Kot Latający Holender.txt

(31 KB) Pobierz
Kot

Lataj�cy Holender

By�o to wiele lat temu. Akurat ko�czy�em Szko�� Morsk� w Gdyni i musia�em 
odb�bni� praktyki na kt�rym� ze statk�w PLO. Znajdowali�my si� w�a�nie na Morzu 
Karaibskim, gdy nadesz�o ostrze�enie o tajfunie i schronili�my si� do 
najbli�szego portu, kt�ry m�g� nas przyj�� - niewielkiej miejscowo�ci Vapescos u 
wschodniego wybrze�a Meksyku. Morze Karaibskie to paskudny obszar, nag�e zmiany 
pogody to tutaj normalna rzecz, niebo dot�d czystob��kitne mo�e nagle pokry� 
gruby ko�uch chmur, kt�remu towarzyszy� b�dzie huraganowy wiatr i deszcz. Nic 
dziwnego, �e gin� tutaj jachty, a nawet statki - je�li kt�ry� nie zd��y na czas 
do bezpiecznego portu, to mo�e by� z nim krucho. 
My zd��yli�my. Moim zdaniem mogliby�my wcale tam nie wchodzi�, bo o t� okolic� 
otar�o si� najwy�ej skrzyd�o huraganu, ale Stary wie lepiej co w wodzie piszczy. 
Nikomu z marynarzy o d�u�szym sta�u nie chcia�o si� wychodzi� na l�d, ale dla 
mnie by�a to pierwsza wizyta na zachodniej p�kuli i a� mnie trz�s�o, �eby 
zobaczy� jak to wygl�da, wi�c przekupi�em jeszcze dw�ch z za�ogi obietnic� kilku 
kolejek w barze i dostali�my pozwolenie wyj�cia.
Rzeczywi�cie, by�o nieciekawie. Gdy wp�ywali�my do portu wszystko sk�pane by�o w 
krwawym blasku zachodz�cego s�o�ca, a od horyzontu gna�a w naszym kierunku �awa 
chmur rozja�nianych b�yskawicami. Teraz niebo zasnu�o si� zupe�nie i panowa�y 
prawie kompletne ciemno�ci z rzadka rozja�niane blaskiem latar� ledwo widocznych 
w zacinaj�cym deszczu. Na szcz�cie by�o bardzo ciep�o, wr�cz parno. Wiadomo - 
zwrotnik, tropiki. Wiatr z�o�liwie szarpa� moim p�aszczem odchylaj�c go w 
najmniej spodziewanych miejscach, �eby nala� mi wody tam, gdzie przypadkiem by�o 
jeszcze sucho i po kilku minutach marszu zacz��em przeklina� pomys� zwiedzania 
tej dziury. Moi towarzysze nie m�wili nic, ale zapewne w my�lach podnosili cen� 
za towarzyszenie mi w tym piekle. Przecie� pojutrze mieli�my wp�yn�� do Santa 
Lucia, gdzie rzeczywi�cie by�o co ogl�da�, je�li wierzy� opowie�ciom za�ogi. 
Gdyby nie strach, �e b�d� si� ze mnie nabija�, pewnie bym zawr�ci�. Min�li�my 
jakie� budynki, chyba magazyny, ciemne kszta�ty jednostek stoj�cych przy kei i 
nigdzie nie wida� by�o ani �ladu �ycia, a� czasem odnosi�em wra�enie, �e 
zacumowali�my w  wymar�ym mie�cie - widmie. Zd��y�em nawet pomy�le�, �e opr�cz 
portu nic tu nie ma, gdy wiatr zmniejszy� nap�r i prawie wpad�em na jak�� 
�cian�. Poczu�em, �e przez opuszczeniem statku zapomnia�em odwiedzi� ubikacj� i 
zatrzyma�em si� rozpinaj�c rozporek. Ach, co za ulga. W tej chwili przypomnia�em 
sobie o moich dw�ch towarzyszach i rozejrza�em si� w panice dooko�a, ale w 
zacinaj�cym deszczu nie mia�em nawet szansy ich odnalezienia. Zrobi�em jeszcze 
kilka niepewnych krok�w, gdy nagle przez szum wiatru przebi�y si� jakie� odg�osy 
i w mroku przede mn� otwar�y si� drzwi ukazuj�c jasno o�wietlone wn�trze. 
Dobieg�y do mnie �miechy, d�wi�k szk�a, szuranie krzese� po pod�odze. Z wn�trza 
wysz�y dwie postacie, z kt�rych jedna prawdopodobnie by�a kobiet� i zamkn�wszy 
drzwi skierowa�y si� w sobie tylko znanym kierunku. Odg�osy �ycia znik�y jak 
uci�te no�em i zn�w poczu�em si� jak na pustkowiu. Macaj�c r�kami po �cianie 
posuwa�em si� w kierunku, gdzie ostatni raz widzia�em �wiat�o. Zrozumia�em, 
dlaczego wcze�niej niczego nie zauwa�y�em. Okna budynku by�y szczelnie 
zas�oni�te okiennicami zbitymi z desek, a przez szczeliny mi�dzy nimi przebija�y 
si� w�skie strumyki �wiat�a do tej pory ca�kowicie zag�uszane strugami deszczu. 
Nios�y ze sob� obietnic� ciep�ego i suchego wn�trza oraz szklaneczki czego� 
rozgrzewaj�cego. Teraz ju� wyra�nie s�ysza�em dobiegaj�ce ze �rodka odg�osy 
�ycia. Sta�em tak jeszcze przez chwil�, a po g�owie t�uk�y mi si� s�owa piosenki 
"Do Tawerny Pod Pijan� Zgraj�, do ta�cz�cych okopconych �cian...". Wymaca�em 
drzwi i wszed�em do �rodka.
Jakbym znalaz� si� w innym �wiecie, �wiecie, kt�ry zawsze mia�em przed oczyma 
s�uchaj�c tamtej piosenki. To by�a rzeczywi�cie tawerna, jakie spotyka si� ju� 
chyba tylko w filmach o piratach albo w takich dziurach jak Vapescos. �ciany 
zbudowane z ledwo ociosanych bali, mo�e rzeczywi�cie okopcone, a mo�e po prostu 
brudne, podobnie jak pod�oga wydeptana setkami tysi�cy st�p, kt�re przesz�y po 
niej od chwili postawienia tej budy. Zauwa�y�em trzy czteroosobowe stoliki z 
prawej, jakby elegantszej strony pomieszczenia, reszta to by�y d�ugie sto�y przy 
kt�rych znajdowa�y si� �awy podobnej d�ugo�ci. W nozdrza uderzy� mnie zapach 
b�d�cy mieszanin� dymu tytoniowego, potu wydzielanego z niedomytych ludzkich 
cia� oraz bukiet kuchenny: sple�nia�e sa�atki, skwa�nia�e wino i ca�a reszta, 
do�� trudna do rozpoznania, jednak w ko�cowym efekcie troch� przypominaj�ca 
niezbyt starannie uprz�tni�tego pawia.
Nie wygl�da�o na to, �eby co� z tego przeszkadza�o osobnikom zape�niaj�cym 
pomieszczenie. Patrz�c na nich odnios�em jeszcze wi�ksze wra�enie nierealno�ci 
tego miejsca. M�czy�ni o czerwonych, zaro�ni�tych twarzach w niczym nie 
przypominali bywalc�w europejskich knajp portowych, bo nigdy ju� wi�cej nie 
nazw� ich tawernami. Wielu z nich nosi�o pasiaste, marynarskie koszule spod 
kt�rych wygl�da�y ow�osione klatki piersiowe i okr�g�e brzuchy, paru by�o 
mokrych, jakby przyszli tu� przede mn�, kilku siedzia�o nie zdj�wszy nawet 
p�aszczy, a woda �ciekaj�ca na pod�og� tworzy�a b�otniste zacieki rozdeptywane 
we wszystkie strony. Wszyscy byli brudni, jakby mimo marynarskiego fachu 
cierpieli na wodowstr�t. W uszy wwierca� mi si� gwar kt�ry powstaje, gdy m�wi 
jednocze�nie wiele os�b. O ile mog�em si� zorientowa�, kr�lowa� j�zyk hiszpa�ski 
lub podobny, ale trafia�o si� tu i �wdzie s�owo angielskie, a nawet francuskie 
czy w�oskie. Przy mniejszych, "kawiarnianych" stolikach siedzia�o kilka os�b 
wygl�daj�cych, jakby za�atwiali jakie� ciemne interesy i niekt�rzy z nich 
sprawiali wra�enie czystszych, a i gwar z tej cz�ci sali dobiega� mniejszy. 
Uzna�em, �e ju� wystarczaj�co d�ugo sta�em w wej�ciu i ruszy�em przed siebie.
Kontuar w niczym nie odbiega� od nastroju knajpy, a nawet gdzieniegdzie j� 
przewy�sza�. Wyszuka�em w�r�d starych i �wie�szych plam miejsce oparcie o kt�re 
nie zagra�a�o przyklejeniem i wspi��em si� na wysoki zydel. Barman, pot�ny 
grubas przepasany bia�ym fartuchem popatrzy� na mnie z tak� sam� ciekawo�ci�, z 
jak� ja patrzy�em na niego i podszed� bli�ej. Wida� by�o, �e kompletnie mu nie 
pasuj� do tego miejsca. Ja te� si� czu�em troch� nieswojo, ale za nic nie 
wyszed�bym teraz na dw�r i to nie tylko z powodu deszczu, ale chyba r�wnie� 
przez t� atmosfer�, dzi�ki kt�rej od�ywa�y marzenia z dzieci�stwa, kt�re pchn�y 
mnie do szko�y morskiej i kt�re okazuje si� nigdy nie umar�y, a tylko przysn�y 
gdzie� tam, w pod�wiadomo�ci, przyt�umione realizmem stalowych potwor�w 
przemierzaj�cych dzi� oceany.  Mo�e po raz pierwszy poczu�em si� troch� 
marynarzem, jak wtedy, gdy u babci na wsi dorwa�em star�  bali� i wyp�yn��em w 
rejs po sadzawce przed domem? Ile wtedy mia�em lat, siedem, osiem?
- Co poda�? - ochryp�y g�os barmana wyrwa� mnie ze wspomnie�. G�os pasowa� do 
postaci i do tego miejsca, ale pewien zgrzyt stanowi�a idealna, niemal 
oksfordzka angielszczyzna.
- Eeee - odpowiedzia�em niezdecydowanie.
- Na tak� pogod� najlepsza b�dzie szklaneczka rumu dla rozgrzewki - popatrzy� na 
mnie ze zrozumieniem.
- Eeee...tak - zgodzi�em si� skwapliwie. Je�li ju� zab��dzi�em w trakcie trwania 
kt�rego� z rejs�w szkoleniowych do baru, to jednak zawsze kr�lowa�y tam bardziej 
cywilizowane trunki. Gdzie by�y wtedy moje wspomnienia o piratach z ksi��ek 
Stevensona?
Barman wyci�gn�� spod kontuaru butelk� zawieraj�c� jaki� ��tawy p�yn i 
postawiwszy przede mn� - o dziwo! - czyst� szklank� nala� do pe�na. Zap�aci�em i 
poci�gn��em ostro�ny �yk. O rany! Jak ci piraci mogli pi� takie paskudztwo! Omal 
nie wyplu�em ca�o�ci na blat kt�ry, s�dz�c po wygl�dzie, prze�y� ju� niejedno 
takie zdarzenie. Barman przygl�da� mi si� z tak� ciekawo�ci�, �e zacz��em 
podejrzewa� go o jaki� numer. Dopiero po chwili zobaczy�em swoj� min� w lustrze 
za barem i zrozumia�em jego spojrzenie. Dzielnie prze�kn��em i u�miechn�em si� 
zdr�twia�ymi wargami. Barman wr�ci� do wycierania szklanek i przesta� zwraca� na 
mnie uwag� - czy�bym zda� egzamin? Spr�bowa�em poci�gn�� jeszcze �yk i tym razem 
posz�o lepiej. A poza tym to paskudztwo naprawd� rozgrzewa�o. Przeci�gn��em 
palcem po blacie wyczuwaj�c szczeliny pozostawione w niewiadomych 
okoliczno�ciach przez ludzi, kt�rzy by� mo�e umarli na d�ugo przed moim 
narodzeniem. Czy to jest ten powiew historii, o kt�rym opowiada�a mi znajoma 
studiuj�ca archeologi�? Podobno odczuwa�a co� takiego chodz�c po miejscach, w 
kt�rych staro�ytni wznie�li jakie� swoje budowle, teraz obr�cone w ledwo 
odznaczaj�ce si� od otoczenia ruiny. Wy�mia�em j� wtedy, przez co si� na mnie 
�miertelnie obrazi�a. Ch�tnie bym j� teraz przeprosi�.
Dyskretnie rozejrza�em si� po sali. Najwyra�niej marynarze podobni do mnie 
omijali t� bud� szerokim �ukiem, jednak teraz dostrzeg�em kilku zapl�tanych 
pomi�dzy fantazyjn� bra� nadal przypominaj�c� zbiorowisko karaibskich pirat�w. 
Dostrzeg�em te� kilka kobiet, r�wnie brudnych i niechlujnych jak ci, kt�rzy je 
obejmowali. I najwi�kszy powiew nowoczesno�ci: elektryczne �wiat�o bij�ce z 
nieos�oni�tych �ar�wek zwieszaj�cych si� spod sufitu. Cholera. Mo�e trzeba by�o 
wyj�� i zapami�ta� tylko pierwsze wra�enie? Poci�gn��em jeszcze �yk i okaza�o 
si�, �e szklanka jest pusta. Podnios�em j� znacz�cym gestem w kierunku barmana i 
po chwili zn�w by�a pe�na. W sumie, nie jest tu tak �le, a i zapach ju� przesta� 
by� taki uci��liwy. Zabra�em szklank� i poszed�em w kierunku jednego ze sto��w, 
przy kt�rym wypatrzy�em wolne miejsce.
Wygl�da�o na to,  �e jestem ostatnim z przyby�ych go�ci, bo od dobrych 
kilkunastu minut nikt nowy si� nie pojawi�. Pogoda wyra�nie nie ...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin