Synowie28.txt

(38 KB) Pobierz
304
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
        VII
        Zbiegły do Czech Zbigniew, niewiele się tu mogšc spodziewać, z Pragi udał się do 
        cesarza Henryka V, jak inni ofiarujšc mu daninę, podległoć, zapłaty, byleby mu 
        do korony dopomożono. Za pienišdze naówczas kupowano u cesarza królestwa, za 
        czeskie zapłacił był wprzódy Borzywój, Bolka sprzymierzeniec, potom wiatopług 
        dziesięć tysięcy grzywien, które zdarł z Żydów, z ludu, duchowieństwa, tak że w 
        Pradze potem kawałka srebra ni złota nie pozostało i wypłacić mu się nie było 
        podobna. Na Zbigniewa przyszła kolej, jeżeli nie płacić, to obiecywać grzywny za 
        polskš koronę.
        - Id, miłociwy panie, na Polskę - mówił zbieg - id, a pobijesz jš łacno. Lud 
        cały nienawidzi Bolka, rad będzie się spod jego żelaznej rękawicy wyzwolić. 
        Pójdš wam w pomoc Czechy, mam i ja tam swoich, którzy na dany znak do nas 
        przybiegnš. Padnie jak owoc dojrzały ta cała ziemia w ręce wasze, ja wiernie z 
        niej służyć będę cesarstwu.
        Nie miał jeszcze pokoju z Pomorzem Bolko i oblegał Nakło, gdzie cudownie w dzień 
        więtego Wawrzyńca odniósł zwycięstwo nad rozpaczliwie i zajadle bronišcymi się 
        pogany, trupem ich cielšc kilkadziesišt tysięcy, gdy już znużonemu bojem panu 
        gońce wieć przynieli, że cesarz Henryk V, z czeskim wiatopługiem i Zbigniewem 
        z siłami wielkimi cišgnš na niego.
        Zbigniew był głównym podżegaczem, wywdzięczał się za dane mu życie.
        Wojsko zwycięskie, choć miało ducha, potrzebowało pokrzepić się spoczynkiem, 
        wojna nowa wymagała czasu do przygotowania. Nie tyle może potęga cesarza, jak 
        urok jego imienia był straszny. Zdało się, że ostatnia wybiła godzina. Ale Bolko 
        miał Skarbimierza i wiernš swš drużynę, nie ulškł się też i nie ugišł.
        Cesarz z drogi wysłał listy do króla. Nazywał go w nich tylko "żołnierzem 
        swoim", jakby wasalem i hołdownikiem, żšdał wojska w pomoc lub trzechset 
        grzywien rocznej daniny, a działu ziemi dla Zbigniewa.
        Gdy na zebranej radzie przy królu odczytał ksišdz kanclerz listy te zuchwałe a 
        dumne, dla ustraszenia i wyzwania napisane, stali długo z nimi wojewodowie 
 
        Skarbimierz, Magnus i inni. Król marszczšc brwi patrzał po nich.
        - Rany się jeszcze po Nakle nie zagoiły i ręce nie wypoczęły! 
        Rady były rozmaite. Nie stało już w Czechach możnych Wrszowców, którzy by się 
        teraz byli przydali królowi. Ostatni z nich zbiegli do Polski, a innych krwawo, 
        nielitociwie wyrzezano.
        Za przekupieniem cesarza najwięcej obstawano.
        Król słuchał, bawił się pasem swojego miecza i milczał. Z twarzy mu mogli 
        wyczytać, że ani się wykupywać nie zechce, ani ukorzyć.
        Gdy wszyscy się uciszyli, Bolko podniósł się i głos zabrał. - Mili panowie moi - 
        rzekł - wojsku cesarskiemu i czeskiemu wstępnym bojem nie podołamy. Ale czyż 
        tylko na ten jeden sposób wojować można? Nauczyli nas Pomorcy, a i dawniej 
        nieraz bywało za króla Bolka Wielkiego, żemy się obraniali jako psy od 
        niedwiedzia, z boków urywajšc nieprzyjaciela. Rozumny molos ani niedwiedziowi 
        z przodu na pazury, ani dzikowi pod kły nie idzie; chwyta go i drze kędy może. 
        Tak i my uczynimy z cesarskim niedwiedziem. Na wielki bój mało nas, na 
        doleganie napastnikowi siła. A oto i jesień kroczy, a kraj im obcy. Niech idš, 
        niech próbujš, a do głębi się wcisnš, zobaczymy, co czynić mamy. Lasy i błota 
        sprzymierzeńcami nam będš. W bogu nadzieja, nie pożyjš nas, a ujdšli z życiem - 
        niech się z tego cieszš.
        Skarbimierz jeden zamruczał: - więte słowo.
        Inni frasobliwie spoglšdali.
        Król trwał w swoim bez namysłu, na razie kanclerza wezwać kazał i list na list 
        odpisać tym samym zuchwałym tonem, jakim wyzwanie cesarskie pisane było.
        "Chcecie daniny albo ludzi naszych wojennych jako daniny? Przeczże to i zacz 
        dawać jš mamy? Alici i baby się nawet broniš, gdy je napastujš, cóż dopiero 
        mężowie? Zdrajcy, co spiski knował, nikt mi nie narzuci ani siłš mi go może 
        prowadzić na ziemie moje. Pieniędzy i żołnierzy nie wam, lecz dla sprawy 
        kocioła rzymskiego dałbym zaprawdę, lecz nie z nakazu i pod grozš. Zechcesz 
        wojny, będziesz jš miał".
 
        Wieć chodziła po wiecie, a duchowni naówczas przez swš brać zewszšd mieli 
        posłuchy, że cesarz odpowied tę odebrawszy z gniewu wielkiego straszliwie się 
        zaklšł, iż choćby nie wiedzieć wiele ludzi miał stracić, pomci zuchwalstwo i do 
        posłuszeństwa przymusi.
        Bolko się już nie spodziewał czego innego, tylko wojny; póki czas, zamki 
        opatrywano, osady w nich pomnażano, cišgano ludzi; król nie odpoczšł na chwilę, 
        nie odetchnšł. Czekano.
        Jesień już była póna, gdy dano znać do obozu króla, że cesarscy i Czesi granicę 
        przeszli i wtargnęli na ziemie lšskie, a Zbigniewa widziano, jako nieustannie 
        przy cesarzu był ze swš gromadkš służšc mu za przewodnika.
        Henryk V spodziewał się spotkać Bolesława u granicy z wojskiem i stoczyć bitwę. 
        Żołnierz jego ciężki, uzbrojony potężnie, daleko lżej zbrojnego żołnierza 
        polskiego zgnieć mógł łatwo.
        U przeprawy przez Odrę czuwał Bolko.
        Lasy naówczas niemal cały kraj gęsto przerzynały, wód też i błot więcej było i 
        szerzej rozlanych niż dzisiaj. Wszystkie gocińce lene wczenie pozawalano 
        kłodami drzew podršbanych, na moczarach pozrywano bacie, na strumieniach 
        pozrzucano mosty. Na czatach stał najdzielniejszy hufiec Bolesława, który miał 
        póty bronić przeprawy, pókiby posiłki dlań nie nadcišgnęły.
        Sam król w pewnej odległoci od Głogowa się ustawił w miejscu bezpiecznym. Posły 
        jego rozbiegły się dawno na Ru i do Kolomana o posiłki proszšc, lecz nimby 
        nadcišgnęły, Bolko sam, jesieniš i słotš, musiał się bronić najedcom.
        Zaprawdę, patrzšc na dwa obozy tych zapaników, cesarski i królewski, każdy by 
        się był ulškł przewagi pierwszego. Co tylko wiek ówczesny do wojny miał 
        najkunsztowniej wymylonego, tu było: najpiękniejsze zbroje, najlepszy oręż, 
        najsprawniejsi rzemielnicy do budowy machin oblężniczych. Wszystko to, mimo 
        długiego pochodu, wietnie wyglšdało. Szły wozy kryte, szły powodne konie, 
        powiewały choršgwie i proporczyki szkarłatne, ziemia tętniała pod kopytami koni, 
        tak zbrojnych a strojnych jak ludzie. Z całego wiata niemal pocišgany żołnierz 
 
        w cesarskim obozie się roił: Frankowie, Sasy, Czesi, Morawianie, Włosi.
        Obóz wiatopługów mało ustępował cesarskiemu. Rycerstwo było mężne, dowiadczone 
        niejednš wojnš, za Alpami, nad Renem, do wszelkiego boju wdrożone, zwyciężać 
        nawykłe. Tu, w kraju barbarzyńskim na poły, zdało się im łatwym dokonać zaboru. 
        Szli jakby dla zabawy.
        Gdy wojska cesarskie za Odrš się ukazały, w Głogowie się ich nie spodziewano 
        jeszcze. Bolkowe oddziały pilnowały brodów u Odry, poniżej i powyżej grodu 
        samego. Tymczasem i cesarscy wprost naprzeciw zamku zgruntowali rzekę i z rana 
        jš przebrnęli bez przeszkody.
        Zrazu w miecie trwoga powstała wielka, ale załogš dowodził stary, wytrawny, 
        powolny i przebiegły Wojsław Głowa Rozcięta. Tego zastraszyć było trudno. Czuwał 
        milczšcy. Zaparto wnet bramy, gawied z wałów spędzono, stanšł gród jakby 
        wymarły.
        Cesarscy go objeżdżali, obchodzili Wacek i Detryszek opatrujšc zewszšd i 
        zawyrokowali, że się im obronić nie może, a poddać rychło musi. Posłano wraz 
        ludzi z rogami pod wrota, aby tršbili wywołujšc na rozmowę.
        Stanšł Wojsław, siwy, niepozorny człek, ciężki a na oko pokorny. Domagano się 
        wpuszczenia do rodka. Wolał do nich wyjć sam, niż goci mieć u siebie, co by 
        go podpatrywali - i furtš ku nim wystšpił i Hr. Wacek na koniu siedzšcy w zbroi 
        pięknej, w hełmie ze skrzydły, dumnymi go zmierzył oczyma.
        - Szykujcie się do poddania cesarzowi - rzekł. - Zobaczcie, ilu nas tu jest, 
        cesarskich i wiatopługowych! miech mówić o obronie!
        - Sami my to już widzimy - odparł z udanš rezygnacjcjš Wojsław - ale król a pan 
        nasz surowym jest. Przysięgalimy mu nic nie poczynać bez wiadomoci jego. 
        Dajcie nam czas, posłów do niego wyprawimy.
        - Nie! - zakrzyknšł Wacek. - Nie mylcie, że nas oszukacie! Zwłoki się wam 
        chce!? Czas zejdzie daremnie, my go nie mamy, bo całe wasze królestwo zawojować 
        musimy.
        Wojsław, westchnšwszy ciężko, zakładników ofiarował. Z tym, sam nie chcšc 
 
        stanowić, hrabia Wacek do cesarza jechał. wiatopług i wszyscy dowódcy wołać 
        zaczęli:
        - Wzišć zakładników! Z pomocš ich łatwiej gród zdobędziemy! Wzišć rękojmię, a 
        dać im dni kilka! I naszym się z pochodu utrapionego spoczynek należy.
        miano się z wielkiej prostoty głogowian.
        Wieczorem czterech młodych mieszczan z rękami w kieszeniach, z głowami 
        spuszczonymi, szli jak na stracenie do obozu.
        Przyrzeczono im słowem cesarskim, że wrócš cali, jeżeliby Bolko odmownš dał 
        odpowied, ale sobie tak lekceważono Polaków, że im wiary dotrzymać nikt nie 
        mylał. Dziczš ich przezywano jak zawsze.
        Zaledwie głogowianie: Patarz, Surma, Łowiec z Wojsławowym synem ukazali się ku 
...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin