Szot Przeznaczenie.txt

(19 KB) Pobierz
�ukasz Szot

Przeznaczenie

Obudzi�em si� rano z prze�wiadczeniem, �e co� jest nie
tak. Z poziomu ��ka spojrza�em na m�j ma�y, obskurny
pokoik, od�a��c� ze �cian farb� i po��wk� klosza os�aniaj�c� �ar�wk�. Wszystko w porz�dku. Zajrza�em przez drzwi do 
kuchni i zauwa�y�em stoj�cy na kuchence garnek i resztki zupy na blacie sto�u. Nic nienormalnego. Na tyle, na ile 
pozwala� mi kark wykr�ci�em szyj� w stron� okna i spojrza�em na drewniany kibel. Stoi jak zawsze. Wszystkie te 
czynno�ci kosztowa�y mnie niema�o wysi�ku i musia�em odpocz��. My�li powoli kr��y�y po g�owie jak odurzone 
pszczo�y. Odurzone oparami alkoholu pr�bowa�y wpa�� na w�a�ciwe tory i dotrze� do sedna niepokoju. Nie udawa�o 
si�.
�eby poprawi� kr��enie w okolicach m�zgu, zacz��em si� drapa� po g�owie. I nagle ol�nienie. Nie mog�em znale�� 
�r�d�a niepokoju w otoczeniu, bo tkwi�o ono we mnie. Nie jestem tak bystry, �eby sam na to wpa��, pomog�o mi to 
drapanie. Dotykaj�c r�kami g�owy nie poczu�em po prostu nowych �lad�w po mordobiciu, jakie co wiecz�r urz�dza�a 
mi s�siadka, gdy wraca�em do domu pijany. A r�k� mia�a ci�k� i zabawia�a si� w Pana Boga karz�c mnie w ten 
spos�b za jeden z grzech�w g��wnych, jaki na�ogowo pope�nia�em. Gorsze by�y poranki, gdy odkrywa�em nowe siniaki 
ni� wieczory, z kt�rych ma�o co pami�ta�em. A dzisiaj nic. �adnych nowo�ci, same stare obt�uczenia, kt�re zaczyna�y 
sw�dzie�. Jak przez mg�� przypomnia�em sobie powr�t do domu i ostatni� my�l przed snem: nie dosta�em dzi� od pani 
Heleny po mordzie.
Nie my�la�em o tym d�ugo, bo zacz��em czu� ssanie w �o��dku. Kaca nie by�o. Jeszcze. Musia�em go wyprzedzi�, ale 
wcze�niej trzeba by�o co� zje��. Potykaj�c si� o w�asne nogi dobrn��em do kuchni, spojrza�em do gara, z kt�rego zupa, 
stoj�ca tam od d�u�szego czasu, chcia�a sama wy�azi�. Zniech�cony tym widokiem do jedzenia, wyszed�em z 
mieszkania i wst�puj�c po drodze do kibla uda�em si� w stron� miasta. Um�wi�em si� z W�adkiem na rogu. Powiedzia� 
mi wczoraj, �e obili mu pysk w parku par� dni temu. Kiedy powiedzia�em mu, �e mam to codziennie, nie chcia� 
uwierzy�.
W�adek ju� czeka�. Przyszed� z jakim� go�ciem, kt�rego nie zna�em, ale powiedzia�, �e ma kas� i kupi par� win. Przed 
takim argumentem musia�em pochyli� czo�a i zgodzi�em si� na jego towarzystwo.
- To jest Henryk - przedstawi� mi W�adek nowego.
- Kazek - powiedzia�em podaj�c r�k� naszemu dzisiejszemu sponsorowi.
Henryk wygl�da� na jeszcze starszego ni� ja. M�g� mie� gdzie� pod pi��dziesi�tk�, ale na oko da�bym mu z 
siedemdziesi�t. Postury raczej drobnej, niewiele wy�szy ode mnie, mia� na g�owie beznadziejny beret z antenk�. 
Pomi�ta szara marynarka nie by�a dla mnie niczym szokuj�cym, bo sam chodzi�em i spa�em na przemian w jednym 
garniturze, natomiast zdziwi� mnie ko�nierzyk koszuli, kt�ry wystawa� spod swetra. Koszula wygl�da�a na 
wyprasowan�.
- Du�o rzeczy mnie dzi� zaskoczy�o - zacz��em rozmow� w drodze do sklepu. Wzrok W�adka nie wyra�a� niczego, a 
Henryk spojrza� na mnie z ciekawo�ci�. - Na przyk�ad to, �e obudzi�em si� rano i nie czu�em, �ebym by� 
pokancerowany. Po prostu s�siadka nie sprawi�a mi lania, jak co wiecz�r - wiem, �e czasem musz� sobie pogada�.
- Co pan powiedzia�? - oczy Henryka wyra�a�y wielkie zaciekawienie.
- �e s�siadka mnie nie spra�a - jego pytanie nie wygl�da�o na zadane przez kogo� przyg�uchego, wi�c zdziwi�o mnie 
troch� jego zainteresowanie.
- Ale nie, chodzi mi o to s�owo, kt�rego pan u�y�.
- Da�a mi lanie? - nie wiedzia�em, o co go�ciowi chodzi.
- Nie, jeszcze inaczej - czepia si�, ewidentnie si� czepia stary cap.
- Pokancerowa�a mnie? - przestawa�o mi si� chcie� z nim rozmawia�.
- Tak, tak, tak, w�a�nie to, sk�d pan wymy�li� to s�owo - patrzy� na mnie, jakbym by� co najmniej w�a�cicielem sklepu. 
Mia�em wra�enie, �e sta�em si� dla niego wielki, cho� nie wiedzia�em dlaczego.
- O czym gadacie - W�adek wyczu� nastr�j rozmowy i zaciekawi� si�.
- Pan Kazimierz u�y� w�a�nie niesamowitego s�owa. S�owa, kt�re zrobi karier� w naszym j�zyku i b�dzie u�ywane 
przez masy - widzia�em, �e jest mocno poruszony.
- Co �e� ty mu powiedzia�, �e on si� tak podnieca - W�adek zawsze wali� prosto z mostu.
- Tylko to, �e mnie ta stara baba nie spra�a.
- Ja jestem j�zykoznawc� - zacz�� Henryk - i w�druj� po �wiecie w poszukiwaniu nowych s��w lub takich, kt�re ju� 
wysz�y z u�ycia...
- Co pan jest? - W�adek nie zrozumia�, ja zreszt� te�.
- Zajmuj� si� mow�, jestem profesorem na uniwersytecie, ale zamiast �l�cze� nad s�ownikami, jak inni, postanowi�em 
zaj�� si� osobi�cie ca�� spraw� i w miar� mo�liwo�ci sprawdzi� to empirycznie.
Zobaczy�em, jak W�adek r�wnocze�nie ze mn� unosi ramiona i wykrzywia usta w ge�cie zdziwienia. Nasz wzrok 
spotka� si� nad jego g�ow�.
- Zabieram pana, panie Kazimierzu na nasz� uczelni� i zwo�amy zjazd.
W�adkowi nie w smak to wszystko by�o, nie mia� kompanii do picia, ale jego troski os�odzi�y pieni�dze, kt�re dosta� od 
Henryka na wino. Ja poszed�em z nim. Gdy szli�my w stron�, jak on to m�wi�, uczelni, wyci�gn�� telefon i zacz�� 
gdzie� dzwoni�. Co� tam m�wi�, �mia� si� do s�uchawki a potem poklepa� mnie po ramieniu. W pewnym momencie 
poczu�em, �e robi mi si� s�abo i mi�kn� w nogach.
- Musz� si� czego� napi� - odezwa�em si� w ko�cu, bo jak do tej pory szli�my nie rozmawiaj�c. To znaczy on gada� 
przez telefon, a ja szed�em za nim.
- Chwileczk� - powiedzia� do telefonu - m�wi� pan co�? - zwr�ci� si� do mnie.
- M�wi�em, �e musz� si� czego� napi�, bo mam strasznego kaca - powt�rzy�em.
- Dobra, to ko�cz� - rzuci� w s�uchawk� - p�jdziemy sobie, prosz� pana do sklepu i kupimy co� - powiedzia� mi 
chowaj�c telefon do kieszeni.
Wst�pili�my do spo�ywczego i kupi�... wod� mineraln�.
- Ale ja my�la�em o czym� mocniejszym - stara�em si� oponowa� - woda ma dla mnie dzia�anie zab�jcze. Na pewno mi 
nie pomo�e.
- Musi pan �wie�o wygl�da�, zwo�ali�my konferencj� j�zykoznawc�w na jutro, a pan b�dzie g��wnym punktem 
programu. B�dzie ona po�wi�cona mi�dzy innymi temu s�owu, kt�rego pan u�y� w rozmowie wcze�niej. S�owo to - 
znowu zaczyna� si� podnieca� - b�dzie kamieniem w�gielnym po�o�onym pod now� nauk� o j�zyku. W czasach, gdy 
zaskorupia�a i nie rozwijaj�ca si� mowa jest �r�d�em �miechu dla lingwist�w innych narod�w, pan, panie Kazimierzu, 
zapali� �wiate�ko w tunelu i to �wiate�ko jest teraz naszym wsp�lnym celem, wsp�lnym d��eniem. Zaczynaj�ca si� w 
ten spos�b pr�nie rozwija� nowa mowa...
Nie mog�em go ju� s�ucha�, wi�kszo�ci z tego, o czym on m�wi� nie rozumia�em. Spr�bowa�em napi� si� wody, ale 
jako� nie mog�em jej prze�kn��. Czu�em, jak w jednej chwili po moim ciele zaczynaj� przebiega� zimne dreszcze na 
przemian z falami gor�ca. Zaczyna� si� kac. Szed�em coraz wolniej i on w ko�cu musia� to zauwa�y�.
- A mo�e jest pan g�odny. Przepraszam, �e nie zapyta�em wcze�niej - w jego g�osie by�a prawdziwa troska - zaraz 
zawo�am taks�wk� i pojedziemy do restauracji.
Wsiedli�my do taks�wki, nie musia�em przynajmniej przebiera� nogami, i dotarli�my do jakiego� lokalu. W taks�wce 
dzwoni� jeszcze do kogo� i na miejscu czeka�o na nas dw�ch jego koleg�w. Gdy zobaczy�em Henryka po raz pierwszy 
nie wygl�da� mi na takiego m�drka, cho� wyprasowana koszula mog�a mi da� do my�lenia. Ale jego kumple, te� chyba 
jacy� profesorowie, oni dopiero wygl�dali na powa�nych ludzi. Byli jakby �ywcem wyj�ci z telewizji, oboje w 
garniturach i to ca�kiem porz�dnych. Czekali przed wej�ciem i na nasz widok przerwali o�ywion� dyskusj�.
- Pan Kazimierz - zacz�� nas sobie przedstawia� m�j nowy kolega - jak nazwisko?
- Co? - wyrwa�em si� z chwilowego odr�twienia, w kt�re wpad�em przed sekund�.
- Jak si� pan nazywa?
- Marski.
- Pan Kazimierz Marski - doka�cza� formalno�ci Henryk - pan Andrzej Niebu�a i pan Wojciech Kalidzki. Wejd�my, 
porozmawiamy w �rodku.
Podali�my sobie d�onie, ale wiedzia�em, �e i tak nie zapami�tam, kt�ry z nich jest kt�ry, je�li w og�le zapami�tam ich 
imiona. Za du�o nowo�ci jak na jeden dzie�.
- No to prosz�, panowie... - s�ysz�c to, wierzy�em w duchu, �e wchodz�c do tam b�d� m�g� jednak spr�bowa� jakiego� 
alkoholu. Wiedzia�em, �e nie uda mi si� wytrzyma� bez tego i nied�ugo mog� zacz�� si� drgawki, a bardzo tego nie 
lubi�em. Zdarza�o mi si� ju� to kilka razy i nie jest to wcale mi�e uczucie, a zaczyna�o si� ze mn� dzia� niedobrze. 
Widzia�em, jak zaczynaj� mi si� trz��� r�ce i czu�em niemal fizycznie swoj� blado��.
- Co pan taki blady - us�ysza�em w odpowiedzi na swoje my�li z ust Andrzeja czy Wojciecha. Pana Andrzeja lub 
Wojciecha. - Pewnie pan g�odny? - ta sama nuta troski w g�osie.
- Zaraz co� zam�wimy - czuwa� nad wszystkim Henryk. W�a�nie siadali�my przy stoliku. - Co panowie sobie �ycz� - 
s�owa te skierowa� g��wnie do mnie wskazuj�c g�ow� na spis posi�k�w le��cy obok.
Wzi��em go do r�ki, otworzy�em i trafi�em akurat na stron� z winami. Nie by�o w�r�d nich �adnego, kt�re zna�em, ale 
postanowi�em zda� si� na przypadek. Gdy ju� mia�em si� odezwa� PAN Henryk niedyskretnie spogl�daj�c mi przez 
rami� r�wnie niedyskretnie przewr�ci� mi stron� i ujrza�em przed sob� zupy.
- Najpierw mo�e zjemy, a dopiero potem skosztujemy jakiego� trunku.
- No to ja chc� grzybow� - pomy�la�em sobie, �e b�d� mia� przynajmniej �wi�ty spok�j, a nikt mi nie ka�e je�� tej zupy 
od razu - a potem to wino - wskaza�em palcem na jak�� zagraniczn� nazw�.
Przywo�a� gestem d�oni kelnera, kt�rego nie zdziwi� zupe�nie widok dw�ch obszarpa�c�w w towarzystwie dw�ch 
kulturalnie ubranych jegomo�ci i z�o�y� zam�wienie na moj� zup� i wino, a opr�cz tego trzy kawy, nast�pnie zag��bi� 
si� w dyskusj� z kolegami pozostawiaj�c mi swobod� dzia�ania. Z pocz�tku nie mog�em zbytnio z niej skorzysta�, ale 
jak kelner przyni�s� nasze zam�wienie i zobaczy�em, �e panowie s� tak pogr��eni w rozmowie, �e nawet nie zwr�cili 
na to uwagi postanowi�em dzia�a�. Wychyli�em duszkiem wino, kt�re nie by�o zbyt dobre, jakie� takie kwa�ne, a potem 
zauwa�onym wcze�nie...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin