Życie za darmo.doc

(60 KB) Pobierz
Życie za darmo

 

Życie za darmo

W dobie wzrastających kosztów życia, umiejętność cięcia wydatków zdaje się być bardzo pożądana. Jak się najeść i nie wydać ani złotówki? Jak żyć nie płacąc za wynajem mieszkania? Okazuje się, że wystarczy mieć tupet i tzw. dobrą gadkę.

Jak wiadomo, żywność, opłaty za media i wynajem mieszkań zazwyczaj pochłaniają lwią część naszych wydatków. Nic więc dziwnego, że właśnie te "dziedziny życia" zostały opanowane przez różnego rodzaju naciągaczy i cwaniaczków. W domu, w pracy, otaczają nas osoby, które chcą w jakiś sposób zaoszczędzić naszym kosztem.

Jak działa "klasyczny cwaniak"? Dr Jarosław Kulbat, psycholog społeczny z wrocławskiej Wyższej Szkoły Psychologii Społecznej, uważa, że osoba pasożytująca wykorzystuje mechanizmy, które zazwyczaj dobrze się sprawdzają, a my sami, stosowaliśmy je tyle razy, że nie zastanawiamy się nad ich konsekwencjami.

Z rodziną najlepiej wychodzi się tylko na zdjęciu

Chęć niesienia pomocy innym, dobre serce, mogą okazać się świetną pożywką dla osób żyjących z żerowania na bliźnich. Najczęstszym rejonem działań tych osób jest… rodzina.

Krysia przez wiele lat nie była świadoma tego, że okrada ją siostra męża i jej partner. "Nie mieszkali z nami, tylko wpadali z odwiedzinami. A kasa z portfela dziwnie znikała. I jakoś nikt długie lata nie wpadł na to, że to oni. Nawet pracę im daliśmy i dziwiliśmy się, że inni pracownicy są okradani". Tylko przypadek pomógł internautce odkryć prawdę i uwolnić się od złodziei.

Niezbyt miłe wspomnienia z wspólnego mieszkania z rodziną opisuje taka jedna. "Mieszkałam kiedyś z mężem (wtedy narzeczonym) i jego siostrą, później z teściami. Różne rzeczy mi znikały. Pewnego razu, kiedy siostra się już wyprowadziła, u niej, w nowym mieszkaniu, znalazłam moje kasety. Okazało się, że wiele rzeczy sobie tak brała. Odkryłam również, że teść się wycierał w mój ręcznik i kiedy poprosiłam męża by mu coś powiedział, zagadnięty teść wyznał, że »jemu to nie przeszkadza«".
Zaskakujące i groteskowe sytuacje przytoczyła Baka. "Mnie okradała własna teściowa. Potrafiła zeskrobać sobie trochę cienia do powiek, ułamać pomadkę i odpowiednio ją uformować dla niepoznaki".
 

Niezręcznie jest odmówić, gdy ktoś grzecznie prosi o wsparcie, czasem jednak ta chwilowa pomoc, zmienia się długotrwały stan, o czym mogła się przekonać Anna. "Przytuliła się do nas najmłodsza siostra mojego męża, bo rozstała się z chłopakiem, mało zarabia i potrzebuje sie odbić. Oczywiście przyjęliśmy kochaną M. i oczywiście zaznaczyliśmy, że może korzystać ze wszystkiego. To »korzystać ze wszystkiego i nie dopłacać się do utrzymania« (prawie 30-letnia dziewczyna) w moim rozumieniu znaczy »będę sobie cicho mieszkać i pomagać jak się da, bo mnie utrzymujecie i dajecie mi dach za darmo«. Mieszkała ponad dwa lata, nie dopłacała się do niczego, jadła, używała wszystkich kosmetyków". 

Szczególnym przykładem życia na cudzy koszt są przypadki emigrantów. Rodacy zza granicy uskarżają się w sieci na rodzinę z Polski, która rości sobie prawa do mieszkania u nich kątem i wielomiesięcznego życia na ich koszt, bo przecież "skoro już tam są od dłuższego czasu, to im się na pewno bardzo dobrze powodzi i trzeba to wykorzystać".

"Przyjęłam pod swój dach obcych w sumie ludzi, bo opiekunkę moich dzieci z mężem i dwójką dzieci, kiedy własna rodzina wyrzuciła ich na bruk. Mąż stracił pracę po dwóch miesiącach i przez trzy byli praktycznie na moim utrzymaniu. Wrócili do Polski, bo tutaj niby tak źle i nie da się pracy znaleźć. Żyją tam z pomocy społecznej i mają już trzecie dziecko w drodze. Przestałam liczyć na zwrot długu w wysokości ponad 900 funtów" – mówi rozgoryczona bawa.

"Jakieś dwa lata temu przyjechał do nas kuzyn męża. Nie znał ani słowa po angielsku, jak miałam wolny dzień, chodziłam z nim do agencji, żeby znalazł jakąś pracę. Po dwóch miesiącach dostał pracę. Akurat zwolnił się pokój u nas, więc stwierdził, że zostanie. No i zaczęło się…" – pisze zalotka. Notoryczne podbierał cukier z cukierniczki (swój chomikował w szafce), proszek do prania i inne rzeczy użytku codziennego. Mężczyzna w nowej pracy zarabiał tyle samo co blogerka i jej mąż, jednak postanowił ich kosztem przyoszczędzić. "Wiem, że to była nasza wina" – podsumowuje kobieta – "Mój dziadek zawsze mówił: »Jak masz dobre serce, to musisz mieć twardą dupę«".

O tym, jak nie opłaca się czasem być gościnnym przekonała się na własnej skórze blogerka Małgosiak. Mieszka w Anglii wraz z partnerem i dwójką dzieci. Pewnego dnia otrzymała wiadomość od kuzynki: "Znalazłam się w bardzo ciężkiej sytuacji, nie mam pracy od sześciu miesięcy, mąż mój nie zarabia od trzech, nie mamy żadnych dochodów, a dzieciaki muszą przecież jeść... Czy możecie mi pomóc?". Nie zastanawiając się długo, postanowili przyjąć kobietę wraz z dziećmi pod swój dach. Utrzymywali rodzinę przez pierwszy miesiąc, pomogli jej znaleźć pracę. Małgosiak zauważyła, że w domu ubywało trochę kosmetyków czy produktów spożywczych, ale bagatelizowała to. Po dwóch miesiącach wspólnego mieszkania delikatnie zasugerowała kuzynce, by ta zaczęła rozglądać się za innym lokum. Po niespełna miesiącu od jej wyprowadzki dowiedziała się, że kobieta podkradała rodzinie, u której wynajmowała mieszkanie słodycze, wkładki higieniczne, mąkę, a nawet korzystała ich ręczników wiszących w łazience. Ostatecznie to Małgosiak przepraszała za "niespotykane nawyki kuzynki", gdyż ona sama nie widziała w swoim zachowaniu niczego niewłaściwego.

Być może właśnie to przeświadczenie, że wspólne pochodzenie, więzy rodzinne, obligują do wzajemnego pomagania, ułatwia życie różnego rodzaju naciągaczom. "Gdy mieszkałem w Anglii kilka lat - pisze gwar - znikało mi wiele z szafek mimo tego, że mieszkałem tylko z kolegą z pracy".

- Emigranci są w specyficznej sytuacji - zauważa dr Jarosław Kulbat. - Obcy kraj, nierzadko obcy język, separacja od bliskich i znajomych (którzy mogliby służyć radą i pomocą), niepewność jutra, konsternacja codziennością, zmęczenie. Wtedy szczególnie łatwo ludzie poddają się naciskom ze strony innych ludzi, zwłaszcza tym, którzy obiecują rozwiązanie trapiących problemów, czy oferują wsparcie emocjonalne i pomoc.

 

Dobry zwyczaj – nie pożyczaj

Okazuje się, że aby stać się ofiarą naciągacza nie trzeba wiele. Stosowanie się do elementarnych zasad dobrego wychowania, zwykła codzienna uprzejmość – i już jesteśmy posiadaczami "szczęśliwego pasożyta".

Internauta Naiwnych nie sieja wspomina sytuację, gdy jego młodszy brat wynajął dwupokojowe mieszkanie w Warszawie. "Kolega z pracy zapytał, czy może się u niego zatrzymać, na kilka dni, aż sam coś znajdzie. Z kilku dni zrobił się rok. Całe 12 miesięcy gość nic nie płacił, mieszkał za darmo i wyżerał bratu jedzenie z lodówki".

"Mieszkałam z człowiekiem, który drugiego dnia pobytu uprzejmie zapytał, czy może pożyczyć cukru, jako że swojego jeszcze nie posiadł. Ponieważ uważam się za osobę wychowaną, cukru użyczyłam. Od tego dnia człowiek rzeczony uznał mnie za stałego dostawcę cukru do kawy, herbaty i innych potrzebę" – pisze aga 1.

Wyjadanie jedzenia współlokatorom i podkradanie np. kosmetyków to bardzo częste zjawisko wśród studentów zamieszkujących akademiki, bądź osób wspólnie wynajmujących mieszkania. "Mieszkałam w akademiku w segmencie z panną, która, wypierając się w żywe oczy i rżnąc głupa, używała naszych kosmetyków, płynu do naczyń itp." – opisuje swoje przeżycia Anka. Autorka blogu wielkiepranie, chcąc ukrócić pasożytnicze nawyki swoich współlokatorów, zastosowała podstęp. "Takiemu jednemu, który w akademiku notorycznie podbierał szampon powiedziałam, że bardzo proszę, żeby go nie brał, bo jest z bardzo dobrą odżywką i za dużo kosztował. Zadziałało. Szkoda tylko, że zamiast odżywki w środku był krem depilacyjny. Z popalonymi włosami nie był już taki »sexy boy«, ale nigdy więcej nie podebrał niczego".

Dobrze zarabiająca koleżanka any, podkradała współpracownikom cukier, kawę, mleko (na które podobno miała uczulenie). Pożyczała również pieniądze, a zapytana o termin zwrotu potrafiła bezczelnie odpowiedzieć: "W poniedziałki to się nie oddaje pieniędzy".

Zdaniem tate, ludzie często nie widzą niczego nagannego w tzw. podbieractwie. "A to kawkę z cudzej puszki, a to herbatkę, a to trochę kremu. I tak to się ciągnie".

"To nie złodziejstwo w ich mniemaniu" – komentuje gwar "pożyczanie" sobie cudzych rzeczy. "Uważają to za spryt życiowy, lub po prostu mieszkając pod jednym dachem, utożsamiają się z rzeczami, które są we wspólnej kuchni, tłumacząc sobie, że następnym razem odkupią i oddadzą".

Jednak nie tylko klasyczne podbieranie jest dziś metodą na "tanie” życie. Można też spróbować darmowej jazdy. "Codziennie do pracy jeździł z nami kolega. Przez ponad pół roku nie zaproponował, że dołoży się do paliwa, ani razu nie usłyszeliśmy »dziękuję«, czy też prośbę »możecie mnie zabrać?«. Gdy oszczędniś usłyszał: »Słuchaj kolego, żeby jeździć, to trzeba tankować«, znalazł sobie inną taksówkę, póki co też darmową"- pisze Eris.

Tupet to jedna z częstych cech osób pasożytujących. Znajomy Juniora7, podwożony przez niego do pracy, skwitował to w następujący sposób: "Dobrze, że mogę się z tobą zabierać. Zaoszczędzę, to mogę sobie darmowe piwko wypić i paczkę fajek więcej kupię".

Wyjątkowym przykładem arogancji może być zachowanie pana, żerującego przez jakiś czas na Ali. "Codziennie dojeżdżał ze mną do pracy na wsi, po koszmarnej drodze, bez dokładania do paliwa, bo przecież ja i tak bym jechała.  Ponieważ był prezesem związków, często wyjeżdżał do Urzędu Gminy do miejscowości oddalonej ok. 10 km i oczywiście nie autobusem, tylko moim samochodem, bo przecież i tak stałby w tym czasie na parkingu. Za którymś kolejnym wyjazdem, kiedy zapytałam dlaczego dzisiaj nie przyjechał własnym samochodem skoro wiedział, że będzie wyjeżdżał, zdenerwowany odparł, że ja to chyba jestem już kompletnie głupia, jeżeli myślę, że w sprawach służbowych on będzie tłukł swój samochód po tej koszmarnej dziurawej drodze. Poza tym wczoraj go umył i wypastował, a mój przecież i tak jest wiecznie brudny to już nic mu się nie stanie".

Internautka V przyznaje, że sama dała się wciągnąć w nieprzyjemną sytuację. Matka kolegi jej syna zaproponowała, by na zmianę odbierały chłopców z przedszkola – w ten sposób każda z mam, miałaby w tygodniu chwilę dla siebie. "Do tej pory nie udało się tamtej mamie zaprosić mojego syna do domu, natomiast ja jej dziecko odbierałam i gościłam u siebie kilkanaście razy. Kiedy po tych kilkunastu razach mój syn zapytał, dlaczego on nie chodzi do domu kolegi tylko ten przychodzi do nas, a on także chciałby pobawić się jego zabawkami, ja zastrajkowałam i przestałam odbierać kolegę ze szkoły, łudząc się, że owa mama zrozumie całą sytuację. Niestety nie zrozumiała, wolała się obrazić i nastawiła swojego małego syna przeciwko mojemu, mówiąc, że jest niedobrym kolegą" – wyznaje ze smutkiem internautka i przyznaje, że sama jest sobie winna.

Zazwyczaj osoby, które żerują na dobroci innych uważają, że są zaradne życiowo. Czasem wręcz wprost obrażają swoich dobroczyńców. Skąd w nich taka bezczelność? Dr Jarosław Kulbat twierdzi, że wynika to z tzw. dysonansu poznawczego. - Świadomość łamania obowiązujących w grupie norm społecznych u większości ludzi wywołuje nieprzyjemny stan dysonansu, który może przechodzić w poczucie winy lub wstyd. Ludzie są motywowani do redukcji tego nieprzyjemnego stanu. Mogą to robić na różne sposoby. Na przykład umniejszać znaczenie występku („to nic takiego”), albo właśnie obrażać dobroczyńców, którzy swoją naiwnością zasłużyli na to, że są wykorzystywani.

 

Jak nie dać się naciągnąć?

Internauci, biorący udział w debacie pt. "Żerować na naiwnych", uznali prawie jednogłośnie, że osoby żerujące na dobroci innych to „cwaniaczki i pasożyty”.

Część osób takie zachowania przypisuje naszym "narodowym cechom". "Polactwo w pełnej krasie. Złodziejstwo, cwaniactwo, buractwo i święte oburzenie. Ale niech tylko ktoś nastanie na ich dom i telewizor - biada mu!" – konstatuje internauta Czy to jeszcze ja. Zwraca uwagę, że pokutuje wśród nas przekonanie, że wszystko nam się należy. "Począwszy od emerytek, co są w stanie zabić za miejsce siedzące, do młodych osób, które drobne kradzieże i buszowanie w cudzych rzeczach uważają za normę".
Dlaczego dajemy się nabierać na różne chwyty osób pasożytujących na naszej dobroci?
- W większości przypadków, mechanizmy psychologiczne, które są odpowiedzialne za skuteczność trików naciągaczy, służą dobrej sprawie – podkreśla psycholog społeczny Jarosław Kulbat. - W praktyce oznacza to, że świadomość bycia wykorzystanym pojawia się po fakcie.

Ofiary sprytnych naciągaczy często czują się bezsilne i wręcz zawstydzone swoją naiwnością. W konsekwencji tego, raz wykorzystane, postanawiają już więcej nigdy nikomu nie pomagać, by nie paść ponownie ofiarą ludzi pasożytujących. Czy można w jakiś sposób uchronić się przed naciągaczami? Okazuje się, że ludzie dysponują świetnym mechanizmem obronnym. – To nasza pamięć – podkreśla dr Jarosław Kulbat. - Gdy ktoś nas wpuści w maliny, następnym razem albo będziemy go unikać, albo uważnie słuchać tego, co mówi. Ostrzegamy też innych ludzi przed oszustami. Naciągacze zdają sobie sprawę z tego i stosunkowo rzadko próbują po raz kolejny. Pewien problem polega jednak na tym, że świadomość bycia wykorzystanym pojawia się z pewnym opóźnieniem i nic nie da się na to poradzić.

- Zajmuję się wpływem społecznym od ponad 10 lat: prowadzę badania, szkolenia, a trudno jest mi się oprzeć wrażeniu, że moja podatność na wpływ nie zmieniła się jakoś szczególnie – podsumowuje dr Kulbat.

 

http://blog.onet.pl/40348,1,archiwum_goracy.html

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin