat małżeństwa dla przelotnego romansu? Co z
dziećmi, Sarą, Markiem i Emmą? Co z naszymi psami, Larkspur,
Ladysmith i kochaną starą Sadie? A Rocketa? Mój Boże, kto się
zaopiekuje źrebakiem? I co z moimi roślinkami, które tak obiecująco
zaczęły kiełkować na parapecie okiennym w kuchni, na potwierdzenie
przyszłości i pór roku krążących w ich wnętrzu i powracających
odwiecznym zwyczajem, gdy przyjdzie na to czas. Jak mógł tak
postąpić? Poświęcić to wszystko dla... zwykłej miłostki?
Antony mylnie zrozumiał moje łzy i, niezgrabnie, po ojcowsku,
zaczął mnie poklepywać po ramieniu. Chciałam strząsnąć jego rękę,
uderzyć go, ale byłam tak odrętwiała, że nie mogłam się poruszyć.
- Och, Anno, Anno - odezwał się. - Nie chciałem cię skrzywdzić.
Nie chciałem tego, przysięgam.
- Kto to jest? - pytam warkliwie.
- To Felicja - odpowiada Antony, a kiedy wymawia to imię, jego
twarz na ułamek sekundy rozjaśnia wyraz błogości. - Nie pamiętasz?
Felicja Harman. Jej mężem jest Donald Harman, ten amerykański
bankier, który polecił mnie w Amerykańskiej Izbie Handlowej. A
potem zaprosiliśmy ich do boksu w Ascott. Nie pamiętasz?
Poznaliśmy ich u Morrisonów, jakieś... no, chyba jakieś półtora roku
temu.
Wzruszająco wyglądał udając, że niezbyt dokładnie pamięta datę,
która z pewnością jest wyryta w jego sercu drukowanymi literami.
Czy pamiętam Felicję Harman? Pewnie, że tak. Jest ładna,
dowcipna, szczupła: rozmiar - dziesięć, niech ją szlag. Tego
strasznego dnia w Ascott wyglądała wyniośle i nienagannie w
eleganckim kostiumie khaki. Lekko sunęła do paddocku w
praktycznych pantofelkach, w kapeluszu, który trzymał się na głowie
mimo wiatru, i zdawało się, że w ogóle nie zmokła, chociaż padało.
Moje pantofle na wysokich obcasach zapadały się w darni, suknia,
która świetnie się prezentowała na wystawie w „Yolandzie", widziana
z okien samochodu w drodze do szkoły, teraz, wilgotna, oblepiła mi
uda, a kapelusz z szerokim rondem sfrunął, kiedy wystawiłam głowę z
boksu.
- Ta dziwka - warknęłam. - Ta głupia, wulgarna aktoreczka.
Naprawdę mogłeś wybrać lepiej.
- Lepiej? - zdziwił się Antony. - O, nie. To ja nie jestem dość
dobry dla niej, Anno. Ani dla ciebie - dodaje pośpiesznie i zaczyna
opowiadać dużo więcej, niż chciałam usłyszeć, o tym, jaką to Felicja
jest wspaniałą aktorką.
- To prawdziwa artystka. Urodzona aktorka... - I dalej o rosnącej,
wzajemnej fascynacji, której żadne z nich nie umiało się oprzeć.
Opowiadał wylewnie o ukradkowych spotkaniach i późniejszych
poważnych rozmowach, co dalej.
- Nie mieliśmy takich zamiarów. Naprawdę. Nie chcieliśmy,
żeby sprawy zaszły tak daleko.
Zdaje się, że wszyscyśmy wpadli przez Toma Harmana,
dwudziestopięcioletniego syna Donalda z pierwszego małżeństwa,
który natknął się przypadkiem na swoją macochę i Antony'ego w
jakiejś zapadłej trattorii - „Nasza restauracja", wyjaśnił Antony - gdzie
miał okazję widzieć, jak Antony z uniesieniem całuje jeden po
drugim, paluszki Felicji, i nie omieszkał donieść o tym ojcu.
Kiedy Felicja wróciła do domu, Donald zażądał wyjaśnień, na co
Felicja wybuchnęła płaczem i wyznała, że jest zakochana w Antonym.
- Ona nie należy do ludzi, którzy potrafią kłamać - powiedział z
dumą Antony - i Donald wyrzucił ją z domu. Uderzył ją, Anno. Nigdy
bym go o coś podobnego nie posądzał. Wygląda na takiego
przyzwoitego faceta. Ale miała siniaki na ramionach i czerwony ślad
na twarzy... - Antony potrząsnął głową, jakby chciał odpędzić tę myśl.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin