Henry Kuttner Pegaz Chc� wam opowiedzie� o Jimie Harrym Worthcie i o szkapie ze skrzyd�ami. Mn�stwo ludzi uwa�a teraz mity za zwyczajne bujdy na resorach, za bajki rozdmuchane przez starych, kt�rzy opowiadaj� je m�odym. Ka�dy kraj ma swoje legendy; na przyk�ad w Chinach s�ysza�em o smoczycach... Ale to nie na temat, bo ja chc� wam opowiedzie� o Jimie Harrym i zaczarowanym koniu, kt�rego sobie zdoby�. By� wysokim, chudym, ogorza�ym jak orzech ch�opakiem o poci�g�ej twarzy, niezgrabnym, jak to wyrostek, gdy sta� nieruchomo, ale w ruchu pe�nym gracji niczym �rebi�. Worhowie mieli farm� w Imperial i Jim Harry tam dorasta�, tam uczy� si� chodzi� w codziennym kieracie i tam, sko�czywszy swoje lata, poszed� do szko�y. Kocha� konie. Umia� na nich je�dzi� i skwapliwie z tego korzysta� . Kraj tu rozleg�y i wielki. Dzieciak mo�e si� po�o�y� na plecach na ��tych zboczach i gapi� w niebo, kt�re jest wi�ksze ca�ego �wiata. Mo�e tam tak le�e� i patrze� na dryfuj�ce chmury, dop�ki nie wyczuje p�du planety poprzez wszech�wiat, i ma czas na rozmy�lanie. Jim Harry tak robi�, wiem to. Ch�opak mia� rozmarzone oczy, a jego stopy dotkni�te by�y ��dz� w��cz�gi. Z pocz�tku nie wiedzia�, co to takiego. Zwykle galopowa� na z�amanie karku po ca�ej okolicy i w�drowa� po niej, kiedy nie mia� konia. Potem, w szkole, nauczy� si� czyta� i Dolina sta�a si� dla niego wi�zieniem, tym gorszym, �e nie mia�a granic. To marzenie w jego oczach i te niespokojne stopy - tak, tylko �e s� one dla cz�owieka przekle�stwem i b�ogos�awie�stwem zarazem. Ja to wiem. W�drujesz i co gorsza, czego� po drodze szukasz, a nie wiesz czego i mo�esz tego nigdy nie znale��. Starasz si� odpowiedzie� na pytanie: nie wiesz, co to za pytanie: i w ko�cu pozostaje ono bez odpowiedzi. Kiedy si� w ko�cu zm�czysz, jeste� got�w si��� na s�o�cu i rozmy�la�, ale nie wtedy, kiedy jeste� m�ody. Tak wi�c m�ody Jim Harry du�o rozmy�la� i wiele czyta�, a w pewien z�y dzie� zapyta� o nag�, bezwodn� i star� g�r� Breadloaf wznosz�c� si� na po�udniu. - Nikt tam nie �azi - odpar� Andy Worth, tata Jima Harry'ego. - Ale czy nikt nigdy tam nie poszed�? Andy nie s�dzi�, aby tak by�o, ale musia� jecha� do miasteczka, �eby kupi� par� nowych siode�, tak wi�c rozmowa w�a�ciwie na tym si� urwa�a. Sarah, matka Jima Harry'ego nie wiedzia�a nic ponad to i poradzi�a ch�opcu, �eby nie zawraca� sobie g�owy takimi g�upstwami. A wi�c Jim Harry wyszed� z domu ze starszym bratem Tomem, kt�ry zastawia� sid�a i kt�ry wy�mia� tylko jego rozterki. Ale prawdy dowiedzia� si� od Tante Rush, o kt�rej jedni m�wili, �e jest paisano, inni, �e by�a kiedy� s�awn� kobiet� i widzia�a Europ�. Teraz mieszka�a w wal�cej si� chacie przy strumieniu, hodowa�a �winie i kury, by�a wied�m� o twarzy przypominaj�cej uschni�ty w�oski orzech, i oczach b�yszcz�cych jak granaty. Ludzie m�wili, �e jada�a szalej, i mo�e tak by�o. Tak czy inaczej, by�a samotn� staruch�, a poniewa� lubi�a towarzystwo, nauczy�a si� s�ucha� i przytakiwa�. Dzieciaki wpada�y do niej na godzink� pogaw�dzi�, a ona usi�owa�a przekupi� je skromnym pocz�stunkiem, byle tylko zosta�y d�u�ej. Jim Harry odwiedza� Tante Rush cz�sto, bo pozwala�a mu si� wygada� i nie �mia�a si� z niego, a jak ju�, to �yczliwie. Tante Rush twierdzi�a, �e na szczycie g�ry Breadloaf mo�e co� by�. - Po mojemu, nikt nigdy tam nie by� - m�wi�a stara. ci�ko si� tam wdrapa�, co, Jim? Nigdy si� tam nie wdrapywa�e�? - Prawdopodobnie nic tam na szczycie nie ma. Tyle �e to najwy�sze miejsce w promieniu wielu mil. Wida� stamt�d drog� przez Dolin�. - Ch�opiec odp�dzi� kwok�, kt�ra przydrepta�a dzioba� jego znoszony but. - Mo�e nawet wida� Pacyfik. - Tam po drodze s� g�ry, m�odzie�cze. Nigdy nie widzia�e� oceanu? - By�em raz we Frisco z tat�. I dosta�em lanie, bo uciek�em i pojecha�em do Sausalito - wspina� si� na Tamalais. - Lubisz si� wspina�, co? - Taak - przyzna�. - Lubi� wysokie miejsca. Powiedz, s�ysza�a� kiedy� o Piegazie? - �le wym�wi� to s�owo, parz�c w g�r�, na Breadloaf. - Nie. A co to? - Takie opowiadanie. O koniu ze skrzyd�ami. Podobno �yje na g�rze, a w ka�dym razie sfruwa tam co jaki� czas. - O jednoro�cach to s�ysza�am - powiedzia�a z pow�tpiewaniem Tante Rush poruszaj�c w t� i z powrotem rozchwianym siekaczem. - Rogi to mog� koniowi wyrosn��, ale skrzyd�a chyba nie bardzo. Po co by mu by�y? - Nie wiem. - Jim Harry przekr�ci� si� na plecy i le�a� w zielsku obserwuj�c chmury sun�ce w kierunku G�ry Bredloaf. Nie odzywa� si� przez jaki� czas; potem mrukn�� sennie: - Zastanawiam si�, czy na szczycie Breadloaf nie ma czasem Pegaza. - Nie by�abym zdziwiona - wymamrota�a zgodnie Tante Rush. - I tak nie znajdzie si� taki, co by powiedzia�, �e nie ma. - Wydaje mi si�... a mo�e... - Jim Harry usiad�. - Dzisiaj nie mam w�a�ciwie nic do roboty. Musz� tylko naprawi� stodo��, a to mo�e troch� zaczeka�. Chyba wdrapi� si� na Breadloaf. - Jest za gor�co - zaoponowa�a starucha wzdychaj�c. - Jak troch� poczekasz, to upiek� kukurydzianych plack�w. - Nie. - Wsta�, odszed� kawa�ek, ale zawr�ci�. - Masz troch� cukru? Tante Rush znalaz�a par� bry�ek, kt�re Jim Harry wrzuci� do kieszeni farmerek. Potem ruszy� go�ci�cem. Kiedy znikn�� ju� z oczu, stara wybuchn�a nagle piskliwym, rechotliwym, starczym �miechem. - Ach te dzieciaki - wymrucza�a. - Te dzieciaki! - W r�ku zosta� jej kawa�ek cukru. Wcisn�a go sobie do ust i zacz�a wolno �u�. - Ko� ze skrzyd�ami! Te dzieciaki! Ale Jim Harry podchodzi� pod G�r� Breadloaf i po chwili spotka� �miesznego, powykr�canego, garbatego kar�a, kt�ry ku�tyka� �cie�k� podpieraj�c si� zakrzywionym kosturem. Cz�owieczek spojrza� na Jima Harry'ego przenikliwie i powiedzia�: - S�ysz�, �e idziesz po skrzydlatego konia, ch�opcze. Jim Harry poczu� si� dziwnie nieswojo i mia� ochot� zawr�ci� i uciec. Ale karze� wyci�gn�� swoj� zakrzywion� lask� i zagrodzi� mu drog�. - Nie b�j si� mnie, m�odzie�cze - powiedzia�. - Jeste� przecie� dwa razy wi�kszy ode mnie. A jeszcze nie przesta�e� rosn��. Jim Harry wypi�� pier�, �eby m�niej wygl�da�, chocia� wiedzia�, �e jest chudy nawet jak na sw�j wiek. - Nie znam pana - powiedzia�. - Ale ja ju� ciebie widzia�em w miasteczku. A wi�c wybra�e� si� szuka� Pegaza. - Czy tak si� to imi� wymawia? - Jim Harry zarumieni� si�, bo pomy�la�, �e karze� naigrywa si� z niego. - Wcale nie. Ja sobie tylko spaceruj�. . G��boko osadzone oczy tamtego troch� posmutnia�y. -Szybko si� uczysz ch�opcze. Ju� obawiasz si� �mieszno�ci. Id� dalej, wejd� na Breadloaf; znajdziesz Pegaza. Ale jak, u diab�a, zamierzasz go dosi���? Nie da si� osiod�a�, ale b�dzie ci potrzebna uzda. Jim Harry pomarkotnia� i zacz�� kre�li� czubkiem buta wzory na piasku. - No nic, wspinaj si� dalej , a j a wcale bym si� nie zdziwi�, gdyby� znalaz� jak�� uzd� gdzie� na skale. Ale nie zapominaj , �e Pegaz nale�y do nieba. Stanie si� twoimi stopami i zabierze ci� hen, daleko; stanie si� twoimi oczami i ujrzysz cudowne rzeczy. Ale niie pozw�l mu d�ugo pozostawa� na ziemi. Te ostatnie s�owa �cich�y w oddali niczym poszept wiatru. Kiedy Jim Harry podni�s� wzrok, cz�owieczka nie by�o, chocia� gdzie� z do�u dolatywa�o postukiwanie jego laski. Ch�opca kusi�o, �eby zej�� w d� po jego �ladach, bo by� wra�liwy na kpiny. Ale potem spojrza� w g�r� i zobaczy� wierzcho�ek G�ry Breadloaf i ju� nie potrafi� si� powstrzyma�. I dziwna rzecz, ale po przej�ciu oko�o p� kilometra Jim Harry ujrza� paradn� uzd� le��c� na skale, tu� obok �cie�ki. Z pocz�tku troch� si� przestraszy�, ale zaraz ruszy� dalej pod g�r�, zabieraj�c ze sob� uzd� i zachodz�c w g�ow�, kim by� karze�. Droga na szczyt by�a trudna. Jim Harry krwawi� w kilku miejscach, a jego farmerki znajdowa�y si� w op�akanym stanie, kiedy wreszcie wdrapa� si� na gra� i stoczy� po trawiastym zboczu. Wsta� i obejrza� si� dooko�a. Wierzcho�ek nie by� zbyt rozleg�y; mia� kszta�t spodka poro�ni�tego bujn� traw�, a w znajduj�cym si� po�rodku zag��bieniu utworzy�a si� sadzawka deszcz�wki. Ros�o tam troch� krzak�w, ale nigdzie nie by�o �ladu konia, ani skrzydlatego, ani �adnego innego. Jim Harry podszed� wi�c do kraw�dzi i wyjrza� na rozpo�cieraj�cy si� pod nim �wiat. Dolina Imperial wydawa�a si� ma�a i nierzeczywista na tle niebieskawego pasma g�rskiego rysuj�cego si� na zachodzie. Za nim pi�trzy�y si� przykryte bia�ymi czapami g�ry Sierra. A podmuchy wiatru, kt�re czu� na sobie, na pewno nie zrodzi�y si� w p�ucach ziemskiej istoty. Jima Harry'ego zaczyna�y �wierzbi� stopy i zapragn�� ruszy� pieszo poprzez powietrze na zach�d, za te widmowe, zamglone dale i w drug� stron�, nad Sierr�. I na p�noc, tam gdzie �nie�ne krainy, i na po�udnie, gdzie Meksyk i Panama; cud, �e Jim Harry w tym podnieceniu nie przekroczy� kraw�dzi szczytu, nie spad� i nie zabi� si�. Ale co� kaza�o mu spojrze� w g�r�, a tam, na niebie, pojawi�a si� plamka, kt�ra ros�a w oczach. Mo�e to marzenie w oczach ch�opca spowodowa�o, �e rozpozna� Pegaza. W ka�dym razie zbieg� na d� do sadzawki i rozrzuci� tam kilka bry�ek cukru, a potem wysypa� okruszkami �cie�ynk� do najbli�szych zaro�li. Schowa� si� w tych zaro�lach i czeka�. Nadlecia� Pegaz. Och, ten ko� wprawi�by w zachwyt samego Boga! By� to rumak o dumnie wygi�tej szyi i wspania�ych chrapach, pokryty bia�� sier�ci� skrz�c� si� niczym same gwiazdy, z grzyw� faluj�c� jak jutrzenka i z oczyma, kt�re potrafi�y by� czerwone jak szalej�cy p�omie�, to znowu �agodne i wilgotne jak u dziecka. Bo�e, cz�owiek m�g� umrze� ujrzawszy Pegaza i uwa�a� si� za bardzo szcz�liwego. I te skrzyd�a u ogiera! Rozpo�ciera�y si� od bar�w bia�e jak pi�ra czapli, mocarne i po�yskuj�ce w s�o�cu. Nadlatywa� zataczaj�c kr�gi. Kr��y� to opadaj�c, to podrywaj�c si� p�ochliwie w g�r�, bia�y na tle b��kitu, a� w ko�cu wyl�dowa� obok sadzawki lekko niczym wr�bel, sk�adaj�c wielkie skrzyd�a i bij�c kopytami w ziemi�. Popi� z umiarem deszcz�wki, poskuba� trawy i zacz�� bryka� wierzgaj�c zadnimi nogami jak �rebak i r��c rado�nie, jak to...
pokuj106