Julia Hunter Najpi�kniejsza r�a lata - Przykro mi, panno Shelley, ten etat jest ju� od dw�ch tygodni zaj�ty. - Jak to panie Schapski, nie rozumiem. Carina nie wierzy�a w�asnym uszom. Przecie� dosta�am list. Jest w nim napisane, �e jako nauczycielka angielskiego mam obj�� si�dm� klas�. Wyci�gn�a list z torebki i chcia�a go poda� temu m�czy�nie, kt�ry sprawia� wra�enie niezwykle osch�ego. Siedz�cy za biurkiem pan Schapski nie wzi�� go jednak, lecz wyra�nie rozdra�niony pokiwa� jedynie g�ow�. - Nie musz� go wcale czyta� i tak wiem, kto jest jego autorem. Pani Schmidt pracowa�a u nas tylko przez miesi�c, ale nawet w tak kr�tkim czasie zdo�a�a pope�ni� mn�stwo b��d�w organizacyjnych. Obawiam si�, �e pani r�wnie� pad�a jej ofiar�. Etat, o kt�ry pani si� ubiega, zosta� ju� w mi�dzyczasie, ku naszemu zadowoleniu, obsadzony. Niestety, nie mog� pani pom�c, panno Shelley. - Zapewne s� jakie� inne wolne miejsca pracy w tej szkole... Carina nie potrafi�a zrozumie� tej ca�ej sytuacji. - Przykro mi, panno Shelley. Jego s�owa zabrzmia�y tak zdecydowanie, �e Carinie �cisn�o si� serce. Jej plany spe�z�y na niczym. Musia�a mie� wypisan� rozpacz na twarzy, gdy� osch�y, rzeczowy ton m�czyzny za biurkiem, sta� si� nieco �agodniejszy. - Niech pani poczeka chwil�. Wsta� i opu�ci� biuro. W Carin� wst�pi�a iskierka nadziei, ale czu�a r�wnocze�nie, �e nawet najmniejsze niepowodzenie mo�e j� za�ama�. Podczas oczekiwania na powr�t pana Schapskiego ogarn�a j� jeszcze wi�ksza rozpacz. Oto najwi�ksza przygoda w jej �yciu mia�a okaza� si� katastrof�. Nie mog�a uwierzy�, �e jeszcze czterdzie�ci osiem godzin temu sta�a na podium, gdzie w�r�d oklask�w i gratulacji profesor�w oraz student�w odbiera�a dyplom. Od trzech tygodni my�la�a wy��cznie o pracy w Niemczech. Promienia�a rado�ci� od momentu, gdy otrzymaa�a list z potwierdzeniem, �e czeka na ni� etat. Przyjaciele radzili, by jak najszybciej wsiad�a w samolot, zameldowa�a si� w szkole, a potem a� do podj�cia pracy w sierpniu, zwiedza�a Europ�. Tak czy inaczej, musia�aby liczy� si� z pieni�dzmi, bo prawie wszystkie oszcz�dno�ci wyda�a na bilet lotniczy i zni�kowe bilety kolejowe. Jej zasoby finansowe wystarcza�y zaledwie na dwa posi�ki dziennie i kwatery w czasie wakacji. Na pewno nie sta� j� ju� na bilet powrotny. A teraz ta odmowa przyj�cia do pracy. Nigdy dot�d nie znalaz�a si� w podobnej sytuacji bez wyj�cia. - �a�uj�, panno Shelley - powiedzia� pan Schapski wr�ciwszy do biura - tak jak przypuszcza�em, nie mamy w szkole �adnego wolnego etatu. Zgas�a ostatnia iskierka nadziei. Carina wsta�a i jak odurzona ruszy�a w stron� drzwi. - Serdecznie dzi�kuj� za pa�skie starania, panie Schapski. - Panno Shelley, nie mog� wprawdzie zaoferowa� pani posady, ale mo�e chocia� wys�ucha pani mojej rady. Jeden z powa�niejszych biznesmen�w w naszym mie�cie, niejaki pan von Stade, poszukuje nauczycielki dla swoich dzieci. Nie znam niestety szczeg��w, ale je�li by�aby pani zainteresowana, mog� um�wi� pani� na rozmow� z panem von Stade. Carina nie waha�a si�. Nie mia�a innego wyboru, jak skorzysta� z ka�dej mo�liwo�ci. - By�abym panu bardzo wdzi�czna. - Dobrze, prosz� i�� ze mn�. Carina uda�a si� z nim do innego pomieszczenia, gdzie zwr�ci� si� do kobiety siedz�cej za zawalonym papierami biurkiem. - Pani Klein, prosz� um�wi� pani� Shelley na jutro z panem von Stade. Potem odwr�ci� si� w stron� Cariny. - �ycz� pani pomy�lno�ci i prosz� wybaczy� t� nieprzyjemn� pomy�k�. Podczas gdy kobieta telefonowa�a, Carina nie�mia�o usiad�a na jedynym krze�le, jakie znajdowa�o si� w pokoju. - Pan von Stade oczekuje pani� jutro o czternastej w swoim mieszkaniu. - Poda�a jej kartk� z adresem. - Dzi�kuj� bardzo. Carina u�miechn�a si�. - To drobiazg. �ycz� pani du�o szcz�cia. Je�li dostanie pani prac� u pana von Stade, b�dzie pani z pewno�ci� zadowolona. Do widzenia, panno Shelley. Carina schowa�a kartk� z adresem do torebki i opu�ci�a budynek szkolny. By�a szcz�liwa, gdy znalaz�a si� na rozgrzanej s�o�cem ulicy. Chocia� jej przysz�o�� sta�a nadal pod znakiem zapytania cieszy�a si� perspektyw� jutrzejszej rozmowy. Odczu�a ulg�, �e nie b�dzie musia�a sp�dza� ca�ego roku szkolnego w tym starym budynku, kt�ry przed chwil� opu�ci�a. Podczas spaceru po uliczkach wzd�u� Menu jeszcze raz przemy�la�a swoj� obecn� sytuacj�. Mog�a sprzeda� bilety kolejowe, kt�re zapewnia�y jej wielokrotn� podr� poci�giem w ci�gu dw�ch miesi�cy. Za uzyskan� kwot� i pozosta�e jej jeszcze czeki podr�ne mog�aby op�aci� bilet lotniczy w powrotn� stron�. Jednak w domu w Elderwood w stanie Indiana jej sytuacja nie uleg�aby wcale istotnej poprawie, gdy� wujek Ron i ciocia Jeanne udali si� na trzytygodniowy urlop. S�dzili bowiem, �e Carina pozostanie w Europie co najmniej przez rok. Carina nie mia�a nawet kluczy do domu, nie mia�a te� �adnych perspektyw na znalezienie tam pracy. Poza tym, by�oby raczej nieprzyjemnie wraca� tak szybko z powrotem. Mia�a nadziej�, �e otrzyma t� posad� u pana von Stade. Je�eli zaj�cie to nie oka�e si� z g�ry nie do przyj�cia, gotowa by�a zgodzi� si� na ka�de wynagrodzenie i sprosta� wszelkim wymaganiom. Zaakceptuje te� wszystkie warunki, byle tylko pozosta� na jaki� czas w Europie. Przy odrobinie szcz�cia uda�oby si�, by� mo�e, jeszcze troch� pozwiedza�. Do rozmowy pozosta�o jej jeszcze oko�o dwudziestu czterech godzin. Postanowi�a zwiedzi� malownicze miasto W~urzburg. Popo�udnie sp�dzi�a spaceruj�c po parku w centrum miasta i po wzg�rzu Marienburg, kt�re wznosz�c si� ponad uliczkami i Menem, sprawia�o nadzwyczajne wra�enie. Ogl�da�a wystawy sklepowe przy g��wnych ulicach. Szczeg�lnie spodoba�y jej si� sklepy mi�sne - pe�ne w�dlin i kie�bas rozmaitych wielko�ci i kszta�t�w. W tych sklepach unosi� si� tak cudowny zapach, �e Carina zdecydowa�a si� wreszcie kupi� troch� kie�basy, by zje�� j� na kolacj� wraz z chlebem, serem, popijaj�c do tego wino. Czu�a zm�czenie d�ugim lotem z Nowego Jorku do Frankfurtu, wi�c postanowi�a wcze�nie po�o�y� si�. Chcia�a, ponadto, nast�pnego dnia by� w jak najlepszej formie podczas rozmowy z panem von Stade. Le��c ju� w ��ku rozmy�la�a o tym, co przyniesie kolejny dzie�. Nie by�o dotychczas mowy o pani von Stade, ale to zapewne nie mia�o znaczenia. Carina nie wiedzia�a nawet iloma dzie�mi mia�aby si� opiekowa� i w jakim s� one wieku. Sekretarka w szkole powiedzia�a, �e z tej posady, je�li j� otrzyma, b�dzie zadowolona. Po chwili zapad�a w g��boki, spokojny sen. Promie� s�o�ca, przenikaj�cy prez szpar� w ci�kich zas�onach, obudzi� Carin� nast�pnego ranka. Min�a d�u�sza chwila, zanim u�wiadomi�a sobie, gdzie si� znajduje. Z przyjemno�ci� ziewa�a i przeci�ga�a si� na mi�kkich poduszkach podczas uk�adania planu na przedpo�udnie. Najpierw pragn�a zje�� dobre �niadanie - bu�eczk�, jajko na mi�kko i kaw�. Spojrza�a na zegarek i podskoczy�a w przera�eniu. By�a ju� dwunasta. Za dwie godziny oczekiwana jest przez pana von Stade. Wyskoczy�a z ��ka i chwyci�a szlafrok. Wzrok zatrzyma�a na wywieszce przy drzwiach. By�o na niej napisane, �e �niadanie wydawane jest do godziny jedenastej. I tak ju� nie mia�a czasu, by my�le� o �niadaniu. Po�piesznie wzi�a prysznic i umy�a g�ow�. Jej kasztanowe w�osy o wspania�ym po�ysku cz�sto budzi�y podziw. Fryzjer zachwyca� si� nimi. Carina wiedzia�a, �e prawie w ka�dej fryzurze jest jej do twarzy. Teraz mia�a w�osy lekko wycieniowane, si�gaj�ce do ramion, wdzi�cznie okalaj�ce twarz. Jej makija� ogranicza� si� zwykle do odrobiny r�u, lecz dzi� nawet i to by�o zb�dne, gdy� zdenerwowanie i podniecenie nada�y jej policzkom r�owego koloru. Pozosta�a ju� tylko godzina do rozmowy. Wyb�r garderoby nie sprawi� jej k�opotu. Zabra�a w podr� tylko kilka rzeczy, poniewa� du�y kufer z ubraniami mia� zosta� nades�any w p�niejszym terminie. Swoj� ulubion� sukienk� rozwiesi�a na wieszaku przy oknie ju� poprzedniego wieczoru, tak �e wygl�da�a teraz �wie�o. By�a to sukienka w ulubionym kolorze Cariny, intensywnym r�u, z kr�tkimi r�kawkami i lekko faluj�c� sp�dniczk�, podkre�laj�c� w�sk� tali�. Szybko si� ubra�a i z satysfakcj� stwierdzi�a, �e kolor sukienki doskonale harmonizuje z barw� jej oczu. Za�o�y�a sanda�y na p�askim obcasie i zesz�a do recepcji.Swoim dalekim od doskona�o�ci niemieckim poprosi�a recepcjonistk� o zam�wienie taks�wki. Postanowi�a poczeka� na zewn�trz. Spojrza�a na zegarek, mia�a jeszcze p� godziny czasu. Ogarn�o j� zdenerwowanie. Ta rozmowa mia�a wielkie znaczenie. Nie mog�oby przytrafi� si� jej nic gorszego, jak sp�nienie na spotkanie z panem von Stade. Gdy w ci�gu nast�pnych dziesi�ciu minut taks�wka nadal nie przyje�d�a�a, Carina by�a bliska rozpaczy. Uda�a si� ponownie do recepcji i raz jeszcze przedstawi�a swoj� spraw� recepcjonistce. Recepcjonistka u�miechn�a si� przyja�nie i powiedzia�a: - Tak, panno Shelley. Jednak Carina wiedzia�a ju�, �e kobieta za lad� nie zrozumia�a ani s�owa. Je�li teraz co� si� nie zdarzy, b�dzie zgubiona. W tym momencie podesz�a do niej starsza dama. - Niechc�co by�am �wiadkiem pani rozmowy - powiedzia�a �amanym angielskim. Carina odetchn�a z ulg�. - Czy mog� pani w czym� pom�c? - zaproponowa�a. Carina wyja�ni�a jej swoj� sytuacj�. - Wi�c chce pani dosta� si� do von Stade. Ach tak. Willa le�y na przedmie�ciu. Musi si� pani pospieszy�, by punktualnie dotrze� na miejsce. Prosz� poczeka�, zawo�am taks�wk�. Kilka minut p�niej podjecha� samoch�d i starsza dama rozmawia�a z kierowc�. - Powiedzia�am mu, �e ma najkr�tsz� drog� zawie�� pani� do von Stade - wyja�ni�a Carinie. Carina nie mia�a nawet czasu, by podzi�kowa�. Samoch�d z piskiem ruszy� i b�yskawicznie w��czy� si� do ruchu ulicznego. Jazda by�a pasjonuj�ca, nie tyle ze wzgl�du na cudowne zabytki, kt�re mijali niestety w mgnieniu oka, ile z powodu szale�czej pr�dko�ci. Zanim Carina si� spostrzeg�a, dotarli do wspania�ej willi w �liczny...
pokuj106