Dołęga-Mostowicz doktor Murek zredukowany.txt

(581 KB) Pobierz
Tadeusz Do��ga_Mostowicz

Doktor Murek zredukowany

Wst�p
Tadeusz Do��ga_Mostowicz (1898_#1939), publicysta i prozaik, oficer kampanii 
wrze�niowej - zgin�� w nieznanych okoliczno�ciach na terenach wschodniej Polski 
- by� jednym z najbardziej poczytnych autor�w dwudziestolecia mi�dzywojennego. 
Niemal ka�da z jego kilkunastu powie�ci stanowi�a bestseller, takie za� jak 
"Kariera Nikodema Dyzmy", "Prokurator Alicja Horn", "Znachor", "Profesor 
Wilczur", "Pami�tnik pani Hanki" znane s� i wsp�czesnemu odbiorcy, cho� g��wnie 
z ekranizacji filmowych. Powie�ci Do��gi_Mostowicza przyci�gaj� �yw� akcj�, 
atrakcyjno�ci� melodramatycznych i sensacyjnych w�tk�w, �wietn� obserwacj� 
przedstawianych �rodowisk - i tych salonowych, i tych z marginesu, w obu 
przypadkach nie pozbawion� element�w ci�tej satyry. Cechy te odnajdujemy r�wnie� 
w opowie�ci o losach m�odego prawnika, dra Murka, zawartej w dw�ch cz�ciach 
zatytu�owanych: "Dr Murek zredukowany" i "Drugie �ycie dra Murka". Opowie�� ta 
znana jest widzom z lat 70_tych z telewizyjnego serialu, w kt�rym przejmuj�c� 
kreacj� bohatera stworzy� Jerzy Zelnik. Powie�� "Dr Murek zredukowany", a jest 
to jej pierwsze powojenne wydanie, niew�tpliwie zainteresuje czytelnika 
dramatyzmem los�w bohatera, jego nie zas�u�on� degradacj� spo�eczn� i 
bezskutecznymi staraniami o przywr�cenie nale�nej pozycji. Murek jest 
cz�owiekiem uczciwym i praworz�dnym, w warunkach jednak zmaterializowanego i 
skorumpowanego spo�ecze�stwa stanowi to w�tpliwy atut w walce o sprawiedliwo��. 
Kolejne do�wiadczenia, kontakty z r�nymi �rodowiskami - od przedstawicieli 
w�adzy a� do komunist�w, przynios� mu gorzkie rozczarowania, w tym dodatkowe i 
najbardziej dotkliwe w �yciu osobistym. Stan� si� one jednak swoist� szko�� 
�ycia. Murek, niczym balzakowski Rastignac, rzuci wyzwanie spo�ecze�stwu... Z 
jakim rezultatem, o tym opowiada druga cz�� powie�ci - "Drugie �ycie dra 
Murka". Rozdzia� I Doktor Murek stanowczym gestem z�o�y� papiery i wsta�. Dalsz� 
rozmow� uwa�a� za strat� czasu, a zreszt� z trudem panowa� nad nerwami. - Pan 
wybaczy - roz�o�y� r�ce - ale ustawa o samorz�dzie nie przewiduje tu 
najmniejszych wyj�tk�w. Przetarg b�dzie og�oszony w po�owie pa�dziernika i 
cieszy�bym si�, gdyby pa�ska oferta zyska�a pierwsze miejsce. M�wi� nieprawd� i 
nawet nie pr�bowa� tych konwencjonalnych s��w os�odzi� uprzejmo�ci� tonu. 
Cieszy�by si� w�a�nie z pora�ki Junoszyca. W tej chwili nienawidzi� go ca�� 
dusz�. Z jak�� rozkosz� cisn��by mu w ten u�miechni�ty pysk jego papierami, 
listami polecaj�cymi i t� eleganck� teczk�, pokryt� monogramami, koronami, 
herbami. I to wcale nie za obrzydliwy ton Junoszyca wobec panny Horze�skiej. Po 
prostu dlatego, �e w Junoszycu czu� aferzyst�, �e jego spokojny cynizm i 
nonszalanckie maniery pomimo wszystko by�y poprawne. �e lekcewa�enie, z jakim 
si� odnosi� do niego, do doktora Murka, zawiera�o jednak wszelkie pozory 
szacunku. I teraz z ca�� swobod� Junoszyc poprawi� si� na fotelu: - Chwileczk�, 
panie doktorze - zacz�� swoim niskim, d�wi�cznym g�osem, z salonowym u�miechem, 
jakby nie zauwa�y� urz�dowego tonu Murka - chwileczk�. Przykro mi, �e pana 
zatrzymuj�, jednak�e s�dz�, �e znajdziemy jakie� wygodne wyj�cie z sytuacji. 
Towarzystwo Asfaltowe... Murek zaci�� z�by i usiad�. Ten cz�owiek mia� nad nim 
jak�� niezrozumia�� przewag�, chocia� by� tylko interesantem, petentem, gorzej, 
bo petentem w przegranej sprawie. Dr Murek nie tylko nie chcia�, lecz i nie 
m�g�, nie mia� prawa za�atwi� pro�by Junoszyca. By�oby to z wyra�n� szkod� 
miasta. R�wna�oby si� to oddaniu monopolu na bruki i kanalizacj� Sp�ce 
Asfaltowej na lat dziesi��. Podobne za� obci��enie zwali�oby bud�et wi�kszych 
miast, jak Bia�ystok, Wilno czy Krak�w, a c� dopiero m�wi� o tutejszym 
bud�ecie... Rzecz by�a przes�dzona w oczach Murka ju� od samego pocz�tku. 
Wprawdzie zacny prezydent Niewiarowicz, oddaj�c Murkowi spraw� Junoszyca jak i 
wszystkie wa�niejsze sprawy gospodarcze, wyrazi� nadziej�, �e "kochany nasz 
doktor potraktuje rzecz po ojcowsku", ale Niewiarowicz sam p�niej musia� 
przyzna� racj� Murkowi, jeszcze mu dzi�kowa� za ustrze�enie magistratu od 
fatalnej gafy. Dlatego dr Murek nie zadawa� teraz sobie w og�le trudu 
ws�uchiwania si� w mistern� argumentacj� Junoszyca. My�la� o jednym: jutro ten 
typ nie b�dzie ju� mia� w mie�cie nic do roboty i wyjedzie do Warszawy. 
Przestanie eksponowa� si� w restauracji Wiechowskiego i w klubie urz�du, 
przestanie szasta� si� po ulicach swoim czerwonym mercedesem, no i przesiadywa� 
u Horze�skich. Jak on w og�le �mia� do panny Niry m�wi� per "brawurowa 
dziewczyna"!... A w ubieg�y pi�tek posun�� si� do bezczelno�ci, by jemu, 
narzeczonemu, z niedba�� min� powiedzie�: - O, na t� dziur� Nira jest wr�cz 
osza�amiaj�ca. I co mia�o znaczy� owo "na t� dziur�"? Przecie� Junoszyc spotyka� 
j� dawniej w Warszawie. Murek zw�zi� powieki i wpatrywa� si� z nienawi�ci� w 
nieznacznie poruszaj�ce si� wargi Junoszyca. Tak, musia� mu przyzna� urod�. Te 
szerokie ramiona, kszta�tna g�owa i twarz jak maska, jak maska poprawno�ci. Spod 
maski prze�wiecaj� tylko oczy, jego oczy: zimne, przebieg�e, wstr�tne. I te 
usta... Jest w nich co� bezwstydnego, a te z�by, oczywi�cie sztuczne. Nie mo�na 
chyba do niemal pi��dziesi�ciu lat zachowa� takich z�b�w. - M�g�by by� moim 
ojcem - przemkn�o Murkowi przez g�ow� - jest stary. I zaraz zacz�� oblicza�, �e 
Nira przed trzema laty, kiedy bawi�a przez ca�� zim� w Warszawie, nie by�a 
jeszcze pe�noletnia. A Junoszyc musia� mie� w�wczas co najmniej czterdzie�ci 
pi��... Nonsens. Ale wczoraj w klubie wojewodzina - a taka dama musi si� zna� na 
tych rzeczach - powiedzia�a g�o�no: - Pan Junoszyc mo�e si� bardzo podoba�!... I 
ta �atwo��, z jak� wkr�ci� si� od razu do najlepszego tutejszego towarzystwa. Z 
samym wojewod� rozmawia� jak z r�wnym, wepchn�� si� na polowanie do pa�stwa 
Dukszt�w, obwozi� po mie�cie genera�ow� Zagajsk�, prezydenta Niewiarowicza omal 
�e klepa� po ramieniu. W niespe�na dwa tygodnie! A u pa�stwa Horze�skich 
zachowywa� si� niczym we w�asnym domu. Murek, chocia� od roku ju� tu mieszka�, 
chocia� zajmowa� w magistracie powa�ne stanowisko, a w�a�ciwie by� praw� r�k� 
prezydenta, do dzi� dnia nie czu� si� w sferze, w kt�rej si� obraca�, ani tak 
swobodnie, ani tak dobrze. By�o to nad wyraz przykre, ale nawet w stosunku do 
Niry nie umia� zdoby� si� na tak� za�y�o��, do jakiej upowa�nia� go sam fakt 
narzecze�stwa. Zw�aszcza w obecno�ci Junoszyca czu� si� stremowany i po�era�a go 
bezmy�lna zazdro��. A ju� w ostatnich dniach z trudem panowa� nad nerwami. W 
zwi�zku z przyjazdem radcy ministerialnego na inspekcj� nie dosypia�, pracowa� 
od rana do p�nej nocy, obiady jada� w biurze. Dwoi� si� i troi�. Nie dla siebie 
zreszt�. Chodzi�o mu o wykazanie, �e przedmiot skarg i denuncjacji, kt�rymi 
klika starosty Bo�ymka zasypywa�a ministerstwo, �e �w rzekomo horrendalny chaos, 
wprowadzony w gospodarce miejskiej przez prezydenta Niewiarowicza, jest czczym 
wymys�em. Wprawdzie przed zainstalowaniem si� Murka w magistracie nie wszystko 
by�o w porz�dku, ale dopatrzenie si� w tym z�ej woli tak zacnego i 
nieszkodliwego cz�owieka, jak Niewiarowicz, zakrawa�o na �wiadome oszczerstwo. 
W�a�nie przez swoj� zacno��, przez mi�kko�� i troch� przez umiarkowane 
pr�niactwo Niewiarowicz dopu�ci� do niejakiego rozprz�enia w zarz�dzie 
miejskim. Ale wszystko da�o si� naprawi�. Radca G�sowski nie m�g� znale�� 
najmniejszego mankamentu, a dr Murek r�s� we w�asnych oczach, widz�c coraz 
�yczliwszy stosunek ministerialnego kontrolera do Niewiarowicza. R�s� tym wy�ej, 
�e przecie nielada pokus� prze�ama� w sobie. C� by�oby �atwiejszego, jak 
wykorzystanie sytuacji dla w�asnej kariery. Wystarcza�o pozostawi� Niewiarowicza 
samemu sobie. Da� mu nieuniknion� sposobno�� do kompromitacji, do wykazania 
nieznajomo�ci stanu faktycznego. A jednocze�nie popisa� si� w�asnymi zas�ugami. 
Bynajmniej nie zmy�lonymi, a tak oczywistymi, �e je�eli nie poszed�by od razu w 
g�r�, chocia�by na stanowisko Niewiarowicza, by�oby to conajmniej dziwne. 
Wyrzeczenie si� tej sposobno�ci nie przysz�o wszak�e Murkowi zbyt trudno. 
Brzydzi�by si� sob�. Mia� widocznie wrodzony wstr�t do intryg, do zakulisowej 
gry, do podstawiania nogi tym, kt�rzy si� chwiej�, a kt�rym tak, jak 
Niewiarowiczowi, winien by� b�d� co b�d� wdzi�czno��. Dlatego stara� si� w og�le 
nie pokazywa� si� kontrolerowi, usuwa� si� w cie�. W mie�cie i tak wiedziano o 
jego warto�ci i roli w magistracie, prezydent r�wnie� go docenia�, a na dalsz� 
karier�, na szersz� aren�, dr Murek mia� czas. Liczy� sobie zaledwie lat 
trzydzie�ci. Zreszt� by�o mu dobrze z tym, do czego ju� doszed�, a zbyt wysoko 
ceni� dotychczasowe etapy, moralnie i zas�u�enie osi�gane szczeble przebytej 
drogi, by nie mie� automatycznego wstr�tu do jakichkolwiek skok�w, kt�rych efekt 
nawet pozytywny, podwa�y�by przede wszystkim jego wiar� w s�uszno�� i solidno�� 
obranej drogi. Taki na przyk�ad Junoszyc, tak zwany cz�owiek interesu, a w 
rzeczywisto�ci - Murek nie w�tpi� o tym - zwyk�y aferzysta, �yj�cy z dnia na 
dzie�, by� dla Murka nie tylko czym� zak��caj�cym uporz�dkowany obraz struktury 
spo�ecznej, lecz wr�cz grasantem, kt�rego nale�a�oby zamkn�� lub przynajmniej 
wysiedli�. Jest co� niesprawiedliwego w tym, �e taki osobnik, w�a�nie taki 
osobnik, mo�e cieszy� si� powodzeniem, po�yskiwa� wielkim brylantem w 
pier�cionku i rozwala� si� na fotelu w jasnym i zapewne kosztownym ubraniu w 
wyzywaj�c� krat�... - Wi�c jak�e, doktorze - dolecia�y do �wiadomo�ci Murka 
s�owa Junoszyca. - Dojdziemy do porozumienia? - Nie, panie - odpowiedzia� 
stanowczo. - To jest wykluczone. - Jednak�e... pan prezydent... - Pan prezydent 
ju� moj� decyzj� zaakceptowa�. Junoszyc wsta�: - Szkoda - za�mia� si� swobodnie. 
- No, c�... Mo�e b�dziemy jeszcze �a�owa� takiego rezultatu naszej znajomo�ci. 
Murek lek...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin