Wiejak Całopalenie.txt

(85 KB) Pobierz
Adam Wiejak

Ca�opalenie

Autor pisze o sobie:
Nazywam si� Adam Wiejak. Rocznik 1978. Mieszkam w Piastowie pod Warszaw�. Studiuj� lingwistyk� (sekcja 
niemiecka i francuska) oraz prawo na UW (V / III rok). Najch�tniej czytam fantastyk� polsk� poruszaj�c� zagadnienia 
polityczne, spo�eczne i moralne (Zajdel, Ziemkiewicz, Wolski). Studia lingwistyczne zaszczepi�y mi sceptycyzm do 
przek�ad�w. Dlatego interesuj� si� g��wnie klasyk� francusk� i niemieck� w oryginale, w czym zreszt� i dla fantastyki 
znajduje si� miejsce.
Adalbert nie znosi� much, a tu jak na z�o�� jedna taka, seledynowa, brz�cza�a mu ko�o nosa. Nie da� si� jednak 
sprowokowa� i pozosta� w bezruchu. W przeciwnym razie bowiem zaszele�ci�by li��mi, a nie chcia� zdradzi� m�odszej 
siostrze idealnej kryj�wki w w�dole. Przypomnia� sobie, jak niegdy� licz�c ledwie kilka lat zabawia� si� wyrywaniem 
odn�y w�cibskim owadom. Nagle poczu�, jak mucha nonszalancko spaceruje po jego wargach. Niby mi�e �askotanie, 
ale jaki smr�d! - pomy�la�. Nie, tego by�o ju� za wiele. Prychn�� niespodziewanie, a� mucha zakr�ci�a si� bez�adnie 
przed oczami. Nim zda�a sobie spraw� z niebezpiecze�stwa, znikn�a w d�oni ch�opca. Adalbert, krzywi�c si�, strz�sn�� 
ofiar�.
Rzeczywi�cie, li�ciaste legowisko da�o zna� o sobie i Adalbert przeklina� si� w duchu, �e znowu przegra w chowanego. 
I to z m�odsz� siostr�! Wychyli� nieznacznie g�ow� nad brzeg w�do�u, us�yszawszy trzask ga��zek i szelest jesiennego 
dywanu pod niezdarnymi krokami Marysi. Mi�dzy drzewami nie dostrzeg� jednak z�otego warkocza. Tak, tak, mama 
mawia�a, �e najpierw wida� warkocz, a dopiero potem Marysi�. Dziewczynka mog�a po prostu nic nie zauwa�y�. 
Przejdzie nie�wiadoma, naburmuszy si� i zmarszczy bia�e cz�ko, ale jaki b�dzie triumf Adalberta! Mo�e nawet jej nie 
powie, gdzie siedzia�. Ha! Naj�mieszniej b�dzie, jak nabajdurzy, �e si� zaczarowa� i znikn��; �e ma tak� moc jak 
gu�larz Waresz! Tata zabrania m�wi� o Wareszu i o magii, ale mo�e si� Marysia nie wygada.
Ch�opak us�ysza� nagle w prawym uchu odra�aj�ce brz�czenie. Nowa mucha usiad�a na policzku. Nim podni�s� r�k�, 
kolejna zawirowa�a przed nosem. Op�dza� si�, nie zwracaj�c ju� uwagi na szelest li�ci. Poczu�, �e serdecznie do�� ma 
swojej kryj�wki. Zbiera� si� do wyj�cia, kiedy obejrza� si� w g��b w�do�u i znieruchomia�. Pod sosn�, na wystaj�cych 
korzeniach gni� trup. Muchy lata�y nad nim jak op�tane, tworz�c wok� ciemny ob�ok i wype�niaj�c le�n� cisz� 
z�owrogim brz�czeniem.
Przera�enie wpi�o si� w Adalberta jak setki pijawek. Mimo to, targany dzik� ciekawo�ci�, ch�opiec zbli�y� si� do 
zw�ok. Krew rozlana z otwartych ran znaczy�a pod�o�e rdzawymi plamami. Co� musia�o bezlito�nie k�sa� ofiar�, o 
czym dawa�y zna� poodrywane p�aty sk�ry. W ods�oni�tych wn�trzno�ciach ucztowa�y owady. Twarz wprawdzie by�a 
zmasakrowana, ale nie na tyle, by Adalbert nie m�g� rozpozna� Mi�ka.
Jezusie przenaj�wi�tszy! - pomy�la� Adalbert - Mi�ko przecie na dw�r ksi���cy do Gniezna wyruszy�. Przed ko�cem 
lata to by�o, a on tutaj z muchami! Matko Chrystusowa, daj ulg� Wareszowi po stracie syna. Po Rudku i Mi�ku 
wszystkie dzieci postrada�.
Ch�opak ockn�� si� z modlitewnej zadumy i rzeczywisto�� uderzy�a go ponownie zimnym okrucie�stwem. Muchy 
klei�y si� do stru�ek potu. Zerwa� si� wreszcie i pobieg� co si� w nogach. Chcia� znale�� si� jak najdalej od tego 
miejsca.
- Adalbert!
Przed nim sta�a Marysia.
- Gdzie ty si� schowa�e�? Nie mog�am ci� znale��. No, poooka� swoj� kryj�wk�! To tam? W dole?
Patrzy� na siostr� nieruchomym, t�pym wzrokiem jak u Swaroga na kultowych obeliskach. Kiedy mija�a go , by wbiec 
do w�do�u, chwyci� j� za rami�.
- Aua!!! Zostaw mnie! No zostaw, do diaska! - ze z�o�ci� poprawi�a sk�rzany kubraczek i przyczesa�a w�oski - O co ci 
chodzi?
- Nie id� tam.
Marysia spojrza�a na brata. Chyba jeszcze nigdy nie widzia�a go r�wnie bladego. Nawet wtedy, gdy zapad� na suchoty 
tak powa�nie, �e tato wzywa� mnich�w z Mi�dzyrzecza na mod�y ku dobrej �mierci.
- Nnno dobrze. Adalbercie, co ci si� sta�o?
Ch�opak dysza� ci�ko i przewraca� oczami.
- Marysiu, biegnij do domu i przywo�aj tat�.
- Ale... co si� sta�o?
- Nie pytaj. Po prostu zr�b, o co ci� prosz� - wysili� si� na cie� u�miechu - W nagrod�... w nagrod� wystrugam ci w 
drewnie... baranka.
- Ale wi�kszego ni� ten ostatni?
Przytuli� j� i pog�aska� w�osy.
- Wi�kszego...
Marysia wyrwa�a si� z obj�� i pobieg�a. Przerazi�o j� niezwyk�e dr�enie na ciele brata.
- Nie wracaj tu, Marysiu. S�yszysz? Nie wracaj!!! - dobieg� j� g�os za plecami. Odwr�ci�a si� na chwil� i z wysoko�ci 
pag�rka dostrzeg�a, jak Adalbert wymiotuje pod drzewem.
* * *
Ksi�dz Stefan prawie nigdy nie rozmawia� z gu�larzem Wareszem. Tym razem jednak trzeba by�o przezwyci�y� 
osobiste i religijne animozje. Kto� po prostu musia� powiadomi� wiejskiego czarownika o �mierci ostatniego syna. 
Stefan d�ugo deliberowa� z �on�, a� wreszcie da� si� przekona�, �e paradoksalnie jest jedynym cz�owiekiem w osadzie, 
kt�ry nadaje si� do bolesnej funkcji. Istotnie, do ko�ca wojen kr�la Boles�awa z cesarzem niemieckim, w czasie 
zwyci�skich wypraw na zach�d �y� z Wareszem w niezachwianej przyja�ni. Nie by�o nad nich wi�kszych kompan�w w 
kr�lewskiej dru�ynie. W ci�gu kilku zaledwie wiosen wiele si� zmieni�o. Wcze�niej wr�ci� do osady Waresz, lecz 
przyni�s� tragiczne wie�ci o przyjacielu. Jako� s�uch o nim zagin��, wi�c �ona, kt�rej w�wczas jeszcze na imi� by�o 
Mi�ka, okaleczy�a si� w �a�obie. Tymczasem dwie wiosny min�y, jak zaginiony zjawi� si� w domu i o�wiadczy�, �e 
narodzi� si� na nowo. Nie pozwoli� nawet nazywa� si� Jamroszem, lecz stwierdzi�, �e na chrzcie przybra� imi� Stefana. 
Przyj�� bowiem wiar� w Boga, kt�remu podda� si� nawet kr�l w stolicy i kt�remu sam cesarz germa�ski sk�ada� ofiary. 
P�niej ochrzci� sw� rodzin�, nadaj�c �onie imi� Magdaleny, a synowi - Adalberta, pono� na cze�� jakiego� obro�cy 
nowej wiary przeciw plemionom p�nocy.
Odt�d zacz�� si� nieustaj�cy sp�r Stefana, kt�ry w pozna�skim biskupstwie wyuczy� si� na ksi�dza, i Waresza, kt�ry 
zosta� gu�larzem, t�uk�c si� po ost�pach le�nych ze swym mistrzem. Z�o�liwi gadali, �e tak naprawd� nie o �adne 
wierzenia chodzi�o, lecz o Magdalen�, na kt�r� Waresz w m�odo�ci �ypa� okiem, i kt�rej Stefanowi rzekomo nigdy nie 
od�a�owa�.
Koniec ko�c�w, Stefan zjawi� si� w chacie Waresza. I chyba dobrze si� sta�o. W przeciwnym razie czarownik m�g�by 
popa�� w czarn� rozpacz. A przecie� s�yn�� z wybuchowego charakteru. Wszak wszystkie �ony albo go opu�ci�y, albo 
zosta�y przegnane po �mierci pierwszego syna Rudka, kt�rego zmog�y suchoty. Teraz gu�larz m�g�by si� wy�ywa� 
tylko na sobie samym. Wszelako siedzia� spokojnie, drapi�c palcem wskazuj�cym po wierzchu �awy. Bierwiona 
trzaska�y w kominku.
- Gdzie go chcesz pochowa�? - zapyta�.
- Ty jeste� ojcem, ty decydujesz. - odpar� Stefan.
- Tak? A o Rudku kto decydowa�?
- On by� chrze�cijaninem... to znaczy nie ochrzczonym, ale wierzy� i chcia� spocz�� u nas.
- U was. Z krzy�em.
- Ju�ci, krzy� przecie� to znak Chrys...
- Dobra, przesta� - przerwa� Waresz - Nie trud� si�. Ju� ja znam te wasze bajki. Z�ama�e� stare dobre prawo, odwieczny 
obrz�d. I m�j syn na tym cierpi.
- Nie cierpi, jeno szcz�liwy �yje w niebie - odparowa� ksi�dz.
- W niebie jest Swar�g, a ty� si� do niego nie modli�.
Zapad�o d�u�sze milczenie. Gu�larz wpatrywa� si� w j�zory ognia. Wreszcie ksi�dz prawie szeptem zagadn��:
- To kiedy palisz cia�o?
Z ust przygn�bionego ojca doby�o si� westchnienie:
- Jutro o zachodzie s�o�ca.
Stefan poczu� nagle zak�opotanie. Wype�ni� go przejmuj�cy smutek i wsp�czucie dla tego barczystego olbrzyma 
pozbawionego rodziny. Przez my�l przemkn�o mu pytanie, na jakiej to zasadzie B�g uk�ada ludzkie losy? R�wnie 
szybko wszak�e umkn�o.
- P�jd� ju� - powiedzia�, wstaj�c od �awy. Zatrzyma� si� na chwil� i jakby z wahaniem doda�:
- Bardzo ci wsp�czujemy... Magda te�.
Waresz spojrza� na niego przenikliwie, gdy podnosi� ju� pled w wej�ciu:
- Jamroszu.
- Mam na imi� Stefan - poprawi� ksi�dz - Potrzebujesz pomocy?
- Nie. Chcia�em ci tylko powiedzie�, �eby� nie przychodzi� na cia�opalenie.
- Twoja wola. - Stefan stara� si� u�miechn��, ale jedynie dziwny grymas pojawi� si� na jego twarzy. Po chwili znikn�� 
za pledem.
Po bliznach na twarzy gu�larza sp�yn�y �zy i pogr��y�y si� w rudej brodzie.
* * *
Raz po raz siekierka spada�a z g�uchym �oskotem na drewniany bal. S�ki ust�powa�y pod miarowymi uderzeniami 
Stefana. Tymczasem Adalbert wspar� si� na drewnianej �opacie i mimo �e oddech mu si� wyr�wna�, nie pa�a� ochot� do 
pracy przy okopywaniu fundamentu kaplicy. Od wczorajszego dnia zmaga� si� z b�lami brzucha, cho� do ust bra� 
niewiele. Rozejrza� si� wok�, ch�on�c nozdrzami jesienny, wilgotny powiew. A widok ze wzg�rza, gdzie ojciec by� 
wystawi� fort, rzeczywi�cie przykuwa� uwag�. W stronie osady wsp�plemie�c�w jesie� pomalowa�a bory ca�� palet� 
barw: tu brunatnym br�zem, �wdzie rozja�ni�a ��ci�, a kasztany tak si� jaskrawi�y, jakby je skropi�a �wie�� krwi�.
- Co tam si� dzieje? - zapyta� taty, zatrzymawszy spojrzenie na smudze dymu, kt�ra unosi�a si� nad cmentarzem. 
�oskot siekierki ucich�. Stefan wyprostowa� si� wreszcie, a� mu kr�gos�up chrz�stn��. Ci�ko dysz�c wodzi� wzrokiem 
za smolistymi k��bami porywanymi przez wicher jesienny ponad koronami d�b�w i buk�w. Zas�pi� si�:
- Pal� Mi�ka.
- Mi�ko, biedaczyna. �on� zostawi�. �al i Waresza, tak napr�dce syn�w postrada�.
- �al... - uci�� Stefan i wr�ci� do pie�ka, po czym j�� ciosa� z takim zaci�ciem, �e grzywa mu si� zmierzwi�a na czole i 
poskleja�a od potu.
- Zali to �le tak pali�? - us�ysza� syna - Widzia�em Mi�ka, jak le�a� w g�stwinie, a muchy szala�y nad nim. Tato, jak ju� 
umr�, jak mnie maj� tu je�� robaki i ob�azi� muchy - wskaza� na cmentarz za kaplic�, gdzie bieli�y si� brzozowe krzy�e 
- to wol�, �eby mnie Waresz spali� i kurhan wystawi�.
- Blu�nisz, dziecko - kilka gwa�to...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin