To Have and To Hold.odt

(202 KB) Pobierz

Rozdział 1 – Wyznania 

– Całowałeś się kiedykolwiek z facetem, Harry? 

Harry Potter o mało co nie wypluł kremowego piwa, którym zaczął się dusić z zaskoczenia. Wciąż kaszląc, zdziwiony podniósł wzrok na swego najlepszego przyjaciela, który siedział naprzeciw niego, przy stole w kącie gospody pod Trzema Miotłami. 
Ron Weasley gapił się na swoje ręce. Jego uszy były czerwone, dopóki ostatecznie nie podniósł swoich niebieskich oczu, by spojrzeć na Harry’ego. Zarumienił się jeszcze bardziej. 
– E… Ron – powiedział ostrożnie Harry wycierając twarz rękawem. – Nie masz zamiaru zaczynać niezręcznej, krępującej rozmowy, no nie? – Ron przyszedł do siebie na tyle, by uświadomić sobie znaczenie własnego pytania. – Na Merlina, nie o to mi chodziło – powiedział szybko. 
Odbyli już nieco nieoczekiwaną rozmowę, a raczej Harry wysłuchał wykładu, w którym Ron mu wyjaśnił, że w czarodziejskim świecie seksualne preferencje były sprawą dyskusyjną. 
Starsze, czystokrwiste rodziny troszczyły się o więzy krwi, podczas gdy poszczególni czarodzieje pragnęli związać się z wyjątkowym partnerem życiowym. Odpowiedni magicznie, emocjonalnie, intelektualnie i fizycznie partner mógł być którejkolwiek płci, ale więź, raz stworzona, byłaby po prostu legalnym związkiem, takim jak mugolski ślub. 
Gdy Harry’emu ulżyło, że jego najlepszy przyjaciel nie jest nim zainteresowany, poczuł się pewny na tyle, by mu podokuczać. Spuścił wzrok udając zranionego. 
– Wielkie dzięki. 
Teraz już zupełnie spłoszony Ron wybełkotał – Nie, żebym nie chciał… to znaczy… to nie tak, że nie jesteś… 
Harry zaczął się śmiać, skracając jego cierpienia. Ron łypnął na niego ze złością. 
– Cholera. Lubisz to robić, nie? 
Harry wzruszył ramionami, wciąż szczerząc zęby. 
– W dodatku wiesz, że jesteś najgorętszym towarem w Hogwarcie - dodał. 
Harry spoważniał i cmoknął z dezaprobatą. 
– To bzdury i dobrze o tym wiesz – stwierdził. – To po prostu syndrom Chłopca, Który Przeżył. 
Ron potrząsnął głową, znacząco szczerząc zęby. 
Harry nie chciał, żeby ta specyficzna dyskusja zeszła na niego, więc zmienił tok rozmowy, wracając do pytania Rona – No, więc kogo pocałowałeś? 
Kremowe Piwo, które trzymał Ron nagle ponownie go zafascynowało, a jego uszy znów przybrały karminowy odcień – Właściwie, to on pocałował mnie. 
– Kto? – zapytał Harry, podnosząc brwi. 
– Obiecaj, że nie będziesz się śmiał. 
– Nie będę, jeśli to nie Crabbe, ani Goyle – to jedyny warunek, jaki postawił, więc Rona zatkało – Proszę, powiedz, że to żaden z nich – błagał Harry. 
– NIE! – Szybko zapewnił Ron. 
Harry przycisnął dłoń do serca – Dzięki Bogu – wymamrotał – Nie strasz mnie tak. 
Ron zachichotał. 
Harry zerknął na niego pospiesznie. – To nie był Malfoy, prawda? 
Ron prychnął. 
– Proszę cię. Miej do mnie więcej zaufania. Wszyscy wiedzą, że Malfoy przeleci wszystko, co ma tyłek. 
Harry westchnął z ulgą. 
– Poza tym, mam jakieś poczucie smaku. 
– Tak, Malfoy jest samo-reklamującym się darem dla całego, czarodziejskiego świata – zakpił Harry. 
– Tak, samo-reklamującym – zwrócił uwagę Ron. – Nie słyszałem, by ktokolwiek inny o tym mówił. 
Właściwie Harry słyszał jak inni zachwalali jurność Malfoy'a, ale nie widział sensu w chwaleniu się jego zdolnościami w łóżku albo poza nim. 
– Opowiadałeś mi, kto cię pocałował – przypomniał Harry. 
– A, tak, – Ron znowu się zaczerwienił. – Zabini. 
Brwi Harry’ego złączyły się. To go zaskoczyło. 
– Zabini? – odpowiedział – Blaise Zabini? 
Ron pokiwał głową. 
– Myślałem, że Hermiona go lubi. 
Ron wydawał się bardzo zafascynowany swoją szklanką – To powód, dla którego jej nie powiemy, prawda? 
Harry westchnął – Był aż tak dobry? 
Ron wzruszył ramionami – Było w porządku. Nic, czym można by się pochwalić. 
– Więc, dlaczego zawracasz sobie tym głowę? 
– Wiesz, to było po prostu inne - całowanie się z facetem – powiedział Ron. 
– Potrafię sobie wyobrazić. Ale jeśli to spieprzy twoją relację z Hermioną… 
– Wiem, wiem – powiedział Ron. – Po prostu zastanawiałem, co o tym sądzisz – podniósł wzrok – Więc jak? 
– Co jak? 
Ron przewrócił oczami. – Czy kiedykolwiek całowałeś się z mężczyzną? 
– Oczywiście, setki razy – opowiedział lekceważąco Harry. – Wiesz, co tydzień intryguje mnie co innego. Słyszałem, że w następnym miesiącu ma się urodzić dwoje moich nieślubnych dzieci. 
Ron uśmiechnął się ironicznie, ale jego spojrzenie stwardniało. – Harry, nie rozmawiamy o tych bzdurach w Proroku. Chcę znać prawdę. 
Harry posłał mu przepraszający uśmiech i potrząsnął głową. – Nie – przyznał się. – Ale myślałem o tym. 
– Naprawdę? – Ron wyglądał na zaskoczonego i zarazem podekscytowanego. – O kim? 
Harry patrzył na niego twardo przez minutę. Ron czekał, wstrzymując oddech. Prawda, tak? Czemu nie. 
– O Snapie. 
Ron zamrugał kilka razy, patrząc na niego. Harry utrzymał na twarzy beznamiętny wyraz, ale jego usta drgnęły. Ron odczytał to dokładnie tak, jak Harry przewidział. 
Wybuchnął śmiechem – Snape – wybełkotał – Świetne. A to dobre, Harry. 
Harry tylko się uśmiechnął, potrząsając głową. Wiedział, że może mówić wszystkim prawdę i jeśli jej nie zaakceptują, po prostu w nią nie uwierzą. Stale używał tej formy mechanizmu obronnego i Ron o tym wiedział. W tym wypadku przypuszczał, że miał własne powody, by mu nie wierzyć. 
Wprawdzie Harry nie był pewny, czy on sam w to wierzy. W każdym razie nie wiedział, jak to się stało, jednak był cholernie pewien, że jego 17-letnie hormony były w to zamieszane. Na pewno Snape był wysoki, mroczny, tajemniczy, co działało na niego, ale daleko mu było do bycia przystojnym. Lecz, kiedy Harry zaczął przyglądać się mu bliżej, wszystko oprócz jego nadzwyczajności zaczęło się zamazywać. 
Swego czasu Snape poprawił wzrok Harry’ego. Po raczej brutalnej sesji treningowej, kiedy Snape musiał mu pomóc, ponieważ jego okulary odleciały, nalegał by Harry pozwolił mu skorygować jego wzrok. 
Przez trzy dni rzucał różne zaklęcia prosto w jego źrenice. Za pierwszym razem, gdy usiadł i Snape trzymał jego twarz, patrząc mu w oczy, Harry prawie spadł z krzesła. Został wciągnięty przez bezdenne czarne spojrzenie i Voldemort osobiście mógłby się pojawić w pokoju, składając rytualną ofiarę z Puchonów a Harry nawet by tego nie zauważył. 
Pewny, ale łagodny chwyt na jego szczęce trzymał go w uwięzi, podczas gdy magnetyczne przyciąganie wzroku Snape’a paraliżowało. Jedyną rzeczą, która odciągała wzrok Harry’ego od tego wiru ciemności, były jego usta. Harry zauważył ku swemu zdziwieniu, że właściwie były bardzo zmysłowe. W każdym razie, kiedy nie były rozciągnięte w szyderczym uśmieszku. Ale pełna dolna warga zdecydowanie wyglądała pociągająco. 
Poza tym - jego głos. Harry zawsze uznawał, że Snape używa rozkazującego tonu, ale od czasu intensywnego treningu, w którym uczestniczył na swoim szóstym roku, był wstanie usłyszeć więcej, niż syczenie poleceń i zirytowane komentarze wychodzące z ust Snape’a. Harry uczestniczył w normalnych rozmowach i w czasie rzadkich sposobności otrzymywał od niego pochwały. Zauważył, że tembr i głębokość głosu Snape’a może go właściwie uczynić twardym. 
Kiedy jego trening pojedynkowania rozwinął się do punktu, w którym Snape założył, że Harry jest raczej „odpowiednim partnerem treningowym” niż „niekompetentnym trzymającym kij bałwanem”, Snape zaczął zdejmować swoją szatę dla swobody ruchu. Wtedy Harry zauważył jego ciało: szerokie, szczupłe i twarde. Same kąty i płaszczyzny. 
Prawda, wciąż był draniem – w porządku – podłym, wkurzającym draniem, ale Harry zauważył coś jeszcze – to było zabawne. 
No więc, on przypominał Harry’emu czasami jego samego. Niektóre z komentarzy Snape’a odzwierciedlały myśli, których nie miał odwagi wypowiedzieć na głos. Słowa, które wychodziły z jego ust były do przyjęcia, normalne, Snape’owskie, ale wychodzące od Harry’ego, oczywiście wstrząsnęłyby wielką ilością ludzi. Znaczenie wstrząsu samego w sobie byłoby tego warte wtedy i teraz. Ale nie, to nie było do niego podobne. Cholerny Harry Potter nie mógłby powiedzieć takich rzeczy. 
Snape jednak mógł powiedzieć i zrobić cokolwiek, co sprawiało mu przyjemność i nikt nie mrugnąłby okiem. Harry podziwiał i zazdrościł mu tego. Nawet zanim ujawniły się inne uczucia, był dotkliwie świadomy obecności mężczyzny. 
Teraz ten fakt pozostawał czymś, co przyciągało go do Snape’a. Nie potrafił tego wyjaśnić i oczywiście nie chciał analizować. Na szczęście Ron nie zamierzał o tym dyskutować. 
– Nie, naprawdę. Kto? – ponaglał go Ron. 
Harry dręczył swój mózg w poszukiwaniu odpowiedniego kandydata. – Oliver – powiedział w końcu. Musiał sobie pogratulować. Ron był pod odpowiednim wrażeniem. 
– Wood? – powiedział Ron, wylewnie kiwając głową. – Tak, założę się, że on ma to coś. 
– Tak – Jemu także wygodnie było nie konfrontować, ani nie testować tej teorii. 
Harry potarł twarz. 
– Zmęczony? 
Harry podniósł wzrok. Ron spoglądał na niego z pod zmarszczonych brwi. Przeczesując jedną ręką włosy, Harry kiwnął głową. Nie mógłby nigdy ukryć tego przed Ronem. Jego pożywianie się i sen były regularnie kontrolowane przez niego i Hermionę. 
– Powinieneś był wczoraj wieczorem wziąć eliksir – powiedział Ron. 
– Jestem wypompowany – przyznał Harry. 
 Wypompowany? 
– Z wszystkiego, co dobre – wyjaśnił Harry. Regularnie przyjmowany eliksir słodkiego snu nie działał na jego wizje, a Voldemort był szczególnie zajęty w tym tygodniu, nie wspominając, że był zły. 
– Nie zamierzasz zrobić go więcej, prawda? 
Nie skruszony, skinął głową. 
– Albo to, albo większe prawdopodobieństwo na spadnięcie z miotły podczas następnego treningu Quidditcha. 
– Nie możemy do tego dopuścić – zgodził się Ron. 
– Poza tym, jeśli Mcgonagall zauważy czary maskujące… 
– Znowu używasz czarów maskujących? – Ron przerwał mu, a jego wzrok stwardniał. - Jest tak źle? 
Harry zaczął obserwować swoją pustą butelkę. – E… Raczej. 
– Harry, dlaczego nam nie powiedziałeś ? – stwierdził cicho Ron. – Wyciągnęlibyśmy jakieś eliksiry od Pomfrey. 
Harry bardzo kochał swoich najlepszych przyjaciół, ale oboje wiedzieli, że jeśli Pomfrey dowie się o jego stanie, to utknie w skrzydle szpitalnym na dwa tygodnie, o ile będzie uważała, że potrzebuje snu. 
Wzruszył ramionami – W każdym razie, mam się lepiej. 
– Jestem pewien, ale… 
– Ron, nic mi nie będzie – Harry uciął jego wypowiedz. – Zrobię dzisiaj trochę więcej eliksiru, a w czasie weekendu złapię trochę snu - będzie spokojny, bo wszyscy pójdą do Hogsmeade. 
– A co, jeśli zostaniesz złapany? 
Harry nie zamierzał mówić Ronowi, że skrycie ma nadzieję być złapanym w laboratorium Snape’a. Nie rozumiał,dlaczego chciał zostać nakrytym, ale to była jedyna rzecz, od której umierał z potrzeby, nawet jeśli Snape miałby go potem zabić. Ukrywał niektóre ze swoich magicznych talentów przed nauczycielami od ponad roku i teraz chciał, by jego nowoodkryta umiejętność warzenia eliksirów (zdobyta głownie z konieczności) została potwierdzona. 
– Jeśli zostanę złapany – odpowiedział, wzruszając ramionami – To jakoś sobie poradzę. 
Ron prychnął – Jasne. Bądź pewny, że pozbieram to, co z ciebie zostanie. 
Harry’ego walczył, by powstrzymać uśmiech – Dzięki, Ron. 
************** 
– Cholerne, nieposkromione, impertynenckie bachory! 
Severus Snape odrzucił swoje okrycie i wynurzył się z jego ciepła, a przytulność jego łóżka została zastąpiona przez wilgotny chłód lochów. 
– Niekompetentni psotnicy – wymamrotał chwytając swoją różdżkę i rzucając „Incendio” w kierunku kominka. Ogień zapłonął i jego migotanie oświetliło pokój wystarczająco, by ukazać Severusowi nagie stopy w pantoflach oraz by znalazł szkolną szatę, którą włożył na swoją koszulę nocną, zanim się wyziębi. 
Alarm w jego pracowni wciąż rozbrzmiewał mu w uszach. Laboratorium w jego klasie było okradane przez tych małych złodziejaszków i na Merlina, zamierzał złapać ich tym razem. 
– To prawdopodobnie Potter – wymamrotał rzucając zaklęcie, by uciszyć jego wewnętrzny alarm. 
Och , uwielbiasz to Severusie, nieprawdaż? 
Severus zignorował swój wewnętrzny głos. W każdym razie, ostatnio przesiąkał głupotą. 
Potter to, Potter tamto. Diabelnie irytujący dzieciak. Odkąd bachor zderzył go z twardą rzeczywistością pokazując mu, że nie był dzieckiem, ani swoim ojcem. 
~~~~~~~~~~~~~~ 
– Do jasnej cholery, Profesorze! – Potter krzyknął. 
– Rzucałeś na mnie klątwy i uroki, byłeś w mojej cholernej głowie przez całe dwa lata, więc mógłbyś nazywać mnie po imieniu. Mam na imię Harry, nie James czy Syriusz. 
~~~~~~~~~~~~~~ 
Oczywiście, zaakceptowanie faktu, że nie jest zepsuty ani rozpieszczony było czymś, o czym Severus nigdy nikomu by nie powiedział, a już zwłaszcza temu bachorowi. Po raczej niedojrzałej rundzie „moje dzieciństwo było gorsze niż twoje” powzięli cichy rozejm na ten temat i po prostu przestali go w ogóle poruszać. 
Przyznał także, że chłopak był bardziej zakompleksiony niż jego ojciec. Wydawało się, że przez większość czasu żyje z maską na twarzy. Severus to zauważył, ponieważ sam za jedną się ukrywał. Severusa bez końca irytowało to, że szczeniak im starszy, tym bardziej przypominał jego samego. 
Nie mógł tego znieść. Z oczywistego powodu, że on sam nie był zbytnio zadowolony z tego, kim się stał i nawet temu chłopcu nie życzył takiego losu. I z mniej oczywistego powodu, że Severus po prostu nie mógł znieść faktu, że Potter był zdolny do ukrycia czegoś przed nim. 
To było po prostu przeciwko porządkowi życia, jak i Gryfońskim zasadom. 
Severus jeszcze nie pojął całkowicie charakteru chłopca zza tej cholernej maski, ale był pewny, że w końcu się mu to uda. Uwielbiał trudne łamigłówki i wyzwania, a rozwikłanie charakteru Pottera było bardzo kuszące. 
Och, zgoda on jest nęcący. 
Tak, dobrze, to było to. Raz na zawsze wyzwolony od straszliwej opieki jego Mugolskich krewnych i zainstalowany jako półstały mieszkaniec na Grimmauld Place, chłopiec rozkwitał. Podczas gdy prawdopodobnie nigdy by nie aspirował do wysokości czy szerokości swego ojcu, (jeśli Severus nie mógłby patrzeć z góry na bachora, to też zachwiałoby porządek natury) on urósł odpowiednio. 
Odpowiedni? Odpowiednio? Severusie musisz przemyśleć swoje słownictwo. 
Na szczęście wyrósł z podobieństwa do tego swojego cholernego ojca. Tak naprawdę, wciąż można było zauważyć wspólne cechy, ale delikatne rysy jego matki dopiero później stały się bardziej widoczne. 
Wspaniały. Piękny. 
Było tyle wdzięku w tym gibkim ciele, który dodawał siły do jego postawy. Trzymał się ze skromną godnością, którą można by obdzielić kilku ludzi. Przypisywał to Quidditchowi i tym jego nieszczęściom. Severus nie mógł przemóc ironicznego uśmieszku. Ulubionym rodzajem ćwiczeń Pottera niezmiennie było udaremnianie planów Czarnego Pana, przebywanie w skrzydle szpitalnym i ostatecznie zdobywanie Pucharu Domu dla Gryffindoru (i by Minerwa mogła się nim napawać). 
Wszystko to połączone z nieposkromioną ilością czarnych pukli, wyrazistych i czasem przeszywających zielonych oczu i dziwnych uśmiechów, które wydawały się przemykać wokół Severusa od czasu do czasu, powodowało, że Harry Potter stał się… 
Pociągający? Rozkoszny? 
– To są przymiotniki – warknął, potem przeklinając siebie za mówienie tego głośno. 
...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin