Topor 4 róże dla lucienne.txt

(204 KB) Pobierz
Roland TOPOR

CZTERY RӯE DLA LUCIENNE

SPIS TRE�CI
SZNYCEL G�RSKI	3
WIELKI CZ�OWIEK	7
CIʯKA OPERACJA	11
SZKO�A W PRZEPA�CI	12
WYBAWCY	15
ZAGADKI HISTORYCZNE	17
BILET POWROTNY	18
WRӯKA INNA NI� WSZYSTKIE	19
WYPADEK	23
PRZECHODNIA D�O�	24
NOWO PRZYBY�Y	26
CZTERY RӯE DLA LUCIENNE	27
ALIBI DZIECKA	31
OJCOWSKIE PO�WI�CENIE	32
POKARM DUCHOWY	37
DRODZY PRZYJACIELE	38
OPOWIE�� WIGILIJNA	44
SMAKOSZE	45
JAK PIES Z KOTEM	50
ZGNI�E KR�LESTWO	51
Z�A PUBLICZNO��	54
PRZELOTNE BURZE	55
WSTAWA�!	59
CIUPCIAC KR�LOW�	60
ZBYT CZYSTA	63
�WI�TY OGIE�	64
SPRAWIEDLIWO�� �CIGAJ�CA ZBRODNI�	73
NUMER Z TELEFONEM	74
G�ODNEGO NAKARMI�	80
DOBRY UCZYNEK	82
BEZ KOMPLKEKSOW	83
EGZEKUCJA	87
PRAWDA O LUDWIKU XVII	88
WSTR�TNY CHARAKTER	89
PIESZCZOSZEK	90
SZCZWANY LIS	97
NIEUSTAJ�CY SPEKTAKL	98
KILKA PYTA� NA KUPIE	100
DOBRE MIEJSCE	101
NA PODB�J CZ�OWIEKA	104
CISZA, SEN TRWA!	105
OD CZASU DO CZASU, CZAS	112
Z�BY WAMPIRA	113
SZNYCEL G�RSKI
� Moja noga! Wcale jej nie czuj�!
Phil zn�ca� si� nad nog�: przez spodnie chwyta� cia�o w gar�cie i rozciera� z 
furi�. Szczypa� si� zapami�tale od uda po kostk�, na koniec wali� w�ciekle 
pi�ci� w 
kolano.
Koledzy pr�bowali go pocieszy�.
� No i co z tego! To normalne! � rzek� Jerzy. � Wszyscy mamy takie samo 
wra�enie. Patrz!
Jerzy kopn�� Henryka w gole� z ca�ej si�y, �eby wygl�da�o to przekonywaj�co. 
Henryk nie m�g� powstrzyma� bole�ciwego j�ku, po kt�rym zrozpaczony Phil zala� 
si� �zami.
� No i sami widzicie! Chcecie mi tylko zamydli� oczy!
Henryk u�miechn�� si� krzywo.
� Akurat w tym momencie zabola� mnie �o��dek. Kopniaka nawet nie 
poczu�em. Zreszt�, popatrz na Jerzego. Twoja kolej, Jurek!
Jerzy j�kn��, ale zacisn�� z�by i uda�o mu si� zdusi� okrzyk.
Phil odzyska� nadziej�.
� Naprawd� nic ci� nie bola�o, Jureczku? Spr�buj jeszcze raz, Heniu!
Jerzy podskoczy�.
� O nie! Co to to nie! Dosy� tego! Lepiej raz wreszcie powiedzie� mu prawd�! 
Mam tego do��! Phil, musisz by� dzielny. Nie chcieli�my ci m�wi�, ale skoro 
nalegasz, trudno. Tak, odmrozi�e� nog�. To straszny cios, wiem, ale nie przejmuj 
si�, 
nie ma ani �ladu gangreny. Jeszcze nie wszystko stracone, wyci�gniemy ci� st�d. 
Gdyby nie ta cholerna lina...
Phil jednak nie s�ucha�.
P�aka� cicho, obmacuj�c nog�. Henryk odwr�ci� si� z obrzydzeniem.
Nazajutrz noga Phila zsinia�a. Po�wi�cili jeden koc i owin�li j�.
� Gdyby nam si� uda�o dosta� na t� p�k�, kt�r� tam wida�, mogliby�my 
rozpali� ognisko � rzeki Jerzy. � Patrzcie, ro�nie tam kilka niskopiennych 
drzew. 
Zosta�o nam jeszcze pude�ko zapa�ek.
� Ognisko � j�kn�� Phil � ognisko, b�agam was!
� Zaraz, zaraz rozpalimy ognisko jak si� patrzy, a ty... Uwaga! Jerzy! Za p�no. 
Phil porwa� pude�ko zapa�ek, trzymane niedbale przez Jerzego. Chwyci� je 
�apczywie 
i zanim pozostali zd��yli si� ruszy�, zapali� jedn� i zbli�y� do twarzy z 
odpychaj�cym 
wyrazem zwierz�cej rado�ci.
� Ciep�o... bardzo ciep�o... dobre, dobre ciep�o! � be�kota�, �lini�c si�. 
Dr��cymi palcami usi�owa� zapali� nast�pn�, ale nie zd��y�. Henryk roz�o�y� go 
celnym kopniakiem w brod� i schyli� si�, by odzyska� cenne pude�eczko. Na twarzy 
Phila odcisn�y si� czerwone �lady gwo�dzi.
� W drog�!
Unie�li chorego i pow�drowali w kierunku skalnego wyst�pu. Przy ka�dym 
kroku �lizgali si� po oblodzonym �niegu, bezw�adnie padali, a Phil wymyka� im 
si� z 
r�k jak szmaciana lalka. �eby nie zjecha� na sam d� zbocza, trzeba go by�o 
przywi�za�, a przy tym, oczywi�cie, samemu nie da� si� �ci�gn��.
Wreszcie dotarli do p�ki. Zanadto wyczerpani, by cokolwiek m�wi�, padli na 
�ci�t� mrozem ziemi� i le�eli bez ruchu. Alarmuj�ce k�ucie w ko�czynach dolnych 
doda�o im si�. Wstali. W ka�dym razie Henryk i Jerzy wstali.
Z trudem u�amali kilka ni�szych ga��zi. Wkr�tce mieli ju� do�� paliwa na ma�e 
ognisko. Rozpalenie okaza�o si� trudne, ale mo�liwe. Kilka chwil p�niej 
krztusili 
si� od gryz�cego dymu z wilgotnego drewna. Ale i tak by�o to nies�ychanie 
przyjemne.
� Trzeba podsyca� ogie�, �eby nie zgas�.
Dogl�danie ogniska zlecono Philowi. Dwaj pozostali poszli tymczasem po 
drewno.
Nadzieja wraca. Nied�ugo pewnie nadejdzie pomoc. Grunt to wytrzyma�.
Dwa dni p�niej ujrzeli helikopter, kr���cy wysoko na p�nocnym kra�cu nieba. 
Machali r�koma, krzyczeli, biegali. Wszystko na nic. Helikopter kr��y� ca�e 
przedpo�udnie i nie zauwa�y� ich. Potem widzieli jeszcze wiele �mig�owc�w. A 
nawet, daleko na wschodzie, dostrzegli kolumn� ratownik�w. Wia� jednak wschodni 
wiatr. Krzyk�w trzech ludzi nie dos�yszano.
Problemem numer jeden stal si� g��d. Starali si� jak najd�u�ej zachowa� kanapki, 
w kt�re zaopatrzono ich w schronisku. Teraz jednak zosta�o po nich tylko 
wspomnienie. Trzeba by�o znale�� co� innego.
� Zdechniemy z g�odu � rozpacza� Henryk � zdechniemy z g�odu jak psy. Nie 
mamy nawet ko�ci do ogryzania.
Phil mia� si� troch� lepiej. Nogi nadal nie czu�, ale przynajmniej zachowywa� 
si� 
przyzwoicie.
� Czy nie mogliby�cie poszuka� jag�d? � zaproponowa� bez u�miechu.
Pozostali nawet nie odpowiedzieli. Po dw�ch dniach byli tak os�abieni, �e nie 
mogli si� ju� czo�ga� do drzew po nast�pn� porcj� opalu.
To Henryk wpad� na pomys�. Pewnej nocy zbudzi� Jerzego i d�ugo szepta� mu na 
ucho. Jerzy podskoczy�.
� Och, nie m�wisz tego serio!?
Henryk zapali� si�.
� A dlaczego nie? Czemu nie mieliby�my tak zrobi�? Ze wzgl�du na zasady 
moralne? Chcesz mo�e zdechn�� bez walki? Czy zrobimy co� z�ego? Tak czy owak, 
nic z niej ju� nie b�dzie, wiesz o tym r�wnie dobrze jak ja. Mogliby�my ci�gn�� 
zapa�ki, ale skoro on jej nie czuje, bierzmy jego.
� Jednak... A gdyby co� poczu�?
� E tam! Ja to za�atwi�.
Henryk podczo�ga� si� do �pi�cego Phila. Zachowuj�c wszelkie �rodki 
ostro�no�ci, odwin�� koc i podci�gn�� nogawk�. Uszczypn�� odmro�on� �ydk�. Phil 
nawet nie drgn��. Henryk otworzy� harcerski scyzoryk o sze�ciu ostrzach. Jerzy 
zamkn�� oczy. Gdy je zn�w otworzy�, Henryk trzyma� gruby plaster �ydki w lewej 
r�ce; praw� wytar� n�, zamkn�� go i schowa� do kieszeni. Opu�ci� nogawk�, 
narzuci� koc i wr�ci� do Jerzego, wa��c na d�oni kawa� mi�sa.
� Wcale nie cierpia�. Upieczemy to, b�dzie ca�kiem niez�e. 
Rozkoszny zapach pieczystego zbudzi� Phila.
� Hej, ch�opaki, co to, sen, czy co? Sk�d wytrzasn�li�cie mi�so?
� To Henryk. Zabi� jakie� dziwne zwierz�tko. Rzuci� no�em i uda�o mu si� 
trafi� ostrzem. Wyobra�asz sobie? Smak mo�e by� dziwny, ale nie czas teraz na 
wybrzydzanie, prawda?
Phil zgadza� si� w zupe�no�ci.
Gdy mi�so si� upiek�o, podzielili je na trzy r�wne cz�ci. Henryk i Jerzy 
uznali, 
�e piecze� jest pyszna. Z Philem sprawa mia�a si� inaczej. Ju� przy pierwszym 
k�sie 
� pozna� siebie.
� Z�odzieje! Parszywi z�odzieje!
Chcia� ich bi�, ale nie starczy�o mu si�. Upad� twarz� w �nieg i p�aka� 
�a�o�nie. 
Jerzemu i Henrykowi zrobi�o si� strasznie przykro. Pr�bowali przem�wi� mu do 
rozs�dku.
� Rzeczywi�cie, mo�e powinni�my ci� byli uprzedzi�, ale to nie pow�d do 
robienia tragedii...
� Oczywi�cie, dla was to �adna tragedia! Takich z�odziei jak wy w og�le nic nie 
obchodzi!
� Po pierwsze, nie jeste�my z�odziejami! Podzielili�my dok�adnie na trzy r�wne 
cz�ci. Dosta�e� tyle, co my!
� Ale dla mnie to nie to samo! �ywi� si� w�asn� nog�! Zreszt� nie b�d� m�g� 
jej nawet tkn��! To nieludzkie!
� Nieludzkie, nieludzkie! �atwo ci m�wi�! Zreszt� sam przecie� masz w 
zwyczaju obgryza� paznokcie!
Phil d�sa� si� ca�y dzie�, jak niegrzeczny ch�opczyk, co nie chce je�� zupki. 
Porcja le�a�a przed nim, zimna. Henryk zaproponowa�, by j� odst�pi�, je�li sam 
nie 
je, ale odm�wi� z oburzeniem. Wreszcie, wieczorem, nie wytrzyma�. Przekonany, �e 
go nie widz�, rzuci� si� na plaster mi�sa i po�ar� go. Zaraz potem zasn��, 
pomrukuj�c 
z syto�ci.
Nazajutrz zn�w byt mi�sny posi�ek, nast�pnego dnia te�. Ogie� trzaska� weso�o. 
Trzej m�czy�ni sp�dzali czas patrz�c w niebo, z nadziej�, �e ujrz� helikoptery 
ratownik�w. Rzeczywi�cie, wypatrzyli dwa czy trzy, daleko na po�udniu, lecz nie 
uda�o si� zwr�ci� ich uwagi.
Noga powoli si� ko�czy�a. Trzeba by�o oszcz�dza�. O��wkiem wyrysowali na 
sk�rze znaki. Dzienn� porcj� wytyczyli lini� przerywan�. Racjonowanie �ywno�ci 
jednak tylko odroczy�o zbli�aj�cy si� koniec. 
Pewnej nocy (zabiegu dokonywali zawsze podczas snu Phila, by nie nadwyr�a� 
jego wra�liwo�ci), ot� pewnej nocy b�l obudzi� Phila. Odmro�ona cz�� nogi 
zosta�a skonsumowana.
Po z�udnej obfito�ci nast�pi� post, kt�ry blisko�� po�ywienia czyni�a jeszcze 
bardziej okrutnym i niezno�nym. Henryk, wi�kszy g�odom�r, p�aka� z b�lu. A 
jednak 
to nie on, lecz w�a�nie Jerzy pewnego dnia spyta� niewinnie:
� Jak si� miewa twoja druga noga, stary?
� Jak marzenie. Nic si� nie b�j. Masuj� j� rano i wieczorem. Zostanie mi 
przynajmniej ta.
Nast�pnej nocy Henryk przy�apa� Jerzego na odchylaniu koca, kryj�cego jedyn� 
doln� ko�czyn� Phila. Mimo woli nie m�g� si� powstrzyma�, by nie �yczy� akcji 
powodzenia. Nazajutrz, przechodz�c, niby przypadkiem potr�ci� nog� Phila.
� Och, przepraszam! Zabola�o?
� Nic nie szkodzi, drobiazg.
Odt�d co noc Jerzy ods�ania� nog� Phila, a co rano Henryk podst�pem mierzy� 
stopie� jej wra�liwo�ci. Phil raz krzycza� z b�lu, to zn�w nie reagowa�. Jego 
dziwne 
zachowanie zaniepokoi�o przyjaci�. Tej nocy postanowili spraw� wyja�ni�. 
Podwin�li nogawk�. Z piersi wyrwa� im si� krzyk rozczarowania.
Z drugiej nogi zosta�y ju� tylko resztki.
Ten �wintuch Phil ze�ar� j� po kryjomu!
WIELKI CZ�OWIEK
Przez okno wida� tylko mur. Od czasu do czasu s�ysz� dziwne krzyki, kr�tkie, 
gard�owe gdakanie, dochodz�ce chyba z tej cz�ci, kt�rej nie widz�. �Kiedy lud 
pozna tych, co nim rz�dz�, traci dla nich szacunek.�
�ciany mojego pokoju s� ca�kiem nagie. Jestem m�ody. Nie wiem, ile mam lat, 
ale nie s�dz�, �ebym tu byt od dawna.
Pustym korytarzem id� na szkolenie. Tu te� dooko�a s� �ciany, lecz nie jestem 
ju� sam. S� ludzie, starsi i m�odsi, oraz oficerowie szkoleniowi. Musimy m�wi� 
�pa...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin