Autor: Ivan Adamovic Tytul: Johnny Erotic (Johnny Erotic) Z "NF" 2/95 Murzynka przy wej�ciu podci�gn�a wytrenowanym ruchem sp�dnic� i wypi�a w moj� stron� pot�ne, l�ni�ce po�ladki. - No, wsad� mi to, kochanie - zanuci�a g�osowym implantem Elvisa Presleya. Wsun��em jej do szpary kart� kredytow�. Musia�a mie� w �rodku porz�dny hardware, karta wysun�a si� z powrotem niemal natychmiast, bez tych d�ugich dialog�w z bankiem, kt�re prowadz� automaty uliczne. - Du�o ju� ci nie zosta�o, kochanie. - Wyszczerzy�a do mnie wyr�wnany rz�dek z�b�w z czarnego winylu, podczas gdy ja wyciera�em kart� o koszulk�. - W ka�dym razie mnie nic nigdzie nie brakuje, kochanie. Prze�lizgn��em si� ko�o niej, zanim zd��y�a si� zastanowi�, czy by�a to aluzja do modyfikacji jej organ�w. Ale mia�a racj�. By�em ju� prawie na dnie i gdyby si� p�aci�o tak�e za wyj�cie z tej budy, musia�bym si� wcze�niej przez d�u�szy czas przyja�ni� ze zmywark� albo miot��. Ale je�eli Larry nie narobi w portki ze strachu i dotrze tu zgodnie z umow�, mo�e wyjd� st�d jako Wielki Bogacz, a rozkrok tej czarnej od�wiernej, spragniony ka�dego kredytu, podskoczy do mnie jak magnes. Spotkanie mieli�my um�wione w znanej kawiarni. M�j pomys�. Uwielbiam stylowe wn�trza, a to najbardziej odpowiada�o naszemu interesowi. Wszed�em obiema nogami na mi�kk� pod�og� i zaczeka�em chwil�, �eby mnie obw�cha�a i zapami�ta�a zapach moich feromon�w. Kr�tkim, pe�nym ekstazy falowaniem da�a mi do zrozumienia, �e jest zadowolona i �e mog� i�� dalej. Gdy pod�oga ugina�a si� pode mn� jak �ywa, a gdzieniegdzie z jej g�adkiej powierzchni wysuwa�a si� nibyn�ka, wij�c si� przez chwil� w kr�tkim poczuciu swobody, �eby potem zosta� poch�oni�ta przez kolektywn� decyzj� pozosta�ych kom�rek, robi�o mi si� niedobrze. Niekt�rzy lubi� takie ekstremalne przypadki, ale ja nigdy nie mog�em si� przyzwyczai� do biopomocnik�w. By�o wczesne popo�udnie, sala udekorowana w stylu secesji dopiero zaczyna�a si� zape�nia�. �aluzje w oknie wystawowym kroi�y �wiat�o s�oneczne na w�skie paski i rzuca�y je na blaty sto��w z czarnego, polerowanego marmuru i na ornamenty w najlepszym belgijskim stylu. Ca�a sala by�a od pod�ogi do sufitu napchana art nouveau. Wszechobecn� atmosfer� dekadencji dope�nia�y ekrany, na kt�rych non stop lecia�y filmy hard core z ko�ca ubieg�ego stulecia. Nawet w kopulacyjnych ruchach pulchnych dziewczyn by�o co� z secesyjnego zeitgeistu. Larry siedzia� na ko�cu sali, popija� kaw� i z niesmakiem obserwowa� figle migle na ekranie. Larry nie nale�a� bynajmniej do kompletnych zer w �wiecie wirtualnych program�w pornograficznych i nie znosi�, kiedy kto� go przy�apa� na zadowoleniu z cudzego towaru. Co nie znaczy�o, �e te w�a�nie filmy nie mog�yby zosta� wyprodukowane w kt�rej� z pod��czonych pod Larry'ego wytw�rni. Tak wi�c przysiad�em si� do niego. Towarzyszy� mi M�j Problem. Dowcip polega� na tym, jak zrobi� z Mojego Problemu Nasz Interes. Ale najpierw obmaca�em d�o�mi spodni� stron� blatu naszego stolika. Nie by�bym pewien, kto da�by si� nabra� na numer ze zdalnie sterowanym neuroparalizatorem przymocowanym po mojej stronie, gdyby Larry'emu z jakich� powod�w si� przywidzia�o, �e w Naszym Interesie co� �mierdzi. Te� zam�wi�em kaw�, a potem wszystko Larry'emu opowiedzia�em. Prawd� m�wi�c, nie zamierza�em niczego ukrywa�. Wi�c po pierwsze, �e nielegalnie usi�owa�em nagrywa� z sieci publicznej oferowane programy rzeczywisto�ci wirtualnej. Potem, jak nagle zobaczy�em lec�cego po niebie s�onia i zrozumia�em, �e po�kn��em przyn�t� razem z haczykiem. T� przyn�t� by� wirus, neutralizowany za pomoc� specjalnego dekodera, kupowanego przez klienta razem z programem. No i teraz ten wirus siedzi w �rodku mojej pami�ci, szczerzy si� i od czasu do czasu przypomina o sobie jakim� szale�stwem, niezbyt pasuj�cym do tej rzeczywisto�ci, kt�r� od dzieci�stwa pami�tam. Pr�dzej czy p�niej pope�ni� jaki� b��d, dzi�ki kt�remu systemowa policja bez trudu mnie zidentyfikuje. Larry mia� znudzon� min�. Nawet gdybym mia� g�ow� tak zawirusowan�, �e by mi hucza�a, a wirusy wysypywa�yby mi si� przez uszy, nie przej��by si� tym ani troch� bardziej ni� wirtualnym po�arem przedszkola. - Antywirus? - zapyta�. Skin��em g�ow�. M�j jedyny ratunek. - Ma pan szcz�cie. Przypadkiem mam ten najnowszy. Da�oby si� co� za�atwi�. Ile p�acisz? - Jak na Larry'ego by� to niezwykle d�ugi monolog. Wyra�nie zainteresowa� si�. Prawie na pewno zna� moje dzie�a. - Wymiana - powiedzia�em. - Oryginalny program virtual reality za antywirus i tysi�c kredyt�w. Przez chwil� obserwowa� w milczeniu, jak pod�oga absorbuje zrzucone okruchy tortu. - Te tysi�c dop�aci pan? - Nie, pan. - Musia�em by� od pocz�tku nieust�pliwy, �eby Larry zrozumia�, �e ma do czynienia z profesjonalist�. Troch� mu bru�dzi�em w interesie. Konstruowa�em programy rzeczywisto�ci wirtualnej, zazwyczaj tylko pocz�tki przestrzeni i podstawy akcji, a potem sprzedawa�em wi�kszym firmom, kt�re je dorabia�y i sprzedawa�y jako w�asne. Larry skrzywi� si�. - Pa�ska bezczelno�� zaczyna mi si� podoba�. - W tym momencie jego oczy wypad�y z oczodo��w i hu�ta�y si� przez chwil� na �y�kach i w��knach nerwowych. Nareszcie odpad�y i rozprysn�y si� na pod�odze z cichym "plop". Nie da�em po sobie nic pozna�. Wirus potrafi� mi p�ata� gorsze figle. Po pi�ciu sekundach twarz Larry'ego by�a zn�w w porz�dku. - Jak si� ten pa�ski program nazywa? - "Markiz de Sade i istoty Cthulhu" - wypali�em. Zadzia�a�o. - Ma pan to przy sobie? Skin��em g�ow�. - Dobra. Rzu�my na to okiem. Pilotem po�rodku sto�u zlikwidowa�em secesyjne pi�kno�ci i wsun��em mikrochip w marmurowy blat. - Chodzi tylko o demonstracj�, w dodatku dwuwymiarow�. Bez he�mu to tylko pop�uczyny... Larry niecierpliwie machn�� r�k�. Na wszelki wypadek przyciszy�em d�wi�k i w��czy�em program. By� to monta� najlepszych i najmocniejszych scen. Markiz przyzywa na pomoc istoty z mi�dzygwiezdnych przepa�ci i z innych wymiar�w, kt�re mog� zobaczy� tylko martwi i szale�cy, a potem kontynuuje swoj� sadomasochistyczn� kawalkad�. Skoncentrowana ohyda, oceany �luzu, dziewczyny gwa�cone na najbardziej niewiarygodne sposoby i rodz�ce potem now�, jeszcze bardziej odra�aj�c� generacj� monstr�w. K�tem oka dostrzeg�em, �e jedna z kelnerek zatrzyma�a si� z tac� w r�ku obok naszego sto�u i z szeroko otwartymi ustami gapi si� w ekran jak zahipnotyzowana. Przy s�siednim stole m�oda para, kt�ra mia�a takiego pecha, �e te� widzia�a to, co si� dzia�o na naszym ekranie, szybko zap�aci�a i wysz�a. A potem... nie wierzy�em w�asnym uszom. Larry MLASN�� z zadowoleniem. - Bior� - powiedzia� tylko. - Dostanie pan sw�j antywirus. - I tysi�c. - Nie zamierza�em okaza� s�abo�ci. Twarz Larry'ego zachmurzy�a si� i zbli�y�a do mojej. - M�ody cz�owieku, przekracza pan granic� dopuszczalnej bezczelno�ci. Mn�stwo ludzi oszala�oby z rado�ci, gdyby mogli mi sw�j program ofiarowa� za darmo! Nie odpowiedzia�em. - Antywirus i pi��set - burkn��. - Antywirus i siedemset - ja na to. - By�o mi mi�o - nachmurzy� si� jeszcze bardziej Larry i zacz�� si� podnosi� od stolika. - No dobra, niech b�dzie pi��set - zatrzyma�em go po�piesznie, bo uzna�em, �e jego cierpliwo�� jest na wyczerpaniu. Larry w�a�nie si�ga� do kieszeni na piersi, kiedy drzwi kawiarni otworzy�y si� z hukiem i do sali wpad�y dwa gazowe granaty. - Bomba! - wrzasn�� jaki� kobiecy g�os. - �adna bomba - odpowiedzia� jej metalowy g�os z megafonu. - Policja obyczajowa. Prosz� ustawi� si� w kolejkach i pojedynczo poddawa� si� rewizji przy wyj�ciu. Rozejrza�em si� po secesyjnej sali. A wi�c tak wygl�daj� ostatnie minuty wolno�ci. Z mikrochipem, kt�ry w�a�nie pokaza�em Larry'emu, nie mia�em szansy. Sumienie Larry'ego te� chyba musia�o by� nie tak czyste jak lilia, bo zblad�, a na czole pojawi�y si� krople potu. Pi�kna scenka, warto by j� opracowa� wirtualnie. By�o ich dw�ch. Jeden bogaty, drugi biedny. Mimo �e dzieli�a ich taka przepa�� hierarchii, nagle obaj wyl�dowali w tym samym g�wnie. Dobranoc, dzieci. - Wy dwaj macie miny niby bli�ni�ta syjamskie pod skalpelem - rozleg�o si� tu� obok mnie. Jako� nie zauwa�yli�my, kiedy si� do nas dosiad�a. Musia�a to by� ta sama kelnerka, kt�rej przed chwil� opad�a szcz�ka, kiedy ogl�da�a moje dzie�o. Jak wszystkie tutejsze kelnerki by�a naga, g�adko wygolona, a jej sk�r� pokrywa�y secesyjne ornamenty z niezmywalnych farb. W�osy �ci�gn�a do ty�u i spi�a spink� z macicy per�owej. Jedynym odzieniem, jakie mia�a na sobie, by� szeroki pasek z maszynk� do zbierania kredyt�w na lewym boku i elektryczn� pa�k� nerwow� na prawym. Na sk�rze przewa�a�a ochra i cynober. Oczy by�y z natury pomara�czowe. - Zak�adam, �e nie jeste�cie t� kontrol� szczeg�lnie zachwyceni. Mo�e mog�abym wam pom�c. - A dlaczego zwr�ci�a� na nas uwag�, Armio Zbawienia? - Nie darowa� sobie Larry. - Czuj� od was szmal. - Unios�a dwa palce, w kt�rych trzyma�a k�ko z hu�taj�cym si� na nim metalowym paseczkiem. Przy drzwiach zgromadzi� si� t�um i na razie nikt nie zwraca� na nas uwagi. - Klucz od tylnych drzwi. - Za ile b�dzie takie wyj�cie? - A ile dasz, wujku? - spyta�a z przewag� swoich trzynastu lat. - Pi�� tysi�cy. - Czemu nie. A ty? - zwr�ci�a si� do mnie. - Za�atwi� ci� w trzy minuty jednym palcem. - Fajnie. To wiejemy. Przeszli�my mi�dzy stolikami, potem przez kuchni� i zatrzymali�my si� przy tylnym wyj�ciu. Nasza Armia Zbawienia otworzy...
Mika151