Jan Dobraczy�ski Magdalena Po raz si�dmy Jan Dobraczy�ski si�gn�� w swojej tw�rczo�ci do tematyki biblijnej. Tym razem bohaterk� jego powie�ci jest Maria Magdalena, kt�r� pisarz identyfikuje - opieraj�c si� na starej tradycji Ko�cio�a na Zachodzie - z Mari�, siostr� Marty i �azarza z Betanii. Maria, zwana Magdalen� (by� mo�e od miasteczka Magdala, inaczej Magadan lub Dalmanta, le��cego nad jez. Galilejskim na p�noc od Tyberiady) by�a "lekkomy�ln� siostr�" cnotliwego rodze�stwa. Opu�ci�a dom rodzinny, prze�y�a r�ne przygody, kt�re sprawi�y, �e popad�a w moc "siedmiu duch�w nieczystych". Potem napotka�a Jezusa, dozna�a oczyszczenia i, ze wzgl�du na sw� mi�o��, wielkiej �aski, staj�c si� t�, kt�ra przynios�a aposto�om wie�� o zmartwychwstaniu i o wezwaniu Chrystusa. Ko�ci� prawos�awny nie bez racji nadaje Magdalenie tytu� "aposto�ki". Jest to pi�kna nobilitacja kobiety, kt�ra na r�wni z m�czyznami zosta�a wezwana, aby by�a �wiadkiem Ewangelii. Dalsze dzieje Magdaleny s� nieznane. Liczne legendy i opowie�ci czyni� z niej pustelnic�, kt�ra dokona�a �ycia w grocie. Inne twierdz�, �e przyby�a wraz z uchod�cami �ydowskimi do Galii, gdzie powsta�a wielka kolonia �ydowska. Wg pewnych utwor�w (np. "The Holy Blood" Beigenta, Leigha i Lincolna) to w�a�nie ta �ydowska kolonia, wci�� rosn�ca - a zarazem przenikaj�ca do ludno�ci miejscowej - da�a pocz�tek dynastii Merowing�w i prawie wszystkim wielkim rodom Francji. Magdalena mia�aby by� matk� kr�lewskiego rodu. Dobraczy�ski nie dotyka tych - w�tpliwych historycznie - spraw. Jego Magdalena jest kolejno wsp�pracownic� Marka, Piotra, Paw�a i �ukasza. Ponosi �mier� w katastrofie, jaka zniszczy�a Pompeje w roku 79_tym. Jest to, oczywi�cie, swobodna, literacka koncepcja. Powie�� jest historycznie prawdziwa jedynie w okresie zetkni�cia bohaterki z Jezusem ewangelicznym. ��cz�c fikcj� literack� z histori�, Dobraczy�ski przedstawi� barwne dzieje upadku, oczyszczenia i u�wi�cenia cz�owieka na tle ma�o na og� znanego pierwszego stulecia naszej ery. Ole�ce "...Maria, zwana Magdalen�, kt�r� opu�ci�o siedem z�ych duch�w" (�k 8, 2) "...Natomiast udaj si� do moich braci i powiedz im: "Wst�puj� do Ojca mego i Ojca Waszego oraz do Boga mego i Boga waszego"". (J 20. 17) Cz�� pierwsza 1 Morze ko�ysa�o �odzi�. Fale �askota�y dno, jakby kto� skroba� po deskach palcami. �agiel obwis�. Wiatr, kt�ry rankiem d�� w stron� l�du, teraz ucich�. Nic nie rozprasza�o wisz�cego nad zatok� upa�u. Jej ten �ar nie przeszkadza�. Wyci�gn�a si� leniwie na roz�cielonych na pok�adzie poduszkach. Jedn� d�o� pod�o�y�a pod kark. Czarne w�osy rozsypa�y si� szeroko woko�o g�owy. Mieni�y si� pieszczone blaskiem przesianym przez szkar�atn� zas�on� s�o�ca. Bezruch ogarn�� wszystkich na pok�adzie. Trzej muzykanci od�o�yli swoje instrumenty i pospali si� w cieniu, rzucanym przez kabin� na rufie. �aden d�wi�k nie dochodzi� spod pok�adu, wida� wio�larze spali tak�e, wspar�szy g�owy na wios�ach. Tylko jeden sternik tkwi� na swoim stanowisku, ale i on kiwa� si� sennie, nasun�wszy na czo�o kapelusz s�omkowy o wielkim rondzie. D�wign�a si� i otworzy�a szeroko oczy. By�y du�e, czarne, jakby nakrapiane z�otem. Sen j� odszed�. Wsparta na r�kach powiod�a spojrzeniem po u�pionym pok�adzie. Wzrok jej spocz�� na le��cym obok niej m�czy�nie. By� ubrany w tak� sam� jak ona kr�tk�, amarantow� tunik�. Spa�. Jedn� r�k� przykry� oczy, drug� mia� wyci�gni�t� w jej stron�. Patrzy�a na muskularne wygolone g�adko rami�, na p�otwart� d�o� z pier�cieniem na serdecznym palcu. Zna�a dobrze to rami� i te palce, szczup�e, ale mocne, nawyk�e do trzymania wodzy i miecza. Wydawa�y si� wcieleniem si�y. A jednak ta sama d�o� potrafi�a by� zdumiewaj�co delikatna. Nie si�a, ale w�a�nie ta mi�kko�� zwyci�y�a jej sprzeciwy, kaza�a zapomnie�, �e zosta�a zdobyta. Oderwa�a wzrok od d�oni, kt�ra dotyka�a jej biodra, znowu patrzy�a woko�o siebie. Przed ni� tafla morza, uj�ta w p�okr�g ziemi, porusza�a si� lekko. Schodz�ce ku zachodowi s�o�ce �wieci�o w stron� l�du, wydobywa�o wszystkie jego barwy: ciemn� ziele� drzew, p�ow� - skalnych zboczy, czer� g�az�w przybrze�nych, mglisty b��kit g�r. Jeden ze szczyt�w wznosi� si� bli�ej morza. Zielone zbocze poros�e by�o bujn� ro�linno�ci�. Nad szczytem unosi� si� leciutki pi�ropusz dymu. U st�p g�ry rozrzucone by�y w�r�d zieleni skupiska bia�ych dom�w. Ku zatoce sp�ywa�y potoki. Z daleka wygl�da�y jak srebrne �a�cuszki, pogubione w trawie. Gdy odwr�ci�a g�ow� w przeciwn� stron�, widzia�a pod blask s�o�ca skrz�c� si� powierzchni� morza. Wyspa stercza�a z wody niby wbity w dno pot�ny s�up. Robi�a wra�enie niedost�pnej ska�y. Kiedy� j� op�yn�li. Od strony morza nabra�a teraz kszta�tu kl�cz�cego wielb��da: dwa wierzcho�ki przedziela�a zielona prze��cz niby po�o�one mi�dzy garbami siod�o. �rodkiem prze��czy, mi�dzy podpieraj�cymi winnice murkami, bieg�a w g�r� zakosami droga. Z daleka dostrzec mo�na by�o, �e zdobi� j� bia�e pos�gi. Ale ledwo zbli�yli si� do portu, wyp�yn�a im naprzeciw ��d�. Na jej pok�adzie wznosi�a si� wie�yczka z d�ug� belk� zako�czon� hakiem - gro�ne urz�dzenie, kt�re zadecydowa�o przed p� wiekiem o zwyci�stwie pod Akcjum. ��d� p�dzona wios�ami podp�yn�a blisko, jej dow�dca, we wci�ni�tym na oczy he�mie, oznajmi� przez tub� grzecznie, ale s�u�bi�cie: - Z rozkazu cezara nikt nie wzywany nie ma prawa ani podp�ywa� do wyspy, ani l�dowa�. - Dorzuci� mniej s�u�bi�cie. - Pole�, panie, sternikowi zawr�ci�. Cezar nie lubi nieoczekiwanych odwiedzin. Mam rozkaz zatopi� ka�dy statek, kt�ry mimo zakazu zbli�y si� do wyspy. Odp�yn�li �piesznie. Na l�dzie powtarzane by�y opowie�ci o okrutnych zabawach, jakie mia� podobno wyprawia� na wyspie cezar wraz z m�odym Gajusem Kaligul�, kt�rego trzyma� przy sobie. Z tymi zabawami wi�zano wypadki tajemniczego znikania w okolicy ch�opc�w i dziewcz�t. Nigdy ju� wi�cej nie pop�yn�li w tamt� stron�. Wsta�a wolno. Post�pi�a kilka krok�w depcz�c roz�cielony dywan bosymi stopami o pomalowanych krwi�cie paznokciach. Nie odrywa�a wzroku od p�kr�gu l�du, jaki mia�a przed sob�. Inaczej wygl�da� tutejszy �wiat ni� jej ziemia ojczysta. Gleba tutaj rodzi�a lekko i przynosi�a obfite plony. Niezliczone statki handlowe dowozi�y towary i bogactwa nie tylko z pobrze�a morza, okre�lanego dumnym mianem mare nostrum, ale r�wnie� to wszystko, co poprzez porty egipskie �ci�gane by�o do Italii z odleg�ych i tajemniczych ziem Wschodu. Le��c na drodze p�yn�cego strumienia bogactw, miasta tutejsze sta�y si� prawdziw� krain� dobrobytu, rozkoszy i u�ycia. Gdy j� Lucjusz tutaj przywi�z�, trudno jej by�o uwierzy�, �e taki �wiat mo�e istnie�. Sp�dzili jaki� czas w Rzymie. Ale stolica by�a pe�na gwaru, ha�asu, spor�w i intryg. �ycie w Rzymie m�czy�o. Tutaj mo�na si� by�o bawi� bez zm�czenia i przesytu. Ludzie p�awili si� w morzu lub w ciep�ych �r�d�ach, jedli coraz bardziej wymy�lnie, pili, przesiadywali w termach, w cyrkach i na stadionach, rozkoszowali si� widowiskami teatralnymi, ale przede wszystkim szukali zadowolenia w coraz nowszych, coraz bardziej wyrafinowanych rozkoszach erotycznych. Pod opiek� w�adczyni miasta, Wenus, kwit�a g�oszona przez wygnanego poet� podniecaj�ca ars amandi. To, co on opisa� swym lekkim rylcem - tutaj dzia�o si� naprawd�. Czy� w�r�d takiego �ycia mo�na by�o pami�ta� o trudno�ciach gospodarczych, jakie dotyka�y cierpi�cych na narastaj�cy brak r�k roboczych w�a�cicieli maj�tk�w? Na k�opoty powodowane przez wzrastaj�cy w liczb� z roku na rok plebs? Na walki polityczne? Ludzie zapominali tutaj o wszystkim, poza poszukiwaniem nowych rozrywek i rozkoszy. �yli niby w Raju w tej niepoj�tej krainie, o jakiej - pami�ta�a - czytywano, gdy by�a dziewczynk�. Pos�ysza�a za sob� g�os m�czyzny. Lucjusz obudzi� si� tak�e. - Ju� nie �pisz, carissima? To dobrze - ziewn��. - Trzeba nam ju� wraca�. S�o�ce si� zni�y�o. - Wybierasz si� dzi� do Poppeusz�w? - Tak. Musz� do nich i��. Ojciec chce tego. - Wi�c wracajmy. Lucjusz klasn�� rozkazuj�co. Na kla�ni�cie wynurzy� si� z cienia, rzucanego przez kabin�, starszy s�u�by, wyzwoleniec Rufus. - Obud� wszystkich - rozkaza� Lucjusz - niech statek p�ynie do portu. Ka� gra� muzykantom. I niech podadz� nam wina i owoc�w. Na pok�adzie powsta� ruch. Wio�larze chwycili wios�a i zagrabili nimi wod�. Sternik uderzy� w ma�y b�benek, kt�rym nadawa� wios�uj�cym rytm. Muzykanci uj�li instrumenty. Zagrali wschodni� pustynn� melodi�. Wiedzieli, �e ona j� lubi. Nadesz�y dwie niewolnice. Jedna m�oda, jasnow�osa, imieniem Eola, zosta�a przywieziona przez Lucjusza z Macedonii. Nios�a p�aski kosz nape�niony winogronami. Za ni� sz�a druga, starsza, z dzbanem wina i z kubkami. Nazywa�a si� Niza. Ojciec Lucjusza przywi�z� j� jako dziewczynk� z Galii. Da� j� Lucjuszowi, a on ofiarowa� jej. Niza sta�a si� dla niej nieodst�pn� towarzyszk� i powiernic�. Eoli nie lubi�a. Niewolnica by�a �adna. Wiedzia�a, �e Lucjusz korzysta od czasu do czasu z jej wdzi�k�w. Nie by�o w tym nic niezwyk�ego - a jednak z przyjemno�ci� kaza�a dziewczynie na�o�y� sobie na stopy z�ocone sanda�ki. Pami�ta�a, �e tak jeszcze niedawno nie by�o mi�dzy nimi r�nicy: obie by�y niewolnicami. Znowu wyci�gn�a si� na poduszkach i trzymaj�c nad sob� ki�� dorodnych winogron si�ga�a po nie wargami. Zachowa�a ten gest z dzieci�stwa. Bywa�o wtedy nieraz, �e le��c leniwie na trawie po�yka�a w taki spos�b s�odkie grona. K�tem oka widzia�a, �e o par� krok�w od niej krz�ta si� pracowicie siostra. R�ni�y si� bardzo od siebie. Marta od najwcze�niejszych lat by�a wzorem porz�dku i pracowito�ci. Rw�c winogrona nie odrywa�a si� ani na chwil� od pracy. Rzuca�a gniewnym spojrzeniem w stron� pr�nuj�cej siostry. Kilka razy pr�bowa�a j� zgani�, zagrozi�, �e si� poskar�y bratu. Ale ona wzrusza�a tylko ramionami, s�ysz�c te pogr�ki. Brat nie wdawa� si� w takie sprawy, a polece� M...
pokuj106