Bajki relaksacyjne 1.doc

(64 KB) Pobierz
Słonko cały dzień świeciło, aż w końcu poczuło się bardzo zmęczone

 

 

 

 

BAJKI RELAKSACYJNE

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

„Słonko”

Słonko cały dzień świeciło, aż w końcu poczuło się bardzo zmęczone. Jego promienie stawały się coraz słabsze, coraz chłodniejsze słabiej ogrzewały ziemię. Zobaczyło w oddali małą górkę. Postanowiło schować się za nią i odpocząć. Wolno popłynęło po niebie w jej kierunku. Gdy znalazło się za szczytem pagórka, poczuło się jeszcze bardziej zmęczone. Słonko ogarnęła senność. Obok przepływały małe obłoczki, jeden, drugi, trzeci.... Niewiele myśląc wskoczyło w sam środek puszystej, błękitnej chmurki. Wtuliło się w mięciutki obłoczek i poczuło przyjemne ciepło. Chmurka jak pierzynka otuliła je ze wszystkich stron. Było wygodnie, przyjemnie, bezpiecznie. Obłoczek unosił słonko i delikatnie kołysał. Z daleka dochodził delikatny śpiew ptaków, który jak kołysanka tulił do snu. Słonko rozłożyło się wygodnie, odpoczywało. Oddychało równo, miarowo, spokojnie. Czuło się coraz bardziej senne i senne. Zamknęło oczy i popłynęło leżąc na obłoczku.. Płynęło i płynęło leżąc bezwładnie. Promienie całym ciężarem spoczęły na obłoczku. Obok płynęły chmurki jedna, druga, trzecia, nie spiesząc się, powoli. Słonko oddychało równo, miarowo, spokojnie. Powyżej był błękit, spod którego wyglądały migocące gwiazdki i śpiący księżyc zwinięty, jak rogalik. Poniżej znajdowały się pagórki porośnięte zielenią, a w dolinie leniwie płynęła rzeka. Słonko zamknęło oczy i odpoczywało. Całe zmęczenie trudami dnia z wolna uwalniało się i spływało na chmurkę. Słonko stawało się coraz lżejsze i lżejsze, wymywało z siebie całe zmęczenie. A obłoczek robił się coraz cięższy i cięższy, coraz ciemniejszy i coraz większy. Aż stał się dużą chmurą, z której spadł deszcz. Krople, jak wielkie sople, spadały na ziemię: kap, kap, kap... Chmura pozbyła się niechcianego ciężaru i z powrotem stała się obłoczkiem.    Nie wiadomo skąd nagle pojawił się delikatny wiaterek. Podmuchał na chmurki, które zaczęły szybciej płynąć po niebie. I jeszcze szybciej i szybciej. Ze słonka ściągnął obłoczek jak pierzynkę. Wówczas słońce otworzyło oczy, ziewnęło, przeciągnęło się i wolno podniosło się z mięciutkiego obłoczka. Orzeźwiający wiaterek wiał coraz mocniej i mocniej. Zewsząd dochodził coraz głośniejszy śpiew ptaków. Słonko ciekawie wyjrzało zza chmurki i zobaczyło, jak drzewa, krzewy wyciągają swe liście do nieba czekając na ciepłe promienie. Wiatr dmuchał na chmurki jak na dmuchawce, z coraz większą siłą, aż rozpierzchły się po całym niebie. Słonko poczuło się lekkie i rześkie. Otrzepało z siebie resztki snu i pełne nowych sił zeskoczyło z obłoczka, który czym prędzej popędził za innymi. Zajaśniało pełnią blasku i znowu skierowało promienie na ziemię, obdarzając drzewa, kwiaty i krzewy swym ciepłem. Wokół zapanowała radość.

 

„Samochód ciężarowy”

 

Ciężarowy samochód jedzie wysoko, wysoko w górach. Pnie się po autostradzie, to w górę, to w dół i znowu z wysiłkiem wspina się wyżej i wyżej. Ciężko pracuje silnik; szumi, stuka i dudni. Samochód jest bardzo zmęczony. Dzień i noc w drodze. Pędzi przed siebie dalej i dalej, szybciej, i szybciej. Słonko wolno chowa się za chmury, zaraz zapadnie zmrok. Ciężarówka wjeżdża do miasta. W oknach domów zapalają się światła, latarnie oświetlają drogę. Jest wieczór. Samochód zbliża się do celu podróży, do domu. Utrudzony jazdą po betonowych szosach, zmęczony hałasem, czeka na chwilę, kiedy będzie mógł zatrzymać się, wypocząć, odzyskać siły. O, już zajechał pod swój garaż. Hamuje z piskiem radości. Wolno wjeżdża do środka. Jest ciemno. Ciężarówka nieruchomieje, gasi światła, ucisza się z wolna warkot silnika. Opony ciężko opadają na podłogę jak na materac. Samochód układa się do snu. Nareszcie, po dalekiej podróży odpoczywa. Cisza tuli go do snu. Zasypia.

Śni, że jest na spacerze, jedzie bardzo wolno po małej wijącej się drodze, obok której rosną drzewa. Delikatny wiaterek muska maskę samochodu, głaszcze, a promienie słońca ogrzewają, tulą. Jest spokojnie, cicho i przyjemnie. Zewsząd dochodzi szum wiatru, drzew i cichej pracy silnika. Ciężarówka mija bez pośpiechu lasy, pola, zielone łąki i pasące się na nich zwierzęta, bujne lasy, i błękitne jeziora leżące w dolinie. Jest pięknie dookoła. To wspaniale być ciężarówką i podróżować po świecie.

Jedzie dalej, znowu mija lasy i pola, małe miasteczka, i wsie rozłożone dookoła. Dalej i dalej, wolno, nie spiesząc się, spokojnie. Rozpływa się gdzieś całe zmęczenie. Samochód mknie lekko, jakby fruwał po drodze.

Wtem pierwsze, ranne promyki wpadają przez bramę do garażu. Kierowca otwiera drzwi na oścież, światło wpada do środka garażu. Jest piękny, jasny dzień. Pora wstawać, czas na poranną kąpiel. Samochód przeciąga się, o tak, raz i drugi, i trzeci. I już po chwili czuje miłą pianę i ciepły strumień wody, który obmywa go z resztek snu. Opony nabierają powietrza, stają się silne, gotowe, by ruszyć w trasę. Samochód radośnie zapala silnik i z nową energią i zapałem, wypoczęty, rusza w drogę.

 

„Bajka o kotku”


W małym, przytulnym domku na wsi żył sobie malutki kotek. Pewnego ranka kotek obudził się w nie najlepszym humorze. Na domiar złego wstał lewą łapką. Przy śniadanku wylał mleczko ze swego spodeczka, później zrzucił wazonik z kwiatkiem. Wazonik rozbił się w drobny mak. Nic więc dziwnego, że kocia mama dała klapsa swojemu synkowi i poleciła, by poszedł bawić się na podwórko. Kotek z nadąsaną minką wyszedł do ogrodu. Wiejski ogródek ze wszystkich stron otoczony był drzewami owocowymi. W samym jego środku rosła zielona trawka i białe, żółte, niebieskie i czerwone kwiatki. Na ścieżkach pomiędzy roślinkami spacerowały żółte kaczuszki i kurczątka ze swoimi mamami. Z prawej strony ogródka, na zielonej trawce, pod drzewami kicały sobie puchate króliczki. Mały kotek zauważył też małą, szarą myszkę, która wygrzewała się w promieniach słońca. Podbiegł do niej, żeby się pobawić, ale myszka przestraszyła się i uciekła. Kotek nie poczuł się zawiedziony. Wręcz przeciwnie - na jego pyszczku pojawił się mały uśmiech. Kotek przeszedł się po ogródku, ale nie gonił już żadnych zwierzątek. Przyglądał się im tylko. Raz po raz wąchał kwiatki, by lepiej poczuć ich delikatny zapach. W końcu poczuł się zmęczony. Położył się więc wygodnie na trawce, jak na miękkim kocyku. Ułożył się brzuszkiem do słonka, które wychylało się zza chmurki i posyłało małemu kotkowi ciepłe promyczki. Kotek jeszcze bardziej wystawił pyszczek do słoneczka i poczuł jak przyjemne ciepło obejmuje całe jego ciałko. Słyszał ciche brzęczenie różnych owadów, które latały nad kwiatkami i zbierały nektar. Kotek zamknął oczka. Zrobił kilka głębokich wdechów i wydechów. Potem oddychał równo i spokojnie. Po chwili pojawił się lekki wiaterek, który kołysał drzewa, trawę i kwiaty, jakby do snu. Kotek poczuł jego delikatne muśnięcie, które zabrało z sobą całe niezadowolenie. Kotek poczuł się tak dobrze. Czuł, że został obmyty ze wszystkich swoich zmartwień i kłopotów. Czuł się lekko i spokojnie. Odpoczywał. Ocknął się, kiedy poczuł coś mokrego na swoim futerku. Otworzył oczka i popatrzył na chmurki. Myślał, bowiem, że pada ciepły letni deszczyk. Jednak puszyste, białe chmurki wolniutko płynęły po niebie i ani myślały o tym, by zamienić się w kropelki deszczu. Kotek podniósł się na swoje cztery małe łapki. Rozejrzał się dookoła i zobaczył małą ogrodniczkę, która w obu rękach trzymała konewki z wodą. Dziewczynka podlewała kwiatki tuż obok i dlatego trochę wody spadło na kocie futerko. Kropelki wody przywróciły kotkowi siłę. Kotek przeciągnął się i otrząsnął futerko. Czuł się teraz rześki i wypoczęty. Na swój koci sposób uśmiechnął się do dziewczynki. Nie miał jednak ochoty na kąpiel, więc radośnie machając ogonem podążył do domu.

 

„Bajka o białym motylku”

 

Mały biały motylek czuł się dzisiaj samotny. Nic go nie cieszyło. Nie miał ochoty na zabawę. Siedział w cienistym miejscu na suchym badylu trawy. Nagle nadbiegł mały kotek i przestraszył białego motylka. Motylek odfrunął leniwie. Wzbił się wysoko w górę i nagle zobaczył, że niedaleko jest piękny ogród. Poleciał tam. Długo krążył nad kolorowymi kwiatami, które niczym dywan pokrywały znaczną część ogrodu. Krążył i krążył. Raz niżej nad kwiatami. Raz wyżej koło drzew, których owoce pięknie pachniały. Motylek poczuł ciepło i radość w swoim malutkim serduszku. Kiedy zmęczył się lataniem, usiadł na jednym z wielu kwiatków. Rozłożył skrzydełka, które słoneczko czule pieściło swoimi promyczkami. Motylek oddychał równo i spokojnie. W nosku czuł miły zapach kwiatka, na którym siedział. Motylek siedział cichutko i odpoczywał. Patrzył na chmurki, które leniwie płynęły po niebie. Płynęły i płynęły nigdzie się nie spiesząc. Kiedy delikatny wiaterek zaczął kołysać kwiatkiem, motylek poczuł się senny. Przymknął oczka. Było mu tak dobrze. Nagle poczuł na swych białych skrzydełkach coś mokrego. Otworzył oczka. Rozejrzał się dookoła. Zobaczył, że z nieba spada delikatny deszczyk. Deszczyk ożywił motylka, który radośnie poderwał się z kwiatka. Biały motylek polatał jeszcze nad pięknym kolorowym ogrodem. Później uśmiechnął się do siebie i zadowolony pofrunął do domu.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

„Bajka o gorylku”

 

Mały gorylek szedł wolno przez dżunglę. Czuł się bardzo zmęczony. Jego małe nóżki nie chciały już dalej iść. Gorylek znalazł więc małą polankę, na której chciał odpocząć. Stanął na jej skraju i rozejrzał się dookoła. Zobaczył niezbyt wysoką trawę i niebieskie kwiatki pomiędzy nią. Nad polanką fruwały kolorowe motylki, a wysoko na niebie wolno i leniwie przesuwały się białe, puszyste obłoczki. Słonko wysyłało swe ciepłe promyczki na ziemię, by czule pieściły wszystkie roślinki i zwierzątka. Gorylek odetchnął głęboko i ułożył się wygodnie wśród traw. Z oddali słyszał ciche brzęczenie owadów. W nosku czuł delikatne zapachy kwiatów i traw. Zamknął oczka. Odpoczywał. Oddychał równo i spokojnie. Lekki wiaterek delikatnie muskał jego mięciutkie futerko. Gorylek poczuł się senny i wkrótce zasnął. Wokoło zapanowała cisza. Nagle wiatr zaczął silniej dmuchać. Gorylek i cała polanka obudzili się ze snu. Gorylek przeciągnął się leniwie, otworzył oczka i przetarł je łapkami. Orzeźwiający wiaterek jakby ożywił gorylka, który podniósł się ochoczo. Czuł się teraz wypoczęty i odprężony. Z radością otrzepał swe futerko, podskoczył pięć razy i z uśmiechem na pyszczku podążył do domu.

 

 

 


 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

„Bajka o zajączku”


 

Był sobie mały, puchaty zajączek. Pewnego razu mały, puchaty zajączek wybiegł z lasu na pobliską łąkę. Łąka porośnięta była wysoką, ale bardzo mięciuchną i delikatną trawką. Między zieloną trawką widać było małe i drobne żółte, białe i niebieskie kwiatki. Zwierzątko biegało przez chwilę a potem położyło się na samym środeczku zielonej łączki. Zajączek ułożył się bardzo wygodnie i długo spoglądał na niebieskie niebo, po którym wolno płynęły białe obłoczki. Białe obłoczki układały się w kształty puszystych owieczek, które sympatycznie uśmiechały się do zajączka. Płomyczki słonka czule pieściły miękkie futerko zajączka, a lekki wiaterek cichutko poruszał zielone listki traw. Malutkie serduszko zajączka biło bardzo wolno, wolniutko, a oddech był równy i spokojny. Oczka zajączka zaczęły się przymykać, aż w końcu się zamknęły i zajączek zasnął. Małemu, puchatemu zajączkowi śniły się soczyste czerwone marchewki. Już miał zjeść jedną z nich, gdy poczuł coś mokrego na swoim nosku. Zajączek otworzył swe zielone oczka. Soczyste marchewki zniknęły, a zajączek przekonał się, że leży na zielonej łączce. Następna kropelka ciepłego deszczyku rozbudziła zajączka do końca. Zwierzątko podniosło się na cztery łapki i z radością zaczęło biegać po łączce. Kropelki deszczyku były bardzo małe, ciepłe i delikatne. Zajączek właśnie taki deszczyk lubił. Biegał więc i skakał radośnie. Bawiłby się tak aż do wieczora, ale w końcu zgłodniał i z uśmiechem pobiegł do domu na obiad.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

„Kotek”

Mały kotek samotnie wracał ze szkoły. Ciągnął łapkę za łapką wolno, jakby ospale. Był smutny, nic go nie cieszyło, czuł się bardzo nieswojo. Niechętnie prychał na inne przechodzące obok zwierzęta. Nagle nadleciał malutki motylek i nad samym nosem kotka zrobił okrążenia, jedno, drugie, trzecie. Chyba mi się przygląda – pomyślał kotek i łapką próbował odgonić motylka. Ale ten wcale nie odlatywał, tylko krążył, krążył i jak samolot kreślił znaki w powietrzu. Kotek patrzył i patrzył, jak zaczarowany, w piękny lot motyla. A ten wzbił się wyżej, jakby chciał dolecieć do słońca, i nagle znikł mu z oczu za wysokim ogrodzeniem. Zaciekawiony kotek zbliżył się do płotu, wdrapał się po deskach i znalazł się w ogrodzie. Rozejrzał się dookoła. Było tam tak pięknie, rosły wysokie owocowe drzewa sięgające koronami do nieba, a małe krzaczki, jakby przy nich przycupnięte, trzymały się ich jak maminej spódnicy. Rosły też kolorowe kwiaty, które jak dywan pokrywały cały ogród. Kotek poczuł zapach ziemi, kwiatów, krzewów i drzew. Pociągnął mocno noskiem i zapach jak fala, jakby ramionami, objął go. Kotek położył się na trawie i oddychał miarowo, równo i spokojnie. Przetarł oczy, podłożył łapki pod głowę, wyciągnął całe ciałko, było mu bardzo wygodnie. Leżał teraz i odpoczywał. Poczuł senność. Słonko wysyłało swe promyki na ziemię, by pogłaskały każdy kwiatek, każdy listek i każdą roślinkę. Kotek poczuł przyjemny dotyk ciepłych promieni. Zamknął oczy. A promyczki jeden po drugim głaskały go, przyjemnie ogrzewając. Po chwili pojawił się delikatny wiaterek, który kołysał listki i gałęzie, jakby do snu. Pochylił się nad kotkiem i też go kołysał, trzymając w swoich ramionach. Kotek poczuł, jak wiaterek przesuwając się teraz po nim od głowy do łap, do pazurków samych, z wolna uwalnia go od smutków, i jeszcze raz, i jeszcze delikatnie przesuwając się od głowy w dół ciałka, zabiera z sobą całe niezadowolenie. Kotek poczuł się tak dobrze, poczuł się spokojny, jakby obmyty ze wszystkich swoich dużych i małych zmartwień. Otworzył wolno oczka i popatrzył na chmurki, które płynęły po niebie, nie spiesząc się, leniwie, nie przeganiając się, zgodnie. Płynęły i płynęły, a wiatr wolno je popychał. Kotkowi było tak dobrze. Nagle jedna mała kropelka spadła mu na nos. Co to ? - zdziwił się. Rozejrzał się dookoła i zobaczył, jak kwiatki wyciągają swoje małe główki do kropli deszczu, zupełnie jak on pyszczek do miseczki z mlekiem. Usiadł na trawie. Przeciągnął się. Kropelki deszczu wolno, lecz miarowo spadały na spragnione roślinki. Wraz z tym delikatnym deszczem wróciła mu siła. Wstał, otrząsnął futerko, uśmiechnął się do siebie zadowolony. Pora iść do domu - pomyślał. Ale dziwną przeżyłem przygodę w tym ogrodzie, gdzie przyprowadził mnie motylek. Wrócę tu jeszcze - obiecał sobie - tu jest tak pięknie i spokojnie. Wyprężył się do skoku i jednym zamachem przeskoczył płot. Radośnie machając ogonem, wracał do domu.

Nauka fruwania wróbelków”

 

Mama prowadziła małego wróbelka do szkoły. Szedł tam dzisiaj pierwszy raz. Czego ja się będę uczył ? - zastanawiał się. Wszystkiego, co przyda ci się w życiu - odpowiedziała tajemniczo mama, ale on tylko pokręcił łebkiem, bo w dalszym ciągu nic nie rozumiał. O, już jesteśmy - powiedziała mama., gdy stanęli pod wielkim dębem, naokoło którego było już wiele mam ze swoimi pociechami. Panował gwar nie do opisania. Nagle pojawiła się wielka pani Wróbel, nauczycielka w okularach na dziobie, i powiedziała donośnym głosem: Witam wszystkich nowych uczniów na pierwszej lekcji nauki fruwania ! Zwracając się do mam, dodała: Dzisiaj wasze pociechy już samodzielnie przylecą do domu, nie potrzebujecie po nie przychodzić.
A teraz proszę mnie zostawić z dziećmi, bo chcę rozpocząć lekcję. Rozległo się ciche klap, klap, klap. To dźwięk, jaki wydają dzioby, gdy dotykają się przy pożegnaniu. Po chwili mamy wróbelków odleciały. Nauczycielka podchodziła do każdego z uczniów
i pomagała mu się dostać na gałązkę dębu. Kiedy ostatni już był na drzewie, pani powiedziała: - Proszę położyć się na brzuszku wygodnie, o tak, jak najwygodniej. Rozkładamy szeroko skrzydełka, oddychamy wolno, spokojnie. Przywieramy całym ciałem do drzewa. Czujemy zapach kory, miły powiew wiatru, odpoczywamy. Oddychamy miarowo i spokojnie. Wyobraźcie sobie, małe wróbelki, że powiew mógłby was unieść w powietrze tak, jak unosi liście. Czujecie się wspaniale. Proszę lekko poruszać skrzydełkami, raz, dwa, wolniutko, a teraz troszkę szybciej, raz, dwa. - Skrzydełka małego wróbelka jak skrzydełka latawca lekko poruszały się. - Odpychamy się nóżkami od gałązki i płyniemy w powietrzu, płyniemy razem. - Nasz wróbelek poczuł, że skrzydełka same go unoszą. Obok niego, z boku i z tyłu, i nad nim fruwały inne wróbelki. Poruszał lekko skrzydełkami i wzbijał się w górę, w błękit nieba. Czuł się tak lekko i swobodnie, było mu tak przyjemnie ! Popatrzył w dół, wznosił się nad zielonymi koronami drzew. Dookoła rozciągał się piękny park. Nie spiesząc się, w ślad za nauczycielką leciał w górę, do słońca. Ciepłe słoneczko wychyliło się zza chmurki i ciekawie spoglądało na wróbelki. Posłało promyczek, który ciepłym dotykiem przyjemnie go pogłaskał. Wróbelek wznosił się w górę, wyżej i wyżej. Czuł się lekko i swobodnie. Teraz przelatywał nad łączką, zatoczył koło, jedno, drugie i wolniutko sfruwał w dół. Był nad małym strumyczkiem, przy brzegu którego wygrzewał się na słoneczku zajączek. Sfrunął jeszcze niżej, nad samą taflą wody, zobaczył kolorowe rybki, jak wolno płynęły z nurtem, usłyszał, jak kumkają żabki: kum, kum, rozmawiając między sobą. Poczuł zapach łąki, kwiatów. Wciągał głęboko ten zapach w siebie. Sfrunął nad brzegiem strumyka, usiadł na małym kamyczku, nachylił się i napił wody. Była zimna i orzeźwiająca. Posłuchał szemrzącego strumyka. Odpoczywał. Wiatr lekko muskał mu piórka. Postanowił zamoczyć łapki, wszedł do wody, popryskał się nią troszeczkę, jak to wróbelki mają w zwyczaju. Otrząsnął się i tysiące kropelek spadło na spragnione wody roślinki. Zrobił to raz i drugi, pokropił wszystkie kwiatki dookoła. Poczuł się rześko, czuł, że wstępuje w niego razem z tą zimna woda energia. Nagle usłyszał głos nauczycielki: - Pora wracać ! - Znowu rozpostarł skrzydła i z niezwykłą siłą wzniósł się wysoko, wysoko. Wzbijał się szybko, wznosił się jak samolot i krążył w powietrzu pełen sił
i radości, że potrafi fruwać. Tak skończyła się pierwsza lekcja nauki fruwania
w szkole dla wróbelków. Jeśli będziecie chcieli wrócić, to możemy to zrobić jutro
i zobaczyć, czego jeszcze uczą się ptaszki w swojej szkole.

 

 

 

 

„Niedźwiadek”

 

Mały niedźwiadek szedł wolno przez las. Czuł ogarniające go zmęczenie, nóżki zrobiły się jakieś ciężkie i nie chciały odrywać się od ziemi. Rozglądał się dookoła, szukając miejsca do odpoczynku. Drzewa rosły tutaj rzadziej, słońce coraz swobodniej przeciskało się przez konary drzew, oświetlając wszystko dookoła.

Chyba niedaleko jest jakaś polanka, tam sobie odpocznę - pomyślał miś.
I rzeczywiście, po chwili jego oczom ukazała się mała łączka otoczona ze wszystkich stron drzewami. Stanął na jej skraju i znieruchomiał z zachwytu: niskie krzewy, trawa, kwiaty jak kolorowy dywan rozkładały się u jego stóp. Na środku łączki zajączki, króliczki, ba, nawet myszki wygrzewały się w promieniach słońca. Spojrzał na niebo. Było bezchmurne, słońce jakby wiedziało, że zwierzęta oczekują na jego promienie, bo świeciło bardzo mocno. Miś wystawił pyszczek do słońca i poczuł, jak przyjemne ciepło obejmuje najpierw jego głowę, a potem całe ciało. Usłyszał lekki szum wiatru
i brzęczenie owadów, które unosiły się nad kwiatami. Głęboko odetchnął. W nos wkręcał się delikatny zapach trawy i kwiatów.

Tutaj jest wspaniałe miejsce do odpoczynku - pomyślał, po czym położył się wygodnie na trawie, jak na kocyku, łapki podłożył sobie pod głowę. Zamknął oczy. Odpoczywał. Oddychał miarowo i spokojnie. Zrobił głęboki wdech, wciągnął powietrze przez nos, a po chwili wypuścił je. Powtórzył to jeszcze raz. Czuł, jak z każdym wydechem pozbywa się zmęczenia. Był teraz przyjemnie rozluźniony, poczuł się ciężki i bezwładny. Jego głowa, brzuszek i nóżki były jak z ołowiu. Wtulił się w trawkę jak w kołderkę. Było mu bardzo wygodnie. Oddychał równo i miarowo, jego klatka piersiowa spokojnie w rytm wdechu i wydechu unosiła się i opadała, tak jak fale morskie, kiedy wolno i leniwie przybijają do brzegu. Poczuł się teraz tak dobrze ! Delikatny wiaterek przesuwał się po całym jego ciele, rozpoczynając od czubka głowy aż po koniuszki łapek, zabierając z niego zmęczenie i napięcie. Robił to raz i drugi, powtarzał wiele razy. Promienie słońca przyjemnie ogrzewały. Miś odpoczywał. Po chwili zasnął, a razem z nim zajączki, króliczki i nawet małe myszki. Zrobiło się tak cicho, że nie słychać było nawet brzęczenia pszczół. Słońce wolno szło po niebie.

Nagle, nie wiadomo skąd, pojawiły się małe chmurki, rozpoczęły zabawę
w chowanego, biegały po całym niebie, zagradzały drogę promyczkom, które płynęły na ziemię. Wiatr zaczął silniej dmuchać, łączka budziła się ze snu. Zabrzęczały pszczółki, które znowu zabrały się do zbierania miodu z kwiatów, ptaszki rozpoczęły swe trele, a motyle rozpościerając skrzydełka, unosiły się nad roślinkami. Wtem jeden z nich, taki najmniejszy motylek usiadł na nosku niedźwiadka i w rezultacie niechcący go przebudził. Miś leniwie otworzył oczy. Przetarł je łapkami. Ziewnął raz i drugi, przeciągnął się. Wiaterek tymczasem nagle zawirował, zatańczył i chłodnym powietrzem orzeźwił go. Najpierw dotknął jego łap. Wniknęła w nie ożywcza siła, miś poczuł, jakby zanurzył je w chłodnym strumyku. Ten przyjemny, orzeźwiający dotyk przenikał coraz wyżej i wyżej, jak prysznic ogarnął ciało, dając energię, przepełniając siłą. Miś łapkami, główką, nóżkami.

Wstał, otrzepał futerko, poczuł się odprężony i wypoczęty. Wiaterek wzmagał się, coraz silniej, tańcząc po łące i zachęcając wszystkich do zabawy. W jego rytm pochylały się trawy, kwiatki, a nawet krzewy ruszały swymi gałązkami jak ramionami.

Cudownie wypocząłem - pomyślał miś. - Jutro na pewno tutaj powrócę, ale teraz już pora wracać do domu. Czeka tam przecież na mnie mama i przepyszny podwieczorek. W tym momencie pogłaskał się po brzuszku i ruszył energicznie, podskakując w rytm podmuchów, w kierunku swego domu.

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin