MARIA ZIENTAROWA DROBNE USTROJE Piotrowi i Stefanowi po�wi�cam, zapewniaj�c ich jednocze�nie, �e podobie�stwo mi�dzy nimi a Jankiem i Andrzejem nie jest � niestety � czysto przypadkowe. PIERWSZE DNI Janek ma trzy i p� roku i patrzy na �wiat niebieskimi oczyma, w kt�rych cz�sto maluje si� nieufno�� do otoczenia. A szczeg�lnie do nadje�d�aj�cych szybko samochod�w, nag�ych huk�w, nowych cio�, kt�re krzykliwym g�osem� podziwiaj� jego zabawki czy sweterki, nowych wujci�w, kt�rzy kucaj� i udaj� parow�z, oraz nie znanych mu jeszcze potraw, kt�re pod najrozmaitszymi pozorami przecie� w ko�cu okazuj� si� kasz�. Janek by� do niedawna na wsi, gdzie sp�dzi� ze swoim starszym bratem Andrzejem trzy miesi�ce. Ju� ostatni miesi�c jego pobytu w�r�d las�w i p�l zm�cony by� przyt�aczaj�c� my�l� o przedszkolu warszawskim. Nas�ucha� si� o tym przedszkolu rzeczy najrozmaitszych. Mama zapewnia�a go, �e s� tam zabawki, klocki, plastelina i kolorowe o��wki. Starszy brat opowiada� mu na boku: � Jak b�dziesz niegrzeczny, to wystawi� ci� zaraz za drzwi. Ojciec Janka m�wi� do matki Janka, r�wnie� na boku: � Jak obydwaj b�d� w przedszkolu, to b�dziesz mia�a zupe�nie inne �ycie. Marek, starszy kolega, opowiada�: � Ka�� odpoczywa� po obiedzie, a jedna nauczycielka strasznie krzyczy. Brat Andrzej wieczorem, gdy le�eli w ��kach (gdy ju� wiadomo by�o, �e nikt nie b�dzie sprawdza�, czy s� przykryci, umyci, uczesani i odsiusiani), straszy� go, rzucaj�c niedbale: � B�dziesz becza� przez pierwsze dni� daj� wci�� kaszk� ten Kowalski to wszystkich bije� ogr�d jest fajny, gramy w pi�k� s� farby wodne� czytaj� bajki� Tomek wci�� leje w spodnie� ja p�jd� do starszak�w, ty z maluchami� Rano matka Janka chytrze zaanonsowa�a przy myciu z�b�w, �e jazda do przedszkola odb�dzie si� ci�ar�wk�. To podzia�a�o jak czarna magia. Pobiegli p�dem na punkt zborny, z bamboszami w workach, ze �wiadectwami lekarskimi przypi�tymi do kurtek. Sta�y ju� tam Adasie i Tomki, Piotrusie i Zbyszki, Zosie i Ma�gosie. Obrzuca�y ka�dego nowego przybysza podejrzliwymi spojrzeniami. Po czym zaczynali konwersacj�: � Ja mam konia na biegunach. � Ja mam kasztany. � M�j ojciec ma tak� maszyn�, co gra. � Moja mama� Zajecha�a ci�ar�wka. Zanim matka Janka zd��y�a si� zorientowa�, Andrzej i Janek siedzieli ju� przy kierownicy i nawet nie obejrzeli si� na ni�. Zosta�a z uczuciem pustki w �o��dku, a� zakr�cili w boczn� ulic�. Doko�a niej inne mamy zacz�y si� �pieszy� do swoich fabryki i biur. � Czy to dobre to przedszkole? � zwr�ci�a si� matka Janka nie�mia�o do t�giej, energicznie wygl�daj�cej pani, kt�ra w�a�nie odprawi�a swoj� Anielk�. � Dobre, prosz� pani, dobre. Wszystkie one jednakowe. Moja Anielka to skar�y si�, �e jak jej si� supe� w sznurowadle zrobi, to jej ta nauczycielka nie pomo�e go rozsup�a�. Ju� ja tej nauczycielce raz i drugi powiedzia�am, a i do kierowniczki p�jd�, jak si� jeszcze raz co� takiego zdarzy. Matka Janka po�egna�a si� szybko. Posz�a do swojej roboty. Przez ca�y dzie� my�la�a o przedszkolu, pr�bowa�a wyobrazi� sobie, co oni tam robi�, czy Janek p�acze, czy mu bardzo smutno. O p� do pi�tej odebra�a ich przy punkcie zbornym. Matki przywita�y si� ju� jak stare przyjaci�ki. Ci�ar�wka zajecha�a. D�ugo wysiada�y inne dzieci. Wreszcie, jak z procy, wystrzeli� Andrzej. Za nim wyszed� powoli, jak stary cz�owiek, Janek. Mimo �e solennie przyrzek�a sobie, �e o nic nie b�dzie pyta�a, matka Janka nie wytrzyma�a: � No, jak tam by�o w przedszkolu? � Jad�o si� � o�wiadczy� Andrzej lakonicznie. � Trzy razy � doda� Janek i westchn�� ci�ko. Janek nie nale�y do dzieci ma�om�wnych. Nie jest te� specjalnie gadatliwy, z wyj�tkiem, oczywi�cie, tych chwil, kiedy rodzice maj� sobie co� bardzo wa�nego do powiedzenia lub kiedy ojciec chce wys�ucha� wiadomo�ci przez radio. Jednak przez ostatnie dwa lata swojego �ycia, czyli odk�d zacz�� m�wi�, nie by�o trudno�ci z dowiadywaniem si�, jaki jest stan jego duszy i czego mu do szcz�cia brak. To wszystko sko�czy�o si� radykalnie w chwili p�j�cia do przedszkola. Przez pierwszy tydzie� wiadome tylko by�o, �e chodzi� nie chce. Potem podda� si�, zdecydowa�, �e musi, bo �wszyscy id� do roboty�, ale o tym, co robi przez ca�y dzie�, nie opowiada�: � Jak powodzi si� Jankowi w przedszkolu? � zapyta�a jednak Andrzeja matka. � W przedszkolu, ha � zawo�a� Andrzej. � On p�aka� ca�e rano. Ja jestem dy�urny od zabawek. Jak kto nie posprz�ta, to ja sprz�tam. Razem z Adasiem. � No, dobrze, ale dlaczego Janek p�aka�? � P�aka�, bo p�aka�. My mamy rybki w takim s�oju. Jedna zdech�a. Le�a�a brzuchem do g�ry i wcale nie p�ywa�a. Basia wrzuci�a grzebie� do rybek. Dw�ch z�b�w brakowa�o. To ta rybka je zjad�a i zdech�a. � A co�cie jedli na obiad? � spyta�a matka Janka. � Nic. Ta rybka zjad�a z�by z grzebienia. By�a zupa. P�ywa�a w niej pietruszka. � Czy jedli�cie jajko? � zawo�a�a matka w rozpaczy. � Chc� wam da� jajka na kolacj� i nie wiem, czy�cie ju� jedli, czy nie. I dlaczego Janek p�aka� ca�e rano? � Jajka nie pami�tam, ale zerwa�em pomidora z grz�dki i zjad�em. Ada� mnie uderzy� w plecy i chcia� mi go zabra�. Ja nie rozmawiam przy jedzeniu i jestem najgrzeczniejszy. Janek zza wielkiej g�ry klock�w odezwa� si� ponurym g�osem: � Tam si� tylko je i je, i je. � A po chwili doda�: � I �pi, i myj, i myj r�ce. � Chod�cie umy� r�ce � powiedzia�a matka � i siadajcie do kolacji. Przy jajecznicy Janek odezwa� si� z napchanymi ustami. � Na podwieczorek by�y takie, tylko na chlebie i pokrajane jak w klopsie. Mo�e jutro zostan� w domu? Gdy le�eli ju� w ��kach, rodzice Janka uciekli si� do starego, wypr�bowanego sposobu pods�uchiwania pod drzwiami. � W mojej klasie � m�wi� Andrzej � jest taki czerwony samoch�d i klocki. � A w mojej jest za to lokomotywa i taczka, i w�z stra�acki, i kredki. Rodzice odeszli od drzwi pokoju. Wiedzieli, �e bitwa o chodzenie Janka do przedszkola jest wygrana. � Przypominam sobie teraz � powiedzia� p�niej ojciec Janka � �e kiedy wraca�em z jakich� urodzin czy ze szkolnej zabawy i matka pyta�a mnie, jak tam by�o, a szczeg�lnie, co�dawali je��, to by�em w�ciek�y i nie chcia�em nic m�wi�. Jest takie przys�owie francuskie, kt�re m�wi, �e pierwsz� po�ow� �ycia marnuj� cz�owiekowi rodzice, a drug� � dzieci. KATAR Jeszcze wysiada� z ci�ar�wki, a ju� kicha� niemi�osiernie, no i oczywi�cie wida� by�o z daleka, �e chustk� do nosa gdzie� zagubi�. Wychowawczyni zawiadomi�a matk� Janka tonem ca�kowicie autorytatywnym, �e nie nale�y go nazajutrz przysy�a� do przedszkola. Janek, zachrypni�ty i zasmarkany, tryumfowa�. Wraz z Andrzejem pop�dzili do domu. � Piotrowski kicha jeszcze lepiej � o�wiadczy� pogardliwie Andrzej. � Katar nie jest chorob� � stwierdzi� ojciec Janka. �Katar trwa od trzech do czternastu dni i jest zara�liwy � przeczyta�a matka Janka w podr�czniku dla m�odych matek. � Ponadto od objaw�w kataralnych zaczynaj� si� niekt�re choroby zaka�ne. Dzieci nale�y wi�c izolowa�. Jednak�e nie nale�y unika� �wie�ego powietrza.� W domu matka Janka pokroi�a lignin� na kwadraciki i siad�a na chwil� w fotelu, by zanalizowa� sytuacj�. Trzeba wzi�� za�wiadczenie od lekarza i zosta� jutro w domu. Trzeba ugotowa� obiad dla siebie i Janka, a zapas�w nie ma. Przedszkole mia�o rozwi�za� wszystkie sprawy domowe, a wi�c i gotowanie obiad�w dla dzieci, mia�o zwolni� matk�, tak by ta mog�a i�� do pracy. Katar�w nikt nie przewidzia�� Matk� Janka uderzy�a my�l straszna: �Andrzej na pewno si� zarazi.� A poza tym istnieje przecie� mn�stwo innych chor�b dzieci�cych, kt�rych ch�opcy jeszcze nie przeszli. Wietrzna ospa, �winka, koklusz i kto tam wie, co jeszcze. Z pokoju ch�opc�w zacz�y dochodzi� dzikie wrzaski. Matka Janka z trudem wsta�a z fotela. Ch�opcy wyrywali sobie nawzajem wielkie k��by ligniny. Okaza�o si�, �e wszystkie pluszowe zwierz�ta maj� ci�ki katar i trzeba im wyciera� nosy. � Nie p�jdziesz jutro do przedszkola � powiedzia�a matka Janka. � Aha, a ja p�jd� � zacz�� si� dra�ni� Andrzej. � B�dzie kino. To, co wiesz, z Zoo. Jak lew �re koz�. I hipopotam, co si� tarza w b�ocie. � I lis, co tak chodzi, i s�o�, co �re bu�k� nosem � ucieszy� si� Janek kichaj�c Andrzejowi prosto w twarz. � Mamu, zabrak�o watoliny. � Ligniny � poprawi� go Andrzej niecierpliwie. Matka Janka uciek�a do kuchni, by zagrza� mleko. P�niej, gdy uk�ada�a do snu szcz�liwego, zakatarzonego Janka, kt�ry unikn�� k�pieli i p�awi� si� w rozkosznym uczuciu, �e nazajutrz zostanie w domu i b�dzie m�g� wyci�gn�� z p�ek wszystkie zabawki Andrzeja, matka zapyta�a: � Powiedz mi wreszcie, dlaczego nie lubisz tego przedszkola. Przecie� tam jest bardzo weso�o! � Nie wiem � powiedzia�. � Nie wiem, dlaczego na pocz�tku tam jest tak nieprzyjemnie, a potem tak bardzo przyjemnie. I to co dzie�. ZEBRANIE W niedziel� matka Janka sz�a do przedszkola na zebranie rodzicielskie. � Co tam b�dziesz robi�a? � spyta� Janek podejrzliwie. � B�d� siedzia�a i s�ucha�a, co m�wi kierowniczka. � Krzes�a s� za ma�e � stwierdzi� Andrzej sucho. Przyjrzeli si� krytycznie matce. � Mo�e si� zmie�cisz. � A kto ugotuje obiad? � Tatu�. Tatu� spojrza� wzrokiem przera�onym. � Wszystko jest przygotowane. Wystarczy zapali� gaz. Krzes�a rzeczywi�cie by�y za ma�e. Siedzia�o oko�o czterdziestu os�b, m�czyzn i kobiet, czyli rodzic�w, na dziecinnych krzese�kach ustawionych rz�dem w klasie �redniak�w. Najwi�kszym problemem okaza�y si� nogi. Wyci�gali je przed siebie, podwijali, zak�adali jedn� na drug�. Pani kierowniczka mia�a wielk� ochot� krzykn��: �Dzieci, nie wier�cie si�!�, ale jako� si� powstrzyma�a. Matka Janka wybrana zosta�a do komitetu rodzicielskiego, i w duchu zacz�a sk�ada� z g�ry samokrytyk� za nast�pny rok: �Kolonie nie dopisa�y, opieka lekarska mog�aby by� lepsza. Powierzyli�cie nam to, co macie w �yciu...
pokuj106