Salvatore R.A. - Wektor pierwszy.txt

(697 KB) Pobierz
1 R.A. Salvatore Wektor pierwszy 2 


WEKTOR PIERWSZY 


R.A. SALVATORE 
Przekład 
MACIEJ SZYMAŃSKI 




3 
Tytuł oryginału 
VECTOR PRIME 
R.A. Salvatore Wektor pierwszy 4 
Redakcja stylistyczna 
AGNIESZKA WESELI 
Redakcja techniczna 
ANNA BONISŁAWSKA 
Korekta 
JOANNA CHRISTIANUS 
Ilustracja na okładce 
CLIFF NIELSEN 
Opracowanie graficzne okładki 
STUDIO GRAFICZNE WYDAWNICTWA AMBER 
Skład 
WYDAWNICTWO AMBER 
Copyright © 1999 by Lucasfilm, Ltd. & TM 
All rights reserved. 
For the Polish translation 
Copyright © 2000 by Wydawnictwo Amber Sp. z o.o. 
ISBN 83-7245-311-X 
Ukochanej Dianie oraz dzieciakom: 
Bryanowi, Geno i Caitlin, 
dzięki którym mogłem wczuć się w rolę Hana Solo! 


R.A. Salvatore 
ROZDZIA 
Ł 


1 


PĘKAJĄCE WŁÓKNA 

Było zbyt spokojnie. Ciszę 
kosmicznej pustki zakłócał jedynie ciągły szmer bliźniaczych 
silników jonowych. Choć Leia Organa Solo lubiła takie chwile, uważała je za 
swoistą pułapkę emocjonalną-żyła już wystarczająco długo, by wiedzieć, że na końcu 
tej podróży czeka ją niełatwe zadanie. 

Wszystkie jej podróże kończyły się ostatnio „niełatwymi zadaniami". 

Zatrzymała się na moment, nim weszła na mostek „Miecza Jade" - nowego promu, 
który jej brat, Luke, zbudował dla żony, Mary Jade. Mara i Jaina, najwyraźniej nieświadome 
obecności księżniczki, rozmawiały beztrosko, siedząc ramię w ramię za sterami 
statku. Leia przyjrzała się córce, zaledwie szesnastoletniej, a już dojrzałej, spokojnej 
jak pilot-weteran. Jaina bardzo przypominała matkę: miała długie, ciemne włosy i 
brązowe oczy, mocno kontrastujące z gładką, śmietankową skórą. Leia bez trudu dostrzegała 
w dziewczynie to podobieństwo. Nie, nie w dziewczynie- poprawiła się w 
myślach - w młodej kobiecie. W jej oczach igrały te same iskry, znamionujące figlarną 
i awanturniczą, ale i zdecydowaną naturę. 

To spostrzeżenie nieco zbiło Leię z tropu. Zdała sobie sprawę, że patrząc na Jainę 
nie dostrzegała odbicia samej siebie, a tylko obraz dziewczyny, którą była dawno temu. 
Na myśl o teraźniejszości poczuła lekkie ukłucie smutku: była dyplomatą, biurokratą i 
mediatorem, wiecznie próbującym łagodzić polityczne niesnaski i nieustannie pracującym 
na rzecz pokoju i dobrobytu Nowej Republiki. Czy brakowało jej tych dni, kiedy 
słyszała wokół siebie huk strzałów z blasterów i świst mieczy świetlnych? Czy żałowała, 
że zastąpił je basowy pomruk jonowych silników i swarliwe głosy tłumu urażonych 
ambasadorów i emisariuszy? 

Być może - przyznała w myślach, lecz zawadiackie błyski w oczach Jainy były dla 
niej wielkim pocieszeniem. 

Po chwili usłyszała, że Mara i Jaina śmieją się z szeptanego żarciku i poczuła jeszcze 
jedno delikatne ukłucie -może zazdrości? Odsunęła od siebie tę absurdalną myśl. 
Jej bratowa, żona Luke'a i przewodniczka Jainy na ścieżce Jedi, nie zastępowała dziewczynie 
matki, lecz była raczej jej starszą siostrą. Patrząc na ogniki płonące w zielonych 

Wektor pierwszy 

oczach Mary, Leia rozumiała, że ta cenna przyjaźń może dać Jainie coś, czego sama nie 
mogła ofiarować córce. Wysiłkiem woli pokonała uczucie zazdrości i po prostu cieszyła 
się, że jej dziecko znalazło taką przyjaciółkę. 

Zrobiła krok w kierunku sterowni i znowu zatrzymała się, wyczuwając za sobą jakiś 
ruch. Zanim się obejrzała, wiedziała już, że to Bolpuhr, Noghri, jej ochroniarz. Obdarzyła 
go jedynie przelotnym spojrzeniem, gdy przesunął się za jej plecami z lekkością 
i wdziękiem, które skojarzyły jej się z falowaniem koronkowej zasłonki na wietrze. 
Właśnie dlatego zgodziła się, by Bolpuhr stał się jej cieniem: był najbardziej dyskretną 
ochroną, jaką potrafiła sobie wyobrazić. Zdumiewało ją, że pod gracją bezszelestnych 
ruchów młodego Noghriego kryje sięśmiercionośna sprawność wytrenowanego zabójcy. 


Leia uniosła dłoń, nakazując Bolpuhrowi, by pozostał w korytarzu. Choć przez 
obojętną zwykle twarz obcego przemknął grymas zawodu, wiedziała, że wykona rozkaz. 
Jak każdy Noghri, spełniał wszystkie jej życzenia. Gdyby zechciała, skoczyłby w 
przepaść lub w rozpaloną dyszę silnika jonowego. Niezadowolenie okazywał tylko 
wtedy, gdy rozkazy księżniczki utrudniały mu jej właściwą ochronę. 

Leia podejrzewała, że tak właśnie czuł się w tej chwili, choć za nic w świecie nie 
mogła pojąć, co - zdaniem Bolpuhra - mogłoby jej grozić na pokładzie prywatnego 
promu jej bratowej. Noghri bywał niekiedy aż przesadnie oddany. 

Kiwając głową w jego stronę, Leia wkroczyła na mostek. 

- Daleko jeszcze? - zapytała i ze zdziwieniem zauważyła, że Mara i Jaina poderwały 
się z miejsc, zaskoczone jej nagłym wejściem. 
W odpowiedzi Jaina powiększyła obraz na centralnym ekranie. Plamki światła 
zmieniły się w dwie planety: błękitno-białą i czerwoną, które unosiły się w przestrzeni 
tak blisko siebie, że Leia zastanawiała się jakim cudem ta pierwsza, nieco większa, nie 
pochwyciła mniejszej w swoje pole grawitacyjne i nie zmieniła jej w swój księżyc. W 
połowie drogi między nimi, czyli w odległości mniej więcej pół miliona kilometrów od 
powierzchni, w cieniu błękitno-białej planety błyszczały światła pokładowe „Mediatora", 
kalamariańskiego krążownika, jednej z najnowszych jednostek Floty Nowej Republiki. 


-Bliżej już być nie mogą - zauważyła Mara. Miała na myśli położenie planet. 
- Za pozwoleniem - melodyjny głos dobiegł od strony drzwi, w których stanął android 
protokolarny C-3PO. -Obawiam, się, że to niezupełnie prawdziwe stwierdzenie. 
-Prawie prawdziwe - mruknęła Mara, odwracając się 
ku Jainie. - Z technicznego 
punktu widzenia i Rhommamoolanie, i Osarianie stworzyli cywilizacje naziemne.... 
-O tak, Rhommamoolanie niemal wyłącznie naziemną! -wtrącił czym prędzej 
Threepio i nie zważając na jęk, który wydobył się zgodnie z piersi trzech kobiet, rozgadał 
się na dobre. -Choć i flota Osarian może być uważana w najlepszym razie za niewiele 
znaczącą. Chyba że zastosujemy skalę rozwoju techniki lotniczej opracowaną 
przez Pantanga, która stawia na równi z niszczycielem gwiezdnym nawet pospolity 
śmigacz. Moim zdaniem ta klasyfikacja jest wprost śmieszna. 
-Dziękujemy, Threepio. - Leia przerwała mu tonem wskazującym na to, że usłyszała 
już nieco więcej niż wystarczającą ilość informacji. 

R.A. Salvatore 
- Mimo to dysponują pociskami, którymi mogą razić się 
wzajemnie z niewielkiej 
odległości... - Mara próbowała dokończyć myśl. 
-Właśnie! - krzyknął android. - Biorąc pod uwagę bliskość eliptycznych orbit tych 
planet... 
- Dziękujemy, Threepio - powtórzyła Leia. 
-... pozostaną w zasięgu skutecznego ostrzału jeszcze przez jakiś czas - ciągnął android, 
nie gubiąc rytmu. - Co najmniej przez kilka miesięcy. Jeśli chodzi o ścisłość, to 
za dwa tygodnie odległość między nimi będzie najmniejsza. Tak blisko siebie nie znajdą 
się przez następnych dziesięć lat. 

- Dziękujemy, Threepio! - wykrzyknęły zgodnie Mara i Leia. 
- Przez ostatnią dekadę również nie były tak blisko - zdążył dorzucić android, nim 
kobiety podjęły przerwaną konwersację. 
Mara potrząsnęła głową, próbując przypomnieć sobie, o czym mówiła. 

- To dlatego twoja matka chce wkroczyć właśnie teraz. 
- Spodziewasz się wojny? - błyski w oczach Jainy nie uszły uwadze jej towarzyszek. 
- „Mediator" utrzyma ich w ryzach - odparła Leia z nadzieją. Istotnie, nowy okręt 
był imponujący: znacznie lepiej uzbrojony i solidniej opancerzony niż wcześniejsze 
modele kalamariańskich krążowników gwiezdnych. 
Mara spojrzała na ekran i z powątpiewaniem pokręciła głową. 

- Trzeba czegoś więcej niż demonstracji siły, żeby zapobiec katastrofie. 
- Według wszelkich raportów konflikt, w rzeczy samej, przybiera na sile - włączył 
się Threepio. - Zaczęło się od zwykłego sporu o prawa do kopalin, a dziś obie strony 
używają retoryki bardziej odpowiedniej na czas religijnych krucjat. 
- To przez przywódcę Rhommamoolan - zauważyła Mara. - Nom Anor wykorzystał 
najbardziej pierwotne instynkty swoich popleczników. To on przeniósł spór z Osarianami 
na bardziej ogólną płaszczyznę „ucisku i tyranii". Nie wolno go lekceważyć. 
- Nie będę wymieniać wszystkich podobnych mu tyranów, z którymi się rozprawiłam 
- odparła Leia, z rezygnacją wzruszając ramionami. 
- Dysponuję pełną listą- wypalił Threepio. - Tonkoss Rathba z.... 
- Dziękujemy, Threepio - przerwała mu Leia złowieszczo uprzejmym tonem. 
- Nie ma za co, księżniczko. Na tym polega moja służba. Na czym to ja stanąłem? 
Ach, tak. Tonkoss Rathba z.... 
- Nie teraz, Threepio - ucięła Leia, a po chwili wróciła do przerwanej rozmowy. Widziałam 
już wielu takich. 

- Niezupełnie takich - odpowiedziała miękko Mara. Nagła słabość w jej głosie 
przypomniała Leii i Jainie, że pod maską brawury i nadmiaru energii kryje się poważna 
choroba. Dziwna -i oby rzadko spotykana - dolegliwość zabiła już dziesiątki ludzi. 
Najlepsi lekarze Nowej Republiki byli wobec niej bezradni. Spośród tych, którzy cierpieli 
na owe „zaburzenia molekularne", przeżyły jak dotąd tylko dwie osoby. Jedną z 
nich była Mara, zaś drugą, umierającą, poddawano teraz na Coruscant intensywnym 
badaniom. 
- Daluba... - C-3PO postanowił kontynuować wątek - ... no i oczywiście Icknya... 
Wektor pierwszy 

Leia właśnie odwracała się w jego stronę, by grzecznie, lecz stanowczo, wyłączyć 
go na dłużej, gdy krzyk Jainy osadził ją w miejscu i kazał znów spojrzeć na centralny 
ekran. 

-Statki w polu widzenia! - obwieściła Jaina z niedowierzaniem. Na wyświetlaczu 
sensora bojowego pojawiły się jasne punkciki. 
- Cztery - potwierdziła Mara. W tej samej chwili wyłączyły się brzęczyki alarmowe. 
- To Osarianie - dodała, spoglądając z zaciekawieniem na Leię. - Wiedzą, kim jesteśmy? 
Leia skinęła głową. 

- Wiedzą też po co przybywamy. 
-W takim razie powinni zostawić nas w ...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin