Warszawski Widziadła.txt

(8 KB) Pobierz
ILIA WARSZAWSKI

WIDZIAD�A

Przyszed�szy do domu zdj�� buty, ubranie, bielizn� i wrzuci� je do pojemnika 
utylizatora. 
Procedura ta za ka�dym razem wywo�ywa�a u niego jakie� nieprzyjemne uczucie. 
Dziwne przywi�zanie do rzeczy, Szczeg�lnie szkoda mu by�o rozstawa� si� z 
butami. Cierpia� na p�askostopie i nawet buty ortopedyczne stawa�y si� wygodne 
dopiero pod wiecz�r, kiedy trzeba je by�o wyrzuci�. Niestety, punkt pierwszy 
przepis�w sanitarnych nakazywa� codzienn� wymian� odzie�y. Wzi�wszy prysznic 
ubra� si� w �wie�� pid�am� : stara wraz z r�cznikiem pow�drowa�a tak�e do 
utylizatora. 
Przez kilka minut sta� niezdecydowany przed aparatur� sztucznego klimatu. Potem, 
ustawiwszy d�wigienk� na napisie "brzeg morza", po�o�y� si� do ��ka. 
�miertelnie chcia�o mu si� spa�, ale wiedzia�, �e ta noc, podobnie jak 
poprzednia, up�ynie bezsennie. Wystarczy�o, by zamkn�� oczy, i ju� wszystko to, 
co usi�owa� st�umi� w sobie za dnia, bra�o we w�adanie jego my�li. Musia� jednak 
usn��, bowiem kiedy ponownie otworzy� oczy, wskaz�wka na �wiec�cym cyferblacie 
wskazywa�a trzeci�. Nie m�g� d�u�ej czeka�. Z ci�ko bij�cym sercem podszed� do 
pulpitu i nacisn�� guzik wezwania. Obraz dziewczyny, kt�ry pojawi� si� w 
przestrzeni ogniskowej, u�miechn�� si� do niego jak do starego znajomego. 
- S�ucham. 
- Odzie� na dzi�! - powiedzia� ochryp�ym g�osem. - Mikroklimat numer dwadzie�cia 
sze��. Odzie� osiem lub dwana�cie. 
- Nie mo�na by czego� l�ejszego? 
- Odzie� robocz�? 
- Tak. 
- O kt�rej godzinie wychodzi pan z domu? 
- Zaraz. 
- Dam panu kombinezon i sweter. Na ulicy jest jeszcze ch�odno. O dziesi�tej 
b�dzie pan m�g� wrzuci� sweter do najbli�szego utylizatora. 
- Dobrze. 
Otworzy� drzwiczki kontenera i wzi�� pakiet z odzie��. 
- Co �yczy pan sobie na �niadanie? 
Teraz - pomy�la� - w�a�nie teraz! 
- Dlaczego pan milczy? 
- Kocham pani�. 
- Nie zrozumia�am, co pan kocha. Dania na zam�wienie wydawane s� od si�dmej 
rano. W nocy mog� zaproponowa� panu tylko to, co jest w programie. 
Kocham Pani� ! 
Post�pi� krok do przodu, ale zamiast bia�ego skrawka szyi z kasztanowymi lokami 
jego usta napotka�y pustk� wype�nion� gorzkawym zapachem perfum. Na pulpicie 
zapali� si� czerwony sygna�. Metodycznie poszcz�kuj�c automat odlicza� sekundy. 
- Czas min��! Prosz� powt�rzy� wezwanie po up�ywie pi�ciu minut. 
I obraz znikn��. 
Jeszcze raz wci�gn�� zapach jej perfum i zacz�� si� ubiera�. Szed� niesko�czenie 
pustym chodnikiem wzd�u� budynk�w z ciemnymi oknami. 
Latarnie zapalaj�ce si�, gdy tylko si� zbli�a�, gas�y natychmiast, kiedy tylko 
je min��. Niewielka, jasno o�wietlona przestrze� w przedzie, a dalej - 
tajemniczy p�mrok. 
Podszed� do ciemnej witryny, kt�ra eksplodowa�a jasnym �wiat�em, kiedy przeci�� 
infraczerwony promie� padaj�cy na fotokom�rk�. 
- �yczy pan sobie czego�? 
- Nie... to znaczy... w og�le tak. 
- Prosz� wej��! 
Wszed� na drugie pi�tro. Obraz jasnow�osej ekspedientki u�miechn�� si� do niego 
na przywitanie. 
- Potrzebuje pan prezentu? 
- Tak. 
- Dla kobiety? 
- Tak. 
- Kosmetyki? Kwiaty? 
- Nie, perfumy.... 
- A jakie perfumy ona lubi? 
- Nie wiem. Zapomnia�em nazw�. 
- To nie problem, znajdziemy w katalogu. Prosz� usi���! Nigdy nie podejrzewa�, 
�e na �wiecie istnieje takie bogactwo zapach�w. �aden z nich nie by� jednak tym, 
kt�rego szuka�. - Wybra� pan? 
- Nie. 
- Zaraz zmieni� ta�m�. 
Zn�w nie to. Od mocnych zapach�w zakr�ci�o mu si� w g�owie. 
- O, te. 
- Pa�ska dama ma doskona�y gust. To fragmenty uwertury dwunastej symfonii 
zapach�w. Jeden flakon? 
- Tak. 
Ta�ma transportera wynios�a z mroku szkatu�k� i zatrzyma�a si�. Otworzy� 
buteleczk� i wyla� na d�o� kilka kropel bursztynowego p�ynu. 
- Dzi�kuj�! Do widzenia! 
- Nie wzi�� pan flakonu. 
- Dzi�kuj�, rozmy�li�em si�. 
Sta� przy siatce oddzielaj�cej chodnik od autostrady z r�kami przyci�ni�tymi do 
twarzy i wdycha� gorzki, cierpki zapach perfum. Miejsce, gdzie si� znajdowa�, 
opasywa�a male�ka wysepka �wiat�a. 
Po autostradzie mkn�y samochody, ciemne i szybkie. Zrobi� kilka krok�w wzd�u� 
siatki. Plama �wiat�a sun�a za nim. Ponownie spr�bowa� jej umkn�� i zn�w go 
do�cign�a. Pobieg�. Plama przesuwa�a si� wraz z nim. Mia� wra�enie, �e kiedy 
znajdzie si� tam, w ciemno�ciach, zmora nie daj�ca mu spa� po nocach sko�czy si� 
wreszcie. 
Przerzuciwszy nogi przez siatk�, zeskoczy� na szos�. Ryk syreny. Zgrzyt 
hamulc�w. Nocne niebo roz�wietli� ogromny transparent : "Uwaga ! Cz�owiek na 
drodze !" Olbrzymi obraz twarzy z gniewnie zaci�ni�tymi ustami b�yskawicznie 
naje�d�a� na samotn� figurk� w kombinezonie. 
- Natychmiast do ty�u ! 
- Dobrze. 
Teraz opr�cz latar�, zapalaj�cych si�, gdy si� zbli�a�, co sto metr�w zapala�y 
si� i gas�y fioletowe sygna�y S�u�by Obserwacyjnej. 
Przy skrzy�owaniu w siatce by�o przej�cie. Mimo woli odskoczy�, kiedy tu� przed 
jego nosem zatrzasn�y si� drzwiczki. 
- Samoch�d zam�wiony. Prosz� czeka�. 
- Nie trzeba. Ja nie mam... nie mam dok�d jecha�. 
- Zam�wienie wycofane. Prosz� wyj�� z pola widzenia fotokom�rki. 
Dopiero teraz przypomnia� sobie, �e od dw�ch dni nic nie jad�. W kabinie 
automatu przywita� go znajomy obraz t�u�ciocha w bia�ej kucharskiej czapce. 
- Mog� zaproponowa� tylko omlet, kaw� i placek z jab�kami. �niadania wydaje si� 
od si�dmej rano. Wyci�gn�� r�k� w stron� pulpitu i nagle odechcia�o mu si� je��. 
Zaraz naci�nie guzik i powt�rzy si� wszystko to, co by�o ju� tysi�c razy. 
Najpierw w automacie co� szcz�knie, potem zakr�c� si� niezliczone k�ka i na 
ladzie pojawi si� zam�wione danie. W chwil� p�niej padnie nieodmienne 
"smacznego", obraz zniknie i b�dzie trzeba je�� w samotno�ci. 
- Dobrze. Wezm� kaw�. 
Zamiast nacisn�� guzik, odgi�� tarcz� lady i wzi�� dymi�c� fili�ank�. 
Sygna� awarii. Automat wy��czy� si� z sieci. Nieoczekiwanie kabina wype�ni�a si� 
fioletowym �wiat�em S�u�by Obserwacyjnej. Mia� teraz przed sob� surow� twarz 
cz�owieka w bia�ym kitlu. 
- Kim pan jest? 
- Salwator. 
- To mi nic nie m�wi. Pa�ski indeks? 
- Iks em dwadzie�cia sze�� czterdzie�ci osiem przecinek trzysta osiemdziesi�t 
dwa. 
- Zaraz sprawdz�. Poeta? 
- Tak. 
- Sto czterdziesta druga ulica, dom dwie�cie pi��dziesi�t dwa, mieszkanie 
siedemset trzy? 
- Tak. 
- Jest pan na wizycie u psychiatry. Niech pan si� stara odpowiada� na wszystkie 
pytania. Dlaczego pan nie �pi? - Nie mog�. Cierpi� na bezsenno��. 
- Od dawna? 
- Od dawna. 
- Od ilu nocy? 
- N-n-nie pami�tam. 
- M�czy co� pana? 
- Tak. 
- Co? 
- Jestem zakochany. 
- A ona nie odwzajemnia tego uczucia? 
- Ona... nie mo�e... to... obraz... 
- Jaki obraz? 
- Ten, kt�ry mam u siebie w domu, na pulpicie obs�ugi. - Zaraz, minutk� ! Tak ! 
Biorze�biarz Kowalski, druga nagroda Akademii Sztuk Pi�knych, orygina� nieznany. 
Chyba pan rozumie, �e nie mo�na kocha� obrazu, kt�ry nawet nie posiada 
orygina�u? 
- Rozumiem. 
- No i co? 
- Kocham. 
- Jest pan �onaty? 
- Nie. 
- Dlaczego? Jakie� odchylenia od normy? 
- Nie... na pewno nie... Po prostu... kocham j�. 
- Polec� stacji obs�ugi, by zmieni�a pa�ski obraz. 
- Prosz�, tylko nie to ! 
- Dlaczego wyszed� pan na szos�? 
- Pragn��em ciemno�ci. Chcia�em popatrze� na gwiazdy. - Czemu uszkodzi� pan 
automat? 
- Trudno o tym z panem m�wi�. Przecie� pan tak�e jest maszyn�... 
- Chce pan rozmawia� z �ywym lekarzem? 
- Tak... tak chyba by�oby lepiej. 
- Dop�ki nie wstanie postawiona diagnoza, to niemo�liwe. A wi�c, dlaczego 
uszkodzi� pan automat? 
- Nie lubi� automat�w... mam wra�enie, �e zale�no�� od nich uw�acza mojej 
godno�ci. 
- Rozumiem. Pojedzie pan do szpitala. 
- Nie chc�. 
- Dlaczego? 
- Tam te� s� automaty i te... widziad�a. 
- Kogo ma pan na my�li? 
- No te... obrazy. 
- Umie�cimy pana na oddziale ukrytej obs�ugi. 
- Wszystko jedno... nie mog� bez niej. 
- Bez obrazu? 
- Tak. 
- Ale przecie� ten obraz to tak�e cz�� automatu. 
- Wiem. 
- Dobrze. Niech pan jedzie do domu. Przez kilka dni b�dzie pan pod obserwacj�. 
Do czasu wydania diagnozy. Wzywam panu samoch�d. 
- Nie trzeba. P�jd� na piechot�, tylko... 
- Niech pan ko�czy. Ma pan jakie� �yczenie, kt�re boi si� pan wypowiedzie�, czy 
tak? 
- Tak. 
- Prosz� m�wi�. 
- Chc�, �eby zostawiono mnie w spokoju. Niech lepiej b�dzie tak, jak jest. 
Przecie� ja... tak�e... jestem automatem, tylko �e wy�szej klasy, egzemplarzem 
pr�bnym wypuszczonym przez firm� "General Bionic". 

przek�ad : Micha� Siwiec 

Zgłoś jeśli naruszono regulamin