Atomowy piec wodorowy Lyne'a.doc

(181 KB) Pobierz
ATOMOWY PIEC WODOROWY LYNE'A

ATOMOWY PIEC WODOROWY LYNE'A

Przemysław Ilukowicz

Początki

W roku 1997, a więc prawie dziesięć lat temu, nakładem wydawnictwa Creatopia Productions ukazała się książka Williama Lyne'a Occult Ether Physics (Okultystyczna fizyka eteru). Książka wpisuje się znakomicie w trudną do zrozumienia historię zaślepienia sfer zajmujących się nauką i poznawaniem świata.

Autor przedstawił w niej rozwiązanie mogące uwolnić nasz świat od problemu niedostatku energii, które notabene przekazał społeczeństwu za darmo. Dodajmy, że to czysta i łatwo dostępna energia.

Oddajmy głos autorowi:

Po raz pierwszy usłyszałem o spawaniu wodorem atomowym na wykładach o metodach produkcji w przemyśle. Było to w roku 1963 na Uniwersytecie Stanowym im. Sama Houstona w Huntsville w Teksasie. Proces spawania, o którym mowa, oparty był na odkryciach lrvinga Langmuira z roku 1912[1] dotyczących dysocjacji i rekombinacji cząsteczek wodoru, w ślad za którymi nastąpił wynalazek palnika wodorowego. W latach sześćdziesiątych metoda ta była już uznana za przestarzałą, uderzyło mnie wtedy, że ten wartościowy proces zarzucono właściwie z nieznanych powodów i prawie natychmiast zacząłem rozmyślać nad możliwością zastosowania go do budowy pieca.

Około roku 1976 dowiedziałem się, że tego typu palnik wykorzystywano w Niemczech do rafinacji cennych metali, a konkretnie do usuwania zanieczyszczeń z platyny przy użyciu miedzianego tygla chłodzonego od spodu wodą. Zapobiegało to stopieniu tygla (temperatura około 3500 stopni Celsjusza) i jednocześnie uświadomiło mi, że przy okazji podgrzewana była spora objętość wody, co utwierdziło mnie w słuszności prac nad projektem pieca. Jednocześnie rozważałem użycie określonej objętości wodoru w cyklu ciągłym, ponieważ w celu uzyskiwania ciepła nie było potrzeby spalać go, czyli łączyć z tlenem. W rzeczywistości wyeliminowanie tlenu jest dobre dla procesu dysocjacji. Woda lub inny płyn chłodzący zapobiega stopieniu komory, w której przebiega rekombinacja, i pomaga w przeniesieniu ciepła, które może być z kolei spożytkowane na różne sposoby, na przykład do ogrzewania.

W przeciwieństwie do twierdzeń Langmuira i innych relatywistów czułem instynktownie, że w tym procesie uzyskuje się więcej energii niż jej potrzeba do dysocjacji wodoru. Langmuir uważał, że całe wytworzone ciepło było wykorzystywane przez wodór w trakcie dysocjacji, podczas gdy ja uważam, że większość ciepła jest tu uzyskiwana z promieniowania przestrzeni.

Moja koncepcja była oparta na fakcie, że całkowita energia potrzebna do działania aparatu do spawania wodorem atomowym wydawała się znacznie mniejsza w porównaniu do tej, jakiej potrzeba do działania spawarek łukowych o podobnych parametrach i wydajności. Co prawda, to mniejsze zapotrzebowanie można by tłumaczyć większą koncentracją ciepła na wyjściu, uważam jednak, że w całościowym rachunku nie tłumaczy to aż tak dużo mniejszego zapotrzebowania na energię elektryczną na wejściu, zwłaszcza że typowy łuk elektryczny nie ulega zwykle jakiemuś szczególnemu rozproszeniu. To samo można powiedzieć o spawarkach gazowych.

Zgodnie z moim rozumowaniem, jeśli prawdą jest to, co utrzymuje Langmuir wraz z relatywistami, że energia powstała ze spalania wodoru jest równa energii, która jest użyta do uzyskania go z elektrolizy, to ciepło z rekombinacji wodoru (uzyskiwanego bezpośrednio z elektrolizy) jest w 100 procentach „energią darmową" - tym bardziej że taki wodór może być później spalony w powietrzu, aby odzyskać energię wydatkowaną na hydrolizę.

Dane uzyskane przeze mnie w trakcie badań wyraźnie wykazały, że uzyskane ciepło (109 kcal/gramomol) było 1058 razy większe od ciepła potrzebnego na dysocjację (rozbicie cząsteczki H2) (103 cal/gramomol) podanego w Norton Encyclopedia of Science (V wydanie, 1976).

W roku 1981 zbudowałem i badałem palnik wodorowy. Początkowo wytwarzałem wodór przy pomocy elektrolizy, ale później w testach i badaniach posługiwałem się butlą ze sprężonym gazem.

W roku 1996 skończyłem projektowanie LAHF (Lyne Atomic Hydrogen Furnace - Atomowy Piec Wodorowy Lyne'a). W roku 1997 ukazało się pierwsze wydanie mojej książki Occult Ether Physics. Do wydania była dołączona errata korygująca błędy, które pojawiły się w obliczeniach. Owe błędy zostały poprawione w następnym wydaniu.

Za zgodą autora pozwolę sobie teraz przedstawić fragmenty VI rozdziału jego książki zatytułowanego „Masakra darmowej energii" („Free Energy Massacre"), które wyjaśnią czytelnikom, o co w tym wszystkim chodzi

Tak naprawdę reakcja atomowa wodoru może być satysfakcjonująco wytłumaczona, zarówno rozbicie jak i ponowne połączenie cząsteczki, za pomocą teorii eteru. Chociaż to, że energia wiązania między dwoma atomami molekuły wodoru zawiera tę energię w jakiś tajemniczy i nieokreślony sposób, może być dyskusyjne, to właśnie to jest argumentem przemawiającym za teorią eteru, ponieważ energia wiązania musi być jakoś wymieniana z energią, która jest uwalniana w czasie tworzenia cząsteczki, zgodną z taką samą reakcją odwrotną.

Wodorowa reakcja atomowa po raz pierwszy zwróciła moją uwagę w roku 1964, kiedy studiowałem technologię procesów przemysłowych na Stanowym Uniwersytecie im. Sama Houstona w Huntsville [Teksas]. Było to jakiś rok po zaliczeniu przeze mnie wykładów wstępnych z fizyki w szkole średniej. W trakcie przeglądania skryptu o różnych metodach spawania zaintrygowała mnie stara metoda zwana „spawaniem wodorem atomowym". Proces ten byt uznany za „przestarzały". Dla mnie z kolei wydawał się wartościowy nie tylko z powodu wysokiej temperatury - około 3400 stopni Celsjusza - wystarczającej do stopienia wolframu, ale także dlatego, że sam sobie tworzył osłonę w trakcie spawania, dzięki czemu mógł być wykorzystany do spawania różnych metali, często bez topika, i miał skoncentrowany stożek płomienia nie powodujący rozpraszania ciepła przy spawaniu cienkich elementów. W tej metodzie „normalny" dwuatomowy wodór H2 przechodził przez łuk elektryczny, który rozbijał cząsteczki H2 na wodór „atomowy" – H1. Na powierzchni spawanego metalu wodór atomowy ulegał rekombinacji, czyli połączeniu, wytwarzając przy tym dużo ciepła. Ta metoda bardzo zainteresowała mnie wtedy (i nadal interesuje), ale w ciągu minionych 31 lat ani razu nie udało mi się spotkać urządzenia do spawania tą metodą w sprzedaży. Dla przemysłu oczywistym uzasadnieniem porzucenia tego sposobu spawania był fakt, że została ona „zastąpiona" przez inne, „lepsze" sposoby, jak na przykład MIG. Zastanawiający jest również fakt, że coraz rzadziej można spotkać urządzenia do spawania „łukiem plazmowym". Ponieważ spawanie plazmą jest swego rodzaju rozwinięciem spawania wodorem atomowym, które polegało głównie na przeprojektowaniu palnika, „tajemnicze" powody ograniczania tej metody zapewne są takie same.

Ta metoda dojrzewała gdzieś w zakamarkach mojego umysłu przez kilka następnych lat - aż do roku 1976, kiedy to postanowiłem wykorzystać ją do spawania stali nierdzewnej, redukując i wytapiając platynowe zanieczyszczenia, ponieważ wodór redukuje takie komponenty z metalu (muszą być one przy tym ekranowane od tlenu). Proces zachodzący w tej metodzie spawania nie ma nic wspólnego ze spalaniem wodoru w tlenie, bowiem uzyskiwana w niej energia jest uwalniana w momencie, kiedy pojedyncze atomy wodoru łączą się w pary, tworząc „normalne" cząsteczki - następuje tak zwany proces rekombinacji. Brakowało mi wtedy jeszcze odpowiedzi na kilka pytań, ponieważ w posiadanych przeze mnie danych na temat tej metody brakowało pewnych, istotnych informacji. Sądziłem jednak, że jeśli Nikola Tesla miał rację, to również ja ją miałem - źródłem tej energii byt eter.

W metodzie spawania wodorem atomowym wodór nie jest w rzeczywistości „paliwem", ale raczej „medium", dzięki któremu następuje „ekstrakcja" i przetworzenie energii eteru - niewidzialnego promieniowania i energii elektrycznej na promieniowanie podczerwone (ciepło). Energia wymagana do przepompowania rekombinowanego wodoru do zbiornika [patrz rysunek] przed jego ponownym przepuszczeniem przez tuk elektryczny w celu rozłożenia cząsteczki wodoru H2 na wodór atomowy H1 nie była uwzględniona w obliczeniach. Energia ta może być zaniedbana z uwagi na fakt, że energia dysocjacji jest niewiele większa niż tysięczna część energii uzyskanej na wyjściu i jest to prawdopodobnie kierunek w stronę rozwiązania eliminującego udział w procesie pompy.


Jeśli atomy wodoru egzotermicznie uwalniają energię w czasie tworzenia cząsteczki, to ich energia potencjalna jest tracona, a mimo to uzyskują one swoistą „energię potencjalną" i na pozór jest to sprzeczne z logiką.

Skąd atomowy wodór miałby uzyskiwać energię, jeśli nie z eteru? Nic dziwnego, że naukowy establishment nie chce, abyście wiedzieli o jego istnieniu. Jeśli zaś mamy wierzyć „prawu zachowania energii" tak jak jest ono interpretowane przez „układ naukowy" (relatywistyczny, wykluczający istnienie eteru), to ten proces jest niemożliwy. Tymczasem, korzystając jedynie z danych dostępnych w „standardowych" opisach metody, wykazałem, że energia wejściowa wynosząca 103 kalorie na

gramocząsteczkę jest w jakiś dziwny sposób „podwyższana" do 109 000 kalorii na gramocząsteczkę wodoru, co daje wzrost o 1058 razy. Traktując owe 103 kalorie energii jako „wejściowe" (zwane „energią aktywacji"), w trakcie rekombinacji uzyskujemy z eteru na czysto 108897 kalorii na gramocząsteczkę.

Przypadkowo takie samo zjawisko wydaje się być oczywistym źródłem energii w nietypowym cieple uzyskiwanym w trakcie zjawisk kawitacyjnych, a także w procesach tak zwanej „zimnej fuzji" - oba zjawiska (procesy) energetyczne oparte są na jednoatomowym wodorze.

Wodór ma jeden niesparowany elektron na jednej powiększonej orbicie. Na tablicy Medelejewa takie atomy znajdują się w grupie 1A - wszystkie one mają pojedynczy elektron na zewnętrznej orbicie i reagują na światło oraz zmieniają się (transmutują), gdy są wystawione na promieniowanie ultrafioletowe - dzieje się tak ze wszystkimi pierwiastkami z liczbą atomową poniżej 19. Niektóre z tych pierwiastków transmutują w świetle widzialnym lub podczerwonym i wszystkie one mogą być użyte do uzyskania użytecznej, darmowej energii. Ta „fotoreaktywność" jest źródłem czasowej sztucznej radioaktywności wytwarzającej izotopy o krótkim półokresie rozpadu z emisją fotonu, która przywraca równowagę w atomie, kiedy wraca on do stanu podstawowego. Energia tych emisji radioaktywnych pochodzi z eteru, a nie z samych atomów. Atomy można by porównać do kryształów opisywanych w Efekcie Ramana, kiedy to światło przechodzące przez kryształ uzyskuje niższe częstotliwości. Podczerwone spektrum wytwarzane przez proces łączenia atomowego wodoru oddziałuje z normalną materią (atomową, cząsteczkową) z powodu dużej długości fali. Ten transfer jest najwyraźniej rodzajem czegoś, o czym tajemniczo wypowiadał się Tesla, mówiąc: „Nie ma innej energii w materii niż ta otrzymywana z otoczenia".

Jako pierwsi pomysł ten docenili inni poszukiwacze darmowej energii, choć trzeba przyznać robili to nie zawsze zgodnie z przyjętymi ogólnie zasadami postępowania w takich wypadkach. Spójrzmy, co na ten temat ma do powiedzenia autor:

W roku 1999 niejaki Nicholas Moller z greckiej części Cypru zamówił u mnie jeden egzemplarz mojej książki. Po dwóch latach, w roku 2001, z zaskoczeniem odkryłem, że skopiował żywcem moje rysunki pieca z VI rozdziału i przedstawił ten projekt jako swój własny pod nazwą MAHG (Moller Atomie Hydrogen Generator). Przy okazji usunął moje nazwisko. Zamieścił wszystko, co pisałem na temat Langmuira, nie dokonując przy tym żadnej istotnej zmiany (za to pomijając przy okazji wiele istotnych punktów) i posługując się verbatim moimi słowami.

To nie Langmuir wynalazł piec atomowy, ale ja sam. Również ja pierwszy zasugerowałem, że proces ten jest „nadmiarowy energetycznie", jak i to, że można w nim wykorzystywać „na okrągło" pewną ograniczoną ilość wodoru.

I co dalej?

Życie toczy się dalej. Abstrahując od moralnej oceny postępku Nicholasa Mollera, należy stwierdzić, że jest to osobnik obrotny i tematem zajął się na serio.

Moller, który powołał spółkę Spectrum Investment Ltd., wylądował w końcu w Petersburgu, gdzie nawiązał współpracę z drem Aleksandrem Frołowem prowadzącym spółkę badawczo-rozwojową Faraday Lab Ltd.[2] Jak wynika z oświadczenia dra Frołowa stosunki pomiędzy spółkami stały się napięte z uwagi na dość niepoważne traktowanie zobowiązań finansowych przez Mollera.[3]

W roku 2003 dr Frołow opracował nową wersję tego urządzenia (FMAHG - Frolov/Moller Atomie Hydrogen Generator[4]), które w wersji 2.0 było testowane w laboratoriach Jean-Luisa Naudina.[5] Osiągnięto tam wydajność rzędu 2000 procent. Według obliczeń autora wynalazku, dra Frołowa, teoretyczne maksimum dla tej konkretnej konstrukcji wynosi 8000 procent.

FMAHG jest cylindrem posiadającym wejście i ujście wody, która opływając chłodzi wewnętrzny zamknięty zbiornik-komorę zawierający wodór o ciśnieniu 0,1 atm. W centralnej części znajduje się wolframowe włókno żarowe o średnicy 0,25 mm służące jako katoda, gdzie wodór reaguje zmianą z postaci dwuatomowej na jednoatomową.[6] Wodór nie zużywa się trakcie tych zmian. W trakcie rekombinacji wydziela się ciepło, które jest odbierane przez wodę. To właśnie pomiary ciepła transportowanego na zewnątrz przez wodę służą jako praktyczny wskaźnik skuteczności metody.

Kluczem jest tu częstotliwość, z którą pulsuje anoda i katoda, by uzyskać niskoenergetyczny efekt rozdzielenia cząsteczki wodoru. Napięcie na anodzie i katodzie waha się w granicach od 200 do 300 V, przy czym cały proces jest w stanie uruchomić jedynie prąd stały. Pulsowanie odbywa się z częstotliwością rzędu 10 MHz.

Dr Frołow usiłował uzyskać patent na swoje urządzenie. Wysłał wniosek patentowy do Urzędu Patentowego Federacji Rosyjskiej, ale został on odrzucony, ponieważ uznano, notabene po długiej wymianie korespondencji, że ten efekt jest niemożliwy... i to mimo dostarczenia przez wynalazcę potwierdzonych pomiarów przez stosowny urząd państwowy.

Istnieje szansa, że badania będą kontynuowane w instytutach badawczych Wielkiej Brytanii i Australii, z którymi Faraday Lab. Ltd. nawiązał kontakt.

Na koniec należałoby zadać proste, ale być może głupie i naiwne, pytanie:

Dlaczego wydaje się miliardy dolarów na głupie wojny o ropę, gdy niewielka część tych pieniędzy mogłaby doprowadzić do opracowania tanich, samozasilających się generatorów energii opartych na takich zjawiskach jak wyżej opisane?

Formułując odpowiedź, należy bardzo poważnie rozpatrzyć udział w niej teorii spiskowych wszelakiego autoramentu. No i przy okazji należy zadać jeszcze jedno pytanie: czy żądza władzy i pieniędzy może doprowadzić do zagłady gatunku? Czy inteligentni ludzie mogą być zarazem aż tak głupi?

Mimo wszystko mam nadzieję, że normalny, zdrowy rozsądek zwycięży. Oby stało się to jak najszybciej.

 

Od redakcji:

Książkę Occult Ether Physics można zamówić bezpośrednio u autora, pisząc na adres: Creatopia Productions, William R. Lyne, Lamy, New Mexico 87540, USA, albo dzwoniąc lub faksując na numer (+1)505 4663022.

 

Przypisy:

 


[1] Irving Langmuir (1881-1957), otrzymał Nagrodę Nobla w dziedzinie chemii w roku 1932. Znacząca dla opisywanych tu urządzeń jest jego praca doktorska (Uniwersytet w Getyndze w Niemczech) z roku 1906, której tytuł brzmi „O częściowej rekombinacji dysocjowanych gazów podczas oziębiania". W roku 1912 wykazał, że wodór pod niskim ciśnieniem w kontakcie z drutem wolframowym rozżarzonym przez przepływ prądu elektrycznego rozpada się do postaci jednoatomowej i że temu zjawisku towarzyszy absorpcja ciepła. W roku 1926 wynalazł wodorowy palnik spawalniczy, w którym do dysocjacji wodoru zastosował wolframowe elektrody.

[2] http://www.faraday.ru/

[3] New Energy Technologies, nr 22 (3/ 2005), str. 2.

[4] http://jnlabs.imars.com/mahg/index oraz http://jnlabs.imars.com/mahg/mahgl.htm.

[5] http://jnlabs.org/

[6] New Energy Technologies, nr 22 (3/ 2005), str. 5, rysunek: poglądowy przekrój.

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin