Wiśniewski Matrixowa opowieść wigilijna.txt

(13 KB) Pobierz
Grzegorz Wi�niewski

Matrixowa opowie�� wigilijna

Eon spa�.
Bycie hakerem to m�cz�ce zaj�cie. A bycie hakerem, kt�rego ksywa informowa�a o czasie trwania pierwszego 
w�amania m�czy�o podw�jnie. Na zm�czenie zreszt� nak�ada�a si� wykonywana przez Slayer Ko�ysanka Demona, 
rzewnie brz�cz�ca w wielkich stereofonicznych s�uchawkach, kt�re Eon mia� wci�ni�te na uszy. A jakby tego by�o 
ma�o, w tym dniu lub jednym z nast�pnych (a mo�e poprzednich?) by� wiecz�r �wi�tego Miko�aja, wi�c ka�dy, kto 
pragn�� otrzyma� ode� prezent, powinien spa� snem g��bokim i uczciwym. A czy� istnieje sen g��bszy i bardziej 
uczciwy od tego, jaki dopada cz�owieka podczas dwudziestej instalacji systemu operacyjnego �wiatowej s�awy firmy 
Macrohard?
Ekran przed jego nosem mia� barw� nieba nad portem, do kt�rego prowadzi nieistniej�cy kana�.
I nagle zakwit�y na nim literki, rytmiczne wklepywane przez kogo� odleg�ego zapewne o tysi�ce kilometr�w.
"Chcesz wiedzie� czym jest Matrix, Eon?"
Eon zamar� z zaskoczenia. Matrix. To, czego poszukiwali wszyscy hakerzy na ziemi. Legendarne narz�dzie o wprost 
nieocenionych mo�liwo�ciach...
- �a�... - mrukn�� pod nosem. Nadusi� Ctrl+Alt+Del na klawiaturze komputera, ale bez efektu. Jak to w Macrohardzie. 
Na wp� magiczne Ctrl+D te� nie. Gdy rozgl�da� si� za wy��cznikiem zasilania, pojawi�o si� jeszcze co� o pod��aniu 
za kolorowymi gryzoniami - ale znikn�o, zanim wr�ci� uwag� do monitora. Ekran zn�w wy�wietla� uproszczon� 
wersj� okna instalacyjnego Macrohard Door z zaledwie kilkoma guzikami decyzyjnymi. Eon zacz�� si� zastanawia�, 
kt�ry z nich wybra�, bo ka�dy wygl�da� obiecuj�co. Pomi�? Cofnij? Wr��? Anuluj? Porzu�? Wyjd�? A mo�e 
Kontynuuj? Uruchom? Dalej? Zako�cz? Taaak... bycie hakerem to ci�ki kawa�ek chleba.
W pokoju rozleg�o si� pukanie. Eon rzuci� okiem na zegar wisz�cy nad drzwiami. By�a �sma. Najwy�szy czas, aby 
pojawi� si� wreszcie kto� i co� od niego kupi�. Bez po�piechu wsta� zza biurka i ze stela�a �ci�gn�� dwunastowieczny 
psa�terz, w kt�rym przechowywa� kradzione twarde dyski. Balansuj�c ci�arem w jednej r�ce, drug� otworzy� drzwi.
To nie by� ten punk, kt�ry zwykle przychodzi� do niego z dziewczyn� i paroma kolesiami. To by�o dw�ch facet�w, 
wy�szy i ni�szy, obaj w niez�ych garniturach od Lightwave'a i przeciws�onecznych okularach. Paranoicy, pomy�la� 
Eon, obawiali si� ultrafioletu w nocy?
- Jestem funkcjonariusz Bia�y - odezwa� si� wy�szy. - A to funkcjonariusz Kr�lik. Pan pozwoli z nami.
- Jak to? Po co? - wykrztusi� zaskoczony Eon.
Ni�szy u�miechn�� si� promiennie.
- B�dzie zabawa.
* * *
48 godzin min�o szybko. Ze wzgl�du na niewielk� szkodliwo�� spo�eczn� wypuszczano ju� powa�niejszych 
przest�pc�w, wi�c dla Eona nie robiono wyj�tku. Gdy piechot� wraca� z komisariatu, dostrzeg� wyra�n�, ciep�� 
gwiazdk� spogl�daj�c� z g�ry na miasto. Mimo zadymki �nie�nej i deszczu meteoryt�w by�a wyra�nie widoczna. 
Nieomylnie dawa�a zna�, �e to najwy�szy czas na �wi�teczn� imprez�. Eon ra�niejszym krokiem ruszy� przed siebie.
Mia� zamiar wst�pi� do sutereny, zamieszkanej przez lokalnego wagabund� - niejakiego Orfeusza. Og�lnie rzecz 
bior�c, �yj�cego na kredyt aspo�ecznego indywiduum, ale w sumie porz�dnego cz�owieka. Na pewno by�oby mu 
przykro, gdyby Wigilia u babci Wyroczni oby�a si� bez niego.
Eon min�� klatk� schodow�, kt�r� zawsze wspina� si� do siebie. Wszed� na ty�y domu i wzrokiem odszuka� kr�tkie 
schody w d�. Znalaz� je. Prowadzi�y do odrapanych drzwi, nad kt�rymi widoczny by� pion zamurowanych okien. 
Ciekawe, nigdy wcze�niej nie zauwa�y�, �eby by�y zamurowane.
Zszed� po schodach i zapuka�. K�tem oka zauwa�y� w pobliskim kuble na �mieci mrugaj�cy diodami telefon 
kom�rkowy, wygrywaj�cy cichutko Jingle Bell. Jego wy�wietlacz zdobi�a miniaturowa reprodukcja s�ynnego motywu 
z Micha�a Anio�a - stykaj�cych si� d�oni. "O rany", pomy�la�, "czego to ludzie teraz nie wyrzucaj�..."
- Login! - rozleg� si� okrzyk zza drzwi.
Eon nacisn�� klamk�. Orfeusz siedzia� w fotelu, na samym �rodku swojej przedwojennej kawalerki, kt�rej �ciany 
rzeczywisto�� odar�a do go�ego muru. Jak zwykle mia� na sobie sk�rzany p�aszcz. Tylko ciemne lennonki gdzie� 
zapodzia�.
- Witaj, Eon - mrukn��, na powitanie rozk�adaj�c r�ce. W prawej trzyma� butelk�, w po�owie wype�nion� przezroczyst� 
zawarto�ci�.
Po tej przemowie wida� zasch�o mu w gardle, bo przechyli� butelk�, skrzywi� si�, wyplu� to, co wypi� i podni�s� j� do 
oczu. Etykieta "Mineralna" wyra�nie wyprowadzi�a go z r�wnowagi. Z zamachem odrzuci� butelk� w k�t 
pomieszczenia. Przypadkiem trafi�a przechodz�cego tamt�dy czarnego kota. U�amek sekundy p�niej trafi�a go jeszcze 
raz...
- Czy miewasz czasami uczucie, - odezwa� si� nieszcz�liwym g�osem - �e ca�y ten �wiat wepchni�to ci przed oczy, 
�eby o�lepi� ci� na prawd�?
- Ca�y czas. - westchn�� Eon. - Po prostu ca�y czas.
- Co ci� sprowadza w moje skromne progi?
Eon omi�t� spojrzeniem zajmowane przez Orfeusza mieszkanie. Wn�trze sprawia�o klaustrofobiczne wra�enie. 
Kiepskie sztuczne �wiat�o z jarzeni�wek wy�uskiwa�o z mroku stalowe belki konstrukcji, kratownice pomost�w pod 
stropem, rozgwiazd� o�miu dziwacznych foteli z pordzewia�ego �elaza i dziwaczn� mozaik� kilkunastu ciemnych 
ekran�w LCD, osadzonych na paj�czynie kabli i metalowych wysi�gnik�w. Orfeusz, mimo nagabywa�, nie bardzo 
chcia� wyja�ni�, do czego to wszystko mia�oby s�u�y�.
- Pewnie s�ysza�e� - rzuci� w powietrze - �e dzisiaj jest Wigilia u babci Wyroczni.
- No i?
- Wszyscy na niej b�d�.
- I co z tego?
- By�oby mi�o, gdyby� te� przyszed�.
- Tak s�dzisz?
- Wi�cej - cytuj� s�owa babci Wyroczni.
- Wyrocznia powiedzia�a ci dok�adnie to, co powiniene� by� us�ysze�.
- Ale� z pewno�ci� m�wi�a szczerze.
Orfeusz spojrza� na Eona z namys�em.
- W takim razie chod�my.
Zaledwie jednak wychyn�li na ulic�, w polu widzenia pojawi� si� nie kto inny, jak ajent Jones, w�a�ciciel drobnego 
spo�ywczaka na rogu. Jak zwykle nienagannie odziany w czarny garnitur i ciemne okulary, bystrym wzrokiem 
wypatrywa� zad�u�onych w swoim sklepiku ofiar. Orfeusz zareagowa� bardzo gwa�townie, tygrysim skokiem znikaj�c 
w zau�ku zastawionym kub�ami na �mieci. Zwabiony ha�asem ajent Jones szybko znalaz� si� obok Eona.
- Witam - powiedzia�, zatrzymuj�c si�. Zmierzy� Eona badawczym spojrzeniem, zastanawiaj�c si� najwyra�niej, czy 
oto nie napatoczy� si� kolejny d�u�nik. - Wiem, �e kontaktuje si� pan z pewnym osobnikiem. Cz�owiekiem 
nazywaj�cym siebie Orfeusz. Cokolwiek pan o nim s�dzi, jest bez znaczenia, poniewa� przez wielu jest on uwa�any za 
najbardziej zad�u�onego cz�owieka na �wiecie...
Eon nie odpowiedzia�.
- Ch�tnie wyczyszcz� pana konto, je�eli przyczyni si� pan do odnalezienia mojego d�u�nika.
- Wow... to brzmi jak ca�kiem przyzwoity biznes - zauwa�y� Eon. - Ale mam lepszy. Ja poka�� panu...
- Dobra. Zrozumia�em. - szybko odpar� ajent Jones i oddali� si� w d� ulicy.
- Poczytaj Dickensa - mrukn�� Eon pod adresem tamtego.
Z zau�ka za nim dobieg� rumor.
- Ma�a rada - wybe�kota� Orfeusz, gramol�c si� zza kub�a na �mieci. - Widzisz ajenta, robisz to samo, co ja. Zwiewasz.
Eon wzruszy� ramionami.
* * *
Babcia Wyrocznia mieszka�a na poddaszu, w du�ym, dwupoziomowym mieszkaniu. By�a znana i powa�ana w ca�ej 
okolicy. List� wyrok�w mia�a naprawd� imponuj�c�. Co roku organizowa�a Wigili� dla ferajny z ca�ej kamienicy.
Przywita�a ich, jak zwykle, ciasteczkami w drzwiach, po kt�rych, jak zwykle, poczuli si� lepiej. Eon strasznie lubi� 
zw�aszcza to nadzienie spirytusowe. Zaprowadzi�a ich do salonu, gdzie za d�ugim, �amanym sto�em siedzieli inni 
go�cie. Przed ka�dym na bia�ym obrusie le�a� komplet dziwnie powyginanych, niefunkcjonalnych sztu�c�w i zastawa - 
aluminiowe widelec i �y�ka oraz denko du�ej puszki, nawet niezbyt mocno zardzewia�ej. W zasadzie by� ju� komplet, 
ale babcia znalaz�a dla nich miejsca w rogu. Oczywi�cie, zgodnie z tradycj� jedno denko puszki pozosta�o 
nieobsadzone.
- Drodzy moi, - powiedzia�a babcia stukaj�c widelcem w swoje denko - my�l�, �e nadszed� czas...
- ...na sk�adanie �ycze�? - odezwa� si� kto�.
- Bingo! - podsumowa�a Wyrocznia. Podnios�a ze stolika plastikow� tack� zas�an� ry�owymi chipsami. - Cz�stujcie 
si�.
To by�a bodaj jedyna okazja w ca�ym roku, gdy lokalne animozje zanika�y. Gdy pan Wiesio, zwykle z kumplami 
obci�gaj�cy po bramach jabole, przyjmowa� �yczenia od Karla, lokalnego rezydenta mi�dzynarod�wki skin�w. Gdy 
ajent Smith, konkurent Jonesa, �yczy� udanych zakup�w swoim najbardziej zad�u�onym klientom. Gdy przypadkiem 
obecny dzielnicowy, zamiast wyjmowa� pa�k� i pistolet, po prostu u�miecha� si� �yczliwie do wszystkich.
Wigilia u babci Wyroczni by�a naprawd� wydarzeniem.
Po �yczeniach przysz�a kolej na pocz�stunek. G��wnie sk�ada� si� z tego, co naznosili go�cie, ale babcia mia�a tak�e 
swoje sta�e przysmaki.
- Komu mojej s�ynnej bladej zawiesiny z bia�ek i aminokwas�w, posiadaj�cej wszystko co potrzeba, ale pozbawionej 
zb�dnych sk�adnik�w oraz smaku? - zapyta�a babcia, zawijaj�c chochelk� jak dyrygent pa�eczk�. Odezwa�o si� kilka 
ch�tnych g�os�w. Eon odkry�, �e jemu te� nalano. Pow�tpiewaj�co zerkn�� na Orfeusza, kt�ry szybko pa�aszowa� swoj� 
porcj�.
- No dobra - zadecydowa� - spr�buj�...
- Jedz, albo nie jedz. Nie ma co pr�bowa� - podpowiedzia� Orfeusz.
- Ale czym?
- Jest tam �y�ka ko�o talerza?
- Nie ma �adnej �y�ki!
- Jak to?
- Jako� jej nie widz�.
Orfeusz wbi� w niego krytykuj�ce spojrzenie.
- To uwolnij... sw�j... umys�... - wycedzi�, wracaj�c do jedzenia.
Potem na stoliku pojawi�y si� inne przek�ski, w tym ciasteczka babci Wyroczni oraz krystalicznie czysta nalewka 
wigilijna, destylowana w�asnor�cznie przez pana Czesia spod dwunastki. Impreza rozwin�a si� na dobre. Agent Smith, 
siedz�cy obok Orfeusza, szybko okaza� si� by� osobnikiem do�� gadatliwym. Orfeusz niemal natychmiast pad� jego 
ofiar�. Smith nachyli� si� do niego i zacz�� dobitnie t�umaczy�:
- Chcia�bym si� z tob� podzieli...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin