Łukianienko Sługa.txt

(28 KB) Pobierz
SIERGIEJ �UKIANIENKO

s�uga

S�udzy, b�d�cie poddani z wszelk� boja�ni� panom, nie tylko dobrym i �agodnym, 
ale i przykrym. Albowiem to jest rzecz mi�a Bogu.
PIERWSZY LIST �W. PIOTRA APOSTO�A
Ja, Ejlar Waas, m�wi�, stoj�c na swojej ziemi. A to znaczy, �e ka�de moje s�owo 
jest prawd�. Moje niebo nad g�ow�, m�j piasek pod nogami, moi s�udzy na murach 
zamku. Przyszli�cie bez pozwolenia i wasi s�udzy trzymaj� w r�kach stal. Nie 
musz� odpowiada� na pytania - tobie, Krij Guusie, przyjacielu ojca, ani tobie, 
Randzie Waat, m�odszy bracie ojca, i m�j wujku. Tym, kt�rzy id� za wami, z 
d�ugimi jak u niewolnik�w imionami i pustymi jak ich zamki chor�gwiami, nie 
powiedzia�abym ani s�owa. Ale ty, Krij, wyci�gn��e� mnie z �ona matki, 
przyjmuj�c na siebie wyb�r �ycia i �mierci. A ty, Rand, walczy�e� rami� w rami� 
z moim ojcem na Z�otych Wydmach i w Mie�cie Martwych. Wiecie, �e by� dobrym 
panem, a ja przyk�adn� c�rk�. I je�li ojciec le�y w grobowcu, zabity moj� r�k�, 
tylko wam dane jest pozna� prawd�. M�j ojciec pope�ni� b��d i cie� jego b��du 
pad� na ca�y r�d. A wszystko zacz�o si� pi�� dni temu, gdy wraca�am do zamku z 
wiosennego polowania. 
Ko�skie kopyta mi�kko st�pa�y po w�skiej gliniastej �cie�ce - jedynej, kt�ra 
wiod�a z P�nocnych G�r do zamku Waas. Ejlar, c�rka pana pod�ug krwi i prawa, 
drzema�a, �ciskaj�c wodze uwite z ko�skiej grzywy. Czeldar, zimny wiatr p�nocy, 
ch�osta� jej p�obna�one cia�o. Biegn�cy przodem niewolnicy byli ubrani w ciep�e 
futrzane p�aszcze, pod kt�rymi ledwo mo�na by�o si� domy�li� napi�tych kusz. 
Ejlar spojrza�a na nich z pogard�, na chwil� budz�c si� z drzemki. Niewolnik 
mo�e czu� zimno i b�l, mo�e by� s�aby. Jest niewolnikiem. 
G�aaman, maj�cy prawo pyta�, dogna� konia Ejlar przed ostatnim zakr�tem. Ci�ko 
oddycha� i rytualne pok�ony w �aden spos�b nie zgadza�y si� z rytmem ruchu. 
Ejlar przytrzyma�a konia. 
- Ejlar Waas, c�rko pana pod�ug krwi i prawa� - zacz�� G�aaman. Lekkim 
skinieniem Ejlar pozwoli�a mu odrzuci� reszt� tytu�u. 
- Ummilis, s�ysz�cy to, co nies�yszalne, pozna� g�os Randa Waasa, naszego pana. 
On prosi ci�, by� si� pospieszy�a, Ejlar Waas. Ma dla ciebie wielk� nowin�. 
G�aaman zamilk� i tylko jego spojrzenie - m�ode, otwarcie �apczywe, dalej 
�lizga�o si� po ciele Ejlar. Nie zwr�ci�a na to uwagi. Niewolnik mo�e po��da� 
swoj� pani�. Mo�e j� nawet kocha�. To nie ma znaczenia. 
- Co jeszcze powiedzia� Ummilis?
- Nic, Ejlar. S�owa pana nie by�y przeznaczone dla naszych uszu. On czeka na 
ciebie i prosi, by� si� pospieszy�a. 
Ejlar obrzuci�a wzrokiem czekaj�cy j� podjazd. Pi�� mil wzd�u� iglastego lasu, 
zamieszkanego przez nocne potwory. S�o�ce ju� zachodzi�o, ju� tylko brze�ek 
pomara�czowego dysku widnia� pomi�dzy szczytami. Trzeba rozbi� ob�z - stra�nicy 
w zewn�trznym kr�gu, chorzy i ranni w wewn�trznym, Ejlar, trofea, niewolnicy z 
prawem g�osu - w centrum. Tak si� nale�a�o. 
- G�aaman! Powiedz stra�nikom, �e p�jd� tak szybko, jak chodz� najszybsi spo�r�d 
nich. Powiedz im, �eby zabijali potwory na �cie�ce. Powiedz s�abym, �e oni p�jd� 
za nami - ich ochron� b�dzie �wi�tynia. 
- Co zrobi� z trofeum, Ejlar? 
Dziewczyna obejrza�a si�. Siedmiometrowe, l�ni�ce cia�o b�otnego w�a nie�li 
bezimienni niewolnicy. Ju� i tak zostali w tyle na trzy setki krok�w i nie mogli 
i�� szybciej. 
- Niech znajd� rozpadlin�, w kt�rej b�dzie mo�na schowa� w�a. Niech ob�o�� go 
kamieniami i pilnuj� do rana. B�dzie z nimi �wi�tynia. Powiedz im, �e dostan� 
imiona. 
Ejlar uderzy�a kolczast� bransolet� konia tam, gdzie do�wiadczeni niewolnicy 
usun�li zbroj� z �usek. Ko� poszed� k�usem i kusznicy przyspieszyli kroku. Jeden 
z nich, rozchyliwszy p�aszcz, wystrzeli� w kierunku lasu. Ciemny bezkszta�tny 
k��bek spad� z ga��zi i potoczy� si� po drodze, wyrzucaj�c wok� bezradne sieci 
macek. 
Ejlar znowu pop�dzi�a konia. Zbli�a�a si� noc. 
Zamek Waas wygl�da� raczej na cz�� ska�y ni� na ludzkie siedlisko. Zbudowano go 
wiele wiek�w temu i w �a�cuchu dni zatar�o si� wszystko: imi� budowniczego, 
je�li je mia�, imi� pierwszego gospodarza, je�li nie nale�a� do rodu Waas. 
Zwodzony most powoli opuszcza� si� nad g��bok� fos�, wype�nion� czarn�, g�st�, 
ciamkaj�c� ciecz�. Ejlar zeskoczy�a z konia, rzuci�a wodze koniuchom, kt�rzy 
podbiegli. Odwr�ci�a si�, ogl�daj�c resztki oddzia�u: Honuusk, dow�dca stra�y, 
G�aaman, Ummilis i kilkunastu innych, kt�rych imiona nie mia�y znaczenia. 
- Ciep�ej wody i mydlanego soku - zaordynowa�a w przestrze�. - Szybciej! Nie 
mog� i�� do ojca w takim stanie. 
Kt�ra� z dziewcz�t s�u�ebnych pomog�a jej zdj�� my�liwski pas i kusznicz� ta�m�. 
Druga, jeszcze bardzo m�odziutka, pospiesznie rozsznurowywa�a wysokie sk�rzane 
buty. G�aaman, kt�remu m�odszy brat przyni�s� czysty p�aszcz, rzuci� go na 
kamienne p�yty wewn�trznego podw�rca zamku. 
Ejlar sta�a na szorstkim we�nianym p�aszczu, cierpliwie czekaj�c, a� s�u��ce 
natr� j� pieni�cym si� sokiem i obmyj� ciep�� wod�. Po czym, skin�wszy 
G�aamanowi na znak, �e jego us�uga zosta�a zauwa�ona, za�o�y�a cienk� tunik� i 
posz�a w stron� drzwi wiod�cych do ojcowskiej wie�y. Honuusk, w wymazanej 
r�nokolorow� krwi� zbroi, szed� za ni�, jakby istnia�o na �wiecie 
niebezpiecze�stwo, kt�re mog�oby zagra�a� Ejlar Waas w jej w�asnym zamku. 
Stra�nik przy drzwiach odsun�� si� na bok, robi�c przej�cie. Ejlar poci�gn�a na 
siebie ci�kie drzwi z kamiennego drzewa i zatrzyma�a si�. 
W wie�y pachnia�o obcym wiatrem. Gin�� tu lodowaty dech Czeldara, ledwo uchwytn� 
nut� dolatywa� bagienny zapach zamku Guusa, mo�na by�o si� tylko domy�li� 
bladego �ladu r�norodno�ci traw Szelda. Spiralne schody sz�y do g�ry, 
o�wietlone nielicznymi smolnymi pochodniami, ale nawet ich p�omienie drga�y i 
przygasa�y, czuj�c oddech obcego �wiata. 
- Honuusk! - rozkaza�a cicho Ejlar, pewna, �e ten nie przegapi ani jednego 
s�owa. - Je�li do �witu ja albo ojciec nie zejdziemy na d� - zniszczysz wie��. 
Wszyscy, kt�rzy zechc� p�j�� za nami - po�o�� si� na stos�
Zacz�a powoli wchodzi� po stopniach. R�ka co chwila szuka�a kuszy zostawionej 
przy drzwiach. Strach przeszkadza� my�le�. Ojciec wreszcie znalaz� inny �wiat, 
kosztuj�cy �ycie dwudziestu niewolnik�w�
Schody sko�czy�y si�. Ejlar posta�a chwil� przed ostatnimi drzwiami - szarymi, 
wielokrotnie stopionymi. Tutaj nie by�o ju� drzewa i stali, przed szale�stwem 
obcych �wiat�w chroni�o z�oto i o��w. R�d Waas by� wystarczaj�co znamienity i 
pot�ny, �eby pozwoli� sobie na o��w. 
Oczekiwanie okaza�o si� gorsze od samego strachu i Ejlar zacz�a pospiesznie 
zdejmowa� zabezpieczenia. Zasuwy ze stali i o�owiu, z�ote kliny w szczelinach 
drzwi, zatrut� paj�czyn� wok� klamki� Przekr�ci�a klamk� i drzwi otworzy�y si�. 
W okr�g�ej sali z �ukowym sklepieniem nie by�o zwyk�ego zestawu przybor�w 
w�adcy-uczonego. Nie by�o szklanych kolb z m�tnymi cieczami, wydobytymi z cia� 
m�odych s�ug, nie by�o marmurowych sto��w z tymi cia�ami. Rand Waas by� m�ody i 
nie martwi� si� o eliksir nie�miertelno�ci. W okr�g�ych oknach o najcie�szych 
szybach nie by�o sto�k�w rur do patrzenia. Rand Waas nie by� ciekaw, co robi� 
s�siedzi, i nawet gdy nad g�rami p�yn�y Zwierciadlane Ob�oki, nie wypatrywa� w 
nich niewyra�nych odbi� cudzych domen. Co za� si� tyczy gwiazd - gor�cych i 
zimnych - Rand Waas zbyt dobrze zna� bezpo�rednie drogi do nich. 
Drog� otwiera�a srebrna obr�cz - umocowany na mocnych bursztynowych podstawkach 
owal, stoj�cy po�rodku sali. W obr�czy p�ywa� t�czowy dymek. W�a�nie st�d p�yn�� 
lekki wiatr nios�cy zapach obcego �wiata. Ejlar poci�gn�a nosem. Spalenizna, 
dym� I setki nieznajomych zapach�w, nie zwyczajnie martwych, lecz tak�e nie 
b�d�cych nigdy �ywymi. 
Ojca w komnacie nie by�o. Przeszed� przez owal. 
Ejlar obesz�a obr�cz. To samo: t�czowa mgie�ka, porywy obcego wiatru. Westchn�a 
i posz�a wzd�u� �cian, ogl�daj�c malownicze freski. Zbyt rzadko bywa�a w wie�y 
ojca, �eby nie skorzysta� z takiego momentu. 
Oto pierwszy. Najwyra�niejszy - oszcz�dzi� go p�omie�, kt�ry niegdy� wyrwa� si� 
ze srebrnego owalu. Zamek Waas, wygl�daj�cy nie tak staro jak teraz. Dw�ch 
je�d�c�w, dw�ch braci, wyje�d�aj�cych z bramy: Rand Waat i Rand Waas. D�ugi 
szereg s�ug za nimi. 
Drugi fresk. Ojciec i Waat walcz� rami� przy ramieniu na Z�otych Wydmach. Szare 
cienie koczownik�w za�cielaj� ��ty piasek wok�. 
Trzeci fresk. Bracia w Mie�cie Martwych, w mie�cie, w kt�rym nikt nie �y� i �y� 
nie b�dzie. Bardzo ma�o s�ug z nimi. 
Czwarty. Na niego mo�na patrze� ca�ymi godzinami, poniewa� to fresk 
przedstawiaj�cy �wi�tyni�, a tylko nielicznym dane by�o ogarn�� i przekaza� jej 
wielko��. �wi�tynia jest ogromna, zajmuje p� nieba. Z�o�ona z czarnych i 
lustrzanych kwadrat�w kula wisi nad ziemi�, opieraj�c si� na cienkiej kamiennej 
r�ce. To r�ka Boga, kt�ry ocali� �wiat przed spadni�ciem w wieczny p�omie� Awuk. 
Pi�ty fresk. Bracia stoj� w sali, kt�ra jest tak ogromna, �e pomie�ci�by si� w 
niej ca�y zamek Waas. �wi�tynia uzna�a ich za godnych i teraz mo�e spe�ni� ka�d� 
ich pro�b�. 
Ejlar u�miechn�a si�. Zna�a pro�b� swojego wuja - czarodziejski mur, kt�ry 
odgrodzi�by jego zamek od wrog�w. �wi�tynia spe�ni�a obietnic� - i Rand Waat na 
zawsze pozby� si� l�ku o swoje �ycie. I naznaczono go pi�tnem tch�rza - albowiem 
pro�ba by�a haniebna. Nie ma lepszej ochrony ni� m�stwo, nie ma lepszej broni 
ni� waleczno��
Ojciec zrezygnowa� i z ochrony, i z broni. Patrz�c przed siebie - bowiem bracia 
nie spotkali nikogo w �wi�tyni, a g�os bog�w p�yn�� ze �cian nieludzkiej 
bia�o�ci - opowiedzia� swoj� histori�. 
By� starszym w rodzie i wed�ug prawa w�ada� zamkiem. Umia� pos�ugiwa� si� broni� 
i nikt nie �mia� porwa� jego s�ug czy rzuci� wyzwania rodowi Waas. Nie chcia� 
przelewa� krwi wolnych, zabieraj�c sobie ich niewolnik�w. Ale zanim umrze, 
chcia� przyda� chwa�y swojemu rodowi. 
Poprosi� �wi�tyni� o drzwi, wiod�ce do innych �wiat�w - tam, gdzie jest 
niebezpiecze�stwo i s�awa, i nowi niewo...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin