Radio.doc

(40 KB) Pobierz
Na stację dojechali po kilku minutach

Na stację dojechali po kilku minutach. Urwany szyld z logiem BP,

powywracane dystrybutory i wybite okna w stróżówce świadczyły o tym, iż

wojna dotarła również i tu. Piotrek zaparkował motor z boku obok

wywróconego i kompletnie spalonego samochodu, Damian tymczasem zajechał

pod dystrybutor z benzyną. Rozejrzeli się najpierw po okolicy by upewnić

się czy jest bezpiecznie. Na szczęście nikogo nie było w pobliżu. Piotrek

znalazł gdzieś dwa kanistry dziesięciolitrowe, które następnie napełnili i

schowali w bagażniku. Los znów się do nich uśmiechnął. Chociaż stacja była

kompletnie zniszczona i splądrowana, najwidoczniej w podziemnych

zbiornikach znajdowało się jeszcze trochę paliwa.

W stróżówce nie było dosłownie niczego, nawet mebli. Szabrownicy

całkowicie ogołocili to miejsce. Damian wyszedł przed budynek. Coś

zwróciło jego uwagę. Schylił się i wyciągnął spod buta ulotkę reklamową.

Nie była to jednak zwykła broszurka. Namawiała ona do walki, obrony

ojczyzny i powstaniu przeciw „polskim oprawcom”. Na końcu dopisano

jeszcze, że „nadciąga wyzwolenie”. Cóż mogło to znaczyć? Trudno było

mu powiedzieć. Jednak ten, kto się tym zajmował, musiał zadbać o dobre

poinformowanie społeczeństwa. Dopiero teraz Damian zobaczył, że tego typu

kartki zostały porozrzucane po całym terenie stacji, a kto wie, może nawet

i Krakowa.

- Muszę wam coś powiedzieć. - rzekł do swoich towarzyszy - Nie możemy

cały czas jeździć tylko po mieście i zaliczać kolejne stacje benzynowe. Trzeba

w końcu się opanować, bo nie zawsze będziemy mieli takie szczęście jak

ostatnio.

- Słuszna uwaga. - przytaknęła dziewczyna.

- Sprawa jest jasna. Przetrwać można teraz tylko poza miastem. Zabierz ją Damian do siebie do domu, na wieś. Tam macie jakieś szansę przeżycia. - odparł ponuro Piotrek, który wyrwał się z zamyślenia.

- Zaraz, moment!

- A ty? - Anka spojrzała na niego ze zdziwieniem

- I tak nie zrozumiecie, więc nie będę się z Wami kłócił. Powiem tylko, że moi rodzice przeżyli wojnę, skoro przeżył ją i Atos. – chłopak podrapał psa za uchem. – Jeżeli teraz ich zwłoki spoczywają w moim domu to oznacza tylko jedno – ktoś ich zamordował. Nie wiem dlaczego, ale po wizycie w domu wiem już kto. I zamierzam dorwać tych cholernych Sokolników.

- Nie! - Anka jęknęła - Nie zostawimy Cię!

- To prawda - Damian podszedł bliżej - Samemu zawsze jest ciężej, ale

mogę ci przysiąc, przyjacielu, że jeżeli to Sokolnicy bądź ktokolwiek inny, poniesie za to surową karę. Jestem zawsze z Tobą.

- Jedźcie, nic tu po was! - warknął Piotrek - Nie bądź głupi, to nie

Twoja walka.

- Chyba kpisz sobie ze mnie, proponując mi taki plan. Tu nie ma demokracji.

 

Do ich uszu doleciał dziwny odgłos, który w miarę upływu czasu przybierał

na sile. W pewnym momencie było już wiadome, co wydawało ten dźwięk. Helikopter.

- Do stróżówki!

Dopiero, gdy zobaczyli jak maszyna znika za akademikami zdecydowali

się opuścić kryjówkę.

- Tu nie jest bezpiecznie! - oznajmił Piotrek stanowczo - Wyświadcz mi

przysługę i pożycz swój motor - mówiąc to poszedł w kierunku jednośladu -

Wy zabierzcie samochód i uciekajcie stąd.

- Nie! - krzyknęła Anka, lecz w tym momencie Damian wciągnął ją do

środka stróżówki i zatkał jej usta ręką. Nie zdawała sobie sprawy, co się dzieje.

Próbowała krzyczeć, lecz uścisk był silny.

- Kryj się! - Piotrek rzucił się za spalony wrak samochodu i przywarł do

niego plecami. Na teren stacji wkroczyło dwóch żołnierzy w

brunatno-niebieskich mundurach. „Psiakrew, Sokolnicy” - pomyślał Damian. Anka

przestała się już rzucać, gdyż zrozumiała powagę sytuacji. Piotrek był w

nie lada tarapatach. W każdej chwili mogli go zobaczyć i zastrzelić. To

już nie były przelewki. Sokolnicy nie byli bandą dresów, lecz dobrze

wyszkolonymi żołnierzami. Tutaj nie było mowy o żadnym podstępie. Dwaj

mężczyźni stanęli za dystrybutorami i najwyraźniej mając gdzieś

bezpieczeństwo zapalili papierosa. Wtedy jeden z nich zauważył motocykl

Damiana. Zainteresowani ciekawym znaleziskiem podeszli bliżej. Stali teraz

tyłem do Piotrka. Ten spojrzał na swojego kompana, bezpiecznie ukrytego w

stróżówce. Damian pokazywał mu znaki namawiając do cichego przejścia w ich

kierunku. Pal licho motocykl, życie było ważniejsze.

Jeden z Sokolników trafiony kulą w nogę upadł na ziemię głośno jęcząc.

Drugi natychmiast dobył broni i zaczął strzelać w kierunku uciekającego

studenta. Gdy stwierdził, że zbieg jest poza zasięgiem strzału, wyciągnął

przytroczoną do paska krótkofalówkę i wezwał wsparcie. Wtedy Damian

wyskoczył z ukrycia i strzelił w kierunku napastnika. Kula trafiła prosto

w głowę. Ciało osunęło się jeszcze zanim Damian podbiegł bliżej. Leżący

Sokolnik najwyraźniej zrozumiał, co się dzieje, bo chwycił za karabin

kolegi i wymierzył w kierunku nadbiegającego przeciwnika. Ten w ostatniej

chwili kopnął karabin odchylając kierunek lotu pocisków, które ułamek

sekundy potem wyleciały z lufy i pognały w przestrzeń. Damian pamiętał jak

to bywało w filmach: zostaw rannego wroga, a ten zaatakuje cię w najmniej

odpowiednim momencie. Nie chciał popełnić tego samego błędu. Wycelował i

oddał jeden strzał w głowę. Sokolnik padł nieżywy.

W tej chwili znów usłyszał lecący helikopter. W ślad za nim spod Multikina

wyjechał wojskowy samochód z kilkoma żołnierzami w środku.

Skierowali się w stronę uciekającego Piotrka, który biegł co sił w stronę

lasu przy lotnisku na Czyżynach. Damian natychmiast porwał leżący karabin, przykucnął i wycelował.

Oddał kilkanaście strzałów w kierunku nadjeżdżającego samochodu, jednak

odległość była zbyt duża. Odgłosy wystrzałów tłumiły znacząco krzyki Anki.

Damian skoncentrował się maksymalnie na strzelaniu. Przyłożył oko do

celownika i w tym momencie usłyszał chrzęst przeładowywanego pistoletu.

Nim się obrócił, zdążył jeszcze usłyszeć „Twoja kolej, Sokolniku”. Po

tych słowach zapadła ciemność, a gdzieś w oddali zanikał jeszcze wrzask

płaczącej Anki.

 

Piotrek zobaczył, jak Sokolnik ogłusza dwójkę jego przyjaciół. Nie miał jak im pomóc. Musiał salwować się ucieczką. Nie było to w jego stylu, ale sprawa była poważna. Musiał obmyślić jakiś plan. Dobry plan. Gdy Sokolnicy byli zajęci obezwładnianiem Damiana i Anki, pędem rzucił się w stronę ruin Reala. Był tutaj już po wojnie, więc wiedział mniej więcej, jak wygląda wnętrze. Miał jednak pecha. Po tym, jak dobiegł do wschodniego wejścia, usłyszał za sobą pisk opon i zobaczył nadjeżdżający samochód. Migiem wskoczył przez zniszczone drzwi do środka. Wbiegł na główną halę. Za sobą słyszał kroki okutych butów i krzyki ścigających go żołnierzy. Schował się pomiędzy regałami. Wiedział, że Sokolnicy prędzej czy później go tu znajdą i zatłuką. Bez planu działania miał niewielkie szanse na przeżycie. Nasłuchiwał. Czekał. Tuż za regałem, za którym się schował słychać było kroki. „To moja szansa” – pomyślał, po czym z całej siły pchnął regał od siebie. Żelastwo runęło na niczego niespodziewający się pościg. Dwóch ze ścigających Piotrka ugrzęzło pod ciężarem półek, jednak reszta rzuciła się za nim. Skręcił w jedną z alejek i stanął twarzą w twarz z uzbrojonym w karabin Sokolnikiem. Za nim w alejkę wbiegło kolejnych dwóch. „To koniec” – pomyślał. Poczuł uderzenie w głowę, zrobiło mu się ciemno przed oczami. Ostatnie co widział to podeszwę buta, która wylądowała na jego policzku.

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin