Gdy zajechaliśmy pod dom żadnego z rodzeństwa Edwarda jeszcze nie było.
Mieliśmy czas tylko dla siebie.
Mój luby zatrzymał samochód i otworzył mi drzwiczki. Wysiadłam z auta.
- Mamy dom tylko dla siebie ...
- Mi wystarczy twój pokój ...
- Naprawdę ?
- Jasne.
Uśmiechnął się łobuzersko i wziął mnie na ręce.
W jego ramionach czułam się wyjątkowo bezpiecznie.
Zamknęłam oczy i wtuliłam twarz w jego koszulę. Była przesiąknięta tym cudownym, wampirzym zapachem.
Byłam gotowa mdleć z zachwytu.
Po chwili poczułam, że mój luby kładzie mnie na łóżku. Otworzyłam oczy i odwróciłam się w stronę leżącego obok mnie Edwarda. Jego spojrzenie był przepełnione miłością.
Jeżeli właśnie pomyślał o tym, co ja to, naprawdę, nie miałam nic przeciwko.
- Co chcesz robić ? - szepnął.
- Nie wiem, zdaję się na ciebie.
- To może ... - powiedział swoim pięknym uwodzicielskim głosem, ale nie uznał za stosowne dokończyć.
delikatnie odpiął guzik od mojej bluzki jednocześnie całując mnie bardzo namiętnie w usta.
Przeszył mnie dreszcz emocji, ale mój luby nie zareagował jak zwykle.
Odpiął kolejny.
Położyłam mu dłoń na ramieniu, a ten przewrócił się na plecy.
Pomimo, że chłodne dłonie Edwarda błądziły po moim brzuchu było mi nadzwyczaj gorąco i jeszcze intensywniej czułam każdy jego dotyk.
Nagle palce mojego ukochanego zesztywniały, usta zamarły i całe narastające podniecenie wygasło.
Jakby zdmuchnąć świeczkę.
Z powrotem obrócił się na bok i wstał z łóżka.
Z gardła wyrwał mu się warkot.
Zapięłam pospiesznie guziki i usiadłam przyzwoicie na kanapie.
Nagle drzwi pokoju otworzyły się i stanęła w nich Alice.
- Nie rób tego, Edwardzie ! - wrzasnęła i nagle znieruchomiała zaskoczona - Ale ... Widziałam ... Jak ?
Zdziwienie nie znikało z jej twarzy, mogłam się tylko domyślać, co widziała w wizji.
- Alice, ty naprawdę jesteś irytująca, taka mała, a taka irytująca ... niemożliwe ...
Edward udawał, że do niczego nie doszło. I faktycznie - nie doszło. A mogło.
I szczerze mówiąc byłam zła na Alice, że wleciała do pokoju.
- Możesz już iść - powiedział cierpko Edward.
- Już idę ... - burknęła i wybiegła z pomieszczenia.
Mój luby westchnął i popatrzył na mnie ze smutkiem.
- Co widziała Alice ? - spytałam, ale nie doczekałam się odpowiedzi.
Wyszedł z pokoju i nagle usłyszałam głos Alice.
Podeszłam do drzwi.
Kłócili się.
- Co cię obchodzi co robimy ?! Czy ja czytam ci w myślach, kiedy jesteś z Jasperem ?!
- Martwię się ! Myślisz, że chcę, żeby Bella umarła ?! W pewnym sensie ... byłoby nam po prostu łatwiej !
- Więc po co wtrącasz się w życie moje i Belli ?!
- Nie wtrącam się, tylko martwię !
- Oczywiście !
- Tak ! A jeśli tak bardzo przeszkadzam ci ja i moje wizje, których nie kontroluję, to nigdy więcej nic ci nie powiem !
Edward warknął.
Z oczu Alice ciskały gromy.
Byli na siebie wściekli ... nie, to co teraz czuli było czymś więcej, niż tylko wściekłością.
Usiadłam z powrotem na łóżku.
Podparłam się dłońmi o czoło.
Jeśli Edward nie będzie się kontrolował, to zginę, a jeśli Alice, przed niczym nas nie ostrzeże to nigdy niczego nie spróbujemy.
Oboje zdecydowanie postąpili źle, kłócąc się.
Ale na pewno się pogodzą - za bardzo się kochają.
Wyszłam z pomieszczenia i zapukałam do pokoju Jaspera.
Usłyszałam ciche proszę.
Uchyliłam drzwi i wśliznęłam się do środka.
- Możemy chwilę pogadać ?
- Jasne ...
Ogarnęła mnie fala spokoju. Byłam wdzięczna Jasperowi, ale to co ze mną robił zawsze mnie irytowało.
Nienawidziłam, gdy manipulował moimi uczuciami.
- Słyszałeś jak ...
- Tak.
- Często im się to nie zdarza, prawda ?
- Kłócą się, ale to tylko sprzeczki ... a teraz. Poszło o coś poważnego, co nie ?
Kiwnęłam głową.
- Mam nadzieję, że się pogodzą. Niestety, nie mogę ci pomóc.
- Mhm ... dobra ...
Po chwili do pokoju wbiegła zapłakana Alice.
- Bella ? - stanęła, gdy mnie zobaczyła.
- Idę już ... To cześć - wyszłam z pokoju.
Zaszłam jeszcze do Edwarda wziąć kurtkę (jego samego tam nie było) i wyszłam z domu.
Mój samochód nie działał od bardzo dawna, więc chodziłam wszędzie piechotą albo pożyczałam od kogoś kluczyki.
Zdecydowałam jednak, że się przejdę. W końcu nie spytałam, czy mogę wziąć volvo ani nie miałam kluczyków.
Idąc wolnym spacerkiem do domu obserwowałam spadające liście i złocisty dywan przykrywający ziemię.
Ten początek jesieni był wyjątkowo piękny.
Nagle usłyszałam szelest wśród liści. serce szybciej mi zabiło.
- Bello - zganiłam się szeptem - to tylko wiatr !
Prawda była taka, że wcale nie wiał.
Ponowny szelest i czyjeś dłonie na moich ustach.
- Cicho, a nic ci się nie stanie.
Z nadmiaru emocji straciłam przytomność.
Ocknęłam się dopiero w jakimś ciemnym pomieszczeniu, gdzie czuć było spruchniałe drewno.
Było wilgotno i we znki zaczęła mi się wdawać klaustrofobia.
Miałam zakneblowane usta, związane ręce i nogi. Czułam komórkę w kieszeni spodni, ale nie mogłam z niej skorzystać.
Ogarnęła mnie panika.
Jednak w pierwszej chwili, pomyślałam, że to znowu żart i Cullen'owie porywają mnie dla jaj. Tak po prostu. Ale nie. Bo głos ani temperatura ciała porywacza nie były wampirze. To był człowiek.
Chociaż ... jego skóra była cieplejsz, niż u normalnego człowieka. Chyba nawet za bardzo.
Zostałam porwana przez zgraję wilkołaków ?!
Niemożliwe ... Co za tupet ! Chyba powariowali.
Zaczęłam się drzeć na Jacoba, oczywiście, ale dźwięki które z siebie wydawałam były hamowane przez chustkę i brzmiały raczej jak bełkot. Starałam się opuszczać ją w dół tak, żeby spadła.
Udało mi się.
- Jacob ! Niech ja cię dorwę, cholero ! - wrzasnęłam.
Ktoś wydał z siebie jęk i w pokoju zapaliło się światło. O ile pamięć mnie nie myliła przed sobą miałam Setha. Głupek.
- Gdzie Jacob, do cholery ! Niech ja go dorwę !
Seth ponownie jęknął i wrzasnął.
- JACOB !
Przez uchylone drzwi do pomieszczenia wbiegł rudawy wilk. No oczywiście, jakbyże się skompromitwał wchodząć po ludzku.
- Jacob, coś ty sobie myślał ! Takie to było zabawne ?! Co to było ?! Jacob ! - patrzyłam na niego z irytacją. W jego wielkich, czarnych wilczych oczach dostrzegłam rozbawienie.
- Z czego się rrzysz, debilu ?!
Jake pdrzedł do mnie i położył pysk na moich kolanach.
Cała złość, która mnie nawiedziła szybko zniknęła.
Rozczulił mnie widkok typu ...
Wilk i Bella
lub
Skruszony wilk i walnięta śmiertelniczka
Parsknęłam śmiechem.
- Czy ktoś mógłby mnie rozwiązać ?
Jacob zrobił jakieś takie coś podobne do machnięcia ręką ... i Seth podszedł, by mnie rozwiązać.
Wstałam szybko na nogi i skierowałam się do wyjścia, jednak rudy wilk zagrodził mi drogę.
Sam wyszedł i wrócił w ludzkiej postaci.
Był chyba jeszcze wyższy niż normalnie.
- Mogę chyba już iść ? - spytałam dziwnym tonem.
Wstchnął i kiwnął głową. Szbko wybiegłam z domku, jak się okazało. Był w jakimś lesie, dlatego w środku było wilgotno.
Rozejrzałam się dookoła i ruszyłam wydeptaną ścieżką.
Po kilkunastu minutach byłam z powrotem na drodze, z której porwały mnie wilołaki. Nadal nie mogłam uwierzy, że to się w ogóle stało.
Aczkolwiek było to prawdą i nieco nawet żałosną.
Pokręciłam głową i niedugo potem byłam już w domu.
Z godziny, którą odczytałam z zegara wynikało, że jest po piętnastej.
Charliego nie było.
Znowu sama.
Nawet nie wiedzałam, gdzie tera jest Edward, bo rozwścieczony gdzieś pobiegł.
Nie miałam z kim pogadać.
Wchnęłam i poszłam na górę.
Otworzyłam drzwi i zobaczyłam czyjąś piękną sylwetkę na łóżku.
- Edward ? Co ty tu robisz ?
- Pomyślałem, że moglibyśmy skończyć, co zaczęliśmy u mnie. A nie ma Chrliego, więc raczej nikt nam nie przeszkodzi.
Byłam w lekkim szoku, ale gdy się otrząsnęłam na moich ustach pojawił się uśmiech.
Podeszłam do łóżka i położyłam się koło mojego ukochanego.
Położył swoją chłodnął dłoń na moim policzku i zaczął całować tak samo namętnie, jak skończył.
czaras88