Głowacki Wirówka nonsensu.txt

(199 KB) Pobierz
JANUSZ G�OWACKI

WIR�WKA

NONSENSU
Tower Press 2000
Copyright by Tower Press, Gda�sk 2000
WIZYTA
Ko�o si�dmej wieczorem ci�kie kroki i ko�atanie. Teresa jest ju� przy drzwiach, 
my�l�c, �e
przyjechali wcze�niej, �e Andrzej z Bodziem b�d� dopiero za godzin�, �e b�dzie 
musia�a sama ich
przyjmowa�. Zdenerwowana, nienawidz�c Andrzeja za to niepotrzebne wyj�cie i 
jednocze�nie
czuj�c jednak ulg�, �e ju� s�, otwiera drzwi rozja�niaj�c si� w u�miechu. A oni 
ju� tam stoj�, oboje
zakutani w kurty, grube chusty, zawsze wygl�daj�ce brudno � on w kaloszach, ona 
w trzewikach
wysokich, przydeptanych, mali oboje i bardzo starzy. Wi�c Teresa, u�miechaj�c 
si� w tym nast�pnym
momencie ju� �atwiej, zaprasza do �rodka i wype�niaj�c l�k przed cisz� za g�o�no 
i za szybko
pyta o podr�, t�ok, m�wi, �e Andrzej z synkiem b�d� za chwil�. A oni, nieufni, 
czujni, ostro�nie
wchodz� na l�ni�c� posadzk�, kt�ra od razu im si� nie podoba, bo jest obca, inna 
i niepotrzebna.
Ci�gle niewiele m�wi�c wy�aniaj� si� z tych kurt i chust, robi� si� jeszcze 
mniejsi i jeszcze starsi.
Potem, uroczy�cie prowadzeni, wchodz� do sto�owego, gdzie kwiaty zdobyte z 
trudem w zimie,
Matka Boska i �lubna fotografia na ich cze�� zawieszone nad niskim, modnym 
tapczanem, radio
solidne, szerokie, l�ni�ce politur� i bogato obite krzes�a.
Siadaj� na tych krzes�ach przy stole nakrytym bia�o i teraz zaczynaj� si� dla 
Teresy najtrudniejsze
momenty. Bo oni o nic nie pytaj�, nie patrz� na pok�j, tylko na ni� � bardzo 
spokojnie, jakby
jej nigdy przedtem nie widzieli. Opowiadaj�c, jak to mieszkanie w nowych blokach 
zdobyli, Teresa
wie, �e nie s�uchaj�, �e jej nie lubi� za to, �e jest z miasta, �e ma�e to przez 
ni� Andrzej ze wsi
uciek�, odszed� od nich i od ziemi oboj�tnie, bez �alu, czego nigdy nie 
przebacz�, bo nie mog� zrozumie�.
Patrz� na ni�, trzydziestoletni�, zgrabn�, ale ju� troch� tyj�c�, z w�osami 
jasnymi, ostrzy�onymi
za kr�tko, w sp�dnicy te� chyba za kr�tkiej i w sweterku czarnym za obcis�ym. 
Niech�ci
si� w ich oczach gromadzi coraz wi�cej. Wi�c Teresa urywa. Wybiega do kuchni, 
ale zaraz wraca,
proponuje herbat�, bo chocia� kaloryfery dobrze grzej�, oni przemarzli i raz po 
raz pocieraj�
spierzchni�te, czerwone d�onie z brudnymi paznokciami. Potem, �eby ci�gle co� 
robi�, szynk� i
chleb cienko pokrojone stawia na stole. I jeszcze jedn� i drug� karafk� z 
przygotowan� przez Andrzeja
nalewk�. Potem zn�w m�wi tylko ona. Ale jest ju� lepiej, bo za pi�tna�cie minut 
wraca Andrzej,
wi�c swobodniej opowiada o pracy Andrzeja w Prezydium Powiatowej Rady, o swojej 
w
szkole, o synku Bodziu, do ojca podobnym i dziadka.
Stary m�wi oszcz�dnie, starczym, skrzekliwym g�osem, bo chocia� sam trzyma si� 
jeszcze prosto,
g�os ma ju� umar�y. Tylko ona, bez wieku, poci�ta zmarszczkami, ci�gle zimna, 
patrzy ostro i
nie mo�e zrozumie�, co si� podoba�o w tej jazgotce jej synowi. G�osu nie 
zdziera, tylko czeka, bo
przyjechali z interesem powa�nym, robi� zgod�, a czas rozmowy jeszcze nie 
nadszed�.
Teresa nalewa do kieliszk�w, ale oni dzi�kuj�, czekaj� na syna, i zn�w si� robi 
gorzej. Ale teraz
ju� zgrzyta klucz w drzwiach i wchodzi Andrzej, palto lodenowe i kapelusz 
rzucaj�c na wieszak i
zrywaj�c futerko z Bodzia. Teresa oddycha z ulg�, kiedy Andrzej spiesz�c si� 
matk� i ojca w r�k�
ca�uje, a Bodzio tym wy�wiczonym �dziadku, babciu� wy�om w ch�odzie robi. Potem 
siedz� przy
stole, a Bodzio przegl�da zdj�cia na tapczanie i wszystko jest, jak zaplanowali, 
wi�c mo�na ju�
chwil� odsapn�� przed t� zasadnicz� rozmow�, kt�ra ju� teraz odb�dzie si� na 
pewno, a o kt�rej
mo�liwych wspania�ych nast�pstwach a� strach pomy�le�.
Na razie Andrzej, wysoki, w czarnym wyprasowanym garniturze, srebrzystym 
krawacie przy
bia�ej koszuli, w stroju, w kt�rym starzy niech�tnie syna nie kochanego poznaj�, 
zaprasza do picia.
Podnosi kieliszek my�l�c, �e oni zupe�nie si� nie zmienili, a przed oczami staj� 
mu wspomnienia ze
wsi, z ich domu � ani wzruszaj�ce, ani weso�e. Ale wznosz�c ten kieliszek 
u�miecha si� serdecznie,
ciep�o, chocia� z napi�ciem dla Teresy bardzo widocznym w�a�nie dlatego, �e ona 
teraz prawie tak
samo jak on czuje i my�li.
� Wi�c zdrowie rodzic�w kochanych za to, �e odwiedzili, i w og�le!
Wypili. Matka szybko, oboj�tnie, stary zakaszla� si�, poczerwienia� od razu. 
Zagry�li szynk�,
chlebem. Po chwili Andrzej zn�w nala� � wypili.
� Wi�c oto, synu, jeste�my � zachrypia� stary. � Oto jeste�my.
Wypili. Teraz zakrztusi�a si� Teresa, u�miechn�a przepraszaj�co. Dla niej picie 
ju� si� sko�czy�o.
� A Bodzio grzeczny ch�opak, zdrowy � pochwali� zn�w stary.
I tak idzie ta rozmowa, klucz�ca, ostro�na, powykr�cana, dotykaj�ca tylko i 
uciekaj�ca od tej
sprawy jedynej i najwa�niejszej. Wi�c teraz Andrzej o brata Macieja pyta, potem 
o pogrzeb drugiego,
Ignaca, na kt�rym nie by�, bo w�a�nie odbywa� wojsko. Potem lekko o konie, byd�o 
i, ju� blisko
tej sprawy, zn�w odskakuje. G��wnie Andrzej pyta, stary odpowiada. Teresa raz i 
drugi spr�bowa�a
si� wtr�ci�, potem na tapczanie przy Bodziu pozornie oboj�tna uwa�nie s�ucha. 
Stara te� ju� nie
pije, przechyli�a g�ow� na bok, patrzy czujnie wyblak�ymi oczami I ta rozmowa 
ko�uje dalej, a Andrzej
wiejskie wspomnienia, wtedy j�trz�ce niesprawiedliwo�ci�, teraz odleg�e ju� i 
ostyg�e, odnajduje
w sobie. Obraz wsi mocno przy�miony powraca w skrzeku starego, nie tyle w 
znaczeniu s��w,
ile w d�wi�ku i tonacji.
A stary rzecz te� snuje delikatnie, statecznie szukaj�c wspomnie� zbli�aj�cych, 
nie dziel�cych.
I tak ko�uj�, raz po raz zderzaj�c si� kieliszkami, a� stary po przerwie 
d�u�szej odchrz�kn��, poprawi�
si� w krze�le, spojrza� na star�.
� Wiadomym ci jest, Andrzeju, cel naszego przyjazdu. Jako rodzonemu synowi 
nale�e� ci si� po
nas mia�a po r�wni z bratem twoim Maciejem gospodarka. Teraz, jako �e� od nas z 
ziemi odszed�,
pod�ug ustawy ostatniej prawo swoje potraci�e�. Jednak�e, jako �e i ustawy na 
nowe si� zmieniaj�, i
my po polsku i chrze�cija�sku obowi�zek sw�j rodzicielski znamy, uzgodnili�my z 
Maciejem sp�aci�
nale�n� ci po �mierci naszej twoj� cz�� zaraz, z po�ytkiem dla stron obu. 
Maciejowi ziemi jest
teraz potrzeba, jako �e �eni� si� zamierza, a przed �lubem wykaza� musi. Na to 
zgod� listami wyrazi�e�
i przez co w�a�nie zgodnie z zapowiedzi� jeste�my, pokazuj�c, �e �alu nie mamy i 
zgody
chcemy.
Spojrza� na matk�, szybko wychyli� kieliszek, zagryz�, zakrztusi� si� i chrypia� 
dalej:
� Tak wi�c przybywamy do was uzgodni� spraw�, co my chcemy, co wy. Niech ka�dy 
powie,
co ma na my�li i sercu, a zgod� zrobimy.
Wtedy Andrzej grzecznie, uk�adnie ucieszy� si� s�owami ojca. Do zgody on jest 
pierwszy. Nie
przez niekochanie ziemi i rodziny odszed�, tylko p�dzony ciekawo�ci� do �wiata.
Ojciec kiwn�� g�ow� i szybko podni�s� kieliszek:
� Dosy� ju�. � Stara ostro odsun�a butelk�. � Zostaw, m�wi�.
Andrzej roze�mia� si� na te nic nie zmienione od tamtych czas�w rz�dy matki i 
kieliszki znowu
nape�ni�. Stara rzuci�a tylko ramionami i sw�j odsun�a.
Tymczasem stary, raz spraw� rozpocz�wszy, nie ko�uj�c wyk�ada.
Teresa, jak to zreszt� by�o zaplanowane, wzi�a �pi�cego Bodzia na r�ce, 
zanios�a do ��eczka
przygotowanego w kuchni. Wracaj�c us�ysza�a w�a�nie, jak Andrzej przeciw 
wymienionej d�ugiej,
opatrzonej wieloma zerami liczbie ostro protestuje. Zatrzyma�a si� d�u�ej w 
drzwiach, bo ta liczba,
chocia� przecie� spodziewali si� czego� takiego, uderzy�a j� jednak, oszo�omi�a 
konkretno�ci�.
Wypowiedziana, przetworzy�a si� w jej my�lach w wi�ksze mieszkanie w wielkim 
mie�cie, koniec
nie lubianej pracy, urz�dniczej pensji � futra, teatry. Potem us�ysza�a, �e 
Andrzej w�a�nie ze wzgl�du
na ni� i syna, powo�uj�c si� na ich wsp�lne szcz�cie, sumy tej nie przyjmuje 
jako za ma�ej. I
chce jej si� krzycze�, ale wie, �e Andrzejowi mo�na ufa�, bo jest sprytny i po 
ch�opsku, i po miejsku,
i widzi w nim tylko lekko przy�mione w�dk� skupienie. S�yszy dalej, jak stary 
namawia, spo-
cony, coraz bardziej czerwony na g�bie, i jak Andrzej, rozche�stany, upiera si�, 
�e nale�y mu si�
wi�cej, �e ma prawo.
A� �eb starego jest coraz bli�ej obrusa i on sam, po pijacku, serdecznie 
zgodliwy, przytakiwa�
zaczyna, zgadza� si�: � S�usznie, synu, s�usznie.
� Cicho, ty! � sykn�a stara. I sama ju�, napi�ta, spr�ona, jakby jeszcze 
zmala�a, zupe�nie nie
pijana, maj�c z g�ry nad Andrzejem dawn� przewag� szacunku, kt�ry w nim teraz 
powraca, i w�a�nie
trze�wo�ci - przejmuje spraw�.
� A ty, Andrzeju, wiesz, �e dopiero po naszej �mierci m�g�by� pr�bowa� swego 
dochodzi�. A
my z ojcem po�yjemy.
� Czego wam z ca�ego serca �ycz�! � Andrzej, spocony, zmierzwiony, przechyli� 
si� do przodu.
Ale na krzywd� si� zgodzi� nie mog�. I tak, kochani, dodacie dwadzie�cia 
tysi�cy.
� S�usznie, synu. � Stary rozlewaj�c nalewk� trz�s�c� si� r�k� podnosi 
kieliszek. � S�usznie. Stara
nie zwraca ju� na niego uwagi. � Nie post�pimy.
Do niej nale�y decyzja i tylko ju� w jej stron� Andrzej, troch� be�kotliwie: � 
Sumienia nie macie.
Bez sumienia ludzie.
� A ty co? Jak na ziemi �y�e�, nie do roboty ci by�o. Co innego mia�e� w g�owie.
Oczy jej nieprzyja�niej� jeszcze bardziej i u Andrzeja zn�w powracaj� te dawne 
obrazy, rozko�ysane
w�dk� i roztkliwieniem nad sob�.
� A co? Oczkiem w g�owie wam nie by�em. Trzech nas by�o. Oni u was we wszystkim 
pierwsi
przede mn�. � Machn�� r�k�. Kieliszek rozprysn�� si� na pod�odze. � Uczy� si� 
chcia�em. Post�picie
dwadzie�cia?
Stara roze�mia�a si� niespodziewanie, ostro, skrzekliwie.
� I nauczy�e� .si�. Z komunistami robi� porz�dki. �e te� ta Matka Boska ze 
�ciany chce na ciebie
patrze�. Za ma�o ci� stary bi�, przez to teraz takie czasy, tacy jak ty rz�dz�. 
Pi�� do�o��.
- Dwadzie�cia. - Pi��.
Teresa chcia�a mu, be�koc�cemu, przerwa�, spraw� zako�czy�, dla niej ju� 
wygran�. Ba�a si� teraz
jego uporu pijackiego, ju� bez sprytu. Ba�a si�, �...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin